Klawisze komputera klikały pod jej palcami z właściwą sobie regularnością, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Olga zerknęła na zegarek – wpół do dziesiątej rano. Znów. Już wiedziała, kto to.
- Oleńko, bardzo dziękuję – głos Swietłany brzmiał radośnie i napięto, jak zawsze, gdy prosiła o przysługę. – O jedenastej mam rozmowę kwalifikacyjną, a Masza jest przeziębiona, nie pójdzie do przedszkola. Jesteś w domu, prawda?
Za Swietłaną wyłoniło się dwoje dzieci – pięcioletnia Masza z czerwonym nosem i siedmioletni Dima, który już z zainteresowaniem zaglądał do mieszkania.
„Oczywiście, że w domu” – Olga odsunęła się, pozwalając im wejść. „Proszę wejść”.
– Jesteś moim wybawcą! – Swietłana pocałowała ją w policzek, zostawiając po sobie zapach tanich perfum. – Szybko, tylko na parę godzin. Dzieci będą się dobrze zachowywać, prawda, maluchy?
Dima zniknął już w salonie, a Masza zaczęła zdejmować buty i stawiać je na parkiecie.
- Swietłano, może powinnam poprosić Zoję Michajłownę, żeby ze mną usiadła? – Olga ostrożnie zasugerowała. – Mam dziś oddanie projektu, terminy gonią…
– Mama mówi, że ciśnienie jej skacze, gdy słyszy krzyk dziecka – Swietłana już zakładała rękawiczki. – Ile cię to kosztuje? Pracujesz w domu, masz wolny czas. Nie spędzasz całego czasu w biurze.
Olga poczuła znajomą irytację narastającą w piersi. Wolny czas. Pracowała dwanaście godzin dziennie, żeby utrzymać się na powierzchni jako freelancerka. Każdy projekt zagrażał jej reputacji, każdy niedotrzymany termin był ciosem dla jej przyszłych zarobków.
„Dobrze” – powiedziała cicho. „Po prostu postaraj się przyjść wcześniej”.
- Oczywiście! – Swietłana była już na progu. – Wy jesteście moimi złotymi, prawda, dzieci?
Drzwi zatrzasnęły się, a mieszkanie wypełniła szczególna cisza, która poprzedza burzę.
- Ciociu Olo, mogę obejrzeć bajki? – Masza ciągnęła ją za rękaw już od dziesięciu minut.
- Do zobaczenia, kochanie. Daj cioci popracować.
- A kiedy to? Czemu nie teraz? Co robisz?
Olga próbowała skupić się na ekranie. Prezentacja musiała być gotowa do szóstej wieczorem. Klient nie tolerował spóźnień – wiedziała to z doświadczenia.
Z salonu dobiegł huk. Potem krzyk dziecka.
- Dima rozbił mi samochód! – krzyknęła Masza.
- Nie zrobiłem tego celowo! Ona sama upadła!
Olga odkryła na podłodze fragmenty swojej ulubionej ceramicznej figurki – prezent od zmarłej babci.
- Och, – Dima wyglądał na winnego. – Czy możemy to skleić z powrotem?
Serce zamarło jej z bólu, ale Olga po prostu w milczeniu pozbierała się do kupy. Nie było sensu tłumaczyć dzieciom, co to dla niej znaczyło. I tak by nie zrozumiały.
Kiedy Swietłana wróciła o wpół do siódmej, Olga ledwo trzymała się na nogach. Prezentacja była w połowie skończona, mieszkanie przypominało pole bitwy, a Olgę bolała głowa od nieustannego hałasu dzieci.
- Jak się masz? Wszystko w porządku? – Swietłana wyglądała świeżo i radośnie. Miała na sobie nowy płaszcz, ewidentnie nie tani.
„To piękny płaszcz” – zauważyła Olga.
- Tak, widziałem to w witrynie sklepowej i nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Byłem w dobrym humorze po rozmowie i postanowiłem zrobić sobie prezent. A co z prezentacją? Nie miałem czasu?
„Będę miała czas” – skłamała Olga. „Dokończę to dziś wieczorem”.
- Dobrze! Martwiłem się. A tak przy okazji, czy mogę jutro znowu przyprowadzić do ciebie dzieci? Mama narzeka, że dzieci ją bolą.
Jej mąż Anton znalazł ją przy komputerze o trzeciej nad ranem.
- Olu, dlaczego nie śpisz?
— Pracuję. Nie mogłam tego robić w ciągu dnia — miałam dzieci.
„Rozumiem, że jest ci ciężko” – usiadł obok niej. „Ale co możesz zrobić? Svetka potrzebuje pomocy. Jest w trudnej sytuacji. Bez pracy, bez własnego mieszkania…”
- Czy moja praca nie jest ważna?
– Oczywiście. Ale możesz to zrobić później, a ona nie ma czasu. Rozmowy kwalifikacyjne nie są zaplanowane codziennie.
Olga poczuła, że coś w niej stygnie. Później. Zawsze później. Jej praca, jej czas, jej potrzeby – wszystko to można było odłożyć na rzecz ważniejszych spraw innych ludzi.
- Anton, jestem zmęczony.
- Jeszcze trochę cierpliwości. Svetka znajdzie pracę, stanie na nogi i wszystko będzie dobrze.
Ale nic się nie poprawiało. Dni zlewały się w jeden niekończący się koszmar krzyków dzieci, potłuczonych naczyń, niedotrzymanych terminów i nieprzespanych nocy. Swietłana przyprowadzała dzieci coraz częściej – Zoja Michajłowna miała ból głowy, ciśnienie albo bolało ją serce.
„Mama nie może z nimi siedzieć” – wyjaśniła Swietłana po raz kolejny. „Lekarz powiedział, że stres jest przeciwwskazany”.
„Czy mogę mieć stres?” chciała zapytać Olga, ale milczała.
Pewnego ranka zadzwoniła do mnie Zoja Michajłowna.
- Oleńko, kochanie, muszę z tobą porozmawiać. Może wejdziesz?
W mieszkaniu teściowej unosił się zapach waleriany i starości. Zoja Michajłowna wyglądała na zmęczoną, ale zdeterminowaną.
„Wymyśliłam, jak rozwiązać nasz problem” – zaczęła bez wstępu. „Swietłana i dzieci zamieszkają z tobą, a ty i Anton zamieszkacie ze mną. Jest tu mnóstwo miejsca, trzypokojowe mieszkanie. A ty masz dwupokojowe mieszkanie, ale w sam raz dla Swietłany i dzieci.
Olga poczuła, że grunt usuwa się jej spod stóp.
- Zoya Mikhailovna, ale to moje mieszkanie…
– Nie twoja, ale twoja i Antona. Rodzinna własność. A potem pomyśl – Swietka i dzieciaki naprawdę potrzebują osobnego mieszkania. A ty i ja damy sobie radę razem. Pomogę w domu, a ty dotrzymasz mi towarzystwa. Nudzę się sama.
- Muszę pomyśleć…
– Nie ma co się długo zastanawiać. Dzieci potrzebują stabilizacji. A Swietłana potrzebuje spokoju ducha, żeby szukać pracy.
Wieczorem Anton gorąco poparł pomysł matki.
– Mama ma rację, to korzystne dla wszystkich. Svetka ma swój kąt, mama ma towarzystwo, a my mamy pomoc w domu.
„A co ja z tego będę miał?” – zapytała cicho Olga.
- Ty? – zdziwił się Anton. – No cóż… będzie spokojniej. Nie będziesz musiał widywać dzieci codziennie.
- Anton, to moje mieszkanie. Kupiłam je przed ślubem, za własne pieniądze.
– Teraz jesteśmy rodziną. Poza tym nie jesteśmy tu na zawsze. Swietka stanie na nogi, znajdzie swoje miejsce do życia – wszystko wróci do normy.
- A jeśli nie znajdzie?
- Na pewno znajdzie.
Jednak w jego głosie nie było pewności.
Olga biegała po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Oddać dom, w którym wszystko stworzyła dla swojej wygody, miejsce pracy… To było jak oddanie części duszy. Tutaj wszystko było wybierane z miłością, wszystko robione po to, by mogła pracować w spokoju.
Pamiętała, jak kupiła to mieszkanie. Lata oszczędzania, odmawiania sobie wszystkiego, harowania do upadłego. Jak cieszyła się z pierwszego własnego klucza, jak planowała remont, jak urządzała kącik do pracy przy oknie…
„Mama mówi, że musimy się spieszyć” – powiedział Anton następnego dnia. „Swietce i dzieciom jest ciężko, a mamie też. Jej ciśnienie bardzo wzrosło”.
„Mnie też nie jest łatwo” – próbowała wytłumaczyć Olga. „Mnie też od tego wszystkiego boli głowa”.
- Po co się porównujesz? Mama ma nadciśnienie, lekarz zalecił jej odpoczynek. A ty jesteś młody i zdrowy.
Była młoda i zdrowa, więc powinna wytrzymać wszystko. Nikt nie dbał o jej dobro.
Decyzja została podjęta bez niej.
Olga wróciła z zakupami i zastała w swoim mieszkaniu cudze rzeczy. Walizki Swietłany stały w korytarzu, zabawki dzieci walały się po salonie, a Zoja Michajłowna rozkazywała, gdzie co położyć.
- O, Oleńko, w samą porę! – powitała ją teściowa. – Już prawie wszystko przenieśliśmy. Swietoczka jest tak wdzięczna, że prawie płacze!
„Nie wyraziłam zgody” – powiedziała cicho Olga.
- Jakie porozumienie? – zdziwiła się Zoja Michajłowna. – Wczoraj wszystko omówiliśmy. Anton powiedział, że się zgodziłaś.
Anton, który stał przy oknie, odwrócił się.
„Nie zgadzam się” – powtórzyła Olga głośniej.
– No, Ola, nie bądź egoistką – wtrąciła się Swietłana, wychodząc z sypialni z kolejnym pudełkiem. – Naprawdę nie mam dokąd pójść. A ile cię to kosztuje? U Zoi Michajłowny będzie ci dobrze.
- To moje mieszkanie!
– To było twoje – poprawiła teściowa. – A teraz jest rodzinne. A poza tym, czy to źle dzielić się z rodziną w trudnych chwilach?
Olga poczuła, jak coś długo tłumionego w niej wrze. Wszystkie te miesiące uległego milczenia, ustępstw, poświęceń własnych interesów dla cudzych problemów – wszystko to wezbrało i uderzyło ją w głowę.
„Stójcie” – powiedziała. „Wszyscy się zatrzymajcie”.
- Ola, co ci jest? – Anton w końcu zwrócił się do niej.
- Co ze mną nie tak? – Jej głos drżał z wściekłości. – Co ze mną nie tak? To, że kontrolujesz moje życie, jakby mnie tu nie było! Podejmujesz za mnie decyzje, wprowadzasz się do mojego mieszkania bez mojej zgody!
— Chcieliśmy tego, co najlepsze…
– Dla wszystkich oprócz mnie! – krzyknęła Olga. – A kto pytał, co dla mnie najlepsze? Kto się zastanawiał, czy mnie też głowa nie boli od tego koszmaru? Może ja też jestem zmęczona?
„Oleczko, uspokój się…” zaczęła Swietłana.
– Nie waż się mnie uspokajać! – wybuchnęła Olga. – Miesiącami zrzucasz na mnie swoje dzieci, przeszkadzasz mi w pracy, a jednocześnie chodzisz na zakupy i rozpieszczasz się! Myślisz, że nie widzę twoich nowych rzeczy?
— Mam prawo czasami sobie pozwolić na odrobinę luksusu!
- Tak! Moim kosztem! Moim kosztem, moim czasem, moimi nerwami, moimi zrujnowanymi projektami!
Przerażone dzieci zajrzały do pokoju.
- A ty, – Olga zwróciła się do Antona, – czy kiedykolwiek interesowałeś się moim zdaniem? Czy może dobro mamy jest dla ciebie ważniejsze?
- Ola, mama jest chora…
– Czy jestem z żelaza? Czy potrafię wszystko? Czy mogę nie spać w nocy, czy mogę pracować w niemożliwych warunkach, czy mogę oddać swój dom?
— Myśleliśmy, że rozumiesz…
- Rozumiem! – Olga podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. – Rozumiem, że nie uważasz mnie za człowieka. Że moje zdanie nikogo nie interesuje. Że muszę wszystko znosić w milczeniu i być wdzięczna za możliwość służenia wszystkim!
- Ola, co ty robisz? – przestraszyła się Zoja Michajłowna.
„To, co powinniście byli zrobić dawno temu” – Olga wskazała na drzwi. „Wynoście się. Wszyscy. Natychmiast”.
„Ale gdzie my jesteśmy…” zaczęła Swietłana.
– Nie obchodzi mnie to! – krzyknęła Olga. – Nie oddam twojego mieszkania twojej córce! Niech mieszka, gdzie chce! I zabierz ze sobą mojego syna, tak przy okazji!
Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na nią ze zdumieniem, jakby widzieli ją po raz pierwszy.
„Nie możesz nas wyrzucić” – powiedział cicho Anton. „To też moje mieszkanie”.
- Czemu nagle jest twoje? – Olga uśmiechnęła się szeroko. – Kupiłam je przed ślubem. Za własne pieniądze. Nie mamy umowy małżeńskiej. Więc proszę, opuść MOJE mieszkanie.
- Zwariowałaś? – krzyknęła teściowa. – Jak możesz? Jesteśmy rodziną!
- Rodzina? – Olga uśmiechnęła się gorzko. – W rodzinie ludzie pytają się nawzajem o zdanie. W rodzinie nie podejmują decyzji za plecami. W rodzinie nie wykorzystują się nawzajem jako darmowe nianie.
„Ola, porozmawiajmy spokojnie…” – próbował Anton.
„Nie” – warknęła. „Za późno na rozmowę. Powinieneś był porozmawiać wcześniej. A teraz czas iść”.
Dzieci już płakały, Swietłana pakowała swoje rzeczy z gniewną miną, Zoja Michajłowna mamrotała coś o niewdzięczności. Anton stał na środku pokoju, zagubiony i zdezorientowany.
„Ty też” – powiedziała Olga, patrząc na męża. „Dopóki nie zrozumiesz, że ja też jestem człowiekiem. Że ja też mam prawa i potrzeby”.
- Ola…
- Odejdź, Anton. Muszę pomyśleć.
Drzwi się zamknęły. W mieszkaniu zapadła cisza – prawdziwa, głęboka, kojąca cisza. Olga oparła się plecami o drzwi i powoli osunęła się na podłogę.
Siedziała tam bardzo, bardzo długo. Jej serce biło tak głośno, że zdawało się słyszeć je w całym domu. Krew pulsowała jej w głowie, ręce trzęsły się od stresu, którego doświadczyła.
Potem wstała, podeszła do okna i otworzyła je szeroko. Świeże powietrze wpadło do pokoju, zabierając ze sobą zapach cudzych rzeczy i obecność innych osób.
Na stole leżała niedokończona prezentacja. Olga usiadła przy komputerze. Do terminu zostało jej jeszcze kilka godzin. I po raz pierwszy od wielu miesięcy nikt nie przeszkadzał jej w pracy.
Klawisze klikały płynnie i pewnie pod jej palcami. Słońce zachodziło na zewnątrz, malując ściany delikatnym, złotym światłem. Mieszkanie pachniało jej perfumami, kawą, życiem.
Telefon milczał. Może zadzwoni jutro. Może Anton wróci z przeprosinami i obietnicą zmiany. Może teściowa poskarży się znajomym na niewdzięczną synową. A może Swietłana znajdzie inne rozwiązanie swoich problemów.
Olga nie wiedziała, co wydarzy się jutro. Ale dziś była w domu. W swoim domu, w swojej ciszy, ze swoją pracą i swoim prawem do powiedzenia „nie”.
Prezentacja była gotowa godzinę przed terminem. Najlepsza, jaką kiedykolwiek zrobiła.
A za oknem zapłonęły światła wieczornego miasta i zdawało się, że każde z nich zapłonęło dla niej – dla kobiety, która w końcu przypomniała sobie, że jej głos również ma prawo zostać usłyszany.