“Idź sobie, jeśli jesteś taka odważna!” warknął mąż, nie odrywając nawet wzroku od telewizora.

Irina stała przy kuchennym piecu, trzymając chochlę w ręku, i nie mogła uwierzyć własnym uszom.

„Odejdź, skoro jesteś taka odważna!” – warknął Wasilij, nawet nie odwracając się od telewizora. Szczerze mówiąc, nie sądził, że się odważy.

Nie pierwszy raz go przestraszyła. Ale co by z tego wynikło? Kto by ją chciał, w jej wieku, z takim wyglądem i z jej chorobami? Trzymał się jej tylko z litości.

Irina nie odpowiedziała. Słowa utknęły jej w gardle, ale nie z powodu urazy.

Z wyczerpania. Stała boso, z dłońmi czerwonymi od sprzątania, i wpatrywała się w ścianę.

Tym zdaniem postawił granicę. Koniec. Decyzja, z której odwlekała tysiąc razy, stała się oczywista.

Wasilij uwielbiał jej przypominać, że jest „nikim i niczym”.

Że nie przetrwa bez niego. Że nikt jej nigdy nie pokocha i że w końcu jest dla niego ciężarem. Irina wytrwała. Dla dobra córki.

Dla dobra rodziny. Bo nie miała dokąd pójść. A także dlatego, że sama myśl o zmianie wywoływała panikę.

„Tylko nie przytyj” – prychnął Wasia, patrząc na nią. „Bo za rok nie zmieścisz się w drzwiach”.

On sam już dawno zaczął przypominać brzuchatego morsa, ale oczywiście dostrzegał jedynie fałdy w jej talii. Jej ubranie, fryzura, chód – wszystko to wywoływało u niego uszczypliwe komentarze. W tym mieszkaniu nie było miejsca na miłość, troskę, a nawet szacunek. Tylko narzekania i marudzenie.

„Dlaczego trzymasz się go jak koła ratunkowego?” – pytała nie raz Luda, sąsiadka z budynku, mądra kobieta około pięćdziesiątki. „Twoje oczy są matowe, Iro. Nie żyjesz, ty przetrwasz”.

„Co mam zrobić? Gdzie mam iść? Mamy córkę. Przecież nie jest mi obcy” – odpowiedziała Irina ze zmęczeniem.

„Nie o tym mówię. Mówię o tym, że od dawna jesteś skreślana jako kobieta. Sama się skreślasz”.

Być może wszystko toczyłoby się w kółko, ale pewnego dnia jej ciało powiedziało „stop”. Irina straciła przytomność w kuchni, upuszczając garnek na podłogę. Znalazła ją córka Zoja, która właśnie przyjechała z wizytą. Karetka, ciśnieniomierz, kroplówka – wszystko zlało się w jedną, ciągłą plamę.

„Jesteś wyczerpana, chronicznie zestresowana i kompletnie wyczerpana” – podsumował młody lekarz, zerkając na Irinę. „Potrzebujesz odpoczynku, rutyny i normalnej diety. W przeciwnym razie nic dobrego się nie skończy”.

Wasilij, jak zwykle, nie przepuścił okazji, by dodać coś od siebie:

  • Tak, tak. Powiedziałem jej. Ona po prostu je i leży. Taki jest efekt.

Lekarz spojrzał na niego z takim wyrazem twarzy, że zamilkł. Wychodząc, wręczył Irinie kartkę papieru. Rozłożyła ją późną nocą, leżąc samotnie i nie mogąc zasnąć. Na odwrocie recepty, drżącym pismem, widniał napis: „Zasługujesz na więcej. Uciekaj. Jesteś piękna. On cię nie jest wart”.

Te słowa uderzyły mocniej niż diagnoza. Czy ktoś widzi w niej coś więcej niż zmęczenie i otyłość? Czy ktoś myśli, że jest kimś więcej niż tylko kucharką z szmatą?

Irina wstała i podeszła do lustra. A tam – poszarzała twarz, worki pod oczami, kok na głowie. Ale w jej oczach błysnęło coś zapomnianego. Determinacja. Wyjęła album. Znalazła zdjęcie siebie z młodości, uśmiechniętej, w sukience. Jej oczy błyszczały. Żyła.

Rano, nie mówiąc ani słowa, spakowała torbę i poszła do sąsiada.

  • Ludo, czy mogę… zostać z tobą na chwilę?
  • Oczywiście. Czekałem na ciebie.

Zamieszkanie z sąsiadką okazało się dla Iriny nieoczekiwanym wybawieniem. Ludmiła, profesor psychologii na lokalnym uniwersytecie, zawsze była kobietą o silnej wizji życia i cierpliwym sercu. Szybko zdała sobie sprawę, że jej sąsiadka potrzebuje nie tylko tymczasowego schronienia, ale także nowego życia. Dlatego też podjęła naukowe podejście do sprawy.

„W tym domu nie ma niewolników, tylko równych sobie mieszkańców” – oznajmiła trzeciego dnia. „Więc zapomnij o ciągłym staniu przy kuchence. Będziemy gotować na zmianę. I ogólnie, częściej wychodź na zewnątrz. Powietrze i ruch to twoje lekarstwo”.

Ira, przyzwyczajona do roli gospodyni i kuchennych sprzętów, początkowo czuła się zagubiona. Ale Luda nalegała: wysłała ją do parku ze swoim pudlem Frosją. I następnego dnia zrobiła to samo. Początkowo Irina chodziła mechanicznie w kółko, ale po tygodniu nagle poczuła, że ​​cieszy się na te spacery. Potem zaczęła sama chodzić do parku, długo włócząc się między drzewami i rozmyślając o życiu.

Stopniowo zaczęła dochodzić do siebie. Dwa tygodnie później znalazła pracę jako doręczycielka poczty. Płaca nie była wysoka, ale dawała stabilizację i, co najważniejsze, poczucie bycia użyteczną. Luda szczerze się z nią cieszyła, jak siostra.

„Widzisz, Ir, nie jesteś wrakiem człowieka, jesteś człowiekiem. Po prostu o tym zapomniałem”.

Pewnego wieczoru Luda zaprosiła do siebie swoją przyjaciółkę, stylistkę Olgę. Olga, patrząc na Irę, westchnęła tylko:

  • Jesteś piękna pod całą tą melancholią! Usiądźmy.

Godzinę później długie, matowe włosy Iriny stały się schludnym bobem, a jej oczy rozbłysły nowym blaskiem. A następnego dnia Irina uśmiechnęła się do siebie w lustrze po raz pierwszy od dawna.

— Potrzebuję sukienki. Przynajmniej jednej porządnej.

„Mam jeden” – powiedziała Luda. „Nie noszę go, jest na mnie za duży. Przymierz.”

Irina próbowała podciągnąć sukienkę, ale bezskutecznie. Uderzyło ją w brzuch. Poczuła wstyd. Tego samego wieczoru tłuste sosy, tłuste ciasta i kiełbaski zniknęły z kuchni. Rozpoczął się nowy etap. Żadnych histerii, tylko pyszne, zdrowe jedzenie, pływanie trzy razy w tygodniu, poranne spacery.

Minęły dwa miesiące.

Życie toczyło się swoim torem. Irina z każdym dniem czuła się coraz pewniej. Teraz wygodnie mieściła się w starej sukience Ludiny i nawet trochę żałowała, że ​​wisi. Jej nastrój wyraźnie się poprawił: nie patrzyła już w lustro jak zmęczona gospodyni domowa, lecz jak kobieta o żywych oczach i lekkim chodzie. Jej postawa się poprawiła, a głos stał się spokojniejszy. Nawet chodzenie do pracy przestało być żmudnym obowiązkiem: świeże powietrze, ciepła kurtka, schludna torba i poranna wędrówka ulicami wydawały się początkiem nowego dnia, nowego rozdziału.

Ale wciąż tlił się we mnie uporczywy niepokój: bez względu na to, jak dobrze układało się z Ludą, Irina nie miała zamiaru mieszkać z nią wiecznie. Chciała mieć własny dom, nawet jeśli był mały.

„Prawdopodobnie wrócę” – powiedziała pewnego wieczoru do swojej przyjaciółki.

„Dokąd?” zapytała zaskoczona, jakby nie rozumiała.

— No cóż… Wasi. Przynajmniej na jakiś czas. Inaczej będzie niezręcznie, już cię obciążam.

— Ira, oszalałeś? Dopiero co wyszedłeś! Powrót tam byłby jak skok do dziury, z której ledwo się wyczołgałeś. Nawet o tym nie myśl. Podzielcie mieszkanie. Po równo. Ty dostaniesz kawalerkę, a on szopę. Kropka.

Irina się nad tym zastanowiła. Tego wieczoru w końcu podjęła decyzję. Poszła do męża, zebrała się na odwagę i zapukała. Drzwi były otwarte. Zza nich dobiegały głosy.

„Gdzie jest twoja żona?” – ktoś zapytał.

„Wyrzuciłem ją. Jest irytująca” – usłyszał głos Wasilija Ira. „Bez niej jest spokój i cisza! Ona tylko narzeka i narzeka, albo że jest gruba, albo zmęczona…”

Irina zamarła. Nie chciała już słuchać, ale jej stopy wrosły w podłogę.

„A co z jedzeniem i sprzątaniem? Kto teraz się tym wszystkim zajmuje?” – zapytała druga osoba.

„Nic takiego! Co tu gotować? Za dwadzieścia minut będzie gotowe! A co do sprzątania, wystarczy wziąć mop i po sprzątaniu! Nie rozumiem, co ona robiła cały dzień! Tylko się smrodziła” – zaśmiał się Wasilij.

Irina cicho otworzyła drzwi. Młody lekarz siedział w pokoju, a Wasilij, w pogniecionym szlafroku, leżał wyciągnięty na sofie. Blady i zmęczony, ale jego głos brzmiał pogodnie.

„Ira?!” krzyknął, zauważając swoją żonę.

— Tak. Przyszedłem ci powiedzieć, że sprzedaję mieszkanie. Wyprowadzamy się. Agent nieruchomości przyjedzie jutro.

„Co? Czekaj” – powiedział zdezorientowany Wasilij.

„To już koniec. Mam dość. Potraktuj to jako moje „dwudziestominutowe sprzątanie”. Szybko i czysto” – powiedziała Irina i wyszła, zostawiając męża i lekarza w milczeniu.

Lekarz wyszedł za nim i cicho powiedział:

„Jesteś świetna. Nie każdy potrafi to zrobić – wstań i zacznij żyć na nowo. A tak przy okazji, twój nowy wygląd naprawdę ci pasuje”.

Puścił oko i odszedł, a Irina uśmiechnęła się po raz pierwszy od dłuższego czasu.

W domu Luda wysłuchała jej opowieści i tylko skinęła głową:

  • On zawsze taki był, panie. Po prostu wtedy tego nie dostrzegałeś.

Irina westchnęła. Następnego dnia poszła do notariusza, wystawiła ogłoszenie o sprzedaży mieszkania i zadzwoniła do córki.

„Mamo, jesteś pewna?” zapytała Zoya.

— Więcej niż to. Nie chcę wracać. Chcę iść naprzód.

Kilka tygodni później umowa została sfinalizowana. Wasilij, zdając sobie sprawę z przegranej w procesie, zgodził się na zamianę: on dostanie kawalerkę na obrzeżach, a Irina przytulne dwupokojowe mieszkanie bliżej centrum.

„Wszystko w porządku, Wasiu. Sam mówiłeś, że lepiej ci beze mnie. No to żyj i baw się dobrze” – powiedziała spokojnie Irina, wręczając mu klucze do nowego mieszkania.

„I dam sobie radę!” – warknął. „Mogę to zrobić sam. Bez kobiet”.

I wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.

Minęło sześć miesięcy. Irina zadomowiła się w nowym domu, kupiła kota i zmieniła pracę – teraz pracowała w lokalnej bibliotece. Czuła spokój. Nawet nuda stała się słodka – znak, że życie się poprawia.

Pewnego dnia Wasilij do niej zadzwonił.

— Smutno mi tu, gdy jestem sama…

„No cóż, to twój wybór” – powiedziała Irina. „Chciałeś wolności, więc oto ona”.

„Ir… może przynajmniej przyniosłabyś trochę barszczu?” – zapytał z nadzieją w głosie.

„Wasilij” – odpowiedziała stanowczo Irina – „dwadzieścia minut i gotowe. Dasz sobie radę. Możesz zrobić wszystko”.

I wyłączyłem.

Życie naprawdę może zacząć się od nowa. Najważniejsze to nie bać się wstać i odejść pewnego dnia.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *