„Skąd ta cała natarczywość?” Sonia otworzyła drzwi i dostrzegła Olgę Dmitriewnę.
Na jej twarzy malowało się niezadowolenie, a oczy, zimne i przenikliwe niczym skaner, natychmiast wbiły w nią wzrok.
Na progu stała kobieta w nienagannym szarym garniturze, idealnym na „przypadkowe” wizyty u tych, którzy nie spełnili jej oczekiwań.
„A co, jeśli nie usłyszeli?” – zapytała teściowa bez cienia uśmiechu i, nie patrząc na Sonię, pewnym krokiem weszła do przedpokoju.
Tam, z drobiazgową uwagą, zaczęła oglądać buty wiszące na ścianie, jakby na ich podstawie mogła wydać ostateczny werdykt o właścicielu.
Sonia ciężko westchnęła. Jak to się wszystko potoczyło? Kiedyś, kiedy poznała Igora, marzyła o domu, rodzinie i miłości.
A teraz? Każdy dzień był jak koszmar, w którym zamiast wsparcia spotykało ją upokorzenie. Olga Dmitriewna wydawała się życzliwa tylko dla osób z zewnątrz. W rzeczywistości…
„Mamo, zaczynasz od nowa?” dobiegł z pokoju leniwy głos, ale Sonia wiedziała, że za tym zdaniem nie pójdzie ani ochrona, ani wsparcie.
„A co ze mną? Tylko mówiłam” – powiedziała teściowa nonszalancko, wciąż krytycznie przyglądając się wnętrzu. „W porządnych domach porządek zaczyna się od drobiazgów”.
Sonia zacisnęła pięści, ale jej głos brzmiał spokojnie:
— Szczerze mówiąc, nie jestem zadowolony z twojego przyjazdu, Olgo Dmitriewno.
„Naprawdę?” – teściowa uniosła ręce, jakby usłyszała straszną zniewagę. „Przyszłam zobaczyć się z synem, a nie z tobą!”
Kłócić się? Bez sensu. Po dwóch latach małżeństwa Sonia zrozumiała, że wszystkie jej słowa spotykały się z obojętnością. Jej rolą w tej sztuce było wytrwanie.
— Igorze, kochanie, zjesz obiad? Przyniosłam…
Sonia już nie słuchała. Układając naczynia w szafce, mechanicznie próbowała nie zwracać uwagi na to, co się działo.
To mieszkanie kiedyś było jej dumą i radością, efektem lat starań. Teraz wydawało jej się obce.
„Sonya, co ty tak hałasujesz?” – teściowa z wyrzutem zajrzała do kuchni. „Tylko sobie rozmawiamy, a ty nam przeszkadzasz”.
„Jestem u siebie w domu i mam prawo robić, co mi się podoba” – odpowiedziała sucho Sonya.
„Wszystko o jej mieszkaniu!” Olga Dmitriewna teatralnie zacisnęła dłonie. „Igor, słyszysz? Tak mnie traktuje!”
Igor pojawił się w drzwiach, nie chcąc się wtrącać. Mimo to powiedział:
- Sonya, może nie powinniśmy teraz robić sceny?
„Skandal?” Sonia uśmiechnęła się złośliwie. „To nie ja wywołuję skandal, tylko twoja matka, skoro przychodzi tu codziennie jak naczelnik więzienia”.
„To za dużo” – powiedział cicho Igor.
„Za dużo?” – Sonia podniosła głos. „Wczoraj przyciągnęła tu trzy koleżanki, a dzień wcześniej cztery! Rozmawiały o mnie na moich oczach, głośno, żebym wszystko słyszała!”
„Tylko rozmawialiśmy” – odparła spokojnie teściowa. „A jeśli ci się to nie podoba, to twój problem”.
„Mam dość!” – warknęła Sonya. „Wkraczasz w moje życie bez pytania!”
„To nie twoje życie!” Igor nagle podniósł głos. „To mój dom, moja rodzina. A jeśli mama będzie chciała przyjść, to przyjdzie!”
Przez chwilę w kuchni zapadła ciężka cisza.
Sonia spojrzała na Igora, jakby widziała go po raz pierwszy. Nagle zdała sobie sprawę: wszystko zostało już dawno postanowione. Jej wysiłki, kompromisy, ustępstwa – wszystko poszło na marne.
„Rozumiem” – powiedziała powoli, wycierając ręce w ręcznik. „Rozumiem. Jestem tu obca”.
Nie czekając na odpowiedź, zdjęła kurtkę z wieszaka i bezszelestnie wyszła w zimny kwietniowy wieczór, zostawiając za sobą obce mieszkanie, obcych ludzi i obce życie.
Na zawsze.