„Spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd razem z synem. Teraz ja jestem panią tego domu!” – oznajmiła pewna siebie nowa dziewczyna jej męża.

Lida spieszyła się do domu. Lekarz naczelny w końcu dał jej długo oczekiwany urlop.

Teraz mogła przekazać rodzinie dobrą nowinę, że wkrótce wszyscy razem polecą na wakacje.

Przejeżdżając ukochanym starym samochodem obok prowizorycznego targu na początku ich ulicy, Lida postanowiła kupić dla syna i męża duże, różowe jabłka.

Poczuła też nagłą potrzebę chrupania tych wspaniałych, soczystych owoców, zupełnie jak za czasów dzieciństwa, kiedy spędzała u babci każde lato.

Lida zaparkowała niedaleko miejsca, gdzie, z dala od innych sprzedawców, stał mężczyzna z wiadrami wypełnionymi po brzegi pysznymi jabłkami.

„Cześć! Ile za te piękne jabłka? Aromat jest taki cudowny, po prostu magiczny. Sama je uprawiasz?” Lida chciała pogawędzić, tak po prostu, z nieznajomymi. Jej serce było lekkie i radosne.

— Tak, moje. Z własnego ogrodu. W tym roku mają dobre plony. Postanowiłem sprzedać nadwyżki. Zmarnują się, a to wielka szkoda.

Mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie do Lidy i wsypał całe wiadro do jej torby.

  • Dziękuję! Mój będzie szczęśliwy.

Lida wróciła do domu, już wyobrażając sobie, co zrobi na obiad. Ten wieczór będzie wyjątkowy. Jej rodzina na to zasługiwała. W końcu będzie mogła odpocząć i się zrelaksować. Zapomnieć o pracy dyplomowej i tych szalonych miesiącach, kiedy dniem i nocą myślała tylko o pracy i zbliżającej się obronie doktoratu. Musiała zapomnieć o rodzinie. Jak oni przetrwali ten czas bez niej – jej syn i mąż? To musiało być dla nich trudne. Ale mniejsza z tym, teraz wszystko będzie inaczej.

Mój mąż nie był w domu, prawdopodobnie został po godzinach w pracy. Andriej był w swoim pokoju, jak zwykle siedząc przy komputerze.

„Hej, mamo! Masz ochotę na obiad?” – zapytał, nie odrywając wzroku od ekranu.

— Już niedługo, synu. Zacznę gotować. Czy tata dzwonił?

Lida podeszła do syna i przytuliła go. Urósł tak bardzo, że nawet tego nie zauważyła.

„Tata znowu się spóźni. Dzwonił jakąś godzinę temu, żeby dać mi znać, że ma pilną pracę. Myślał, że wrócisz do domu później wieczorem, tak przy okazji. Kazał mi coś ugotować i zjeść kolację”.

— Naprawdę? Jakie on ma pilne zadanie? Dziwne. No cóż, sam się do tego dobiorę.

Lida opuściła pokój syna. Szkoda, że ​​nie będzie uroczystej kolacji, tak jak planowała. Skoro Dima pracował do późna, ona i Andriuszka mogliby zjeść skromniejszą kolację. Teraz usmaży kotlety, ugotuje makaron i doda swój popisowy sos. A może nawet posieka sałatkę.

Lida z żalem odłożyła butelkę wytrawnego białego wina, które kupiła na dzisiejszą kolację, z powrotem do lodówki. No cóż, może ją otworzyć następnym razem, nic wielkiego.

Dima wrócił grubo po północy i od razu poszedł spać. Lida, choć rozbudzona, uznała za niestosowne dzielenie się nowinami z mężem o tej porze.

A rano, gdy Andriuszka już pobiegła do szkoły, mąż powiedział do niej takie słowa, że ​​Lidzie zaczęły się kręcić oczy.

„Wychodzisz? Do kogo?” wyszeptała nieposłusznym głosem.

  • Nie znasz jej. I kogo to obchodzi?

„A co z moim synem i ze mną? On kończy studia. Skoro ci na mnie nie zależy, to pomyśl chociaż o swoim dziecku. To takie stresujące” – powiedziała Lida, żeby przerwać ciszę.

Miała wrażenie, że jeśli teraz się zamknie, Dima się odwróci i odejdzie. Ale kiedy ona mówiła, zadając mu pytania, on wciąż tu był, tuż obok niej, i wszystko można było jeszcze naprawić. O mój Boże, co za bzdura! Dima ją zdradził!

Ostatnie kilka dni w pracy minęło samoistnie. Nie chciałem o niczym myśleć. W głębi duszy czułem ból i nie było lekarstwa na ten uporczywy ból. Powinna o tym wiedzieć; w końcu była lekarzem. I to bardzo dobrym.

Lida zaproponowała synowi lot do Turcji na jesienne wakacje. Owszem, był początek listopada, ale pogoda była tam cudowna; upał nieco osłabł, ale wciąż można było się opalać i pływać.

Syn się zgodził. On również opłakiwał odejście ojca z rodziny, a Lida bardzo chciała zrobić coś, żeby uszczęśliwić Andriuszkę.

Nie powiedziałbym, że to był pełen sukces, ale i tak morze było rozrywką. Lidzie udało się nawet przekonać samą siebie, że to nie koniec jej życia. Była młoda, inteligentna i zdrowa. Miała wspaniałego, prawie dorosłego syna, wspaniałą pracę, którą kochała, i dom. A wszystko inne nie było aż tak ważne, jeśli się nad tym zastanowić.

A po powrocie do domu Lidę czekała niespodzianka. I to jaka!

W ich domu przebywał Dmitrij i jego nowa miłość, dla której zniszczył ich małżeństwo.

„Co się dzieje? Zdecydowałeś się przedstawić nas swojemu wybrańcowi? Ale ani mój syn, ani ja nie jesteśmy tym w ogóle zainteresowani” – powiedziała Lida, a jej emocje uleciały.

„Mylisz się. Od teraz będziemy tu mieszkać z Weroniką. A ty i twój syn się wyprowadzicie. I to musi się stać jak najszybciej” – oświadczył cynicznie Dmitrij.

— Co? Czy mój syn i ja powinniśmy się wyprowadzić z własnego domu? Czy twój mózg rozpłynął się z miłości? A może w ogóle go tam nie było?

„Nie bądź niegrzeczna” – wtrąciła nagle partnerka jej męża. „Lepiej spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd z synem. Co jest niejasnego? Będziemy mieszkać w tym domu! A teraz ja tu rządzę!”

„No i co z tego?” zapytała Lida z oburzeniem, wskazując palcem na swoją panią. „Jestem teraz w swoim własnym domu, a jakaś dziwka będzie się do mnie stroić i mnie wyrzuci? Nie wariujecie?”

„Weronika, wyjdź stąd, sam z nią porozmawiam” – powiedział nerwowo Dmitrij.

„Dokładnie, i niech ona nie tylko odejdzie, ale i stąd ucieknie, bo już dzwonię na policję. Może zdąży uciec, zanim przyjadą!”

„Lida, poczekaj z policją. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie” – zaczął Dmitrij.

„No dalej. Ale po jaką cholerę przywlekłeś tu tego bezmózgiego bachora? Naprawdę myślisz, że pozwolę jej tu zostać? I co za bzdury właśnie usłyszałem o tym, że Andriuszka i ja musimy gdzieś jechać?”

„No cóż, chcieliśmy ci wszystko wyjaśnić, a ty od razu zacząłeś skandal” – Dmitrij znów próbował poprawić temat rozmowy.

— To mi się podoba. Czyli to ja wywołuję skandal, tak?

  • No to tyle. Porozmawiajmy wreszcie o domu.

„Proszę bardzo. Mój syn i ja będziemy mieszkać w tym domu. Co jest niejasne? Jakie masz jeszcze pytania?” – zapytała Lida wyraźnie.

„Dlaczego ty? Ja też mam prawo do połowy domu! I Veronica i ja postanowiliśmy, że zamieszkamy w tym domu. Zapłacę ci połowę kosztów, a ty i twój syn kupicie mieszkanie. Mam teraz dobry projekt w pracy, dostanę za niego przyzwoitą pensję i wkrótce spłacę ci dom”.

„Nie, nie będziesz tu mieszkać. Nawet o tym nie śnij i powiedz swojej, żeby trzymała język za zębami” – powiedziała Lida z przekonaniem. „Mój ojciec pomógł nam zbudować ten dom; zainwestował w niego tyle czasu i pieniędzy, że nie pozwolę nikomu myśleć, że ktokolwiek poza moim synem i jego przyszłą rodziną będzie tu mieszkał”.

„Dość tych gadek o twoim niezapomnianym ojcu! Jest takie prawo, a zgodnie z nim dom należy do nas obojga. Więc wciąż nie wiadomo, jak potoczą się sprawy”.

„Wiem. A teraz wynoście się stąd oboje, razem z tą swoją niegrzeczną kobietą, jak najdalej. Albo wezwę policję. A jeśli was tu zostawią, będzie musiała siłą wyprosić z domu”.

Dmitrij i Weronika niechętnie wyszli, ale Lida usiadła, aby pomyśleć o tym, jak ona i jej syn mogliby obronić się przed zalotami bezczelnych kochanków.

Ojciec Lidy, który miał wówczas dobre kontakty w branży budowlanej, rzeczywiście pomógł w budowie tego domu. Pomagał zarówno w dostarczaniu materiałów budowlanych, jak i zatrudnianiu pracowników. Dał nawet parze pieniądze na kontynuację budowy.

A gdy dwa lata temu ciężko zachorował, błagał córkę, żeby zachowała ten dom dla jego wnuka i przyszłych prawnuków.

„Dobrze, tato, obiecuję ci, że dom na zawsze pozostanie w naszej rodzinie” – obiecała mu Lida, ocierając łzy.

Ojciec zmarł zaledwie sześć miesięcy później. A teraz okazuje się, że były mąż postanowił wyrzucić ją i syna.

„Nie uda ci się. Zrobię wszystko, żeby uratować mój dom” – powiedziała Lida z przekonaniem.

A potem pojawiło się rozwiązanie. Niespodziewanie i bardzo prosto. To tak, jakby ludzie, których potrzebujemy i których potrzebujemy najczęściej, pojawili się w naszym życiu, jakby ktoś ich posłał, żeby pomogli nam w trudnych sytuacjach.

Lida wracała tego dnia z pracy. Mijając targ, ponownie zobaczyła mężczyznę, który niedawno sprzedawał tam jabłka. Tym razem jego wiadra były puste, pełne soczystych owoców. Sprzedawał ziemniaki.

„Cześć!” Lida podeszła do niego i uśmiechnęła się. „Chciałam ci podziękować za jabłka. Były przepyszne. Po prostu cudowne!”

„Proszę bardzo! Cieszę się, że ci smakowały. Proszę, kup ziemniaki, są pyszne i chrupiące” – zasugerował miły mężczyzna.

— A, ty też uprawiasz ziemniaki? Jak duża jest twoja działka? Pewnie jakieś dwadzieścia akrów?

„Nie, to nie mój produkt. Pomagam starszej pani z sąsiedztwa. Jest sama, a jej emerytura jest niska. Pomogłem jej to wykopać, a teraz sprzedaję nadwyżkę. Samotni ludzie potrzebują pomocy” – powiedział zamyślony.

„Wiesz, wezmę trochę. Naprawdę mam ochotę na gotowane ziemniaki, z cebulą i masłem, takie, które pachną pestkami.”

„I trochę lekko solonego śledzia” – dodał z uśmiechem.

  • Dokładnie!

Śmiali się łatwo i naturalnie.

— Poznajmy się. Jestem Peter, mieszkam na sąsiedniej ulicy.

— A ja jestem Lydia. Mój dom jest na końcu tej ulicy. Miło mi cię poznać.

Przez cały wieczór była pod wrażeniem tej znajomości. I z jakiegoś powodu czuła się dobrze w duszy.

Za każdym razem, gdy Lida przejeżdżała przez swoją ulicę, miała nadzieję zobaczyć tam Petera. Niestety, nigdzie go nie było.

A potem spotkali się ponownie, zupełnie przypadkiem, w supermarkecie. Byli mile zaskoczeni tym spotkaniem. Wymienili się nawet numerami telefonów, uznając, że to przeznaczenie.

Pewnego dnia Lida zadzwoniła do Petera i opowiedziała mu o swoim nieszczęściu. Tak bardzo pragnęła podzielić się z kimś swoim smutkiem, że nie potrafiła się powstrzymać.

„Lido, pomogę ci” – obiecał jej bez zbędnych ceregieli, prosto i pewnie.

„Możesz pomóc?” zapytała zaskoczona i zachwycona. „Jak?”

„Cóż, musimy jeszcze omówić szczegóły. Ale w zasadzie już rozumiem, co trzeba zrobić” – odpowiedział Peter.

Kilka dni później Lida zadzwoniła do Dmitrija i poprosiła go, żeby przyszedł do domu.

Dmitrij, zbliżając się do swojego dawnego domu, nie miał pojęcia, co go czeka w środku.

„Och, ten chłopak jest na wolności, na wolności, młody, młody chłopak. W czerwonej koszuli i taki przystojny!” – piosenka popłynęła z salonu, gdy Dmitrij otworzył drzwi wejściowe.

Dwóch ciemnowłosych chłopców wybiegło mu naprzeciw i przemknęło obok niego gdzieś w głąb domu.

„Cóż, Roma, to ładny dom. Duży i piękny. Podoba nam się” – powiedział otyły starszy mężczyzna do swoich rodaków, którzy siedzieli przy dużym, nakrytym stole.

„Ach… Co tu się dzieje?” – był zdezorientowany były mąż Lidy.

„Ach, Dima, już jesteś? No dobrze” – powiedziała Lida. „Proszę, poznaj Piotra Iljicza, mojego prawnika. A to jego przyjaciele, którzy chcą kupić moją część domu. Zgodnie z prawem, najpierw proponujemy ci kupić część domu, którą już przekazałem w naturze. Jeśli się nie zgodzisz, mam już nabywców. Oto oni, poznaj ich”.

Przedstawiciele diaspory romskiej siedzący przy stole kiwnęli głowami na znak zgody ze słowami Lydii.

„Co ty tu robisz?” krzyknął gniewnie Dmitrij. „Co to za cyrk?”

„Żadnego cyrku, proszę pana, wszystko jest legalne. Mamy inną opcję. Zgadza się pan sprzedać swoją część domu właścicielowi. Możemy wkrótce sfinalizować transakcję” – odpowiedział Piotr spokojnie, ale pewnie.

„Niczego nie sprzedaję! Jasne? Sam tu zamieszkam!”

Dmitrij odszedł, ale wkrótce potem zadzwonił do Lidii i zgodził się, żeby odkupiła od niego jego udziały. Wciąż nie miał funduszy na zakup własnych.

A teraz Lydia mieszka spokojnie w swoim domu z synem. Ukończył liceum i poszedł na studia medyczne. Chce zostać lekarzem, tak jak jego matka.

Lida ma romans z Peterem. Nie spieszą się, po prostu się do siebie przyzwyczajają, poznają i cieszą swoim towarzystwem. Czas pokaże, jak się to potoczy.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *