„Cześć, Lizo!” Brat Lizy, Anton, i jego rodzina wpadli do holu. „Przechodziliśmy obok i pomyśleliśmy, że wpadniemy. Odeślesz nas?”
„Witaj, Antosza! Oczywiście, wejdź!” Liza była serdeczną i gościnną gospodynią. Zawsze cieszyła się z gości: jej pensja pozwalała jej karmić, zabawiać i obdarowywać licznych krewnych.
Dzieci dawno dorosły i założyły własne rodziny i dzieci, a mąż, nie mogąc przezwyciężyć swoich kompleksów, zostawił go dla młodej sekretarki.
Pilnie potrzebował odbudować swoją samoocenę, która gwałtownie spadła po awansie żony na wysokie stanowisko. W końcu jej pensja była teraz kilkakrotnie wyższa niż jego. A to był cios poniżej pasa.
Początkowo Lisa czuła się samotna w dużym domu i chętnie przyjmowała gości w święta i dni powszednie.
„Mamo, mogę wpaść na lunch?” zawołała jej córka, która pracowała niedaleko jej domu. „Masz coś w lodówce, prawda?”
„Oczywiście, chodź!” – ucieszyła się Lisa. Z przyzwyczajenia gotowała dla całej rodziny, ale nie było komu jeść. „Mnie tam nie będzie, ale masz klucze”.
Albo syn mógłby wpaść na obiad.
„Marinka znowu ma makaron. Mam tego dość. Przynajmniej mogę u ciebie porządnie zjeść!” – narzekał. „Powinienem ją do ciebie przyprowadzić, żeby nauczyła się gotować”.
Potem dzieci zaczęły przybywać bez zapowiedzi, zarówno pod jej nieobecność, jak i wtedy, gdy była w domu. Często wraz z małżonkami i dziećmi.
„Nie sposób oprzeć się przyjemności jedzenia waszych przysmaków i pikli” – mówili, nie kryjąc powodów swojej wizyty. Wnuki wiedziały, że babcia zawsze ma dla nich prezenty. I za każdym razem dostawały nowe zabawki, modne trampki czy koszulki. Ich pierwsze pytanie brzmiało: „Babciu, co nam kupiłaś?”
Liza uwielbiała rozpieszczać nie tylko wnuki, ale i dzieci. Dawała synowi zegarki i najnowsze słuchawki. Córki dostawały kolczyki z metali szlachetnych lub torebki znanych marek. Wszyscy byli do tego tak przyzwyczajeni, że traktowali to jak coś oczywistego.
Wszyscy z utęsknieniem czekali na święta.
„Idziesz zobaczyć się z mamą?” siostra zwróciła się do brata.
„Oczywiście, że dla mamy!” pocierał ręce.
„Co damy?” zapytała z przyzwyczajenia, doskonale znając odpowiedź.
„Co jej dasz? Ona ma wszystko!” – zaśmiał się mój brat.
Nawet w dniu jej urodzin krewni zazwyczaj przychodzili do niej bez prezentów, przynosząc ze sobą wino musujące i cukierki w pudełkach, które kładła dla nich na stole.
Jej brat i jego rodzina nie przejmowali się zbytnio wyborem prezentów. Pewnego razu podarowali jej niezgrabną skarbonkę w kształcie świnki.
„Możesz tam uzbierać dziesięciorublówki, a potem dać je dzieciom” – podali jej świnię i powiedzieli, zadowoleni ze swojej pomysłowości.
Kolejnym prezentem był kalendarz ścienny z przystojnymi strażakami.
„Przynajmniej możesz podziwiać mężczyzn, skoro ty nie mogłeś powstrzymać swoich” – zaśmiał się brat, myśląc, że to zabawny żart.
Liza była zszokowana takim prezentem, a jeszcze bardziej towarzyszącą mu przemową, ale nie dała tego po sobie poznać, śmiejąc się razem ze wszystkimi.
„Rodzina, rozejdźcie się do swoich pokoi!” – rozkazał Anton, nawet nie pytając Lisy. W końcu cieszyła się, że ich widzi.
„No to co, pójdziemy coś zjeść? Dotarcie tu zajęło nam pół godziny i jesteśmy głodni” – mój brat pocierał ręce.
“Przechodziłaś tamtędy, prawda?!” zapytała zaskoczona Lisa.
„Och, racja” – Anton zrozumiał swój błąd. „Przechodziliśmy obok. Poszliśmy do sklepu w centrum handlowym. Tuż obok ciebie. Spędziliśmy tam cały dzień. A czas nakarmić dzieciaki, więc wstąpiliśmy do ciebie. Inaczej nas zjedzą i nigdy nie wrócą do domu. Chcieliśmy iść do kawiarni, ale jest strasznie drogo! Cała nasza wypłata będzie kosztować tych idiotów”.
„Co w ogóle kupiliście w sklepie?” Lisa nie zauważyła ani jednej torby w posiadaniu rodziny.
„Jeszcze nic nie znaleźliśmy” – odpowiedziała za niego żona Antona, Vera. „To jakiś sklep dla bogaczy, czy co? Takie horrendalne ceny!”
„Myślę, że takie ceny są teraz wszędzie” – Lisa wzruszyła ramionami, nakrywając do stołu.
„Nie rozumiemy bogatych” – prychnęła Vera, ale Anton cicho szturchnął ją, żeby trzymała język za zębami.
„Ciociu Liso, co nam kupiłaś?” – przybiegli dwaj siostrzeńcy i zaczęli skakać wokół Lisy. „Mama powiedziała, że przyjdziemy do ciebie; zawsze możesz u siebie kupić jedzenie i prezenty za darmo. Ale nie znamy żadnych darmowych prezentów. Nie potrzebujemy prezentów za darmo, potrzebujemy prezentów dla siebie!”
Vera mocno się zarumieniła, a jej ojciec syknął na synów i przepraszająco wzruszył ramionami. Przecież to dzieciaki, czego można się było spodziewać?
Liza tylko pokręciła głową. Nie spodziewała się tego. Ale nie chciała denerwować dzieci. Zawsze miała w zapasie jakieś ciekawe rzeczy. Dlatego tym razem wyciągnęła z szafy dziecięcy zestaw do badmintona.
„Hura!” – radowali się chłopcy. „Idziemy się bawić na dworze!”
„Byliście głodni, prawda?” Lisa próbowała powstrzymać dzieci, przypominając sobie nieudaną wyprawę rodziny jej brata do kawiarni.
„Nie, karmili nas w domu!” – wyrzucił z siebie młodszy brat, wymawiając po prostu sekret rodziców, po czym razem ze starszym wybiegł na podwórze.
„Co za kłamcy” – Anton zaśmiał się nerwowo, patrząc na żonę, szukając u niej wsparcia.
„Och, tak, nakarmiłam ich, ale zapomniałam powiedzieć Antoszy” – próbowała się wykręcić Wiera. Najwyraźniej ona i jej mąż chcieli zjeść darmowy posiłek, oszczędzając w ten sposób sporą sumę.
Liza nie współczuła jedzeniu, ale była zdenerwowana, że goście zaczęli bezczelnie wykorzystywać jej gościnność.
Kolacja, jak zwykle wykwintna i luksusowa, przebiegła w przytłaczającej ciszy.
„No cóż, dziękuję” – Anton wstał od stołu, wycierając usta serwetką. „Co za fantastyczna kolacja! Naprawdę wiesz, jak robić wrażenie! To pójdziemy, nie będziemy cię rozpraszać w pracy”.
„Przynajmniej nakarmcie dzieciaki” – westchnęła Lisa. Nadal biegały na zewnątrz, odbijając lotkę rakietami.
„Spokojnie, zjedzą w domu” – Vera machnęła ręką i szybko się ubrała.
„Miło było cię widzieć!” – pomachał jej brat do Lisy.
„Ja też, ja też…” Lisa zamknęła drzwi za niespodziewanymi gośćmi i pomyślała. Robiła coś źle. Kiedy radość z goszczenia gości stała się uciążliwym obowiązkiem, a jej krewni pasożytami?
Zadzwonił dzwonek do drzwi i wyrwał ją z zamyślenia.
„Kto tu znowu?” – pomyślała Lisa, zawstydzona swoimi myślami. Jeszcze wczoraj nigdy by tak nie pomyślała.
„Lizka, otwórz szybko, bo ręce mi zdrętwiały!” – dobiegł głos jej przyjaciółki zza drzwi.
„Ritka!” Lisa ucieszyła się i pobiegła otworzyć drzwi.
“Będę wymiotować, czekając na ciebie!” mruknęła jej najlepsza przyjaciółka, Margarita, taszcząc torbę pełną zakupów, na której widniała nazwa sklepu.
„Co przyniosłeś? Mam wszystkiego pod dostatkiem!” Lisa ugryzła się w język, przypominając sobie, że goście zjedli już większość jedzenia. „To już nie wszystko i nie jest też dużo”. ©Stella Chiarri
„Co, szarańcza znowu nas odwiedziła?” Margarita zawsze tak nazywała krewnych Lisy, co sprawiało, że Lisa czuła do niej niechęć. Ale to było wcześniej; teraz Lisa nawet nie narzekała. „Rozumiem! Przyszli!”
Gospodyni domu skinęła głową ze smutkiem.
„Chodź, rozchmurzmy się, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia” – powiedziała Rita, wyjmując zakupy z torby. Na stole pojawił się ich ulubiony napój, cytryna i czekolada. „Dawaj talerze!”
Lisa wyjęła talerze, na których natychmiast pojawiły się pokrojone sery, oliwki i czarne oliwki.
„Reuben zrobił mi kanapki” – powiedziała Rita, wyjmując pojemnik z kanapkami z restauracji, w której prowadziła restaurację. „To dobry człowiek! Szkoda, że już się ożenił”.
Oni się śmiali.
„Ritka, jesteś niepoprawna!” Lisa pokręciła głową ze śmiechem. „Więc jaka jest twoja propozycja?”
„Och, czekaj, jeszcze nie stuknęliśmy się kieliszkami!” Rita nalała brązowego płynu do okrągłych kieliszków. „No, wznieśmy toast!”
Wzięli łyk. Lisa poczuła, jak rozlewa się w niej ciepło. Drażliwość, którą czuła po wizycie brata i jego rodziny, zniknęła, a na jej miejsce wstąpił spokój.
„Teraz możemy!” – zachichotała Rita, widząc błogi stan przyjaciółki. „Więc znalazłam nam kilka noworocznych wycieczek do Włoch! Nie dziękuj!”
Lisa kaszlnęła ze zdziwienia. Rita poklepała ją po plecach.
„Lizka, wyobraź sobie: Rzym, Wenecja, wąsaci gondolierzy, risotto! Romans! Przynajmniej odpoczniesz od szarańczy i gotowania. Inaczej za tydzień znowu zaczniesz gotować. Chciałabym, żeby ktoś przyszedł pomóc” – zbeształa przyjaciółkę ze złością Rita. „Zafunduj sobie chociaż raz wakacje! Nie martw się o pieniądze – oddasz je, kiedy będziesz mogła”.
— Czy dadzą nam wizę?
„Mam jedno, a mój syn wyśle ci zaproszenie; wiesz, że tam mieszka. Już się wszystkiego dowiedziałam. To trudne, ale możliwe, jeśli wiesz, kogo zapytać”.
„Och, to prawda!” Lisa machnęła ręką. „Jestem już tym wszystkim trochę zmęczona. A pieniądze nie są problemem…”
„Cóż, dzięki Ci, Panie!” wykrzyknęła Rita. „To trzeba uczcić!”
Do Nowego Roku pozostały zaledwie dwa miesiące, ale krewni Lisy nie mieli wątpliwości, że i tym razem ich ciepła i gościnna gospodyni przywita wszystkich z otwartymi ramionami, wystawnym stołem i mnóstwem prezentów. Lisa nikomu nie powiedziała, że będą musieli pożegnać stary rok i powitać nowy bez niej.
Tydzień przed wyjazdem Lisa odebrała telefon od córki.
- Mamo, o której godzinie mam przyjść?
„Gdzie?” Lisa nie od razu zrozumiała. Myślami była już w Wenecji, unosząc się na gondoli, i zupełnie zapomniała o zamiarach swoich krewnych.
„Dokąd masz na myśli? Do ciebie!” Córka pomyślała z irytacją, że pamięć matki zaczyna szwankować. I to w wieku pięćdziesięciu pięciu lat. I co się wtedy stanie? „Zawsze zbieramy się u ciebie na Nowy Rok” – przypomniała Lisie sylaba po sylabie, jakby była małym dzieckiem.
„Och, racja! Ale nie tym razem!” Lisa się uśmiechnęła. W końcu mogła wypowiedzieć te cenne słowa.
„Co masz na myśli mówiąc, że nie tym razem?” Zaskoczenie córki sprawiło, że jej irytacja zniknęła.
„Lecę do Włoch na Nowy Rok” – odpowiedziała po prostu Lisa – „będziesz musiał sobie poradzić sam”.
„Mamo, zwariowałaś? Nie możesz wszystkich tak zawieść! Planowaliśmy się wszyscy spotkać!” – podniosła głos córka.
„Spotkajmy się… na przykład u ciebie. Już wszystko zdecydowałam. Chcę odpocząć” – Lisa zdenerwowała się i rozłączyła.
Kilka minut później zadzwonił mój syn.
„Mamo, mówisz poważnie?” Najwyraźniej jego siostra już mu się poskarżyła. „Zdecydowałeś się porzucić wszystkich?”
„Synu, uważaj na słowa!” Lisa uświadomiła sobie, że nawet nie zauważyła, kiedy jej dzieci stały się tak bezczelne. „Nie jesteście mali i potraficie zadbać o siebie i swoje dzieci, ale ja tracę siły”.
„Tak, ty…” zaczął syn, ale ona mu przerwała:
- Przepraszam, mam drugą linię.
Anton zadzwonił. Lisa podniosła słuchawkę z ciężkim westchnieniem.
„Lizawieta, o czym ty mówisz, jakieś Włochy?! Czy ty w ogóle oglądasz telewizję?!” – natychmiast zaatakował ją brat.
„Antosza, dawno temu wyrzuciłam telewizor. Jadę na wakacje, zwiedzać zabytki, o których zawsze marzyłam” – zaczęła marzycielsko, ale brat jej przerwał.
„Czemu próbujesz mnie do tego namówić?! Czemu nie możesz zostać w domu? Już wszystko zaplanowaliśmy, mieliśmy kupić nowy telewizor! A teraz musimy wydać pieniądze na prezenty, na noworoczny stół!”
Liza była w szoku. Wiedziała oczywiście, że jej krewni ją wykorzystali, ale dopiero dziś uświadomiła sobie, jak bezczelnie i cynicznie to zrobili. To odkrycie ją otrzeźwiło i rozwiało wszelkie wątpliwości oraz poczucie winy za zrujnowanie rodzinnych świąt.
Po cichu wyłączyła telefon i wymieniła zamki w domu. Obrażeni krewni zaczęli rozpowiadać wszystkim znajomym, że ich matka i siostra odwróciły się od rodziny, decydując się skupić na życiu osobistym.
Liza świętowała Nowy Rok ze swoją najlepszą przyjaciółką Ritą na placu Świętego Marka w Wenecji, przy lampce wytrawnego wina, w otoczeniu fantastycznego pokazu fajerwerków. Po raz pierwszy poczuła lekkość, spokój i oszałamiające poczucie wolności od rodziny.
„W przyszłym roku jedziemy razem na Kamczatkę” – powiedziała Lisa, ocierając łzy szczęścia. „Marzyłam o tym całe życie, ale zawsze było trochę strasznie. Ale teraz jestem gotowa na wszystko! Nawet na zdobywanie wulkanów”.
„Trzymam cię za to!” Rita puściła oko do przyjaciółki i uniosła kieliszek. „Za nasze przyszłe przygody”.