Ogród jest szczególnie piękny wiosną. Kwitną jabłonie, śpiewają ptaki, powietrze jest tak świeże, że zapiera dech w piersiach.
Słyszysz brzęczenie pszczół, bierzesz głęboki oddech i uświadamiasz sobie: życie poza miastem to wielkie błogosławieństwo.
Zwłaszcza gdy miasto jest oddalone zaledwie o dwadzieścia minut jazdy samochodem. Dlatego cała rodzina Sokołowów pracuje w mieście.
Była niedziela, więc dziś rano cała rodzina zebrała się wokół stołu na tarasie: właściciel domu, Iwan Matwiejewicz Sokołow, jego żona Nina Andriejewna, syn Filip i jego młoda żona Alla.
Spokojnie jedli śniadanie przy filiżance herbaty i omawiali sprawy rodzinne. Nagle pod bramą zatrzymał się samochód i po kilku minutach rozległ się głos:
„Czy ktoś jest w domu?” Nad bramą pojawiła się głowa w czapce. Z daleka widać było bujne, rude wąsy. Widząc je, Iwan Matwiejewicz natychmiast poderwał się na równe nogi:
– To Ilucha, bracie!
Pobiegł do bramy, z łatwością przeskakując klomby piwonii.
„Cześć, Wania! Otwórz bramę, krewni już przyjechali!” – krzyknął radośnie Ilja, śmiejąc się.
Nina Andriejewna również wstała od stołu i skierowała się w stronę gości. Młodzi ludzie pozostali na tarasie.
„Phil, może powinniśmy wyjść i się z nim spotkać?” zapytała Alla.
„Daj spokój, kochanie” – zaśmiał się mąż – „Myślisz, że się obrazią i odejdą? Nie znasz wujka Ilji. On się nie pojawia ot tak. Nadchodzą kłopoty, zaufaj mi”.
— Problemy? Dlaczego tak zdecydowałeś?
„Bo wujek Ilja to prawdziwy problem na dwóch nogach” – zaśmiał się Filip.
Alla i Filip pobrali się dwa miesiące temu i postanowili, że ślub odbędzie się w sierpniu, kiedy będzie mogła przyjechać matka Alli, Zinaida Michajłowna. Od wielu lat mieszka za granicą z mężem Fryderykiem i może przylecieć tylko na wakacje. Rodzice Alli poprosili ją, żeby poczekała do tego czasu, żeby móc być na ślubie. W końcu Alla jest jedynym dzieckiem swojej matki.
Po chwili Filip i Ałła zobaczyli Iwana Matwiejewicza i Ninę Andriejewnę dźwigających bagaże, a za nimi Ilję i jego żonę Antoninę Arnoldownę, którzy nieśli walizki. Wszyscy szeroko się uśmiechali, z wyjątkiem Niny Andriejewny. Była wyraźnie niezadowolona. Po pierwsze, nie lubiła niespodziewanych gości – w dzisiejszych czasach można ich było uprzedzić telefonicznie. Po drugie, doskonale znała osobowość swojego zięcia.
Ilja był człowiekiem przebiegłym, zawsze szukającym własnej korzyści i potrafiącym przechytrzyć nawet najbardziej ostrożnych. Jego brat Iwan natomiast wyróżniał się prostotą, dobrodusznością i chęcią niesienia pomocy każdemu. To właśnie z tego Ilja korzystał przez całe życie.
Filip miał więc rację – wizyta wuja zdecydowanie nie była przypadkowa. Ilja znów przywiózł ze sobą jakieś sprawy, które chciał rozwiązać z pomocą rodziny brata.
„Witaj naszych gości, siostrzeńcze!” krzyknął Ilja, przechodząc przez dziedziniec.
„Odwiedzamy tu naszych rodziców” – odpowiedział Filip. „Jutro wrócimy do miasta”.
Alla zdjęła okulary, wygodnie wyciągnęła nogi i rzekła zamyślona:
„Może powinniśmy zostać? Widzę, jak bardzo mama i tata są teraz zajęci. Wujek Ilja i jego żona mogliby ich nieźle zmęczyć”.
“Na serio?” zapytał zaskoczony Philip.
„Jestem pewna”, Alla skinęła głową.
Iwan i Ilja wychowali się w rodzinie inteligenckiej. Ich matka pracowała jako tłumaczka, a ojciec jako dyplomata. Dom, w którym obecnie mieszka Iwan, należał do ich rodziców. Po ich śmierci bracia podzielili się spadkiem: najstarszemu, Ilii, przypadło czteropokojowe mieszkanie w centrum miasta, a najmłodszemu, Iwanowi, dom na wsi.
Z czasem Iwan zbudował na posesji nowy dom, garaż i letnią kuchnię. Stary dom sam wyremontował, zachowując jedynie sad jabłkowy – wspomnienie z dzieciństwa. Wszystko inne zostało odbudowane.
Podział spadku nie mógł być uznany za sprawiedliwy: mieszkanie w historycznym centrum kosztowało znacznie więcej niż stary drewniany dom. Ale Iwanowi to nie przeszkadzało. Ilja miał już wtedy rodzinę: żonę i małą córeczkę Warwarę, więc potrzebował ich bardziej. Sam Iwan cieszył się, że ma przynajmniej cząstkę przeszłości – dom, w którym spędził dzieciństwo. Tutaj, wśród drzew i rzeki, czuł się jak w domu.
Kiedy Iwan nie miał własnego samochodu po studiach, musiał wstawać wcześnie, żeby dotrzeć do instytutu. Tymczasem mieszkanie jego brata znajdowało się pięć minut spacerem od uczelni. Ale Ilja ani razu nie zaproponował, że spędzi z bratem noc, ani nawet zje z nim kolację. Iwan nie prosił, ale czasami tęsknił za domem, w którym dorastał. Nigdy jednak nie odważył się tego zrobić bez zaproszenia.
Ale każdego lata Ilja przyjeżdżał do wiejskiego domu Iwana:
Hej, braciszku! Przyprowadziłem rodzinę. Niech dzieciaki zaczerpną świeżego powietrza i popływają w rzece. W końcu to też mój dom – zbudował go mój ojciec.
Iwan zawsze z radością witał swoją rodzinę. Rozumiał, że miasto jest przesiąknięte smogiem, hałasem i brakiem wytchnienia. Dzieci potrzebują pobiegać na łonie natury. A kiedy Iwan się ożenił, nic się nie zmieniło. Jego synowa, Ninoczka, dziewczyna z sąsiedniej wsi, okazała się pracowitą i prostą kobietą. Iwan znał ją od dzieciństwa – często spotykali się nad rzeką. Jednak Ilja nie pochwalał wyboru brata…
„Wania, jesteś fizykiem, pracujesz w poważnej firmie. Ludzie cię szanują, ale ożeniłeś się z kimś z ludu!” Ilja skrzywił się, jakby ugryzła go cytryna.
Iwan tylko wzruszył ramionami i roześmiał się dobrodusznie:
„Co ma z tym wspólnego pochodzenie? My sami nie pochodzimy ze szlachty. Jesteśmy prostymi ludźmi, po prostu wykształconymi. Wszyscy pochodzimy z ludu – nasz ojciec, i nasz dziadek też. Nie jesteśmy szlachcicami!”
„Więc co mam teraz zrobić?” – mruknął Ilja. „Mógłbym znaleźć kogoś z miasta, ale ten nie ma rodziny”.
Iwan tylko machnął ręką. Oczywiście, Ninoczka nie była bogata. Nie miała nic: ani pieniędzy, ani wsparcia. Jej ojciec odszedł wcześnie, matka zmarła, gdy była jeszcze bardzo mała, a Ninoczkę wychowywała babcia. Od dzieciństwa Nina pracowała: pomagała w domu, doiła krowę i nosiła wodę. Ukończyła szkołę z wyróżnieniem, ale nie mogła kontynuować nauki – babcia zachorowała, a Ninoczka została z nią.
Po raz pierwszy od wielu lat Iwan zobaczył ją ponownie na brzegu rzeki. Z początku nawet jej nie poznał – gdzie była ta chuda, zadarta dziewczyna z Buinowej? Stała przed nim piękna, pewna siebie kobieta. Zakochał się od pierwszego wejrzenia i poślubił ją. Słowa brata go nie powstrzymały i nigdy tego nie żałował. Dla niego Nina jest najpiękniejszą kobietą na świecie.
Żyli długo i szczęśliwie przez trzydzieści lat. Wychowali syna Filipa, zbudowali dom i odnowili ogród. Nawet ich wnuk dorósł. Kiedy Filip poślubił Allę, rodzice przyjęli synową jak własną córkę. A Alla odwzajemnia to uczucie – kocha swoich nowych rodziców i zawsze stara się być przy nich.
Alloczka to dziewczyna z charakterem, odważna i prostolinijna. Ludzie tacy jak ona mówią: „Sama znajdzie, sama się domyśli”. Ale w stosunku do Iwana i Niny jest wyjątkowo delikatna, troskliwa i gotowa do pomocy w każdej chwili. Czuje, że to autentyczni ludzie.
Ojciec Alli zmarł, gdy miała zaledwie osiem lat. Jej matka, Zinaida Michajłowna, płakała i płakała, a potem ponownie wyszła za mąż. Jej drugi mąż nie był lepszy – pił i znęcał się nad żoną i macochą. Minął rok, a Zina złożyła pozew o rozwód i przeprowadziła się z córką do ojca, Michaiła Pawłowicza.
Ale na jak długo? Wkrótce Zina zapragnęła zacząć nowe życie. Ale jej dziadkowie nie chcieli oddać wnuczki. Przekonali Alloczkę, by została na wsi, studiowała i mieszkała z nimi, dopóki jej matka nie ułoży sobie życia.
To „osadzenie się” trwało długo. Zina przeskakiwała od jednego mężczyzny do drugiego jak motyl, aż poznała Fredericka, włoskiego lekarza, który pracował w tej samej klinice, w której ona była pielęgniarką.
Fryderyk okazał się porządnym człowiekiem, dobrym i inteligentnym. Zakochał się w Zinie i dobrze traktował jej córkę i jej rodziców. Chciał zabrać Allę do Włoch i ją adoptować, ale odmówiła. Nie mogła porzucić dziadka, który wychowywał ją od dziewiątego roku życia. Do tego czasu jej babcia już nie żyła.
Zina i Fryderyk wyjechali do Włoch, a siedemnastoletnia Alla została u dziadka.
Michaił Pawłowicz był człowiekiem dobrodusznym, o pogodnym, a zarazem surowym usposobieniu. W dużej mierze zawdzięczał to służbie wojskowej: do 45. roku życia służył jako oficer i podróżował po całym kraju z rodziną. Po upadku Związku Radzieckiego osiedlił się we wsi Wiesnuszkino, kupił dom, założył gospodarstwo rolne i stał się wzorowym gospodarzem. A kiedy wprowadziła się do niego wnuczka, również został nauczycielem.
Dziadek uczył Ałoczkę dyscypliny, sprawności fizycznej, sportu, a nawet technik walki – tak jak uczyli ją w wojsku. Ałoczka wyrosła na podobną do dziadka nie z wyglądu, ale z charakteru. Pomaga życzliwym ludziom bez wahania i wie, jak radzić sobie z niegrzecznymi – szybko i konkretnie.
Kiedy Ilja Matwiejewicz i Antonina Arnoldowna, krewni jej teścia, niespodziewanie pojawili się w domu teściowej, Ałła nawet nie drgnęła. Wiedziała już wszystko o gościach od męża i nie spieszyła się z powitaniem ich z otwartymi ramionami. Siedziała na werandzie, obserwując przebieg uroczystości.
Podczas gdy wszyscy krzątali się, przenosząc różne rzeczy, Alla zwróciła twarz ku słońcu i odpoczęła.
„Uff, usiądę z tobą, Alloczko, jestem trochę zmęczona” – Nina Andreevna usiadła przy stole i nalała sobie wody.
„Czy zostaną u was na długo?” zapytała Alla, kiwając głową w stronę gości, którzy już rozwieszali hamak między drzewami.
„Kto wie?” westchnęła Nina. „Kiedyś przyjeżdżali latem, a teraz przyjeżdżają też wiosną. I za każdym razem to samo: »To mój dom, mój ojciec go zbudował, mam prawo tu odpoczywać«” – naśladowała głos Ilji.
„Dawno bym ich odesłała” – uśmiechnęła się Alla i puściła oko. „Oczywiście, w przyjacielski sposób”.
„Oj, daj spokój, Alloczka… Wania będzie zdenerwowany. Zobacz, jaki jest szczęśliwy, przyjechał jego brat” – westchnęła Nina. „A ja znowu będę musiała stać przy piecu przez cały sezon, zadowalając gości, którzy „mają do tego prawo”. Chociaż ten dom już nie należy do moich rodziców – Wania dawno temu zbudował nowy, wszystko przerobił”.
„Kogo ty usprawiedliwiasz, Nino Andriejewna? Mnie czy sobie?” Ałła lekko pochyliła się w stronę teściowej. „Wszystko jasne: dom na mocy umowy przypadł Iwanowi, mieszkanie Ilji. Kropka. Poza tym, jeśli dobrze rozumiem, Antonina wyrzuciła Wanię z mieszkania i i tak zajęło mu to kilka godzin, żeby dotrzeć do instytutu?”
„Wiesz wszystko na pewno, Alloczko!” – powiedziała zaskoczona Nina. „Dokładnie tak było. Jeśli chcesz, mogę ci powiedzieć więcej…”
W rzeczywistości podział spadku był niesprawiedliwy. Mieszkanie moich rodziców było prawdziwym muzeum: mieściły się w nim obrazy, antyczne dywany i kolekcje numizmatów, które mój ojciec przywiózł z całego świata. Matwiej Dmitriewicz dużo podróżował jako dyplomata Związku Radzieckiego.
Dom na wsi był prostą drewnianą konstrukcją. Moi rodzice rzadko tam bywali, tylko latem. Przed przyjazdem zostawili dom i teren w porządku, zatrudniając miejscowych robotników. Nie było centralnego ogrzewania ani kanalizacji, ale był prąd, woda i telefon.
Przez lata Iwan zbudował na posesji stały dom, a stary zburzył. Zbudował go własnymi rękami, z miłością. Ale lata, które on i Nina spędzili w starym domu, były trudne. Ilja nie pomagał im wtedy, nie wspierał ich. On i jego rodzina spędzali wakacje w Soczi i na Krymie. Ale Nina nawet o czymś takim nie mogła marzyć.
Ale kiedy Iwan zagospodarował ten teren, zbudował molo i kupił łódź, to właśnie wtedy jego brat przypomniał sobie: „My też mamy tu dom”. Od tamtej pory przyjeżdżają tu co roku: latem na miesiąc lub dwa, jesienią na grzyby, a zimą na narty lub sanki.
„Mam ich dość, Alloczka…” – powiedziała Nina ze smutkiem. „Nie mam już dwudziestu lat. Nie chcę tańczyć wokół nich jak młoda kobieta. Antonina powinna chociaż raz ugotować barszcz. Nie jestem służącą. Mam ogród, kury, dom i podwórko…”
„Nie bądź smutna, Nino Andriejewna” – uśmiechnęła się Ałła i poklepała teściową po ramieniu, dodając otuchy. „Zajmę się nimi. Nie pozwolę, żeby ci goście tak cię traktowali. Na długo zapamiętają tę wizytę!”. Wycelowała palcem, zmrużyła jedno oko i udała, że celuje w Antoninę, która dumnie przechadzała się po ogrodzie.
„Och, Alla, niech Bóg będzie z tobą!” powiedziała Nina z niepokojem.
„Żartuję!” – zaśmiała się Alla i przytuliła teściową. „Ale od tej chwili zaczyna się ich reedukacja”.
Wieczór był ciepły, więc postanowili podać kolację na otwartej werandzie. Nina Andrejewna podała julienne z kurczaka i grzybów, chrupiącego smażonego karasia, kiszoną kapustę i aromatyczne pikle. Na stole stała oszroniona karafka z zimnym alkoholem i kryształowe kieliszki.
„Och, Ninoczko, jak zawsze trafiłaś w dziesiątkę! Prawdziwa gospodyni, kulinarny geniusz! Jakie aromaty!” Antonina Arnoldovna teatralnie wciągnęła powietrze, krzyżując ramiona na piersi, po czym usiadła przy stole.
„Dziękuję, Tonya, chętnie spróbuję” – odpowiedziała nieśmiało Nina Andreevna.
„Cóż mogę powiedzieć? Wy, ludzie ziemi, umiecie wszystko: gotować, pracować w polu, zajmować się ogrodem. Ale nam, intelektualistom, nie przychodzi to tak łatwo” – westchnęła Antonina, spuszczając wzrok.
„Ciekawe…” – wycedziła Alloczka, uważnie przyglądając się gościowi. „Powiedz mi, kto twoim zdaniem jest intelektualistą?”
Antonina przewróciła oczami i zaczęła z powagą:
— Intelektualista to cały światopogląd, szczególny sposób myślenia, filozofia życia…
„Rozumiem. Ale czy twój „światopogląd” nie podpowiada ci, że nie wypada pojawiać się bez zapowiedzi?” – zapytała Alla, ledwo powstrzymując uśmiech.
Antonina zamarła. W milczeniu rozejrzała się wokół stołu, wyraźnie zagubiona. Ilja Matwiejewicz przyszedł z pomocą żonie:
„Ależ macie synową, moi drodzy! Prawdziwa petarda!” – zaśmiał się. „Widzisz, Alloczka, my też mamy prawo tu odpocząć. To przecież dziedzictwo naszych rodziców”.
„Jeśli się nie mylę, Iwan Matwiejewicz sam zbudował ten dom, a działka jest oficjalnie jego własnością. Mieszkanie jest twoje – możesz w nim odpocząć”.
„Dobra, wystarczy” – postanowił rozładować sytuację Iwan Matwiejewicz. „Wypijmy po jednym kieliszku. W zeszłym roku zrobiłem doskonały likier”.
„A tak przy okazji, co do mieszkania…” Antonina nieśmiało się uśmiechnęła, ale Ilja natychmiast zakaszlał, żeby jej przerwać.
Ale było już za późno.
„Sprzedaliśmy je” – kontynuowała – „i kupiliśmy każdej z naszych córek mieszkanie”.
Wszyscy wokół zamarli. Nina Andriejewna pierwsza oprzytomniała:
— Co powiedziałeś?! Jesteś teraz bezdomny? Jak to?
Iwan, Filip i Ałoczka siedzieli z otwartymi ustami. Ilja milczał, ale Antonina nagle wybuchnęła płaczem:
„Nie chcieliśmy nic mówić… Ale dziewczyny dosłownie przyparły nas do muru. Mówiły: »Żyjecie jak królowie, podczas gdy my z rodzinami tłoczymy się w wynajętych kawalerkach«. Nie mogliśmy już tego znieść; sprzedaliśmy mieszkanie. A teraz postanowiliśmy kupić sobie dom tutaj, tuż obok was. Na razie zostaniemy u was, dopóki nie poszukamy odpowiedniej opcji”.
Po kolacji mężczyźni poszli nad rzekę, a Antonina udała się do swojego pokoju, narzekając na stres wywołany zmartwieniami. Alla i Nina posprzątały ze stołu.
„A jak długo planują tu mieszkać? Aż znajdą dom?” – zapytała Alloczka.
„Ałoczko, kochanie, co się dzieje? Ludzie zostali bez dachu nad głową, a ich dzieci go nie potrzebują” – Nina natychmiast stanęła w obronie swojej rodziny.
„Jak głosi przysłowie: «Jabłka niedaleko padają od drzewa». Dzieci po prostu naśladowały zachowanie swoich rodziców”.
„Nie bądź taka surowa, Alloczka. Zostawić kogoś na ulicy to straszna tragedia”.
„Nie bądź zbyt ufny. Może wcale tak nie jest. Może po prostu chcą spędzić lato w twojej daczy za darmo, udając biednych. A potem okazuje się, że twoje córki nie bardzo im pomogły”.
„Nie wierzę w to. Dlaczego mieliby kłamać?” – zapytała zaskoczona Nina.
„Och, święta prostoto” – Alla przytuliła teściową. „Dobrze, zobaczymy, co przyniesie jutro”.
W niedzielę Ałoczka obudziła się o piątej rano i od razu potrząsnęła mężem:
– Phil, wstawaj!
„Pozwól mi chociaż dziś spać” – jęknął, przewracając się na drugi bok. „Czy nie mógłbym trochę odpocząć w dzień wolny?”
Ale Alli nie tak łatwo zatrzymać:
„Wstawaj, mama już jest w kuchni i piecze naleśniki, żeby nakarmić całą grupę. A my po prostu tu leżymy”.
Filip usiadł na łóżku:
— Podnoszę powieki…
„Albo sam je odbiorę, cokolwiek będzie trzeba” – zaśmiała się Alloczka. „No, czas zacząć dzień”.
Wyszli na dziedziniec i podeszli do okna pokoju gościnnego. Ałła zagwizdała, a potem zapukała. Po chwili wyjrzał zaspany Ilja Matwiejewicz:
— Zwariowałeś? Jest piąta rano!
„Dokładnie” – odpowiedziała spokojnie Alloczka – „Czas obudzić Antoninę Arnoldownę. Tata zaraz wróci z połowu, mama już robi naleśniki z mięsem, twarogiem i grzybami. Wszystko zaczęło się dawno temu, a ty jeszcze śpisz. „Przyszłam do ciebie z pozdrowieniami, żeby ci powiedzieć, że słońce wzeszło…” – zacytowała Puszkina i roześmiała się.
Antonina wyłoniła się zza jego ramienia. Miała papiloty na głowie:
„Zdecydowanie jesteś stuknięty. Nie masz nic lepszego do roboty, niż hałasować o tak wczesnej porze.”
„Nie cała rodzina, tylko ty. Wszyscy już dawno nie śpią. To nie jest miejskie mieszkanie – praca jest dla każdego. Dziesięć minut na przygotowanie się i trochę ruchu nad rzeką, potem śniadanie i do pracy. Ruszamy, czas minął!” – rozkazał Alloczka.
„A co, jeśli ktoś się nie zgodzi?” – zapytał Ilja Matwiejewicz.
„A potem zabiegi wodne prosto z wiadra” – Alla wskazała na duże wiadro z lodowatą wodą ze studni.
Ilja spojrzał na niego i wzruszył ramionami. Dwadzieścia minut później wszyscy byli gotowi, a dwadzieścia minut później goście błagali o pozwolenie na odpoczynek. Ilja i Antonina, zaczerwienieni od napięcia, ciężko oddychali i zanim dotarli do domu, padli na trawę.
„Jesteś taka słaba” – skrzywiła się Ałoczka. „Ciotka jak staruszkowie. W naszej wiosce kobiety niosą dwa wiadra na jarzmie przez siedemdziesiąt lat, a ty, Toniu, masz pięćdziesiąt pięć lat i jesteś już jak emerytowana babcia”.
„Z dwoma?” Ilja nie uwierzył, spojrzał na żonę i cicho się zaśmiał.
„Ja staruszka?!”. zaprotestowała Antonina. „Filipie, przynieś mi jarzmo! Nie, dwa! Zaraz ci pokażę, kto tu jest staruszką!”
Próbowała wstać, ale znów upadła na miękką, wiosenną trawę.
„Słuchaj więc uważnie” – zaczęła Alla, licząc na palcach. „Jeśli nie chcesz się załamać za kilka lat, musisz zacząć trenować już teraz. A jednocześnie całkowicie zmienić swój styl życia: dietę, harmonogram snu, plan ćwiczeń – wszystko się zmieni. Uwierz mi, do końca lata ledwo poznasz samą siebie!”
„Do końca lata?!”. – wykrzyknęła z przerażeniem Antonina Arnoldovna. – „Możemy tu nie zostać tak długo”.
„To twój wybór” – odpowiedziała spokojnie Alla, ignorując aluzję. „A teraz wszyscy, chodźmy na śniadanie, a potem prosto do ogrodu!”
„Dlaczego?” – zdziwił się Ilja Matwiejewicz.
„Wykopcie grządki” – surowo wyjaśniła synowa.
„Nie umiem kopać” – oburzyła się Antonina.
„Wtedy zostaniecie bez obiadu i kolacji” – warknęła spokojnie Alla. „Naprzód, moi wierni pracownicy!”
Po śniadaniu Antonina próbowała uchylić się od pracy. Zaproponowała Ninie Andriejewnie pomoc w sprzątaniu domu, ale Nina nie zrozumiała aluzji:
„Nie, nie, poradzę sobie sama. Lepiej zapytaj Alli, może czegoś potrzebuje?”
Antonina prawie się rozpłakała, gdy zobaczyła Allę i Filipa zmierzających w stronę domu z łopatami i grabiami.
Za radą Alli krewni wykopali całą pozostałą działkę, ledwo dotarli do stołu. Przy obiedzie Ilja i Antonina rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli od tygodnia.
„No widzisz, jaki apetyt daje świeże powietrze! Chociaż powinnaś pominąć wieprzowinę, fetę i smalec z czosnkiem – są niepotrzebne. Ninoczko, możesz mi dać rosół?”
„Nie, dzisiaj jest rosół wołowy” – odpowiedziała zdezorientowana Nina Andreevna.
Ilja i Antonina zamarli, gorączkowo jedząc zupę łyżkami – nagle zabiorą im i ją.
„Wołowina… no dobra, dokończ ją” – Alla machnęła ręką. „Ale od jutra tylko buliony warzywne i ani grama mięsa”.
Godzinę później z pokoju gościnnego dobiegało głośne chrapanie. Po ciężkim dniu pracy zasnęli natychmiast, gdy tylko ich głowy dotknęły poduszki.
Po obiedzie goście spodziewali się lekkiej przekąski, ale zamiast tego Alla dała im wiadro limonki i dwie szczotki.
„Kochani, czas pobielić drzewa w ogrodzie. Wiecie, jak to się robi?” – puściła do mnie oko synowa.
„Wiemy…” westchnął Ilja Matwiejewicz.
„Alloczka, może zrobimy to jutro?” – zapytała ostrożnie Antonina. „Chcieliśmy spędzić wieczór w ciszy. Przecież przyjechaliśmy tu odpocząć…”
Zatrzymała się w pół słowa – zbyt wyraźnie przypomniała mu o tym, co niedawno mu powiedziała o swojej „trudnej” sytuacji i poszukiwaniu mieszkania.
Alla udawała, że niczego nie zauważa:
„Nie, nie, moi drodzy, do roboty! Po dobrym treningu odpoczynek będzie jeszcze lepszy”.
„Dobra, Tonya, chodźmy. Filip i Ałła jutro wyjeżdżają do miasta. Nie zobaczymy ich przez cały tydzień” – powiedział Ilja z westchnieniem satysfakcji.
Ale jego radość nie trwała długo:
„Philip pojedzie sam, ale ja zostaję. Jestem na wakacjach. Więc chodźmy!” Alla znowu puściła oko.
Małżonkowie poszli za swoją synową bez narzekania.
Wieczorem, przed pójściem spać, Ilja i Antonina długo rozmawiali o tym, co się wydarzyło.
„Ta dziewczyna to koszmar! Nie da nam spokoju ani na chwilę. Wyobraź sobie – wzięła urlop tylko po to, żeby nas terroryzować” – narzekała Antonina.
„Nie zrobiła tego celowo. Jest po prostu szalona. Wszyscy tacy są – Vanka, jego żona i Filip też. On śmieje się bez przerwy jak koń. Ani razu jej nie powstrzymuje ani nie karci”.
„Tak, i Filip jest taki” – Antonina zakręciła palcem przy skroni. „Normalny mężczyzna nie ożeniłby się z kimś takim”.
„Wiesz, czym ona się zajmuje?” – Ilja nagle zapytał szeptem.
„Kto?” zapytała Antonina z ciekawością.
„Trenerzy psów i zoopsycholodzy” – wyszeptał Ilja, rozglądając się dookoła.
„O, Panie Jezu!” Antonina przeżegnała się. „Iljusza, chcę do domu…”
Podczas śniadania Ilja i Antonina oznajmili, że muszą pilnie wyjechać.
„Musimy zobaczyć mieszkanie – jednopokojowe na obrzeżach miasta. Mówią, że jest bardzo przytulne, z rzeką w pobliżu i naturą dookoła” – zaćwierkała Antonina.
„Może za miesiąc wrócimy” – dodał Ilja i niezręcznie kaszlnął.
„Chodź! Czekamy na ciebie z niecierpliwością” – powiedziała poważnie Alla. „Philip i ja postanowiliśmy przeprowadzić się tu na całe lato, więc będziemy mieli jeszcze czas, żeby zadbać o twoją kondycję fizyczną i oczyszczanie”.
Ilja i Antonina wymienili spojrzenia. Antonina omal nie wybuchnęła płaczem.
Goście szybko zebrali swoje rzeczy i sami załadowali je do samochodu, odmawiając pomocy Alli i Filipowi. Zanim Ivan i Nina zdążyli zareagować, rodzina zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie ślad na podjeździe.