„Mama mówiła, że ​​powinnaś przychodzić codziennie i gotować” – powiedział mój mąż, jakby zapomniał, że trzymam dziecko na rękach.

„Mama kazała ci przychodzić codziennie i gotować” – powiedział Anton, nie odrywając wzroku od talerza.

Masza zamarła z łyżką w dłoni. Sześciomiesięczna Warja chrapała w swoim łóżeczku obok stołu, właśnie zasnęła po długim kołysaniu.

„Co, przepraszam?” zapytała ponownie, mając nadzieję, że źle usłyszała.

„Mama i tata zaczęli nową pracę. Harmonogram jest napięty, oboje wracają późno i zmęczeni. Mama powiedziała, że ​​skoro jesteś na urlopie macierzyńskim i wciąż jesteś w domu z dzieckiem, możesz przyjść i ugotować im lunch” – Anton w końcu podniósł wzrok. „Bardzo nam pomagają”.

Masza powoli odłożyła łyżkę. Tysiące myśli przelatywały jej przez głowę, ale tylko jedno pytanie przyszło jej do głowy:

– Gdzie mam umieścić Varyę?

„Mama powiedziała, że ​​możesz z nią iść” – Anton wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź. „Mają mnóstwo miejsca”.

Masza spojrzała na śpiącą córkę. Warja w końcu wróciła do rutyny po miesiącach nieprzespanych nocy. Teraz spała o stałej porze. Zaburzając tę ​​delikatną równowagę…

„Anton, to godzina tam i z powrotem autobusem, z przesiadkami. Z sześciomiesięcznym dzieckiem i torbą zakupów.”

„Ale oni naprawdę bardzo nam pomagają” – powtórzył Anton, jakby nie słyszał jej argumentów. „A mama mówiła, że ​​kiedyś pracowała, gotowała i wychowywała dzieci”.

Masza westchnęła. Rozmowa zataczała koło. Nigdy nie przepadała za swoją teściową, Jeleną Georgiewną – była apodyktyczna, miała zwyczaj udzielania nieproszonych rad i ranienia synowej przy każdej okazji. Jednak dla dobra rodzinnego spokoju Masza starała się nie zaostrzać relacji.

„Pomyślę o tym” – to było wszystko, co powiedziała.

Następnego dnia Masza stała na przystanku autobusowym z Warią na rękach i ciężką torbą zakupów. Listopadowy wiatr wiał jej do szpiku kości, a dziecko kwiliło pod jej kombinezonem.

„Dla dobra pokoju w rodzinie” – powtarzała w myślach Masza, wskakując do zatłoczonego autobusu.

Jelena Georgiewna przywitała ich z takim wyrazem twarzy, jakby robiła im przysługę, wpuszczając ich do mieszkania.

„Wreszcie” – spojrzała na zegarek. „Jest prawie dwunasta, a o drugiej muszę być w pracy. Jestem dziś rano strasznie głodna”.

Igor Iwanowicz, wysoki i szczupły mężczyzna, skinął głową znad laptopa:

— Mam wideokonferencję za pół godziny. Czy znajdziesz czas, żeby coś wymyślić?

Masza zerknęła szybko do kuchni, gdzie nie było ani jednego garnka ani patelni ze śniadaniem. Czy oni naprawdę nic nie jedli dziś rano?

„Postaram się” – mruknęła, rozbierając marudzącą Varyę.

„Tylko bądź cicho” – ostrzegła Jelena Georgiewna. „Muszę dokończyć raport. Na stole leży lista potraw, które zazwyczaj jemy. Nic, czego nie potrafisz ugotować”.

Z tymi słowami poszła do sypialni.

Masza rozłożyła kartkę i przebiegła wzrokiem po liniach. Jej teściowa zaplanowała menu na nadchodzący tydzień, jakby było oczywiste, że Masza będzie przychodzić codziennie.

Podczas gdy gorączkowo przygotowywała kotlety z puree ziemniaczanym według listy, Warja zaczęła płakać. Dziewczynka nie była przyzwyczajona do obcego mieszkania i wyczuwała napięcie matki.

„Czy mogłaby być ciszej?” – zapytał zirytowany Igor Iwanowicz z pokoju. „Mam ważny telefon!”

Masza znalazła się w beznadziejnej sytuacji: kuchenka, płaczące dziecko i zdenerwowani teściowie. Podniosła córkę, próbując jednocześnie zamieszać sos. Warja trochę się uspokoiła, ale nadal marudziła.

O pierwszej obiad był gotowy. Elena Georgiewna, zaglądając do kuchni, skrzywiła się, próbując kotleta:

— Trochę suche. I za mało przypraw. Lubimy z pieprzem.

Masza milczała, karmiąc Warię z butelki. Mimo krytyki teściowie zjedli wszystko. Nikt nie podziękował.

Tydzień zamienił się w niekończącą się serię porannych przygotowań, długich dojazdów, gotowania pod ścisłym nadzorem i krytyki. Varya stawała się coraz bardziej kapryśna – jej codzienna rutyna całkowicie się załamała.

Anton pytał co wieczór, jak minął jej dzień, ale w jego pytaniach brakowało szczerego zainteresowania. Masza wyczuła, że ​​po prostu donosi matce przez telefon, że jego żona sumiennie wypełnia swoje „obowiązki”.

W sobotę zostali zaproszeni na rodzinny obiad. Masza miała nadzieję zrobić sobie przerwę od gotowania, ale Elena Georgiewna powitała ją słowami:

— Skoro już przyszedłeś, może pomożesz mi z sałatkami? Jeszcze wszystkiego nie skończyłem.

Oprócz nich przy stole siedziała starsza siostra Antona, Natalia, i jej mąż Wiktor, silny mężczyzna o uważnym spojrzeniu.

„Wyobraź sobie” – Elena Georgiewna nie mogła się powstrzymać od pochwalenia, nakładając sałatkę na talerz – „Masza robi nam teraz obiad codziennie. W końcu nauczyła się porządnie gotować!”

Natalia uniosła brwi ze zdziwienia:

— Codziennie? Przemierzać całe miasto z dzieckiem?

„Co w tym złego?” – wzruszyła ramionami teściowa. „To dla niej dobre. Inaczej po prostu siedzi w domu i się wścieka”.

„I ty na to pozwalasz?” Natalia zwróciła się do brata. „Przewieźć sześciomiesięczne dziecko przez miasto komunikacją miejską, żeby mama i tata nie mogli sobie gotować?”

Przy stole zapadła cisza. Anton odchrząknął.

„W pracy się męczą. Ale Masza jest nadal w domu z dzieckiem. To dla niej dobre…”

„Co przydatnego?” – przerwał nagle Victor. „Wyczerpujesz się z dzieckiem tylko po to, żeby zaoszczędzić rodzicom czasu?”

„Zajmij się swoimi sprawami” – warknęła Elena Georgiewna. „Jesteśmy rodziną, pomagamy sobie nawzajem”.

„Dokładnie” – zgodził się Igor Iwanowicz. „Poza tym, pomogliśmy im z mieszkaniem, kiedy się pobrali”.

Masza poczuła ucisk w żołądku. To prawda – rodzice Antona wpłacili większość zaliczki na ich kredyt hipoteczny. Ten argument pojawiał się za każdym razem, gdy ona i Anton musieli zrobić to, czego chcieli teściowie.

Po kolacji, gdy mężczyźni wyszli na balkon, żeby zapalić, Natalia wzięła Maszę na stronę:

„Słuchaj, widzę, co się dzieje. Próbowali tego ze mną też, dopóki Victor nie położył temu kresu. Nie pozwól im się wykorzystać”.

„Ale oni naprawdę nam pomogli z mieszkaniem” – cicho zaprotestowała Masza.

„I co teraz? Będziesz na to pracować całe życie?” Natalia pokręciła głową. „Dziecko jest najważniejsze. I twoje zdrowie też”.

Worki pod oczami Maszy stawały się coraz bardziej widoczne. Waria źle spała w nocy i była marudna w ciągu dnia. Podczas rutynowej wizyty pediatra spojrzał na nie z niepokojem:

— Co się stało? Dziecko wygląda na przemęczone.

Masza westchnęła i opowiedziała o swoich codziennych wycieczkach do teściów.

„Zwariowałaś?” – Lekarka pokręciła głową. „Dziecko potrzebuje rutyny! Regularnego snu, karmienia, spacerów. A nie codziennego podskakiwania w autobusach i odwiedzania cudzych mieszkań”.

Wieczorem Masza próbowała porozmawiać z Antonem:

Pediatra powiedział, że te podróże są dla Varyi szkodliwe. Potrzebuje rutyny.

„Ale moja matka wychowała dwójkę dzieci i pracowała” – zbył Anton, odprawiając ich z właściwą sobie obojętnością. „I wyrosły na dobrych ludzi. A ty nie potrafisz poradzić sobie z jednym dzieckiem i ciągle narzekasz”.

Rano otrzymałem telefon od Igora Iwanowicza:

Masza, co dziś gotujesz? Mama mówi, że chce rybę albo kurczaka. I kup śmietanę, bo już nie ma.

Tego wieczoru Jelena Georgiewna wysłała Maszy zdjęcie z tygodniowym menu i listą zakupów. Lista zawierała drogie przysmaki, na które młoda rodzina, żyjąca wyłącznie z pensji Antona, po prostu nie mogła sobie pozwolić.

W klinice Masza przypadkowo nawiązała rozmowę z kobietą noszącą bliźnięta.

„Mam na imię Olga” – przedstawiła się. „Widzę, że twoje oczy też są czerwone. Nie śpisz?”

Zaczęli rozmawiać i okazało się, że Olga była w podobnej sytuacji: jej teściowa uważała, że ​​synowa powinna nie tylko opiekować się dziećmi, ale także prać ubrania dla całej rodziny męża i gotować na święta.

„Znosiłam to przez dwa miesiące, a potem o mało nie wylądowałam w szpitalu z załamaniem nerwowym” – przyznała Olga. „Mój mąż musiał wybierać: albo postawi rodziców na swoim, albo ja zabiorę dzieci i wyjadę”.

Myśl o działaniu zamiast o trwaniu w tym stanie była dla Maszy nowa i przerażająca. Całe życie starała się zadowolić wszystkich – rodziców, nauczycieli, szefa, a teraz męża i jego rodzinę.

Następnego dnia odwiedziła ją matka Maszy, Tatiana Nikołajewna. Widząc wyczerpaną córkę, od razu podejrzewała, że ​​coś jest nie tak:

— Co się stało? Wyglądasz, jakby nie był sobą.

Masza wybuchnęła płaczem i opowiedziała wszystko. Tatiana Nikołajewna była wściekła:

– Jak oni śmią! Traktują cię jak sługę!

„Mamo, proszę, nie wtrącaj się” – błagała Masza. „Sama się tym zajmę. Nie chcę niczego jeszcze bardziej komplikować”.

Masza zapamiętała ten dzień na zawsze. Waria przepłakała całą noc – ząbkowała. Rano w końcu zasnęła, ale budzik już dzwonił – czas szykować się do wyjazdu do teściów.

Z oczami opuchniętymi od niewyspania Masza gotowała barszcz i kotlety, tak jak Elena Georgiewna wskazała na swojej liście. Ręce trzęsły jej się ze zmęczenia, w głowie szumiało. Warja była marudna przez cały dzień, nie miała ochoty ani na zabawę, ani na sen.

Elena Georgiewna wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. Po spróbowaniu barszczu skrzywiła się.

„To obrzydliwe! Jak możesz to jeść? Pracujemy cały dzień, a ty karmisz nas takim jedzeniem!”

Igor Iwanowicz zgodził się:

„To naprawdę nie jest smaczne. W kawiarni jest jeszcze lepsze. Może powinniśmy zamówić z dowozem?”

Masza poczuła, że ​​coś w niej pęka. Może to przez tygodnie zmęczenia. Może przez brak snu. A może to była ta kropla, która przepełnia czarę goryczy.

„Nie uważasz, że to trochę przesada?” – zapytała cicho, przytulając płaczącą Varyę. „Jestem matką dziecka, a ty zmuszasz mnie do jazdy przez całe miasto, żeby ugotować ci obiad? Dwoje dorosłych z łatwością mogłoby ugotować sobie samemu albo zamówić dostawę, o której mówisz!”

Twarz Eleny Georgiewny stała się purpurowa:

„Jak rozmawiasz ze starszymi? Jesteśmy rodzicami twojego męża! Pomogliśmy ci z mieszkaniem, a ty nawet nie możesz nam podziękować!”

„Jak mam jej podziękować? Za swoje zdrowie? Za zdrowie twojej wnuczki?” Głos Maszy drżał, ale nie mogła się powstrzymać. „Waria źle śpi, marudzi, a pediatra mówi, że te wyjazdy jej nie służą. Ale oczywiście dla ciebie ważniejsze jest, żeby obiad był na czas!”

„Niewdzięczna!” krzyknęła Elena Georgiewna. „Robimy dla ciebie tyle, a ty…!”

Masza w milczeniu spakowała torbę i rzeczy dzieci, wzięła Warię na ręce i opuściła mieszkanie pośród krzyków teściowej na temat niewdzięczności i współczesnej młodości.

W domu czekała ją poważna rozmowa z mężem. Anton był wściekły:

„Wyobrażasz sobie, co zrobiłeś? Mama płacze! Mówi, że powiedziałeś jej coś niegrzecznego, a potem wyszedłeś, trzaskając drzwiami!”

„Co twoim zdaniem powinnam była zrobić?” – zapytała Masza zmęczonym głosem, kołysząc Warię do snu. „Twoja matka upokarza mnie każdego dnia. Krytykuje wszystko, co robię. A ty ją wspierasz, nie mnie”.

„Bo ma rację!” – wykrzyknął Anton. „Moja matka pracowała, wychowywała dzieci i gotowała. A ty tylko narzekasz!”

„Twoja matka nie przejechała przez całe miasto z dzieckiem na rękach, żeby ugotować obiad dla teściowej” – zauważyła cicho Masza. „A ciebie miała, żebyś jej pomógł, a nie żebyś ją rozszarpał”.

Anton zamilkł, najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

„Nie będę już chodzić do twoich rodziców gotować” – powiedziała stanowczo Masza. „To szkodzi Warii i mnie. Jeśli chcesz, żeby twoi rodzice dobrze jedli, gotuj sama albo zamów dowóz”.

Anton zatrzasnął drzwi i wyszedł, zostawiając Maszę samą. Zadzwoniła do matki i poprosiła ją o pomoc – nie dawała już rady sama.

Następnego dnia niespodziewanie przybyła siostra Antona, Natalia. Po wysłuchaniu opowieści Maszy pokręciła głową:

Wiedziałem, że do tego dojdzie. Poczekaj, Anton zaraz wróci. Musimy poważnie porozmawiać.

Kiedy Anton przybył, Natalia powitała go w drzwiach:

„Bracie, musimy porozmawiać. Próbowałeś kiedyś gotować obiad z dzieckiem na rękach? Teraz wyobraź sobie, że musisz spędzić godzinę w komunikacji miejskiej, potem gotować, będąc krytykowanym, a potem kolejną godzinę w domu”.

Anton zmarszczył brwi:

– Natasza, nie wtrącaj się w nasz związek.

„Kto to zrobi? Zamieniasz się w kopię swojego taty. Nie widzisz, co robisz?”

W tym samym czasie Wiktor, mąż Natalii, przyjechał odwiedzić Igora Iwanowicza. Ich rozmowa była krótka, ale treściwa:

„Igorze, przesadzasz. Masza nie jest służącą. Jest matką twojej wnuczki”.

„Chcieliśmy tylko pomocy” – odpowiedział niepewnie Igor Iwanowicz. „Elena jest zmęczona po pracy…”

„Każdy się kiedyś zmęczy” – warknął Victor. „Ale nikt nie wysyła matki dziecka na drugi koniec miasta, żeby ugotowała obiad”.

Tymczasem Elena Georgiewna dzwoniła do swoich znajomych i narzekała na synową:

„Wyobraź sobie, Nino, powiedziała mi, że możemy gotować dla siebie! Po tym wszystkim, co dla nich zrobiliśmy!”

Jednak Nina, wbrew oczekiwaniom, nie wsparła swojej przyjaciółki:

„Lena, czy ty nie przesadzasz? Młoda matka z dzieckiem to nie kucharka. Ja też bym się wściekła, gdybym była na jej miejscu”.

Słowa te uciszyły Elenę Georgiewnę, choć nie miała zamiaru przyznać się do błędu.

Tego wieczoru, po długiej rozmowie z siostrą, Anton postanowił sam ugotować obiad dla rodziców. Kupił artykuły spożywcze, pojechał do domu i spędził kilka godzin majsterkując w kuchni.

Rezultat przerósł wszelkie oczekiwania, ale nie na lepsze. Kotlety były spalone, a zupa przesolona.

„To jest niejadalne!” – wykrzyknęła Elena Georgiewna po spróbowaniu dzieła syna. „Myślałam, że przynajmniej ty umiesz dobrze gotować!”

Anton zamarł z chochlą w dłoni. Coś w tonie matki, w jej wyrazie twarzy, nagle wydało mu się znajome. Mówiła tak do Maszy każdego dnia. Z tą samą intonacją, z tym samym wyrazem twarzy.

„Mamo, ale próbowałem” – powiedział cicho.

„Próbował!” prychnęła Elena Georgiewna. „Kiedy byłam w twoim wieku, nakarmiłam już czterdzieści osób na pogrzebie mojego kuzyna drugiego stopnia!”

Anton wymienił spojrzenia z ojcem. Igor Iwanowicz niezręcznie odwrócił wzrok. W tym momencie Anton zrozumiał, że to nie wina Maszy. Jego matka po prostu nie mogła zaakceptować, że ktoś robi coś inaczej, niż ona uważała za słuszne.

Wracając do domu, zastał Maszę pakującą swoje rzeczy.

„Co robisz?” zapytał zdezorientowany.

„Idę do mamy” – odpowiedziała spokojnie Masza. „Nie mogę już tego robić, Anton. Albo przestaniesz mnie naciskać, żebym gotowała dla twoich rodziców, albo Varya i ja przeprowadzimy się do mamy”.

Anton usiadł na skraju łóżka. Obraz rozczarowanej twarzy matki mieszał się z obrazem jego wyczerpanej żony pakującej się.

„Zrobiłem im dziś obiad” – powiedział cicho. „Mama powiedziała, że ​​to niejadalne”.

Masza zamarła, a potem gorzko się uśmiechnęła:

„Rozumiesz teraz? To się nigdy nie skończy. Ona nie potrzebuje pomocy – potrzebuje, żeby wszyscy tańczyli, jak jej zagra”.

Poważna rozmowa trwała do późnej nocy. Po raz pierwszy od dawna Anton naprawdę słuchał żony. Przypomniał sobie, jak Elena Georgiewna traktowała jego poprzednie dziewczyny, jak kontrolowała go w dzieciństwie i jak odepchnęła Natalię, kiedy ta wyszła za mąż.

Następnego dnia poszedł odwiedzić rodziców. Rozmowa była trudna:

„Mamo, tato, muszę wam powiedzieć. Masza nie będzie już przychodzić gotować. To szkodzi zdrowiu naszej córki”.

Elena Georgievna wybuchnęła:

– O, serio! Wyszłaś za mąż i zapomniałaś o rodzicach! Ta twoja Masza trzyma cię w ramionach!

Ale niespodziewanie Igor Iwanowicz stanął po stronie syna:

„Eleno, może rzeczywiście przesadziłyśmy? Dziewczyna bardzo się starała. A nasza wnuczka jest kapryśna przez te wyjazdy”.

„Więc ty też jesteś przeciwko mnie?” Elena Georgiewna zacisnęła dłonie. „Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam!”

Rozpłakała się i poszła do sypialni. Igor Iwanowicz spojrzał na syna z poczuciem winy:

„Nie gniewaj się na nią. Ona po prostu przyzwyczaiła się do kontroli. Trudno jej zrozumieć, że czasy się zmieniły”.

„Tato, przyjedziemy cię odwiedzić” – powiedział cicho Anton. „Ale nie codziennie i nie po to, żeby Masza ci gotowała. To moja żona, a nie gospodyni”.

Minął miesiąc. Relacje między Maszą a teściową pozostały napięte. Jelena Georgiewna nie przeprosiła, nie przyznała się do winy, nie żałowała. Wręcz przeciwnie, przy każdej okazji żartowała, że ​​„niektóre młode matki nie potrafią gotować ani opiekować się dzieckiem”.

Ale Anton się zmienił. Zaczął więcej pomagać żonie, wyprowadzając Warię na spacery, żeby Masza mogła odpocząć. Raz w tygodniu cała rodzina odwiedzała rodziców, ale teraz albo Anton gotował, albo zamawiał jedzenie z dowozem.

Masza zaczęła czuć się lepiej. Warja w końcu weszła w rutynę, stała się spokojniejsza i bardziej radosna. A co najważniejsze, Masza nie czuła się już osamotniona w swojej walce.

Ona i Anton zaczęli nawet rozmawiać o możliwości wcześniejszego powrotu do pracy na pół etatu. Masza tęskniła za pracą księgową i chciała poczuć się bardziej niezależna.

Jelena Georgiewna nigdy nie przeprosiła Maszy, ale pod wpływem męża i przyjaciół zaczęła zdawać sobie sprawę, że jej wymagania są wygórowane. Nie mogła się jednak do tego otwarcie przyznać z powodu dumy.

W ostatnią niedzielę miesiąca zebrali się na rodzinnym obiedzie u rodziców Antona. Wszyscy byli w napiętej ciszy, zachowując pozory przyzwoitości dla dobra Varyi. Dziewczynka, nieświadoma napięcia dorosłych, radośnie gruchała w ramionach dziadka.

Jelena Georgiewna, ukradkiem obserwując wnuczkę, nagle cicho powiedziała:

— Wygląda zdrowiej. I radośniej.

„Tak” – potwierdziła Masza. „W końcu śpi wystarczająco dużo i trzyma się rutyny”.

Była to pierwsza normalna wymiana zdań między nimi od miesiąca.

Wieczorem, gdy wracała z Antonem do domu, Masza powiedziała:

— Prawdopodobnie nigdy nie będzie idealnie. Twoja matka się nie zmieni.

„Najważniejsze, że się zmieniłem” – odpowiedział Anton, ściskając jej dłoń. „Przepraszam, że nie udzieliłem ci wsparcia od razu”.

Masza uśmiechnęła się, patrząc na Warię śpiącą w foteliku samochodowym:

„Wiesz, najważniejsze, że teraz jesteś po mojej stronie. Przeżyjemy resztę”.

I choć jej relacje z teściową wciąż były trudne, Masza wiedziała, że ​​nie jest już sama w tej walce. A to oznaczało, że da sobie radę ze wszystkim innym.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *