Marina rozejrzała się po pokoju zamglonym wzrokiem. Nic znajomego. Jasne słońce prześwitywało przez grubą zasłonę.
A więc na zewnątrz był dzień. Ostatnie wydarzenia zdawały się znikać, zamiast nich w jej głowie pozostały pomieszane strzępy wspomnień. Co się z nią stało, gdzie była i jak się tu znalazła?
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, były kołyszące się drzewa i skrawek jasnego nieba.
Ktoś niósł ją w ramionach, ale Marina nie wiedziała nic o tym nieznajomym. Pamiętała tylko jego oczy — szare, ciemne, jak burzowa chmura. Ale w przeciwieństwie do chmur, jego oczy nie budziły strachu, lecz spokój. A przedtem… Przedtem był mąż… wieczór i ognisko…..