„Rodzinne śmieci: podła żona, bezczelna córka i jedna prawda, która zniszczyła trzydzieści lat życia”

„Miłość z wyrachowania, córka od przejeżdżającego ogiera i trzyrublowy banknot, na który szantażyści nie mieli ani rozumu, ani sumienia”

„Dlaczego wszystko idzie na Lenkę?” – nie mógł zrozumieć mąż: jego żona Lida nalegała, żeby oddał mieszkanie ich najmłodszej córce, która była jej ulubienicą.

Ale mieli jeszcze jedną córkę. I wszystko musiało być podzielone sprawiedliwie: każda siostra dostała kolczyk!

I tu się okazało, że jeden dostał dwie pary kolczyków, a drugi szyszkę z masłem.

– A dlaczego? – próbowała wytłumaczyć Lida. – Bo wychodzi za mąż!

– No to niech wyjdzie! Nie pozwalamy jej? Kiedy Marisha wyszła, nic jej nie przepisaliśmy!

– Więc Vadik postawił jej warunek: żeby została właścicielką mieszkania – inaczej się nie zgodzi! A wiesz, że ona ma problem z adoratorami!

Tak, Oleg Pawłowicz wiedział: najmłodszy nie był zbyt ładny. Wyglądał na w porządku. Lidka też. Najstarsza, Marisza, była prawdziwą pięknością! Ale tutaj nie dość, że była niemal głupia, to jeszcze zupełnie do nikogo nie podobna: jak to mówią, ani do matki, ani do ojca, a raczej do przechodzącego młodzieńca!

Mimo to Lenka była ulubienicą żony, która ją rozpieszczała. A do jej odrażającego wyglądu doszła brzydka natura: Lenka wyrosła na osobę samolubną, nietolerancyjną, kłótliwą i zazdrosną w jednym.

I choć operacja plastyczna zdołała choć trochę poprawić jej rysy twarzy, to jej charakter pozostawiał wiele do życzenia.

A teraz: podaruj jej ładne, trzypokojowe mieszkanie z czasów stalinowskich, które Pałycz kupił przed ślubem, pracując rotacyjnie.

No i co, mam teraz oddać mieszkanie, które zdobyłem własną pracą i potem, jakiemuś zupełnie nieznanemu Vadikowi, który już zaczął stawiać mi warunki?

„Po prostu weźcie się za ręce i idźcie do lasu!” – pomyślał mężczyzna, zmęczony niesprawiedliwymi żądaniami w tej sprawie: było jasne jak słońce, że Vadik nic nie dostanie – ten bochenek chleba ewidentnie należał do kogoś innego.

No to niech zamknie gębę i weźmie ślub w ten sposób. A może w ogóle nie było tam miłości?

Ale to pytanie wywołało burzę emocji u jego żony i Lenki. Stało się więc jasne, że w uczuciach Vadika panuje kompletny chaos.

Wszystko wyszło na jaw całkiem niedawno: zadzwonił telefon, o którym zapomniała jego żona – dostała list. Nigdy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, a mężczyzna go przeczytał.

I to okazało się odpowiedzią na jej prośbę: jak przepisać mieszkanie córce. Nie jak napisać testament, ale jak przepisać je teraz! Tak, szybciej i sprytniej.

To było absolutnie niesamowite! Po pierwsze, zawsze konsultowały się w najdrobniejszych sprawach. Po drugie, Lidia Iwanowna milczała o tym najciekawszym fakcie! I Lenka też.

Okazało się, że za jego plecami działo się coś, o czym nie miał pojęcia. Ale to on musiał przerejestrować mieszkanie – mężczyzna był jedynym właścicielem nieruchomości, w której zameldowana była również jego najstarsza córka Marina.

W tym czasie była już mężatką i mieszkała z rodziną na przedmieściach: miała sześcioletniego syna.

A Lida i Lena zostały zameldowane w trzypokojowym mieszkaniu teściowej: mieszkał tam z rodziną jej starszy brat, który był zagorzałym hazardzistą. Aby mieszkanie nie odpłynęło, postanowiono się ubezpieczyć, co wydawało się zupełnie rozsądne: kiedyś sama teściowa o to poprosiła.

Szczerze mówiąc, Oleg kochał Mariszę bardziej. Była o wiele mądrzejsza i ładniejsza od Lenki. A jej charakter był o wiele łagodniejszy i lepszy niż młodszej dziewczyny urodzonej, mówiąc w przenośni, pod znakiem Barana.

Nawiasem mówiąc, siostry z jakiegoś powodu całkowicie przestały się ze sobą kontaktować! I ten rozłam pojawił się niedawno: przez długi czas starsza dziewczynka opiekowała się młodszą siostrą. Spędzały dużo czasu razem i spacerowały parami, jak w wierszu Barto: Tamara i ja spacerujemy parami.

A obecność młodszej siostry wcale nie ciążyła starszej. Choć Lenka już wtedy pokazywała swój charakter w całej okazałości. Ale posłuszna i życzliwa Marisza zdawała się nie zwracać na to uwagi.

I nawet nadal przedstawiała swoją niezbyt atrakcyjną siostrę znajomym adoratorów, a potem mężowi. A ostatnio – jakby to się urwało. Czyli coś się stało, o czym jej mąż i ojciec, Oleg Pawłowicz, znów nie został poinformowany.

Marina i Saszka wręcz przestali ich odwiedzać, tłumacząc się napiętym grafikiem: mężczyzna sam ich odwiedzał – bardzo kochał wnuka. Pozostali od czasu do czasu do siebie dzwonili.

Wkrótce żona rozpoczęła ostrożną rozmowę na temat mieszkania, mając nadzieję na pozytywny wynik: żyli w zgodzie, a kochający Oleg nigdy nie odmawiał sobie kury i ukochanych córek.

Tak, mieli silną rodzinę! Emerytowany wojskowy i nauczyciel matematyki nigdy nie mieli wzajemnych pretensji, zaniedbań ani bezpodstawnych oskarżeń: wszystko było w porządku, a ich przyjaciele tylko zazdrościli.

– Tak, tato, a kiedy? – włączyła się do rozmowy Lenka. – Wniosek już złożyliśmy!

„Nigdy!” – chciał odpowiedzieć ojciec, ale zapytał tylko: „Co, on się na to nie zgadza inaczej? A co z miłością? Co do…?”

– Ale wiesz, jaka jest dzisiejsza młodzież! – z pomocą przyszła grupa wsparcia w postaci żony. – Oni potrzebują pomocy – sami nic nie potrafią! Czemu nie przyczynić się do szczęścia córki?

– A krewni twojego narzeczonego? Co oni mają?

– Oni nic nie mają, tato!

– Naprawdę mieszkają na wysypisku śmieci, w pudełku po telewizorze? Za kogo się ożenisz? – Oleg Pałycz nie mógł się powstrzymać od pytania.

– Fuj, jakie to niegrzeczne! – Lenka skrzywiła się. – Jasne, że nie! Mają dwupokojowe mieszkanie, ale jest tam też młodszy brat.

„Ale masz też siostrę!” – zaprotestował rozsądnie tata.

– Po co porównujesz! – zaprotestowała Lida. – Marinkę można zignorować, ona już jest stracona!

– Przecież jej wcześniej nie liczyliście! – zaprotestował niespodziewanie mąż, który milczał. – Nawet jak tu mieszkała! I zawsze będę ją uwzględniał. I podzielę wszystko po równo. Więc albo przekażę wam mieszkanie, albo zostawię tak jak jest: niech się ożeni z miłości!

I wyszedł z kuchni, dając jasno do zrozumienia, że ​​rozmowa dobiegła końca. A jego żona i córka nie mogły zaprotestować – stwierdzenie trafiło w sedno: najwyraźniej Vadik miał inne powody, by się ożenić.

Nastrój całej trójki prysł. Ale Lida i Lenka nie zostawiły go w spokoju, choć Oleg Pałycz naiwnie uważał, że temat wyczerpany. I zaczęli naciskać niemal codziennie, niczym kropla przebijająca kamień: wcześniej mąż nie popadał w konflikty.

Stopniowo te rozmowy zaczęły przeradzać się w napięte starcia: kto zrobił więcej dla rodziny, kto jest ważniejszy. I wszystko zaczęło przeradzać się w kłótnie.

I podczas jednej z takich kłótni, kochana Lidusia, jak to mówią, straciła panowanie nad sobą i bezmyślnie krzyknęła, że ​​tak źle traktuje Lenkę, bo ona nie jest jego córką!

To zadziałało jak bomba: skandal natychmiast ucichł – pojawiło się coś o wiele ciekawszego i znaczącego!

– Jak? Dlaczego nie? Kiedy? Z kim?

Wygadawszy się, Lida natychmiast zamilkła i starała się unikać odpowiedzi. Ale zmuszona była powiedzieć prawdę: gdyby A powiedziało, B by się nie wydarzyło. Chyba tak mówi przysłowie.

Choć dla wszystkich było już jasne, że to właśnie ten B niespodziewanie wysunęło się na pierwszy plan.

– Pamiętasz Miszkę, który mnie zostawił? No cóż, wyszłam za ciebie, żeby się na nim zemścić! I zawsze kochałam tylko jego! A potem wrócił! Tak, mój ukochany Misza. No i oczywiście mu wybaczyłam. Dlatego Lenka jest owocem naszej nieziemskiej miłości.

Owoc miłości spojrzał na mężczyznę, który go wychowywał, pozbawionym wyrazu wzrokiem: okazało się, że wiedziała wszystko!

„Marinka też jest od niego?” – zapytał Oleg cicho.

– Nie, Marinka jest twoja!

„Uff, dzięki Bogu!” – wyszeptał mężczyzna.

Dla niego, urażonego w głębi duszy, wszystko stało się jasne: zarówno bezgraniczna miłość żony do najmłodszej córki, jak i wygórowane wymagania co do mieszkania – dziewczynka bowiem urodziła się z ukochanego mężczyzny.

Stan emeryta był taki jak w piosence: O, mój drogi crème brûlée: mój nastrój jest zerowy!

Co gorsza: istnieją również liczby ujemne!

Postanowił więc dalej zachowywać się jak w tej piosence: Pójdę na spacer po wsi – napiję się kropli budżejli!

Poza tym, w domu nie dało się wytrzymać: życie nie mogło toczyć się dalej jak dawniej. Wszystko, co się działo, okazywało się rażącym oszustwem, a nawet zdradą: po prostu przez długi czas był wykorzystywany!

A mężczyzna nie zamierzał tego wszystkiego wybaczyć: jak ci się nie podoba, to nie całuj się i idź do ukochanego Miszy! Razem z Lenką, oczywiście.

Tak pomyślał Oleg i poszedł do Mariszy. I tam, po kilku drinkach z Saszką, dowiedział się, że najstarsza córka, jak się okazało, również wiedziała o zdradzie matki: po tym zerwała z nimi kontakt. No cóż, mąż-rogacz jest ostatnim, który o wszystkim wie!

Dom był mały, więc umieszczono go w tym samym pokoju co wnuka. Chłopiec spał już długo, a dziadek leżał bezsennie i gorzko myślał: „Dlaczego, do cholery, moja żona mi o tym wszystkim powiedziała?”

Do czego dążyła, jaki miała cel? Czy chciała odejść? Można więc powiedzieć, że się odkochała – on by jej nie zatrzymał!

I po co go tak źle przedstawiać przed wszystkimi? Tak bardzo jej ufał! A oni pewnie śmiali się z niego, oszukanego męża, za jego plecami – tak to zawsze bywa w żartach.

Nie, nie, nie Marisha: ona nigdy się nie śmiała – a jak się okazało, była jedyną osobą, która go kochała!

I wtedy mężczyzna podjął jedyną możliwą w tej sytuacji decyzję: zamienić się mieszkaniem z Mariną i przerejestrować dokumenty na jej nazwisko. Przecież dwupokojowe mieszkanie by mu wystarczyło. A chłopak wkrótce pójdzie do szkoły i będzie miał osobny pokój w trzypokojowym mieszkaniu!

Następny dzień był dniem wolnym: Lida i Lena były w domu. A Pałycz, który wrócił, przekazał żonie swój werdykt:

– Wszystko zrozumiałem – nie kochasz mnie! A życie bez miłości jest niemoralne i obrzydliwe! Dlatego możesz przestać cierpieć – nie powstrzymuję cię: możesz być wolny! Tak, i zabierz ze sobą owoc miłości.

„Dokąd idziemy?” – zapytała zdumiona żona.

– Dokąd chcesz pojechać: do mamy czy do ukochanej osoby! A może są inne opcje?

– Ale mama ma już siedem na ławkach! A Misza mieszka w innym mieście.

– Nic nie wiem! Osobiście nie chcę już mieszkać z obcymi kobietami! Daję ci dwa dni na spakowanie się – możesz zabrać, co chcesz: nie będę protestować!

I wyszedł z kuchni – tam właśnie toczyła się rozmowa: Lida i Lena jadły śniadanie.

Lenka zaczęła demonstracyjnie szlochać, ale tata już się tym nie interesował: cudze łzy go nie ruszały! Jak to mówią: idź się wypłakać komuś innemu!

„Czego właściwie chciałeś?” – pomyślał ze złością Oleg Pałycz, leżąc na kanapie. „Zwaliłeś sobie na głowę kupę gówna i myślisz, że wszystko będzie dobrze?”

Ojciec nie reagował na łzy córki, choć spieszył się, by ją pocieszyć, nawet gdy próbowała płakać. Wkrótce wszystko ucichło: Lida i Lena rozmawiały szeptem o sytuacji, która stawała się coraz bardziej napięta.

Dwa dni minęły spokojnie i obie kobiety zaczęły myśleć, że wszystko się uspokoiło i będzie jak dawniej.

Ale potem powiedziano im, że czas minął i że czas opuścić mieszkanie. Lenka znów próbowała płakać, ale stanowczo doradzono jej, żeby płakała przy własnym tacie, że to nie jest miejsce dla niej i że nic się nie zepsuje.

I że rzeczywiście przepisze mieszkanie, ale nie dziewczynie bez rodziny i plemienia, a swojej córce Marinie. I wielkie merci dla was za pomysł, drogie panie!

Żona próbowała ożywić sytuację: przecież prawie trzydzieści lat wspólnego życia poszło na marne! Poza tym perspektywa zamieszkania z rodziną brata nie napawała optymizmem.

Dlatego też w grę wchodziły wszystkie możliwe środki: apele do litości i szlachetności, naciski na sumienie, łzy i napomnienia.

Ale dobry mąż i ojciec nagle zmienił się w człowieka twardego i zdystansowanego, patrzącego jakby przez dwa stworzenia, wczoraj swoje najukochańsze. I nie zwracał na to uwagi.

Co więcej, życzliwy i inteligentny Pałycz, widząc, że nie ruszają się z miejsca, szorstko im poradził, żeby odeszli. Co było nieoczekiwane i nieprzyjemne.

A kiedy Lida krzyknęła, że ​​tego nie zrobi, zadzwonił na policję! Powiedział, że w jego domu są obcy ludzie: zameldowani w innym miejscu!

Oszołomione żony i córki, które do samego końca miały nadzieję, że wszystko się ułoży, usłyszały od odważnych policjantów, że naprawdę powinny zacząć działać.

No cóż, później oczywiście będzie można złożyć pozew i sprowadzić sąsiadów jako świadków, że mieszkali razem i prowadzili wspólne gospodarstwo domowe. Ale na razie, drogie dziewczyny, uciekajcie stąd jak najszybciej do miejsca zameldowania. Albo was stąd wywieziemy.

Kilka godzin później zadzwoniła „ukochana” teściowa, która wcale nie planowała, że ​​jej córka i niegrzeczna wnuczka pojawią się w jej mieszkaniu: było ich już pięć.

„Wiesz?” zapytał krótko zięć.

– O Lence? – zachichotali po drugiej stronie ekranu. – Jasne! Ale kochasz Liduszę, to znaczy, że powinieneś kochać też Lenoczkę: wychowałeś ją! A ojciec ją wychował!

– Wnuczkę trudno wychować! – wyrzucił z siebie mężczyzna. – Nie dałbym rady. No to zróbmy to sami: pokaż, na co cię stać – kto to wymyślił, niech tym pokieruje! Masz jeszcze czas do ślubu.

I wyłączył się: musiał wprowadzić swoje plany w życie.

W rezultacie Marisha i jej rodzina przeprowadzili się do jego trzypokojowego mieszkania. On sam zaś zamieszkał w domu pod miastem, z kilkoma grządkami warzywnymi: wojskowy dawno przeszedł na emeryturę i mógł spokojnie poświęcić się swoim hobby.

Tak, próbowali też wylać na niego wiadro brudu w sprawie przeprowadzki: upragnione mieszkanie odpłynęło, a ślub Lenki został zakłócony – Vadik stanowczo odmówił ślubu. Dlatego krewni byli w fatalnym nastroju.

No i oczywiście, że wszystkiemu winien ten łajdak Oleg Pałycz! A kto inny, dobrzy ludzie? No, nie Lidusia, serio! A w czym? W tym, że się zakochała? W tym, że się oddała? I kto by się temu oparł?

A co ma z tym wspólnego Lenoczka? I jej twarz na asfalcie! A czy dzieci reagują na rodziców? Nie czytałeś klasyki?

Ale mężczyzna wcale się tym nie interesował: Oleg Pałycz złożył pozew o rozwód i był już w innym, równoległym wymiarze. A linie równoległe się nie przecinają. I nauczycielka matematyki, Lidia Iwanowna, powinna o tym wiedzieć.

A te nieostrożnie wypowiedziane słowa bardzo zaszkodziły kobiecie. I, jak się wydaje, wyrzuciła z siebie bzdury, ale spójrz, jak to się skończyło!

Dlatego, drogie panie, nie mówcie tego, co myślicie, ale myślcie to, co mówicie! Zresztą, dotyczy to również mężczyzn. W końcu mężczyźni czasem rozmawiają nie mniej niż kobiety. Zgadzacie się, panowie?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *