„Jesteś synową, a nie księgową” – powiedział mój teść, gdy poprosiłam go o raport dotyczący wydatków ogólnych.

  • Trzydzieści tysięcy tygodniowo na jedzenie? Żartujesz? – Położyłem rachunki na stole i spojrzałem na teścia. Moje palce mimowolnie zacisnęły się w pięści. – Chcę tylko zrozumieć, na co idą nasze pieniądze.

Giennadij Makarowicz podniósł wzrok znad tabletu i spojrzał na mnie tak, jakbym nie był członkiem rodziny, lecz obcym człowiekiem, który przerwał jego ważną pracę.

  • Maryana! Jesteś synową, a nie księgową – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie wtrącaj się do męskich spraw.

Męski. Słowo, które w tej rodzinie blokowało wszelkie próby zrozumienia, co się dzieje. Słowo, które wywoływało we mnie ogromną irytację.

Nie planowałam konfliktu z teściową i teściem, kiedy ze Stasiem przeprowadziliśmy się do ich trzypokojowego mieszkania na obrzeżach miasta.

Problem mieszkaniowy był dla nas palący – zbieraliśmy na wkład własny do kredytu hipotecznego, a mieszkanie w wynajmowanym mieszkaniu było zbyt drogie.

W pierwszych miesiącach wszystko wydawało się stosunkowo proste. Dokładaliśmy się do wspólnych wydatków, Walentyna Kiriłłowna prowadziła kuchnię, a Stas i ja pracowaliśmy.

Byłam specjalistką ds. handlu międzynarodowego w firmie spedycyjnej, a mój mąż inżynierem w firmie projektowej. Nasze dochody były mniej więcej równe. Ale stopniowo budżet zaczął rosnąć, a moje zdumienie rosło.

„Stasiu, nie rozumiem, jak możemy tyle wydawać na jedzenie” – powiedziałam do męża wieczorem, kiedy w końcu zostaliśmy sami w pokoju. „Czy twoi rodzice w ogóle dokładają się do wspólnego funduszu?”

Stas podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał na mnie z pewnym niezadowoleniem.

  • Maryan, no cóż, tata jest na emeryturze, a mama pracuje na pół etatu. Nie mają takich samych dochodów jak my.
  • Tak, ale…
  • Słuchaj, nie róbmy tego teraz, dobrze? – Potarł twarz dłońmi. – Jutro mam ważne spotkanie z klientem, muszę się przygotować.

Zamilkłem, ale w głębi duszy czułem narastające niezadowolenie. Za każdym razem, gdy próbowałem rozmawiać o pieniądzach, Stas znajdował pretekst, żeby zmienić temat.

Minął tydzień. Przy kolacji Walentyna Kiriłłowna oznajmiła, że ​​musimy się dorzucić do pieniędzy na nową lodówkę.

„Stary naprawdę się psuje” – dodała teściowi ziemniaki. „Poprosiłam Genę, żeby zajrzał, ale powiedział, że kompresor dożywa swoich dni”.

„A ile kosztuje nowy?” – zapytałem, starając się mówić spokojnie.

„Znalazłam dobrą” – wymieniła sumę, która przyprawiła mnie o dreszcz. Stanowiła jedną trzecią naszych oszczędności.

„Czy możemy poszukać tańszych opcji?” – zasugerowałem ostrożnie.

Giennadij Makarowicz zaśmiał się cicho.

  • Tanie nigdy nie znaczy dobre. Jeśli kupujesz, kupuj jakość.

„Możemy dziś sprawdzić ceny w internecie” – wtrącił Staś. „Może znajdziemy dobrą ofertę z dobrą zniżką”.

„Już wszystko obejrzałam” – warknęła Walentyna Kiryłłowna. „To jest najlepsze”.

  • Może najpierw spróbujemy naprawić? – Nie poddałem się. – Kolega miał podobny przypadek, wymienili…

„Maryan” – przerwał Staś – „zaufaj mamie w tej sprawie, dobrze?”

Znów to samo. Znów mnie nie usłyszano. Znów muszę po prostu skinąć głową i się zgodzić.

– Maryana, rozumiem, że zależy ci na pieniądzach – uśmiechnęła się Walentyna Kiryłłowna, ale ten uśmiech nie dotarł do jej oczu. – Ale technologia to poważna sprawa. Na niej nie można oszczędzać.

„Nie chodzi o oszczędzanie” – odłożyłam widelec na stół. „Chodzi o odkładanie pieniędzy na własne mieszkanie. A za każdym razem, gdy pojawiają się nowe wydatki, z jakiegoś powodu spadają one na nas”.

Zapadła ciężka cisza. Staś kopnął mnie pod stołem, ale było za późno. Powiedziałem to, o czym myślałem od miesięcy.

„Jesteś niewdzięczny” – powiedział w końcu Giennadij Makarowicz. „Daliśmy ci schronienie, jedzenie i picie…”

„Tato” – Staś położył rękę na ramieniu ojca. „Nikt nie mówi, że nie jesteśmy wdzięczni. Po prostu… Może powinniśmy wszyscy przeanalizować, jak zarządzamy naszym wspólnym budżetem?”

  • Jaki budżet? – teść podniósł głos. – Co to za nowinka? Zawsze żyliśmy normalnie. To twoja żona wymyśla problemy z powietrza.

„Nie jakieś problemy, ale konkretne wydatki” – czułam, jak narasta we mnie determinacja. „W ciągu ostatnich trzech miesięcy moje wydatki na jedzenie prawie się podwoiły. Chcę po prostu zrozumieć, dlaczego”.

  • Bo wszystko drożeje! – teściowa rozłożyła ręce. – Nie oglądasz wiadomości?

„Nie aż tak bardzo” – pokręciłem głową. „A potem ta historia o wycieczce do daczy twoich znajomych. Benzyna, zakupy, prezenty – z jakiegoś powodu my za to wszystko płacimy”.

Twarz Giennadija Makarowicza poczerwieniała ze złości.

  • Co sugerujesz? Że cię okradamy?

– Nie sugeruję, mówię wprost. Chcę jasności w naszym wspólnym domu – serce biło mi bardzo mocno, ale kontynuowałem.

  • Słyszysz, co mówi twoja żona? – teść zwrócił się do syna. – Nastawia cię przeciwko rodzicom?
    Staś siedział z opuszczoną głową. Widziałem, jak napinają mu się mięśnie twarzy.

„Tato, to nie jest przeciwko tobie” – powiedział w końcu. „Musisz tylko zaplanować wszystkie wydatki. Naprawdę oszczędzamy na mieszkanie”.

  • Jasne, jasne – prychnęła Walentyna Kiryłłowna. – Oszczędzaj. A na razie mieszkasz z nami. Stasik, twój mózg jest kompletnie zdezorientowany.

„Stas ma głowę na karku” – powiedziałam, starając się zachować spokój. „I naprawdę oszczędzamy. Gdyby nie te ciągłe dodatkowe wydatki, wyprowadzilibyśmy się już dawno temu”.

  • Naprawdę? – Giennadij Makarowicz gwałtownie wstał od stołu. – Więc przeszkadzamy? To zbieraj swoje rzeczy i…
  • Tato! – Staś też wstał. – Nikt nigdzie nie idzie. Uspokójmy się i porozmawiajmy normalnie.

Ale było już za późno. Teść rzucił widelec na stół i wyszedł z kuchni. Chwilę później drzwi sypialni zatrzasnęły się z hukiem. Walentyna Kiryłłowna spojrzała na mnie z niezadowoleniem.

  • Cieszysz się? Zdenerwowałeś ojca. Ma nadciśnienie, nawiasem mówiąc.

Pospieszyła za mężem, zostawiając Stasia i mnie w nieprzyjemnym milczeniu.

„Dlaczego to wszystko zrobiłeś?” zapytał cicho, gdy zostaliśmy sami.

Poczułem się bardzo nieswojo słysząc te słowa.

  • Ja? Mówisz serio? – Nie wierzyłam własnym uszom. – Stasiu, ja po prostu chcę szczerości. Podstawowej szczerości w związku. Czemu mamy za wszystko płacić?

„To moi rodzice” – potarł grzbiet nosa. „Zrobili dla mnie tak wiele. Czy nie moglibyśmy im po prostu pomóc?”

— Pomocy, tak. Ale nie całkowitego wsparcia — zacisnąłem dłonie w pięści, żeby powstrzymać ich drżenie. — Poza tym nawet nie wiem, jak bardzo potrzebują pomocy. Twój ojciec niedawno kupił nowy tablet, a wcześniej nowy telewizor. Skąd weźmiesz na to pieniądze, Stasiu?

„Tata ma normalną emeryturę” – wzruszył ramionami, ale w jego oczach pojawiła się wątpliwość.

– Zrozum, nie chodzi o pieniądze jako takie. Chodzi o podejście. Uważają, że nie ma potrzeby rozmawiać z nami o wydatkach. Ale jednocześnie oczekują, że to my za wszystko zapłacimy.

Staś milczał długo, patrząc przez okno. Za szybą padał lekki deszcz, zacierając kontury wieczornego miasta.

„Porozmawiam z nimi” – powiedział w końcu. „Ale nie teraz. Musimy dać tacie spokój”.

Skinęłam głową, czując jednocześnie ulgę i niepokój. Ulgę, że Staś najwyraźniej mnie usłyszał. I niepokój na myśl: czy starczy mu determinacji?

Minął tydzień. Staś wciąż nie rozmawiał z rodzicami. Za każdym razem były ku temu powody: albo ojciec był zajęty, albo matka zmęczona, albo po prostu „nie czas”.

Napięcie w domu rosło. Walentyna Kiryłłowna skrupulatnie mnie ignorowała, komunikując się tylko przez Stasia. Giennadij Makarowicz marszczył brwi i mamrotał coś pod nosem za każdym razem, gdy pojawiałem się w pokojach wspólnych.

Stas i ja prawie przestaliśmy rozmawiać. On wrócił późno z pracy, a ja zostałem w biurze, żeby tylko uniknąć pójścia do domu, w którym uważano mnie za wroga. Pewnego wieczoru wróciłem do domu i zobaczyłem całą rodzinę siedzącą przy stole i jedzącą kolację. Beze mnie. Jakbym nie istniał.

„Cześć” – zatrzymałem się w drzwiach kuchni. „Czy ktoś się mnie spodziewał?”

„Ostatnio się spóźniasz” – Staś uśmiechnął się winnie. „Postanowiliśmy nie czekać”.

„Zdecydowałeś” – podkreśliłem. „Rozumiem”.

Odwróciłam się i poszłam do naszego pokoju. Po kilku minutach zajrzał Staś.

  • Maryan, co się znowu stało? Chcieliśmy tylko zjeść.

„Wszystko w porządku” – rozpakowałam torbę, starając się na niego nie patrzeć. „Już zrozumiałam swoje miejsce w tej rodzinie”.

„Przestań” – usiadł na łóżku.

– Jak długo jeszcze mam to znosić, Stasiu? – Odwróciłam się do niego ostro. – Miesiąc? Rok? Dziesięć lat? To nie są chwilowe trudności. To system relacji, który twoi rodzice zbudowali. I ty w nim uczestniczysz.

  • Co sugerujesz? – Rozłożył ręce. – Wyjść stąd? I gdzie mieszkać? W wynajętym mieszkaniu, wydając wszystkie oszczędności?
  • Proponuję, żebyśmy szczerze porozmawiali. Razem. Postawili kropki nad i. Skoro jesteśmy rodziną, powinniśmy się szanować. A teraz… – Przerwałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Stas podszedł i mnie przytulił. Wtuliłam twarz w jego ramię.

„Porozmawiam z nimi” – wyszeptał. „Obiecuję. Jutro”.

Skinąłem głową, nie wierząc, że cokolwiek się zmieni. Ale nie widziałem innego wyjścia.


Rano obudziły mnie głośne głosy. W salonie Staś gorąco coś udowadniał ojcu.

— …to nie jest normalne, tato! Wszyscy musimy wziąć w tym udział!

„Zamierzasz mnie uczyć?” warknął Giennadij Makarowicz w odpowiedzi. „Wskrzesiłem cię, postawiłem na nogi, a teraz mówisz mi, co mam robić?”

Podszedłem cicho do drzwi i nasłuchiwałem.

„Nikt nam nie mówi” – ​​głos Stasia brzmiał zmęczony. „Ale Maryana ma rację. Nie możemy sami ponieść wszystkich kosztów. To niesprawiedliwe”.

— Czy to sprawiedliwe, że mieszkasz z nami za darmo?

– Po pierwsze, to nie jest za darmo – głos Stasia nabrał stalowego tonu. – Płacimy więcej za media niż gdybyśmy mieszkali osobno. Po drugie, to ty zaproponowałeś, żebyśmy zamieszkali razem.

– I już tego żałujemy – wtrąciła Walentyna Kiryłłowna. – Odkąd wyszłaś za mąż za tego… tego… mamy same problemy!
Przygryzłam wargę. Oto co się kryło za fałszywymi uśmiechami i wymuszoną uprzejmością.

„Nie waż się tak mówić o Maryanie” – głos Stasia stał się szorstki. „To moja żona i nie pozwolę jej obrażać”.

W pokoju zapadła cisza. Potem Giennadij Makarowicz ciężko westchnął.

  • Wybraliście ją, a nie nas?

„Nie wybieram między wami, tato” – powiedział Staś spokojnie i pewnie. „Chcę tylko, żebyśmy wszyscy żyli uczciwie i szanowali się nawzajem. Skoro to dla ciebie takie trudne…”

„A potem co?” zapytała z wyzwaniem Walentyna Kiryłłowna.

  • To może rzeczywiście lepiej będzie, jeśli zamieszkamy osobno.

„Jak sobie życzysz” – powiedział Giennadij Makarowicz po długiej pauzie. „To twoje życie, ty decydujesz”.

Rozległ się odgłos ciężkich kroków, a drzwi do sypialni rodziców zatrzasnęły się z hukiem. Ostrożnie wyszedłem z pokoju. Staś siedział na sofie, obejmując głowę dłońmi. Walentyna Kiryłłowna stała obok niego z twarzą wykrzywioną gniewem i urazą.

„Szczęśliwa?” syknęła, gdy mnie zobaczyła. „Zniszczyłeś rodzinę!”
I też odeszła, zostawiając nas samych.

„Przepraszam” – usiadłem obok Stasia. „Nie chciałem, żeby tak się to potoczyło. I co teraz?”

  • Teraz… – westchnął głęboko. – Teraz szukamy mieszkania. Wynajętego. Tak, to odłoży nasze plany oszczędnościowe na później.

Minęły dwa miesiące. Siedzieliśmy ze Stasiem w kuchni naszego wynajętego kawalerki po drugiej stronie miasta. Mieszkanie było małe, ale przytulne.

„Myślisz, że przyjdą?” Nerwowo wyprostowałam serwetki na stole.

Dzisiaj zaprosiliśmy rodziców Stasia na obiad. Pierwszy raz odkąd się wyprowadziliśmy.

„Nie wiem” – wzruszył ramionami. „Tata zdawał się złagodnieć, kiedy odwiedziłem go w zeszłym tygodniu. A mama… Znasz mamę”.

Skinąłem głową. Walentyna Kiryłłowna była upartą kobietą. Od dwóch miesięcy nie dzwoniła do Stasia z własnej inicjatywy. Odbierała tylko jego telefony, i to krótko.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wymieniliśmy spojrzenia ze Stasem, a on poszedł otworzyć. Usłyszałem głos Giennadija Makarowicza, a potem nieśmiałe powitanie Walentyny Kiryłłowej. Serce zaczęło mi bić szybciej.

Weszli do kuchni, trochę sztywno. Teść wyciągnął paczkę.

  • Kupiliśmy ciasto. Na herbatę.

„Dziękuję” – uśmiechnąłem się, odbierając paczkę. „Proszę wejść, usiąść”.

Rozmowa początkowo nie szła dobrze. Rozmawialiśmy o pogodzie, nowościach, pracy. Stopniowo jednak atmosfera stawała się coraz cieplejsza. Przy deserze Walentyna Kiriłłowna z entuzjazmem opowiadała o swoim nowym hobby – założeniu bloga kulinarnego.

  • Wyobrażasz sobie, Maryana? Mam już setkę subskrybentów! – w jej oczach błysnęło podekscytowanie.

„Wspaniale” – odpowiedziałem szczerze. „Zawsze gotowałeś pysznie”.

– Tak, jest rzemieślniczką – Giennadij Makarowicz z dumą spojrzał na żonę. – A ja też nie siedzę bezczynnie. Dostałam pracę jako konsultantka w sklepie elektronicznym. Na pół etatu, ale dla emerytki w sam raz.

Staś spojrzał na ojca ze zdziwieniem.

  • Naprawdę? Nie powiedziałeś.

„No cóż, jakoś…” – teść zawahał się.

Skinęłam głową, patrząc na odmienionych rodziców mojego męża. Uśmiechali się zupełnie inaczej – szczerze i otwarcie. Bez cienia wyższości czy niezadowolenia.

I zdałem sobie sprawę, że nasz konflikt, niezależnie od tego, jak trudny był, stał się punktem rozwoju dla nas wszystkich. Czasami trzeba przejść przez trudności, aby znaleźć prawdziwe wzajemne zrozumienie. Aby nauczyć się słuchać siebie nawzajem i szanować swoje zdanie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *