Krewni z Północy

– Lubo, dziś wracamy z daczy, trzeba zrobić generalne porządki. Przyjeżdżają do nas krewni – mruknął zaspany Paszka, ziewając i bujając się w hamaku.

– Jacy krewni? Twoi bracia mieszkają w domu obok, twoja matka mieszka na sąsiedniej ulicy, twoja siostra też mieszka niedaleko. Czy jest coś, o czym nie wiem? – zapytała zdziwiona Luba.

– Tak, to kuzyn mojej mamy, mieszkają gdzieś na Syberii, nigdy tam nie byłam. Jadą nad morze odpocząć, zostaną u nas na jakiś czas.

– Dlaczego my? Nie chcę, żeby ktokolwiek kręcił się po moim mieszkaniu!

Luba miała zamiar wpaść w furię, gdy nagle za nią rozległ się skrzypiący głos jej teściowej.

– Co masz na myśli mówiąc „twoja”? To moje trzypokojowe mieszkanie, dał mi je mój pierwszy mąż. Więc wpuszczę, kogo zechcę.

Nadia i dzieciaki przyjadą i tu zamieszkają. Kropka, – teściowa odwróciła się i poszła do swoich grządek.

Luba się nad tym zastanowiła. I to była prawda: nie miała nic swojego. Poza starym wiejskim domem i dziesięcioma akrami ziemi.

Jedynym posagiem, który zostawiła jej babcia Ania. I nawet wtedy zarządzała nim teraz jej teściowa.

Babcia Ania… Wychowywała Lubę od dziecka. Zmarła dzień po jej osiemnastych urodzinach. Dziewczynka została sama. Studiowała księgowość i poznała Paszkę w pracy. Szybko przedstawił ją wszystkim swoim znajomym i licznym krewnym. Ale Luba nie utrzymywała z nimi zbyt wielu kontaktów: pozostała nietowarzyska, wycofana karierowiczka i domatorka. Wieczorami sama oglądała kursy online i spokojnie pozwalała Paszce spotykać się z przyjaciółmi.

– Co ty w niej widziałeś?! – drażnił się z Paszką jego najlepszy przyjaciel. – Ona nie jest pięknością, ciągle siedzi w domu i gotuje tak sobie… Po co ci to?

„Wy nic nie rozumiecie, dla nich to Miłość – miłość!” – zażartował brat Paszki i głośno się roześmiał.

– Tak, kocham ją! Jest dla mnie jak gwiazda przewodnia. Ty jej nie widzisz, ale ja tak.

Przed ślubem teściowa zaproponowała Lubie i Paszy, żeby przeprowadzili się do trzypokojowego mieszkania. Teściowa wynajęła mieszkanie, ale zdecydowała, że ​​nowożeńcy mogą tam mieszkać przez jakiś czas, dopóki nie kupią własnego. Wtedy oświadczyła: jeśli przyjadą krewni, to się do nich wprowadzą. Jeden z pokoi musi więc zostać przekształcony na pokój gościnny – taka była jej wola…

– Jasne, chodź! Możesz u nas zamieszkać – teściowa rozmawiała przez telefon ze swoją kuzynką Nadią.

„Ale oczywiście, że Luba i Paszka tam mieszkają” – próbowała odmówić Nadia.

– Nie chcę nic słyszeć. Mieszkanie jest duże, miejsca starczy dla wszystkich! Można się zrelaksować, popływać w morzu! Wiem, jakie tu są ceny wynajmu. Jak możesz mieszkać z ciocią, to będziesz mieszkać z ciocią! – warknęła teściowa.

I przyjechała Nadia – z mężem Ilją i dziećmi, Niką i Jurą. W ich małym miasteczku Szeregesz nie było morza, ale był ośrodek narciarski, mnóstwo śniegu, tajga, a kilkadziesiąt kilometrów dalej – kopalnie i odkrywki. Co roku cała rodzina wybierała jakieś miasto na mapie Rosji i wyruszała „w podróż”. W tym roku palec Niki wskazał na Jewpatoria, gdzie Luba mieszkała z Paszą i całą jego rodziną.

– Och, ale mam tam krewnych, kuzyna! Moglibyśmy pojechać w odwiedziny!

– Krewni, mówisz? Ilu ich tam jest? – uśmiechnął się Ilja, biorąc żonę w ramiona.

„No cóż, jeśli będziesz odwiedzać swoich braci, siostry, wujków i ciocie codziennie, to na pewno ze trzy tygodnie to potrwa” – roześmiała się głośno Nadia…

Luba otworzyła drzwi i pokręciła głową z niezadowoleniem: pojawił się cały obóz. Będą się tu kręcić, hałasować, oddychać i ustawiać w kolejce do toalety…

„Cześć, jestem Nadya, a ty Luba?” gość wyciągnął rękę.

„Tak, chodźmy, pokażę ci twój pokój” – Luba marszcząc brwi uścisnęła wyciągniętą dłoń.

– Dziękujemy za gościnę. Lubo, powiedz nam, jakie zasady obowiązują u ciebie w domu?

– Zasady? – Lubasza zdała sobie sprawę, że może dyktować warunki gościom. – Główna zasada: nie hałasować i nie zakłócać normalnego rytmu. Kładziemy się spać o 23:00, wstajemy o 7:00. W ciągu dnia pracujemy, wieczorem jemy kolację, a potem idę na zajęcia.

Nadya pokręciła głową i nagle sobie przypomniała.

– Och, zapomniałam! Przynieśliśmy ci miód, orzeszki piniowe… A tak w ogóle, to pozwól mi ugotować obiad, a ty odpocznij. Nie przeszkadza ci to?

„Przygotuj się, co mnie to obchodzi?” Luba wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju.

Zapach smażonych ziemniaków rozniósł się po całym mieszkaniu.

„Hej, gospodarze, chodźcie do stołu!” zawołała Nadya.

„Nie chcę, miałam ciężki tydzień w pracy, pójdę spać” – machnęła ręką Luba.

Wkrótce w kuchni rozległy się głosy. Rozległ się basowy śmiech Paszki i Ilji.

„Chłopaki” – Luba usłyszała głos Nadii. „Lubasza jest pewnie zmęczona, mówmy ciszej, ten człowiek musi się przespać”.

„Tak” – odpowiedział zamyślony Pashka.

Następnego ranka Lubę obudził zapach naleśników. Zaspana poszła do kuchni. I rzeczywiście: brudne naczynia w zlewie, trochę rozsypanej mąki przy kuchence. Na stole talerz z górą naleśników.

– Lubasza, wybacz mi, że jestem taki zajęty, zaraz posprzątam. Jesteś strasznie zmęczona po tygodniu, a potem przyjechaliśmy. Postanowiłem więc zrekompensować niedogodności naleśnikami. Lubisz naleśniki, prawda?

– Tak, ale nie umiem piec. Babcia piekła w soboty…

— Chcesz, żebym cię nauczył?

– O nie! Dam sobie radę! – mruknęła Luba, odwróciła się i dumnie wyszła z własnej kuchni. A potem wycedziła przez zęby: – Możesz korzystać z kuchni, ile chcesz. Teściowa powiedziała, że ​​będziesz tu gospodynią przez trzy tygodnie. Sama sobie zrób zakupy. Nie będę cię karmić…

W niedzielę Luba odwiedziła swoją jedyną przyjaciółkę, Katię.

– Co masz na myśli, że twoja teściowa sprowadziła do ciebie swoich krewnych?! Ta Nadka cię wyrzuci!

— Tego też się boję! Jestem tam na prawach ptaka! A ta, kiedy przychodzi, ustala własne zasady. Kręci się po kuchni, rozkazuje mojemu mężowi. Nawet umyła okno w swoim pokoju. Widzisz, nie widzi światła dziennego! A wiesz, skąd się tu wzięli? Przyjeżdżają krewni z Syberii, zostaną u ciebie przez trzy tygodnie — moja teściowa zdecydowała za nas i koniec, po prostu postawiła nas przed faktem dokonanym.

– Słuchaj, tak jest! Twoja teściowa cię wyrzuci i odda mieszkanie tej Nadii! – Katia nakręcała się jeszcze bardziej.

Lubasza szykowała się do powrotu do domu. A w domu czekało na nią coś dziwnego. Rodzina Nadii i jej paszka jedli obiad: sałatkę warzywną i kotlety. Pachniało niesamowicie pysznie! Luba dumnie przeszła obok stołu, wyjęła jogurt z lodówki i demonstracyjnie poszła do swojego pokoju.

– Czemu jesteś taka? Nadia to dobra kobieta. Zawsze mnie pytała, co wolno, a czego nie wolno w naszym domu, zapełniła lodówkę jedzeniem, a przywieźli ze sobą tyle pyszności! – powiedział Paszka z lekkim poczuciem winy i pogłaskał żonę po głowie, gdy ta leżała na sofie.

„A może nawet poślubisz swoją Nadię?!” syknęła Luba.

– Kochanie, co ty…

„Zostaw mnie w spokoju!” Luba odwróciła się do ściany.

Wtedy zza ściany dobiegł głos Ilji. „Mamy to rozdać Paszce i Lubaszy?”. I wtedy ktoś zapukał do drzwi.

– Pasza, Luba, będziemy grać w gry planszowe, dołączcie do nas!

– Jasne, że idziemy! – odpowiedziała radośnie Paszka.

„I nigdzie się nie wybieram” – syknęła ze złością Luba.

I tak – każdego dnia w kuchni rządzili krewni, nieustannie drażniąc Lubę aromatami domowego jedzenia. Wieczorami grali w różne gry i bawili się. Nika i Jura, wbrew oczekiwaniom, okazali się grzecznymi i bystrymi dziećmi. Razem z ojcem pomagali Nadii. A Paszka chodził z nimi na spacery, grał w gry planszowe. Zaczął nawet zmywać naczynia. A wcześniej Luba robiła wszystko sama… Wieczorami Paszka i Nadia długo i cicho o czymś rozmawiali. Wszystko było jasne: myśleli o tym, jak się jej, Luby, pozbyć. Ale ona tak łatwo się nie poddała!…

– Lubasza, Irina Aleksandrowna chce przyjść, zorganizować spotkanie rodzinne, w jaki dzień najlepiej ją zaprosić? – cicho zapytała Nadia.

– Irina Aleksandrowna? A kto to jest? – zapytała Luba z nutą agresji w głosie.

„To twoja teściowa” – zaśmiał się krewny. „Chce zobaczyć, jak nam idzie i czy cię nie obrażamy”.

– Co, jak w bajce o lisie, zającu i chacie łyka, postanowiłeś zrobić wszystko?! – Luba prawie krzyknęła. – Rób, co chcesz. Nie obchodzi mnie to.

Wieczorem teściowa przyjechała z szwagrami, bratową, ich mężami i dziećmi. Luba powiedziała, że ​​bolała ją głowa i została w swoim pokoju. Stamtąd słyszała, jak wszyscy zachwycali się wyposażeniem mieszkania.

– Nie miałabym nic przeciwko mieszkaniu w takim mieszkaniu! Lubisza ma świetny gust, powinna być projektantką, a nie księgową. Talent! – bełkotała Nadia swoim melodyjnym głosem. Co za żmija! Zgadza się – chce wziąć to mieszkanie!

„No cóż, wszystko w twoich rękach” – zgadza się teściowa.

– No właśnie! No to do dzieła! – śmieje się Ilja.

Krewni rozmawiali o czymś do wieczora, a Irina Aleksandrowna narzekała na Lubę: była nietowarzyska, nigdy nikogo nie zapraszała i była kiepską kucharką. Nadia cicho jej coś odpowiedziała, a Luba zdawała się widzieć, jak teściowa macha ręką z rozczarowaniem: co tu dużo mówić, i tak wszystko jasne…

Ranek rozpoczął się od poważnej miny Pawła.

– Luba, musimy poważnie porozmawiać.

– Co, twoja Nadia zaśpiewała coś twojej mamie? Jasne, że się cieszysz: gracie w swoje gry planszowe, śmiejecie się, jesteście „rodziną”, ale ja? Kim ja jestem? Czy twoja Nadia postanowiła nas pokłócić i sama się tu osiedlić? Wiedziałem, że nie przyjechała tu bez powodu! Co ty wyprawiasz, chcesz mnie wyrzucić jak kociaka na śmietnik?

Dopiero wtedy Lubasza zobaczyła, że ​​Pasza zbladł, patrzył na nią z otwartymi ustami, a Nadia wyjrzała zza jego ramienia, lekko obejmując Pawła w talii. Luba chciała uciec z domu, ale Nadia wzięła ją, płaczącą, za rękę i zaprowadziła do kuchni.

„Uspokój się, a nauczę cię piec naleśniki” – powiedziała surowo Nadia. Jej głos nie był szemrzący, lecz stalowy.

– Naleśniki? Jakie naleśniki?

– Najzwyklejsze! – roześmiała się Nadia. – Głupcze, co ty sobie wyobraziłeś!

Już rozkładają produkty, wyrabiają ciasto. I nagle Nadia z uśmiechem wyjmuje z torby patelnię do naleśników, taką elegancką – z uśmiechniętym kotem.

– Pierwszy naleśnik jest dla śpiących! – śmieje się Nadya i kładzie naleśnik na gzymsie.

„Nie «komam», a «komom!», czyli grudka” – poprawiła ją Luba.

– Nie, właśnie komsom, czyli przodkom – odpowiada Nadia z uśmiechem. – Masz dużą rodzinę? Nic o tobie nie wiem.

Luba milczy. A stos naleśników rośnie i rośnie, a Nadia śpiewa: „Och, naleśniki, naleśniki, naleśniki…”. Jak śpiewała babcia Ania w dzieciństwie… Lubasza patrzyła z fascynacją, jak Nadia zręcznie wlewa ciasto na patelnię, a potem odwraca naleśnik na drugą stronę. Na wierzchu, kot szeroko się uśmiechał – odciśnięty przez patelnię.

A potem Lubuszka zaczęła płakać. Paszka, który wbiegł do kuchni, zatrzymał się zdumiony. Zawsze uważał Lubuszkę za silną i zdeterminowaną kobietę. Nawet jego brat, patrząc na Lubuszkę, oprzytomniał: znalazł dobrą pracę, kupił mieszkanie. Po raz pierwszy Pasza zobaczył łzy w swojej stalowej kobiecie.

— Nie miałem normalnej rodziny. Moja matka była jedynaczką. Urodziła mnie, gdy miała 15 lat. Mój biologiczny ojciec zakochał się w niej tego samego dnia, kiedy wrócił z wojska. A ona była tylko dzieckiem… W każdym razie on był w więzieniu, a ja się urodziłem. Moja matka jakimś cudem skończyła szkołę, a potem nie chcieli się uczyć ani pracować.

Nadya wysłuchała tego nagłego objawienia i zrozumiała, że ​​najważniejsze teraz jest nic nie mówić. Pasza wyglądał na zdezorientowanego.

— W domu ciągle dochodziło do skandali, przychodzili jacyś mężczyźni, pili z mamą — kontynuowała Luba. — Pewnego dnia jeden z tych „gości” posadził mnie sobie na kolanach. Miałam wtedy jakieś cztery lata. Potem przyszła babcia… Potem pamiętam tylko krzyki, policję. I to, że mama gdzieś poszła i już nie wróciła.

Pamiętam też, że moja babcia ciągle płakała, mówiąc, że była „podminowywana” w pracy. Brakowało pieniędzy. Nigdy nie zapraszano gości, a mnie nigdzie nie wpuszczano. Babcia Anya zawsze powtarzała: „Nie ufaj nikomu, ludzie są podli i źli, oskubią cię i wyrzucą do śmieci”. Miała zaledwie 54 lata, kiedy przestało jej bić serce.

Nika i Yura podeszli do Lubaszy i przytulili ją z obu stron. Ich babcia również niedawno zmarła i dzieci bardzo za nią tęskniły.

— Pamiętam też, jak w niedziele babcia Ania piekła naleśniki. Z jakiegoś powodu zawsze śpiewała, a naleśniki wychodziły cienkie, koronkowe, delikatne – jak twoje, Nadio. Nigdy nie miałam takiej rodziny. Nie wiem, co to bracia i siostry, boję się, że zabierzesz babci dom, wyrzucisz mnie. I że Pasza zacznie pić. I że jeśli urodzę dziecko, będzie tak samo samotne i bezdomne jak ja. Mam dość bycia silną, chcę rodziny, dzieci – i bardzo się boję…

Wszyscy milczeli. Pierwsza odezwała się Nadya.

– Lubo, nie płacz. Nie jesteś sama. Masz nas. Paszkę, mnie, Ilję, Irinę Aleksandrowną – jest nas wielu! Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak bardzo podziwia cię nasza rodzina. Niektórzy uważają cię za arogancką, ale nawet Irina Aleksandrowna przyznaje, że jesteś idealną żoną dla Paszki.

„Nikt nie chce ci niczego zabierać, głupia dziewczyno” – przytuliła ją Pashka. „Wręcz przeciwnie, wczoraj wieczorem na radzie rodzinnej postanowiliśmy opłacić twoje kursy projektowania – najlepsze, jakie możesz znaleźć. Kłóciliśmy się nawet o to, kto będzie pierwszym klientem twojej pracy dyplomowej”.

„Wygrałam – zaoferowałam najwyższą cenę” – przerwała mu Nadia. „Więc naprawdę nie możemy się doczekać, żeby zobaczyć cię w Szeregeszu. Mamy małą działkę tuż przy górze, zbudowaliśmy hotel i teraz musimy ją zarejestrować”.

– Lubonko, nie widzisz, jak wszyscy cię kochają? – zdziwił się Ilja. – Jestem dumny, że mam tak utalentowaną krewną. Nie zamykaj się w sobie, zapomnij o złych rzeczach – to już przeszłość. Masz dobrą, dużą rodzinę, pozwól sobie stać się jej częścią!

Minęły trzy lata. Lubuszka ukończyła studia, a projekt hotelu Nadii przyniósł jej sławę. Teraz łączy macierzyństwo z kreatywnością: kolejka klientów jest zaplanowana z dużym wyprzedzeniem. Luba i Paszka kupili sobie mieszkanie, a Luba jeden z pokoi przerobiła na pokój gościnny: ma teraz dużą rodzinę i goście przyjeżdżają często. I to najlepsi goście.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *