Marina stała przy zlewie w kuchni, machinalnie myjąc talerze dzieci po śniadaniu, gdy usłyszała te słowa. Woda płynęła cienkim strumieniem, a coś w jej wnętrzu boleśnie się skurczyło.
„Jadę na wakacje bez ciebie! Potrzebuję odpoczynku od ciebie i dzieci!” – powtórzył Andriej, nie odrywając wzroku od telefonu, na którym przeglądał zdjęcia tropikalnych kurortów.
Powoli zakręciła kran i odwróciła się. Jej mąż siedział przy stole w frotowym szlafroku, leniwie przeglądając strony internetowe biur podróży.
Na jego twarzy malował się spokój mężczyzny przyzwyczajonego do samodzielnego podejmowania decyzji.
„Widzisz, Marin” – kontynuował, nawet na nią nie patrząc – „pracuję jak szalony w fabryce. Rafinacja ropy naftowej to nie przelewki. Stres jest kolosalny, odpowiedzialność ogromna. Muszę dobrze wyzdrowieć, żeby móc utrzymać całą rodzinę”.
Płacz młodszego dziecka był słyszalny w pokoju dziecięcym. Marina automatycznie tam poszła, ale zatrzymała się na progu kuchni.
„Co myślisz, że robię? Relaksuję się?” Jej głos drżał od tłumionych emocji.
Andriej w końcu podniósł wzrok:
– Co ty porównujesz? Twoja praca w księgowości nie należy do moich obowiązków. Poza tym jesteś w domu z dziećmi… To naturalne dla kobiety.
Marina poczuła, jak ogarnia ją fala urazy. Naturalnie? Wstała o wpół do siódmej, obudziła trójkę dzieci, zrobiła śniadanie, przygotowała je do szkoły i przedszkola, a potem pracowała osiem godzin, odebrała dzieci, ugotowała obiad, pomogła w lekcjach, położyła je spać, umyła, posprzątała… I tak każdego dnia, bez dni wolnych, bez urlopu.
– Andriej, – usiadła naprzeciwko niego, – kiedy ostatnio pomagałeś mi z dziećmi? Kiedy gotowałeś obiad? Kiedy byłeś na zebraniu rodziców?
– Mar, co ty zaczynasz? – Skrzywił się, jakby bolał go ząb. – Zapracowuję się na śmierć, żeby utrzymać rodzinę. Moja pensja jest trzy razy wyższa niż twoja. Czy to nie jest wkład?
– Czy moje życie nie jest wkładem? – Głos Mariny się załamał. – Pracuję, wychowuję twoje dzieci, prowadzę dom…
„Nasze dzieci” – poprawił go roztargnionym tonem, wracając do telefonu. „A tak przy okazji, spójrz na widoki na Malediwach. Nurkowanie tam jest niesamowite. Wyobraź sobie, rafy koralowe, kolorowe ryby…”
Marina spojrzała na niego i po raz pierwszy od piętnastu lat małżeństwa zobaczyła go naprawdę. Ten mężczyzna, z którym dzieliła łóżko, kuchnię i opiekę nad dziećmi, był dla niej zupełnie obcy. Kiedy to się stało? Kiedy przestała być jego partnerką, a stała się po prostu jego pracownicą?
Z pokoju dziecięcego dobiegł kolejny wybuch płaczu. Tym razem płakały dwie osoby.
„Idźcie ich zobaczyć” – poprosił Andriej, nie podnosząc głowy.
Marina nie ruszyła się z miejsca.
– Idź sam. To też twoje dzieci.
– Marin, proszę nie zaczynaj. Boli mnie głowa po wczorajszym. Koledzy chcieli świętować zakończenie projektu w barze.
„Byłeś w barze, a ja opiekowałam się dziećmi” – stwierdziła. „Jak zwykle”.
– Co się z tobą dzieje? – Andriej w końcu odłożył telefon i przyjrzał się uważnie żonie. – Dziwnie się dziś zachowujesz.
Dziwne. Tak, może i była dziwna. Dziwna była jej uległość, jej gotowość zniesienia wszystkiego, wybaczenia wszystkiego, zrozumienia wszystkiego. A teraz coś się zmieniło. Coś w niej zaskoczyło i nie poczuła bólu, lecz dziwną ulgę.
„Ile kosztują twoje wakacje?” zapytała.
– No cóż, dobra dwutygodniowa wyprawa nurkowa kosztuje około trzystu tysięcy. Dlaczego pytasz?
— Czy mamy te pieniądze?
– Jasne. Nie odkładałem tego bez powodu. – Andriej uśmiechnął się z zadowoleniem. – To prawda, w tym roku nie mam co liczyć na urlop, ale trudno. Najważniejsze, żebym dobrze wypoczął i pracował jeszcze wydajniej.
Marina skinęła głową i poszła do pokoju dziecięcego. Misza i Sonia kłócili się o zabawkę, a półtoraroczny Artem płakał w łóżeczku. Marina podniosła niemowlę, rozdzieliła starsze dzieci i zmieniła Artemowi pieluchę. Wszystko jak zwykle. Jak co dzień od piętnastu lat.
Tylko jedna myśl krążyła jej teraz po głowie: trzysta tysięcy. Ich wspólne odłożone pieniądze. Oszczędności rodzinne, w które również inwestowała, odmawiając sobie nowych ubrań, kosmetyków i fryzjera.
Wieczorem, kiedy dzieci w końcu zasnęły, Marina usiadła przy komputerze. Andriej oglądał telewizję, od czasu do czasu komentując ostatni mecz:
– Kretynie! Gdzie on wali? Stoi przy bramie!
Marina milczała, studiując strony internetowe biur podróży. Morze, obozy dla dzieci… Ceny, terminy, programy. Robiła kalkulacje, układała plany.
„Na co patrzysz?” zapytał mąż w przerwie reklamowej.
„Na wakacjach” odpowiedziała, nie odwracając się.
– Mar, wyjaśniłem. W tym roku nie starczy pieniędzy dla wszystkich. Może w przyszłym roku…
– Następnym razem będziesz chciał znowu zrobić sobie od nas przerwę.
– Nie dramatyzuj. Po prostu teraz ciężko pracuję. Muszę odpocząć.
Marina zamknęła laptopa i zwróciła się do męża:
— Czy nie muszę odpocząć?
– No, daj spokój… Możesz odpocząć w domu. Włącz sobie serial, weź kąpiel…
— Kiedy? Między gotowaniem obiadu a praniem? A może między karmieniem Artema a pomaganiem Soni w matematyce?
Andriej westchnął:
– Marin, wystarczy. Wszystkie kobiety zajmują się domem i dziećmi. To normalne.
„Wszystkie kobiety mają prawo do odpoczynku” – powiedziała cicho.
– Oczywiście, że tak. Ale teraz nie ma takiej możliwości. Pieniędzy starczy tylko na jedne wakacje.
– Nasze wspólne pieniądze.
– Tak, ale zarabiam więcej.
– I pracuję więcej. 24 godziny na dobę.
Andriej zirytowany zmienił kanał:
– Nie zaczynaj znowu tej piosenki. Jestem zmęczony.
Marina patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Zmęczona. Zawsze był zmęczony, jeśli chodziło o rodzinę, dzieci, jej potrzeby. Ale nigdy nie znudziło mu się chodzenie do baru z przyjaciółmi, granie w piłkę nożną w weekendy, siedzenie godzinami przy grach komputerowych.
Następnego dnia, gdy Andriej był w pracy, Marina wykonała kilka telefonów. Do biura podróży, do mamy, do szefa w pracy. Do wieczora miała już gotowy plan.
„Andrieju” – powiedziała, kiedy wrócił do domu – „musimy porozmawiać”.
– Nie teraz, Mar. To był ciężki dzień. Nagły wypadek w ośrodku. Ledwo daliśmy radę.
– To jest ważne.
– Co może być ważniejsze niż bezpieczeństwo produkcji? – Poszedł do łazienki. – Porozmawiamy później.
Potem, jak zwykle, nie nadeszło. Andriej zjadł kolację, obejrzał wiadomości i poszedł wcześnie spać. Marina długo siedziała w kuchni, rozmyślając nad swoim planem. Nie była już zła. Gniew ustąpił miejsca jakiejś zimnej determinacji.
Tydzień później, gdy Andriej znów zagłębiał się w badania nad wyprawami nurkowymi, Marina weszła do kuchni z teczką dokumentów.
„Kupiłam bilety” – powiedziała spokojnie.
„Jakie vouchery?” – nie zrozumiał od razu.
— Dla siebie i dzieci. Morze, obóz dla dzieci z pokojami rodzinnymi. Trzy tygodnie.
Andriej powoli odłożył telefon:
— Za jakie pieniądze?
— Za zaoszczędzone pieniądze.
– Mar, to są pieniądze na moje wakacje!
„To nasze rodzinne oszczędności” – powtórzyła spokojnie. „I wydałam je na rodzinne wakacje”.
– Zwariowałeś? Anuluj to natychmiast!
– NIE.
Słowo to zabrzmiało cicho, ale z taką stanowczością, że Andriej po raz pierwszy od wielu lat naprawdę spojrzał na swoją żonę.
– Co masz na myśli mówiąc “nie”?
– To znaczy, że nie odpoczywałam, nie pamiętam ile lat. Przez piętnaście lat byłam matką, żoną, gospodynią domową, kucharką, nianią. Jestem tak samo zmęczona jak ty. I mam prawo odpocząć.
– Mieliśmy umowę! Muszę dobrze odpocząć, żeby móc efektywnie pracować!
„Nie mieliśmy żadnego porozumienia” – Marina usiadła naprzeciwko niego. „To była twoja wyłączna decyzja. Jak zawsze”.
– Marin, bądź rozsądny. Moje wakacje to inwestycja w rodzinę. Odpocznę, nabiorę sił, zarobię więcej…
– A co to są moje wakacje? Kaprys?
– No cóż… Możesz odpocząć w domu…
– W domu, gdzie gotuję, sprzątam, piorę, wychowuję dzieci? – Marina się zaśmiała, ale ten śmiech był gorzki. – Andriej, rozumiesz, co mówisz?
Pozostał w milczeniu, wyraźnie próbując znaleźć argumenty.
„Dobrze” – powiedział w końcu. „Chodźmy wszyscy razem. Znajdziemy kompromis”.
„Nie” – powtórzyła. „Za późno na kompromis”.
– Co masz na myśli?
Marina wyjęła z teczki kolejny dokument:
— Złożyłam pozew o rozwód.
Cisza była tak gęsta, że słychać było tykanie zegara na ścianie.
– Ty… co?
— Mam dość bycia niewidzialnym we własnej rodzinie. Mam dość tego, że moje potrzeby nie są ważne. Mam dość bycia wygodnym.
– Mar, nie możesz… Mamy dzieci! Rodzinę!
– Mamy dzieci. Ale nie mamy rodziny. Mamy ciebie i mamy innych. Nie chcę już tak żyć.
Andriej zbladł:
– Nie możesz podejmować takich decyzji sam!
– Dlaczego? Możesz. Pojadę na wakacje bez ciebie – pamiętasz te słowa?
– Ale to… to jest coś zupełnie innego…
– Co jeszcze?
Otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody.
– Mar, porozmawiajmy o tym spokojnie. Rozumiem, że jesteś zmęczony. Może powinienem więcej pomagać w domu…
– Piętnaście lat, Andrieju. Piętnaście lat czekałem, aż sam to zrozumiesz.
– Ale wszystko możemy naprawić! Zmienię się!
Marina spojrzała na niego z pewną smutną czułością:
– Wiesz, co jest najgorsze? Nie chcę, żebyś się już zmieniał. Nie chcę cię zmuszać, żebyś był inny. Chcę po prostu być z kimś, kto będzie mnie cenił od samego początku.
— A co z dziećmi?
– Dzieci zostaną ze mną. Będziesz je widywać i płacić alimenty. A tak przy okazji – wyjęła kalkulator – to zgodnie z prawem jedna trzecia twojej pensji. Plus połowa mieszkania i samochodu przy podziale majątku.
Andriej spojrzał na liczby i po raz pierwszy od dłuższego czasu zdał sobie sprawę, ile to będzie go kosztować.
– Mar, ale my się kochaliśmy…
– Kochałeś wygodną żonę. A ja kochałam mężczyznę, którego już nie ma. Albo którego nigdy nie było.
Wstała i ruszyła w stronę drzwi.
– Dokąd idziesz?
— Połóż dzieci spać. Niedługo jedziemy na wakacje. Prawdziwe wakacje. Gdzie nie będę ani mamą, ani żoną, ani gospodynią domową. Tylko sobą.
— Co się stanie, jeśli nie podpiszę papierów rozwodowych?
Marina odwróciła się w progu:
– A potem przez sąd. Wynik będzie ten sam, tylko dłuższy i droższy dla ciebie.
Wyszła, zostawiając Andrieja samego z kalkulatorem, papierami rozwodowymi i nagłym uświadomieniem sobie, że jego znany świat legł w gruzach. Tymczasem w pokoju dziecięcym rozległ się jej głos – spokojny, delikatny, zupełnie inny niż ten, którym przed chwilą do niego mówiła:
– Już niedługo, dzieci, jedziemy nad morze. Będziemy budować zamki z piasku, zbierać muszelki, pływać w falach…
I nagle Andriej zdał sobie sprawę, że czeka go nie tylko rozwód. Czeka go życie, w którym nikt nie ugotuje obiadu, nie zrobi prania ani nie przypomni mu o urodzinach matki. Gdzie zostanie sam ze swoimi zasłużonymi wakacjami i świadomością, że nie stracił żony – stracił dom.
Pojechała na wakacje bez niego. I nigdy nie wróciła.