Tylko nie wystrasz żony zawczasu! – przypadkowo podsłuchałem rozmowę teściowej

Lena obudziła się, słysząc odgłos wiertarki sąsiada. Szósta rano, sobota, a na górze znów zaczynał się remont. Leżała, patrząc w sufit, próbując zrozumieć, co się dzieje.

Wczoraj wieczorem ona i jej mąż, Sasza, poszli spać późno, kłócąc się do północy o to, jak najlepiej zorganizować rodzinny budżet.

Sasza zaproponował zapisywanie wszystkich wydatków w aplikacji, a Lena tylko prychnęła: „Poważnie? Już wiem, gdzie idą pieniądze”. Rozmowa, jak zwykle, zakończyła się niczym.

Sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić godzinę, i wtedy usłyszała stłumione głosy za ścianą. Jej teściowa, Tamara Iwanowna, przyjechała wczoraj z wizytą i spędziła z nimi noc.

Najwyraźniej już wstała i rozmawiała o czymś z Saszą w kuchni. Lena mimowolnie podsłuchiwała.


– …Tylko nie wystrasz żony zawczasu! – rozległ się głos Tamary Iwanowny, niski i z jakąś dziwną intonacją. – To trzeba robić ostrożnie, Sasza, ostrożnie.

Lena zamarła. Straszyć? Kogo przestraszyć? Ją? Serce jej zamarło, ale natychmiast się otrząsnęła. Musiała po prostu coś źle zrozumieć. Może chodziło o jakąś niespodziankę. Sasza lubił ją zaskakiwać – czasem przynosił bilety do kina, czasem kwiaty bez powodu. Ale coś w tonie teściowej było niepokojące.

Wstała cicho, narzuciła szlafrok i poszła do kuchni, starając się nie skrzypieć podłogą. Drzwi były lekko uchylone i Lena zajrzała przez szparę. Sasza siedział przy stole, opierając łokcie o blat, kiwając głową i patrząc na matkę. Tamara Iwanowna, jak zawsze, miała na sobie swoją charakterystyczną kwiecistą sukienkę i perfekcyjnie ułożone włosy. Mówiła coś, ale teraz ciszej, tak że Lena nie mogła zrozumieć słów.

  • Dzień dobry! – Lena otworzyła drzwi, starając się wyglądać wesoło. – Już rozmawiasz?

Sasza wzdrygnął się, a Tamara Iwanowna odwróciła się z uśmiechem, jakby nic się nie stało.

  • O, Lenoczko, dzień dobry! Uczę Saszę gotować makaron, bo inaczej zawsze go rozgotuje – zaśmiała się teściowa, ale Lena zauważyła, jak szybko spojrzała na syna.

Makaron? O szóstej rano? Lena zmrużyła oczy, ale postanowiła nie wtrącać się. Pa.


Dzień minął jak zwykle: Lena sprzątała mieszkanie, podczas gdy Sasza majstrował przy samochodzie na podwórku, a Tamara Iwanowna ciągle wtrącała się radami. „Len, źle myjesz podłogi, musisz to robić od rogu do środka”, „Sasza, źle pompujesz kierownicą, pokażę ci”. Lena tylko westchnęła. Jej teściowa zawsze wiedziała, co jest najlepsze i nie krępowała się tego pokazywać.

Ale zdanie „nie strasz żony” nie chciało jej wyjść z głowy. Do południa Lena nakręcała się do granic możliwości. Co jeśli coś ukrywają? Może Sasza ma długi? Albo problemy w pracy? Albo, nie daj Boże, coś z Tamarą Iwanowną? Zdrowie? Lena nawet nie chciała sobie tego wyobrażać.

Postanowiła się chociaż czegoś dowiedzieć. Przy obiedzie, gdy wszyscy siedzieli już przy stole (Tamara Iwanowna nalegała na zupę, którą sama ugotowała), Lena powiedziała mimochodem:

  • Sasza, wczoraj mówiłeś, że w pracy dzieje się coś ważnego. Co to jest?

Sasza zamarł z łyżką przy ustach.

– Och, nic specjalnego. To, co zwykle – wzruszył ramionami i szybko zmienił temat. – Mamo, jak ci idzie z robótkami?

Tamara Iwanowna natychmiast podchwyciła temat, opowiadając o nowych wzorcach, które zaczęła opanowywać. Lena spojrzała na nich i zrozumiała: coś było nie tak. Zbyt szybko zmieniali temat.

Wieczorem nie mogła już tego znieść. Podczas gdy teściowa brała prysznic, Lena złapała Saszę za rękaw i zaciągnęła go do sypialni.

„No więc, powiedz mi, co ty i twoja matka robicie?” syknęła, zamykając drzwi.

  • O czym ty mówisz? – Sasza spojrzał na nią z tak szczerym zdziwieniem, że Lena na sekundę zwątpiła.
  • Słyszałem, jak twoja matka mówiła dziś rano, żebyś mnie nie straszył zawczasu. Co to znaczy?

Sasza zawahał się, a potem uśmiechnął.

  • Len, za dużo czytałeś Sherlocka Holmesa? Nic z tych rzeczy. Mama po prostu… no cóż, chce ci zrobić niespodziankę. Nie wtrącaj się, dobrze? Wszystko zepsujesz.

Lena spojrzała na niego z niedowierzaniem. Niespodzianka? No cóż, powiedzmy. Ale coś jej mówiło, że nie chodzi o kwiaty ani bilety do kina.


Następnego dnia Lena postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli Sasza i Tamara Iwanowna coś ukrywały, to się dowie. Nie była typem osoby, która siedzi i czeka, aż wszystko wyjdzie na jaw. Poza tym, jej teściowa w końcu rano wyjechała – powiedziała, że ​​ma coś do zrobienia w domu – i to była jej szansa.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Lena, było sprawdzenie telefonu Saszy. Nie żeby lubiła grzebać w jego rzeczach, ale sytuacja tego wymagała. Telefon leżał na stoliku nocnym, bez hasła (Sasza zawsze powtarzał, że nie ma nic do ukrycia). Lena otworzyła wiadomości. Nic niezwykłego: kilka rozmów służbowych, korespondencja z przyjacielem o piłce nożnej, przypomnienie od dentysty. Ale w korespondencji z Tamarą Iwanowną było coś interesującego.

„Nie zapomnij o piątku. Wszystko zorganizuję” – napisała teściowa. Sasza odpowiedziała: „Mamo, mówiłam ci, uważaj. Ona nie lubi takich niespodzianek”.

Lena zmarszczyła brwi. Piątek? To za trzy dni. Co oni tam organizują? Przewinęła dalej, ale nie znalazła niczego konkretnego. Tylko kilka ogólnych zwrotów o „miejscu” i „czasie”.

Potem postanowiła pójść dalej. Czując się jak bohaterka filmu szpiegowskiego, sięgnęła do torby Saszy. Były tam zwykłe rzeczy: portfel, chusteczka, jakieś papiery. Ale w bocznej kieszeni znalazła złożoną kartkę z adresem: „Ulica Sadowa, 17, 18:00, piątek”. I notatkę: „Nie spóźnij się, Sasza”.

Lena zrobiła zdjęcie kartki i odłożyła ją na miejsce. Sadowaja, 17 lat. To było gdzieś w centrum miasta. Może restauracja? A może jakieś wydarzenie? Postanowiła, że ​​sama tam pojedzie w piątek i wszystkiego się dowie.


Przez cały następny dzień Lena była zdenerwowana. Starała się zachowywać jak zwykle, ale Sasza był wyraźnie podejrzliwy. Ciągle pytał: „Len, dlaczego jesteś taki troskliwy?” albo „Wszystko w porządku?”. Machnęła na niego ręką, ale w myślach już snuła plany.

W czwartek wieczorem, kiedy Sasza wychodziła na spotkanie z kolegami, Lena usiadła przed laptopem i zaczęła szukać adresu w Google. Okazało się, że Sadowaja 17 to stary budynek, w którym kiedyś mieścił się jakiś klub, a teraz, według strony internetowej, odbywały się tam różne wydarzenia, od wykładów po imprezy. Nie znalazła żadnych plakatów na piątek, co tylko spotęgowało jej podejrzenia.

Lena postanowiła działać na własną rękę. Pobrała aplikację z mapą miasta i wytyczyła trasę do Sadowej. Plan był prosty: dotrzeć tam trochę wcześniej, rozejrzeć się i dowiedzieć, jaką „niespodziankę” szykują Sasza i Tamara Iwanowna.

W piątek rano powiedziała Saszy, że jedzie na kilka godzin do rodziców. On tylko skinął głową, nawet nie zdziwiony. Lena poczuła ukłucie winy – może nakręca się na darmo? Ale było już za późno, żeby się wycofać.


Wieczorem Lena stanęła przy domu przy Sadowej 17. Był to stary budynek z łuszczącą się farbą na fasadzie, ale w środku, sądząc po świetle wpadającym przez okna, coś się działo. Założyła ciemne okulary (tak, rozumiała, że ​​to głupio wygląda, ale uspokoiło ją) i weszła do środka.

W sali było tłoczno: kilka kobiet w jaskrawych sukienkach, mężczyźni w marynarkach, wszyscy krzątali się i rozmawiali. Lena zauważyła szyld: „Wieczór Miłośników Tańca Retro”. Tańce? Serio? Podeszła bliżej sali i zajrzała do środka. Grała już muzyka, a ludzie tańczyli coś na kształt wolnego fokstrota.

A potem zobaczyła Saszę. Stał w kącie, niezgrabnie przestępując z nogi na nogę, a obok niego Tamara Iwanowna, która coś mu tłumaczyła, machając rękami. Lena poczuła, jak ściska ją w żołądku. Czy oni tu będą tańczyć? Bez niej?

Chciała wpaść i zrobić awanturę, ale muzyka się zmieniła i gospodarz ogłosił: „A teraz zapraszamy wszystkich na mistrzowski kurs tańca!”

Sasza nagle zrobił krok naprzód, a Tamara Iwanowna popchnęła go, mówiąc: „Idź, idź, nie krępuj się!”. Lena zamarła. Dokąd on idzie? I wtedy zobaczyła, jak Sasza podchodzi do starszej kobiety w niebieskiej sukience, bierze ją za rękę i prowadzi na parkiet. Tamara Iwanowna promieniała, jakby sama tańczyła.

Lena patrzyła, jak jej mąż, który w domu nawet nie tupał nogą do Modern Talking, próbował zatańczyć walca z jakąś babcią. Było to tak absurdalne, że o mało nie wybuchnęła śmiechem. Ale co to w ogóle był za cyrk?

Lena poczekała do końca tańca i podeszła do Saszy, który cały czerwony na twarzy ocierał czoło chusteczką. Tamara Iwanowna zauważyła ją i westchnęła:

  • Lenoczko? Jak tu trafiłaś?

„Naprawdę chciałam wiedzieć, co to za impreza, więc przyszłam” – Lena skrzyżowała ramiona i spojrzała na męża.

Sasha westchnął i podrapał się po głowie.

  • Len, to… w każdym razie, mama zapisała mnie na ten taniec. Powiedziała, że ​​powinnam nauczyć się… no cóż, zaskakiwać cię. Jak romans.
  • Romans? – Lena spojrzała na teściową. – I tym chciałaś mnie nastraszyć?

Tamara Iwanowna podniosła ręce.

– Co za strach! Chciałam tylko, żeby Sasza się ogarnął, a potem przyprowadził cię tutaj! A ty, Lenoczko, już wymyślasz powieści szpiegowskie!

Lena spojrzała na nich dwoje, a potem na parkiet, gdzie starsze pary wciąż wirowały w rytm muzyki, i nagle wybuchnęła śmiechem. To było absurdalne – jej mąż, inżynier z rękami wiecznie umazanymi olejem maszynowym, uczył się walca z babciami, żeby zapewnić jej „romantyczny wieczór”. A ona, jak głupia, szpiegowała i snuła teorie spiskowe.

„Dobrze” – powiedziała, przestając się śmiać. „Ale teraz ty, Sasza, zatańczysz ze mną. I bez wymówek”.

Sasza zbladła, ale skinęła głową. Tamara Iwanowna uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z siebie. A Lena nagle pomyślała: może to życie rodzinne? Kiedy spodziewasz się haczyka, a dostajesz absurdalną, ale szczerą niespodziankę.

Wieczór zakończył się tym, że Lena i Sasza w końcu wyszły na parkiet. Tupały nogami, plątały się w tańcu i śmiały jak nastolatki. A Tamara Iwanowna filmowała je telefonem, mówiąc: „To się nazywa rodzinna sielanka!”.

Dopiero w domu, gdy położyła się z Saszą spać, Lena nagle pomyślała: teściowa nigdy nie wyjaśniła jej, dlaczego powiedziała „nie strasz mnie”. I w głębi duszy wciąż podejrzewała, że ​​Tamara Iwanowna nie mówi jej wszystkiego. Może następnym razem zapisze je na konkurs tańca towarzyskiego? Albo, nie daj Boże, na karaoke? Z tą myślą Lena zasnęła, uznając, że rodzinne niespodzianki są oczywiście miłe, ale lepiej mieć uszy otwarte.

Następnego ranka Lena obudziła się z lekkim bólem nóg – w końcu taniec w butach na wysokich obcasach, których nie nosiła od własnego ślubu, dał jej się we znaki. Sasza chrapał obok niej, z twarzą wtuloną w poduszkę. Lena odwróciła się do niego i z uśmiechem lekko szturchnęła go łokciem w bok.

„Wstawaj, tancerko disco” – wyszeptała. „Mamy poranek pełen rodzinnej sielanki”.

Sasza mruknął coś niezrozumiale, a Lena poszła do kuchni. Na stole stała karteczka zostawiona przez Tamarę Iwanownę: „Kochani, pojechałam na daczę. Muszę pielić grządki. Postarajcie się nie zapomnieć o obiedzie i nie rozgotować makaronu. Całuję, mama”.

Lena się uśmiechnęła, ale coś w niej znów się poruszyło. Dlaczego nie mogła się po prostu zrelaksować i zaufać dobrym intencjom teściowej? Może to kwestia wieku, a może po prostu intuicji. A może… po prostu było za dużo filmów.

Otworzyła lodówkę, znalazła kilka jajek, mleko, wyjęła patelnię – i zauważyła na stole małą kopertę. Nową, starannie zaklejoną, z jej imieniem: „Lena”. Pismo było ewidentnie Tamary Iwanowny – wyraźne, surowe.

Lena, zdziwiona, usiadła i otworzyła. W środku był list:

Droga Lenoczko!
Wiem, że podejrzewałaś, że coś jest nie tak. Kobieca intuicja to straszna siła! Tak, bardzo chciałam zrobić ci i Saszy niespodziankę, ale nie tylko tańcem.
Rzecz w tym, że piątek to dzień, w którym się poznaliście. Pamiętam to lepiej niż on, uwierz mi. I doszłam do wniosku, że oboje za bardzo zaabsorbowaliście się codziennością, zmartwieniami i zapomnieliście, jak to się wszystko zaczęło.
Ten wieczór był dla was obojga jak przypomnienie. I mam nadzieję, że to poczułaś.
Ale jest coś jeszcze.
Zapisałam was na tygodniowy kurs „Taniec i zaufanie w parze”. Zaczyna się w przyszły piątek. I nie kłóćcie się! To nie tylko taniec – to, jak to mówią, terapia. Sama mówisz, że Sasza jest zamknięty w sobie i trudno z nim rozmawiać o uczuciach. Pozwól mu tańczyć – ty też możesz wiele powiedzieć swoim ciałem.

Z miłością,
Twoja Tamara Iwanowna

Lena wpatrywała się w list. Co za zwrot akcji. Tygodniowy kurs? Taniec jako terapia? Nie wiedziała nawet, czy śmiać się, czy złościć. Potem wyobraziła sobie Saszę, która z trudem poddaje się radom innych ludzi dotyczącym „zaufania do ciała” – i wciąż chichocze.

W tym momencie do kuchni wszedł Sasza ziewając.

„Co czytasz?” zapytał, przeciągając się.

Lena powoli podniosła wzrok i bez słowa podała mu list. Sasza przeczytał go, zmarszczył brwi i usiadł przy stole.

„A jednak to zrobiła…” – mruknął. „Prosiłem cię. Mówiłem ci nawet, że oszalejesz”.

„Nie jestem zła” – powiedziała Lena. „Jeszcze. Ale będziesz mi winien obiad w restauracji. I to nie tej, w której zawsze zamawiasz frytki i barszcz”.

  • Zgoda – skinął głową. – Albo gruzińskie, albo wegańskie. Tylko nie tańczę rano.

– Nie pochlebiaj sobie. Masz tydzień, żeby kupić porządne buty. Taniec to nie przelewki.

Oboje się roześmiali.

Tydzień minął na przygotowaniach: Lena zamówiła sobie nową spódnicę, Sasza z tęsknotą oglądała buty w sklepach, Tamara Iwanowna dzwoniła codziennie i pytała, „jak się czują zakochani”.

I oto nadszedł piątek.

Przy wejściu do tej samej sali na Sadowej powitała ich młoda kobieta z mikrofonem i nienaganną postawą.

— Witamy! Kurs „Taniec jako język miłości” rozpocznie się za 10 minut. Rozluźnij napięcie i przygotuj się na magię!

Sasza szepnął:

  • Brzmi jak początek kultu.

„Jeśli za pół godziny zaczną rozdawać mandarynki i prosić o datki na wibracje Wszechświata, odejdziemy” – szepnęła Lena.

Ale to nie była sekta. Raczej terapia na krawędzi faulu. Ćwiczenia były dziwne: patrzyli sobie w oczy przez 5 minut bez słowa (Sasha zachichotała nerwowo), chodzili po pokoju z zamkniętymi oczami (Sasha upadła na krzesło), a raz poproszono ich o opowiedzenie o swojej pierwszej miłości „w rytm oddechu”. Lena prawie powiedziała o koledze z klasy w okularach, ale z czasem przypomniała sobie, że został księgowym jej teściowej.

Po drugiej lekcji Sasza powiedział:

— Czuję, że odsłaniam swoje wnętrze. To, które mówi: „Uratuj mnie, jestem inżynierem, pozwól mi wrócić do domu”.

„I czuję, że w końcu nauczyłeś się słuchać. Po cichu, ale słuchaj” – Lena puściła oko.

Podczas piątej lekcji nauczyciel zaprowadził ich do lustra:

— Spójrzcie na siebie. To nie tylko partner do tańca. To wasz sojusznik. W tańcu nie ma zwycięzców. Jest tylko jedność.

Sasza spojrzał na Lenę.

„Wiesz” – powiedział – „nadal uważam, że budżet powinien być w aneksie. Ale teraz, może… kupię sobie notes. W ten sposób będziesz mniej narzekać”.

Lena westchnęła:

– A może zainstaluję twoją aplikację. Tylko jeśli przestaniesz mówić „to nie wydatek, to inwestycja”.

Roześmiali się. Nauczyciel skinął głową:

  • To jest postęp.

Kurs zakończył się tydzień później. Otrzymali zabawne certyfikaty z napisem „Za wkład w zaufanie poprzez rytm”. Tamara Iwanowna zorganizowała na ich cześć rodzinny obiad, ubrana w lśniący kardigan i nakrywająca do stołu niczym na złotych godach.

„Jesteście moimi bohaterami” – powiedziała. „Teraz następnym krokiem jest rodzinny konkurs karaoke! Już was zapisałam na sobotę”.

Sasza i Lena wymieniły spojrzenia.

„Mamo” – zaczęła Sasza.

„Nie” – odpowiedziała Lena.

Ale w sobotę nadal stali z mikrofonami i śpiewali „Nothing’s Gonna Change My Love For You”. Najpierw fałszowali, potem głośniej, a na końcu tak głośno, że wszyscy klaskali – nawet kelner.

A Lena pomyślała: może to jest właśnie szczęście – nie wtedy, gdy wszystko idzie zgodnie z planem, ale wtedy, gdy nawet najbardziej absurdalna niespodzianka okazuje się dokładnie tym, czego potrzeba.

Rodzina to nie tylko pokój. To śmiech, taniec, matka, która rzuca zaklęcia w imię miłości, i mąż, który tańczy dla ciebie, nawet jeśli jego kroki są krzywe.

A podejrzenia… cóż. Lena postanowiła mimo wszystko trzymać uszy otwarte. Co, jeśli Tamara Iwanowna już wybierała dla nich bilety do szkoły baletowej? Albo zapisywała ich na kursy „Joga dla dwojga”? Lepiej być przygotowanym.

Ale na razie po prostu żyj. I tańcz. Nawet jeśli trochę nie na czasie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *