Odchodzę, od siedmiu lat jestem zakochana w kimś innym, czas na rozwód, powiedział mój mąż.

Andriej siedział w swoim samochodzie na parkingu przed pracą, nie mogąc się zmusić do przekręcenia kluczyka. Nie chciał wracać do domu.

Szczerze mówiąc, nie chciał od trzech miesięcy.

Odchodzę, od siedmiu lat jestem zakochana w kimś innym, czas na rozwód, powiedział mój mąż.

Przyjrzał się swojemu odbiciu w lusterku wstecznym – rosły mężczyzna o szerokich ramionach, wystającym brzuchu i siwiejących skroniach.

W wieku czterdziestu siedmiu lat wciąż wyglądał dobrze, a przynajmniej tak twierdzili otaczający go ludzie.

Miał regularne rysy twarzy, brązowe oczy czujne, a delikatne zmarszczki w kącikach oczu były śladem nawykowego uśmiechu.

„Muszę coś zrobić” – pomyślał po raz kolejny, patrząc w ciemniejące lutowe niebo. W pracy go ceniono – stanowisko kierownika produkcji w fabryce mebli nie przyszło mu łatwo.

Dwadzieścia pięć lat doświadczenia mówiło samo za siebie. W domu też wszystko było… normalne. Zwyczajne. Jak u wszystkich.

To właśnie to „jak u wszystkich” coraz bardziej go dręczyło w ostatnich latach.

„Tato, pójdziesz dziś na mój mecz?” – odzywała się w mojej głowie poranna rozmowa z synem.

Artem, wysoki, chudy nastolatek, stał zgarbiony przy drzwiach swojego pokoju. Ubrany na czarno, jak przystało na siedemnastolatka, z wiecznie splątaną grzywką i inteligentnymi oczami tak podobnymi do oczu matki.

„Przepraszam, synu, mam dziś ważne spotkanie z dostawcami” – skłamał Andriej, jak zwykle.

Spotkanie było zaplanowane na godzinę 17:00 w kawiarni niedaleko pracy. Miała się odbyć z Eleną. Nie widzieli się od trzech tygodni – ona była na wystawie w Petersburgu, a on był zajęty rocznymi sprawozdaniami. Komunikowali się tylko za pomocą wiadomości i okazjonalnych telefonów.

Telefon na desce rozdzielczej wyświetlił nową wiadomość. „Już jestem. Stolik przy oknie”. Andriej wziął głęboki oddech i odpalił silnik.

Elena nie wyglądała jak typowa rozbijaczka rodzin z serialu. Była średniego wzrostu, szczupła, ale nie chuda, miała krótkie, jasnobrązowe włosy i skąpy makijaż.

Miała czterdzieści dwa lata, była kierownikiem sprzedaży w firmie dostawczej i cholernie dobra w swojej pracy. Kiedy siedem lat temu nawiązali rozmowę na targach w Moskwie, Andriej nie mógł sobie wyobrazić, do czego to doprowadzi.

„Cześć” – Elena uśmiechnęła się, a jej zielone oczy lekko zwęziły się. „Już zamówiłam twoje ulubione americano”.

Jej zdolność do zapamiętywania drobnych szczegółów zawsze była zdumiewająca. Marina, jego żona, wciąż nie potrafiła odróżnić, czy pił kawę z cukrem, czy bez. Jednak porównywanie ich byłoby niesprawiedliwe.

„Jak się czuje Piotr?” Andrzej usiadł naprzeciwko, starając się nie myśleć o tym, że za dwie godziny rozpocznie się kolejny wieczór w domu: kolacja, wiadomości w telewizji, leniwe rozmowy o niczym.

„Zimno i pięknie. Wiesz, dużo myślałam…” Elena zrobiła pauzę, dobierając słowa. „O nas. O tym wszystkim”.

Serce zabiło jej mocniej. Przez siedem lat nauczyli się nie rozmawiać o najważniejszych sprawach. O jego rodzinie. O tym, że była mężatką, aż do rozwodu trzy lata temu. O tym, jak spotykali się w urywkach dwóch, trzech godzin, planując randki z tygodniowym wyprzedzeniem.

„Jestem zmęczona, Andriej” – powiedziała, patrząc przez okno na przejeżdżające samochody. „Mam dość ukrywania się, szukania pretekstów, żeby się spotkać, wzdrygania się przy każdym telefonie. Myślę, że potrzebujemy…”

„Czekaj” – zakrył jej dłoń swoją. „Nie dzisiaj. Zamiast tego opowiedz mi o wystawie”.

Elena westchnęła, ale nie protestowała. Zaczęła mówić o nowych dostawach, szwedzkich przymiarkach i planach na sezon wiosenny. Andriej słuchał jednym uchem, myśląc, że ma rację. Trzeba coś zrobić.

Wrócił do domu późno, jak zwykle. Marina, niska kobieta o zmęczonej, miłej twarzy, oglądała serial w salonie. Jej ciemne włosy były już przyprószone siwizną, ale ich nie farbowała – nie miała czasu ani powodu. Praca pielęgniarki w klinice pochłaniała całą jej energię.

„Artem dzwonił” – powiedziała na powitanie. „Wygrali. Cztery do jednego”.

W jego głosie pobrzmiewała nuta wyrzutu, ale była ona łagodna i znajoma. Przez dwadzieścia dwa lata małżeństwa nauczyli się nie kłócić o drobiazgi. Ani o poważne sprawy.

„Zadzwonię do niego” – Andriej poszedł do kuchni i wyjął jogurt z lodówki.

„Ksyusha przysłała kilka zdjęć z akademika, chcesz je zobaczyć?” Marina stała w drzwiach kuchni, opierając się o ramę.

„Później” – starał się nie patrzeć jej w oczy. „Jestem bardzo zmęczony, pójdę prosto do łóżka”.

Jej córka studiowała medycynę w sąsiednim mieście i przyjeżdżała tam raz w miesiącu. Wysoka i piękna, była repliką Mariny z młodości, z tą różnicą, że miała tę samą osobowość – równie upartą i zdeterminowaną.

Andriej pamiętał, jak siedem lat temu, mając trzynaście lat, zażądała, żeby kupił jej najnowszy telefon. Właśnie wrócił z tej samej podróży służbowej do Moskwy, gdzie poznał Elenę, i hojnie jej go kupił…

Ranek zaczął się jak zwykle. Artem szykował się do szkoły, brzęcząc czymś po pokoju. Marina już poszła do pracy – miała wczesną zmianę. Andriej siedział w kuchni, sprawdzając pocztę w telefonie, gdy w końcu pojawił się jego syn, rozczochrany, ze słuchawką w uchu.

„Wrócę dziś późno, mamy trening” – mruknął, wyjmując ciasteczka z szafki.

„Poczekaj, porozmawiajmy” – Andriej odłożył telefon. „Przegapiłem twój mecz wczoraj…”

„Zapomnij o tym, tato” – Artem wzruszył ramionami. „Zawsze jesteś zajęty, jestem do tego przyzwyczajony”.

  • Słuchaj, wiem, że często pomijam ważne wydarzenia…

„Ważne?” – syn ​​uśmiechnął się szeroko, a w tym uśmiechu było coś niedziecinnego. „Przegapiłeś moje urodziny w zeszłym roku. A przedwczoraj nie przyszedłeś na zebranie rodziców, mimo że obiecałeś. Mama musiała wziąć wolne w pracy”.

Andriej milczał. Co mógł powiedzieć? Przedwczoraj spotkał się z Eleną – planowali dostawy na kolejny kwartał. Przynajmniej oficjalnie tego dotyczyło spotkanie.

„Dobra, muszę iść” – Artem zarzucił plecak na ramię. „Nie martw się, jestem do tego naprawdę przyzwyczajony”.

Trzasnęły drzwi wejściowe. Andriej potarł skronie. Ostatnio każda rozmowa z synem zamieniła się w milczącą wymówkę. Kiedyś byli ze sobą blisko – chodzili na ryby, grali na PlayStation, rozmawiali o wszystkim, co się dało.

Jego telefon zawibrował – wiadomość od Eleny: „Spotkanie dzisiaj? Musimy porozmawiać”. Wpatrywał się w ekran, wahając się z odpowiedzią. Myślał o rozmowie, którą odbyli poprzedniego dnia w kawiarni. „Mam dość ukrywania się” – te słowa brzmiały jak wyrok śmierci dla ich związku.

W pracy panował hałas i gorączka – dotarła nowa dostawa, a z papierami panowało zamieszanie. Andriej był pogrążony w zwykłym wirze: telefony, spotkania, sprawdzanie próbek. Dopiero w porze lunchu miał chwilę, żeby sprawdzić wiadomości. Wiadomość od Ksyushy wywołała u niego zmarszczenie brwi:

„Tato, obiecałeś pomóc opłacić mój letni staż. Możesz mi wysłać pieniądze do końca tygodnia? A poza tym… Mama mówi, że ostatnio jesteś zupełnie nieobecny. Co się dzieje?”

Jego córka zawsze była spostrzegawcza. W wieku dwudziestu lat pracowała już na pół etatu w klinice uniwersyteckiej, łącząc studia z pracą na pół etatu. Była dumna – tak jak on. Tyle że najwyraźniej odziedziczyła wnikliwość po matce.

„Dzień dobry, Andriej Siergiejewiczu” – głos Eleny w telefonie brzmiał oficjalnie. „Odnośnie wczorajszej rozmowy… Czy mógłby pan przyjść do biura? Mam do podpisania kilka ważnych dokumentów”.

Znał ten ton – tak właśnie mówiła, gdy byli w pobliżu koledzy.

  • Oczywiście, będę za godzinę.

Biuro dostawcy znajdowało się w nowoczesnym centrum biznesowym po drugiej stronie miasta. Elena czekała na niego w sali konferencyjnej, ubrana w elegancki szary garnitur, z starannie ułożonymi włosami i profesjonalną wizażystką. Tylko nerwowe ruchy palców, bawiących się długopisem, zdradzały jej zdenerwowanie.

„Złożyłam rezygnację” – powiedziała, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły. „Przenoszę się do innej firmy. Do Moskwy”.

Andriej zapadł się w fotel. Siedem lat. Przez siedem lat łączyli pracę z miłością, wymyślając wymówki, żeby się spotkać, chowając się za negocjacjami biznesowymi.

  • Gdy?

„Za miesiąc. Musiałam ci powiedzieć…” Przeczesała włosy dłonią, znajomy gest, który zawsze sprawiał, że serce go bolało. „Nie mogę już tego robić, Andriej. Albo coś zmienimy, albo skończymy tę historię”.

Wrócił do domu późnym wieczorem. W głowie szumiało mu od myśli i alkoholu – po rozmowie z Eleną zatrzymali się w pobliskim barze. W mieszkaniu było ciemno, światło dochodziło tylko z kuchni. Marina siedziała przy stole, przeglądając jakieś papiery.

„Czy zjesz kolację?” zapytała, nie podnosząc głowy.

— Nie chcę.

Marina w końcu spojrzała na niego uważnie, badawczo. Światło kuchennej lampy uwydatniło zmarszczki wokół jej oczu i siwiznę w ciemnych włosach. Ale wciąż była piękna – tym spokojnym, pewnym siebie pięknem, które przychodzi z wiekiem.

  • Andriej, musimy porozmawiać.

Zamarł w drzwiach. Te słowa, ta intonacja – aż nazbyt przypominały jego niedawną rozmowę z Eleną.

„Artem mówił, że widział cię dzisiaj w mieście. Z jakąś kobietą” – powiedziała Marina cicho, bez wyrzutów. „W barze przy Lenin”.

Syn: Oczywiście. Ćwiczył na siłowni niedaleko baru.

„To spotkanie biznesowe” – słowa te nawet dla niego brzmiały fałszywie.

„Spotkanie biznesowe w barze o siódmej wieczorem?” Marina uśmiechnęła się smutno. „Wiesz, zauważałam to od dawna… A raczej zauważałam od dawna, ale nie chciałam tego widzieć. Twoje późne godziny pracy, podróże służbowe, spontaniczne spotkania. Nowe koszule, których nie kupiłam. Dwa telefony”.

  • Marin…

„Daj mi dokończyć, proszę” – powiedziała, prostując ramiona. „Jesteśmy razem od dwudziestu dwóch lat. Pamiętam, jak się poznaliśmy – pomagałeś mi nosić książki, właśnie zaczęłam studia medyczne. Pamiętam, jak się oświadczyłam – na nabrzeżu, w deszczu, bez pierścionka, bo wydałam wszystkie pieniądze na restaurację. Pamiętam, jaka byłam szczęśliwa, gdy urodziła się Kisusza, jak nosiłam ją na rękach w nocy, żeby móc spać. Jak byłam dumna z pierwszych sukcesów Artema…”

Zamilkła, zbierając myśli. Andriej stał nieruchomo, czując, jak gula rośnie mu w gardle.

„Ale przez ostatnie kilka lat… Żyliśmy jak sąsiedzi. Zawsze jesteś daleko – nawet kiedy jestem w pobliżu. Na początku myślałam, że to kryzys wieku średniego, że minie. Potem pomyślałam – niech tak będzie, najważniejsze, żeby dzieci nie cierpiały. Przecież one wszystko widzą, Andrieju. Artem jest zły, że nie widzisz ważnych wydarzeń w jego życiu. Kisiusza pyta, dlaczego tak rzadko dzwonisz…”

  • Kocham je, wiesz.

„Wiem. Ale to nie wystarczy, prawda?” Marina wstała i podeszła do okna. „Nie będę robić scen ani niczego rozwiązywać. Po prostu bądź szczera – masz kogoś?”

Mógł kłamać. Mógł wszystkiemu zaprzeczyć, wymyślić kolejne wytłumaczenie. Ale z jakiegoś powodu, w tej chwili, kłamstwo wydawało się niemożliwe.

  • Tak.
  • Przez długi czas?
  • Siedem lat.

Marina skinęła głową, jakby otrzymała potwierdzenie swoich długo żywionych podejrzeń.

  • A co zamierzasz zrobić?

— Przeprowadza się do Moskwy. Za miesiąc.

  • A ty?

Dobre pytanie. Co on zrobi? Zrezygnuje z dotychczasowego życia, pracy, rodziny? Zacznie od zera w wieku czterdziestu siedmiu lat?

„Nie wiem” – odpowiedział szczerze Andriej. „Po raz pierwszy w życiu kompletnie nie mam pojęcia, co robić”.

Marina pokręciła głową:

„Wiesz, jestem prawie zadowolony, że w końcu o tym rozmawiamy. Mam już dość udawania, że ​​wszystko jest w porządku”.

W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe – Artem wrócił. Zamarł w drzwiach kuchni, patrząc to na ojca, to na matkę.

— Co tu się dzieje?

„Wszystko w porządku, synu” – zaczęła Marina, ale Artem jej przerwał:

„Przestań traktować mnie jak dziecko! Widziałem go dzisiaj, nawiasem mówiąc. Siedział przy barze z jakąś kobietą”.

„Artemie” – Marina podniosła głos. „Nie waż się tego mówić”.

„Jak mam ci to powiedzieć?” – w głosie syna zabrzmiała niechęć. „Nie jestem ślepy. I nie jestem głuchy. Myślisz, że nie słyszę twojego płaczu w nocy? Jak to możliwe, że tata wraca późno do domu? Jak to możliwe, że przestaliście normalnie rozmawiać?”

Andrzej podszedł do syna:

  • Porozmawiajmy…

„Nie dotykaj mnie!” – wzdrygnął się Artem. „Jestem po prostu zniesmaczony. Broniłem cię przed chłopakami. Mówiłem ci, że mój tata to fajny facet, tylko dużo pracuje. A ty…” Nie dokończył, odwrócił się i wybiegł z kuchni.

Drzwi do jego pokoju zatrzasnęły się. Marina opadła ciężko na krzesło.

„Idź do niego” – powiedziała ze zmęczeniem. „Choć raz porozmawiaj ze swoim synem jak mężczyzna”.

Andriej zapukał do drzwi Artema. Nikt nie otworzył, ale muzyka dochodząca zza drzwi ucichła.

— Czy mogę wejść?

— Drzwi są otwarte.

Artem siedział na łóżku, otoczony podręcznikami. Udawał, że odrabia lekcje, ale jego oczy były zaczerwienione.

  • Synu, muszę wyjaśnić…

— Co wyjaśnij? Że znalazłaś sobie kogoś innego? Że nie kochasz swojej matki? Że ci na nas nie zależy?

  • To nieprawda. Bardzo cię kocham.

„Naprawdę?” Artem zatrzasnął podręcznik. „To dlaczego nigdy cię tu nie ma? Czemu nie przyszedłeś na moje zakończenie szkoły muzycznej? Czemu nie przyszedłeś, kiedy w zeszłym roku leżałem w szpitalu z wstrząsem mózgu? Czemu…”

Zamilkł, mrugając gwałtownie. Andriej spojrzał na syna – kiedy ten niezdarny nastolatek stał się tak dojrzały? Kiedy w jego oczach pojawiło się to niedziecinne rozczarowanie?

„Wszystko zepsułem, prawda?” – zapytał cicho Andriej.

„Co o tym myślisz?” Artem odwrócił się do okna. „Wiesz, wczoraj dzwoniła Ksiuszka. Powiedziała, że ​​może nie wrócić na lato – znalazła staż w Moskwie. Rozumiem. Po co wracać do domu, gdzie wszyscy się okłamują?”

W korytarzu zadzwonił telefon. Andriej instynktownie wyciągnął swój – ekran był ciemny. Czyli dzwonili do domu.

„To Ksyusha” – głos Mariny dochodził stłumiony z korytarza. „Chce z tobą porozmawiać”.

Wyszedł z pokoju syna. Marina wyciągnęła telefon, nie patrząc na niego.

„Tato?” – głos córki zabrzmiał zaniepokojony. „Co się dzieje? Artem wysłał jakiegoś dziwnego SMS-a…”

  • Wszystko w porządku, słoneczko.

„Nie kłam” – głos Ksyushy nabrał matczynego tonu. „Co się stało?”

Andriej wszedł do sypialni i zamknął drzwi. Jak mógł wytłumaczyć córce to, czego sam ledwo rozumiał?

  • Ksyusha, to skomplikowane…

„Tato, mam dwadzieścia lat. Nie jestem już małą dziewczynką”. Z głośnika dobiegł dźwięk z akademika, a potem dźwięk zamykanych drzwi. „To przez tę kobietę, prawda?”

  • Skąd jesteś…?

„Tato, miałam staż w recepcji zeszłego lata. Widziałam, jak z nią rozmawiałeś przed kliniką. I jak na ciebie patrzyła…” Ksyusha przerwała. „Nie powiedziałam wtedy mamie. Myślałam, że może mi się to przywidziało”.

  • Przepraszam.

„To nie ja to mówię” – głos córki był gorzki. „Wiesz, kiedy rozmawiamy z córkami o naszych rodzicach, zawsze mówię, jak bardzo jestem z ciebie i twojej mamy dumna. Że jesteście razem tyle lat, że się wspieracie. Że nauczyłaś mnie jeździć na rowerze i że mama opiekowała się mną, kiedy przygotowywałam się do studiów… I co teraz? Czy to wszystko było kłamstwem?”

  • Nie, kochanie, to prawda. To wszystko prawda.

„To dlaczego?” – stłumiony szloch rozległ się w telefonie. „Dlaczego inna kobieta? Co ona ci dała, czego nie dała ci twoja matka?”

Andriej usiadł na skraju łóżka. Twarz Eleny przemknęła mu przed oczami – nigdy niczego od niego nie żądała. Nigdy nie skarżyła się na zmęczenie, nigdy nie prosiła o pomoc w domu, nigdy nie opowiadała o codziennych problemach. Z nią było łatwo – dwie godziny w kawiarni czy restauracji, rozmowa o wszystkim, co możliwe, poczucie wolności…

„To nie tak, jak myślisz” – zaczął.

„Co mam myśleć?” przerwała Ksyusha. „Że okłamywałaś mamę przez siedem lat? Że wszystkie te podróże służbowe i spóźnienia w pracy były kłamstwami? Co…”

Zamilkła i złapała oddech.

„Przyjadę w ten weekend” – powiedziała w końcu.

— Nie musisz rezygnować ze szkoły…

  • To konieczne, tato. To naprawdę konieczne.

Zadzwonił telefon. Andriej siedział, gapiąc się w ciemne okno. Stłumiony głos Mariny słychać było przez ścianę – zdawała się rozmawiać przez telefon. Prawdopodobnie z siostrą – tylko ona mogła coś takiego stwierdzić.

Telefon w mojej kieszeni zawibrował. Wiadomość od Eleny: „Musimy poważnie porozmawiać. Jutro o 14:00, jak zwykle?”

Zaczął pisać odpowiedź, wymazał ją i zaczął od nowa. Co miał napisać? Że jego rodzina się rozpada? Że syn patrzy na niego z pogardą, a córka płacze do telefonu? Że żona wie wszystko, ale milczy?

Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Marina zajrzała do pokoju:

— Przygotowałam dla ciebie łóżko w salonie.

„Dziękuję” – wstał. „Marin, porozmawiajmy…”

„Nie dzisiaj” – pokręciła głową. „Za dużo dzisiaj gadania”.

Kanapa w salonie była trochę za krótka jak na jego wzrost. Andriej leżał wpatrzony w sufit. Z pokoju Artema dobiegała przytłumiona muzyka. W kuchni Marina brzęczała naczyniami – zawsze je zmywała, kiedy się denerwowała, nawet jeśli wszystko było czyste.

Jutro o drugiej. Znajoma kawiarnia, stolik przy oknie, zielone oczy Eleny. Co jej powie? Że jest gotów rzucić wszystko i z nią odejść? A może że muszą zakończyć ten związek, zanim będzie bolało jeszcze bardziej?

Telefon znów zawibrował. Myślał, że to Elena, ale na ekranie pojawiło się imię Ksyushy: „Tato, kocham cię. Ale jestem taka zła i rozczarowana. Proszę, nie krzywdź już mamy”.

Ranek był chłodny. Andriej prawie nie spał, wstał wcześnie i po cichu poszedł do pracy, starając się nikogo nie obudzić. W biurze machinalnie przeglądał dokumenty i odbierał telefony, ale myślami był gdzie indziej. O drugiej siedział już w znajomej kawiarni.

Elena spóźniła się piętnaście minut – wyjątkowo. Weszła pospiesznie, z rumieńcami na policzkach, ściskając teczkę z dokumentami – zwykłą przykrywkę ich spotkań.

„Przepraszam za spóźnienie” – powiedziała, siadając naprzeciwko niego i rozpinając jasną marynarkę. „Wywiad się przedłużył”.

  • Wywiad?

„Tak, w biurze w Moskwie. Przez wideorozmowę” – Elena wyciągnęła szminkę i szybko poprawiła usta, patrząc w małe lusterko. „Oferują mi dobrą posadę, własny dział. I dwukrotnie wyższą pensję”.

Andriej patrzył na jej pewne ruchy, zgrabne dłonie z zadbanym manicure, na jej swobodny uśmiech. Przez siedem lat była dla niego ucieczką, powiewem świeżości w rutynie rodzinnego życia.

  • Len, moja rodzina wie.

Zamarła, nie podnosząc nawet kubka do ust:

  • Co dokładnie?

— To tyle. Mój syn widział nas tu wczoraj. Powiedział żonie. Okazuje się, że moja córka też miała pomysł…

„I co teraz?” Odstawiła filiżankę i położyła ręce na stole.

„Nie wiem. Wszystko w domu się wali. Marina pościeliła mi łóżko w salonie. Artem milczy. Ksyusza przyjeżdża w weekend, żeby wszystko ogarnąć”.

Elena milczała, przyglądając się swoim zadbanym paznokciom. Potem podniosła wzrok:

„Wiesz, muszę ci coś powiedzieć. Pamiętasz Igora z działu planowania?”

Andriej zmarszczył brwi. Igor był młodym finansistą, miał około trzydziestu pięciu lat i niedawno dołączył do nich z banku.

— Oświadczył mi się. Miesiąc temu.

  • Co?

„Tak, niespodziewane, co?” Elena uśmiechnęła się smutno. „Powiedział, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Że jest gotów poczekać, aż się na coś zdecyduję. Że rozumie, że mam skomplikowany związek…”

  • I co odpowiedziałeś?

„Nic. Powiedziałam, że się zastanowię. Ale wiesz…” Zrobiła pauzę. „On prosi mnie o rękę. Nie prosi mnie tylko o to, żebym była jego kochanką. Nie mówi: »Poczekaj, aż dzieci dorosną«. On po prostu mnie kocha i chce być ze mną”.

Andriej poczuł, jak gorycz narasta mu w gardle:

  • Czyli jedziesz z nim do Moskwy?

„Jeszcze nie odpowiedziałem. Ale tak, najprawdopodobniej. Dostał tam dobrą posadę i…”

„A co z nami?” – przerwał Andriej. „Siedem lat, Lena. Byliśmy razem siedem lat”.

„Byłeś?” – podkreśliła. „Nie, Andriej. Nie byliśmy razem. Spotykaliśmy się na ułamki dwóch godzin. Spędzałeś święta z rodziną. Święta z rodziną. Kiedy byłam chora, nikogo nie było. Kiedy dostałam awans, nie było z kim świętować…”

Wyjęła papierosy:

— Wyjdziemy? Tu jest duszno.

Na zewnątrz padał lekki deszcz. Elena zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko:

„Naprawdę cię kochałam. Przez te wszystkie lata czekałam, wierząc, że pewnego dnia podejmiesz decyzję. A teraz…” Otrzepała popiół. „Teraz jestem już po prostu zmęczona czekaniem”.

„Czekaj” – Andriej wziął ją za ramiona. „Jestem gotowy opuścić rodzinę. Już teraz”.

Elena delikatnie się uwolniła:

  • Nie, Andriej. Nie rób niczego, czego później będziesz żałować.
  • Kocham cię.

„Naprawdę?” Uśmiechnęła się smutno. „A może po prostu jesteś przyzwyczajony do naszych spotkań? Do tego, że zawsze jestem, zawsze gotowa wysłuchać, zawsze gotowa wesprzeć? Ze mną nie musisz rozwiązywać codziennych problemów, opiekować się dziećmi, spłacać kredytów…”

Zgasiła papierosa:

„Wiesz, obserwowałem cię przez te wszystkie lata. To, jak mówisz o swoich dzieciach – z taką dumą. O żonie – może czasami z irytacją, ale zawsze z troską. Nawet kiedy narzekałeś na codzienną harówkę, monotonię – w twoim głosie było tyle… czułości, jak sądzę”.

  • To co innego…

„Nie, Andriej” – pokręciła głową. „To jest miłość. Prawdziwa, głęboka. A ja… byłam takim… pięknym snem. Ujściem. Ale marzenia nie są po to, żeby je spełniać”.

Telefon zawibrował mi w kieszeni. Wiadomość od Ksyushy: „Mam bilet na jutro. Będę o 11:40”.

„Moja córka przyjeżdża jutro” – powiedział na głos, nie wiedzieć czemu.

„Widzisz” – Elena poprawiła szalik. „Idź do domu, Andriej. Porozmawiaj z żoną. Z dziećmi. Kochają cię bez względu na wszystko”.

  • A ty?

„I wychodzę za mąż za Igora. Zdecydowałam natychmiast” – uśmiechnęła się. „Wiesz, wczoraj wysłał bukiet do biura. Tak po prostu, bez powodu. Powiedział, że zobaczył kwiaty i pomyślał o mnie…”

Andriej wrócił późno do domu. Marina siedziała w kuchni, najwyraźniej czekając na niego. Na stole stały dwa kubki.

„Czy napije się pan herbaty?” zapytała swobodnie, jakby wczorajsza rozmowa w ogóle się nie odbyła.

  • Będzie.

Milczeli. Na zewnątrz robiło się ciemno, a w kuchni panowała całkowita ciemność, ale nikt nie zapalił światła.

„Wszystko zepsułem, prawda?” – zapytał w końcu Andriej.

„Nie wiem” – Marina wyjrzała przez okno. „Chyba oboje jesteśmy winni. Tak bardzo pochłonęła mnie praca, codzienne życie… Przestałam dbać o siebie i interesować się twoimi sprawami…”

  • Nie usprawiedliwiaj mnie.

„Nie usprawiedliwiam się. Po prostu…” Zrobiła pauzę. „Wiesz, ja też mogłam mieć romans. Byli adoratorzy, aluzje, zaproszenia. Ale zawsze myślałam – dlaczego? Mam rodzinę, dzieci, męża, z którym…”

Nie dokończyła, ale Andriej zrozumiał. Mąż, któremu ufała.

„Wychodzi za mąż” – powiedział w ciemność. „Za kogoś innego. Wyjeżdża do Moskwy”.

  • A co ty czujesz?

— Pustka. I strach.

  • Strach?

„Że mogę to wszystko stracić” – powiedział, wskazując na kuchnię, w której spędzili tyle wieczorów. „Ciebie. Dzieci. Nasz dom”.

W korytarzu słychać było kroki – Artem wrócił. Zatrzymał się w pobliżu kuchni, ale nie wszedł do środka.

„Ksyusha przyjeżdża jutro” – powiedziała Marina. „Musimy wszyscy porozmawiać. Szczerze, otwarcie. Bez nieporozumień”.

Poranek rozpoczął się od telefonu. Kisusza oznajmiła, że ​​pociąg ma półgodzinne opóźnienie. Artem, nie patrząc na ojca, mruknął, że sam spotka się z siostrą na dworcu. Marina szykowała się do pracy – miała krótką zmianę przed obiadem.

„Umówiłam się, że przejmę pałeczkę” – powiedziała, zapinając marynarkę. „Będę w domu, zanim Ksyusha przyjedzie”.

Andriej skinął głową. Wziął dzień wolny od pracy – po raz pierwszy od dawna, bez wymówek i usprawiedliwień.

Bez żony i dzieci mieszkanie wydawało się dziwnie puste. Andriej wędrował bez celu z pokoju do pokoju, oglądając zdjęcia na ścianach. Była tam Kisiusza w białej sukni na zakończeniu roku szkolnego, promienna i piękna. Był Artem z medalem po zawodach – dumny, tak jak jego ojciec. Zdjęcie jego i Mariny nad morzem, sprzed pięciu lat – śmiała się w kapeluszu z szerokim rondem, a on obejmował ją ramieniem…

Tuż po pierwszej trzasnęły drzwi wejściowe. Do mieszkania wpadła Kisusza, chuda, blada, z cieniami pod oczami. Artem szedł za nią, niosąc jej torbę.

„Gdzie jest mama?” zapytała córka, stojąc w drzwiach.

  • Zaraz tu będzie. W pracy.

Ksyusza skinęła głową i poszła do kuchni. Artem poszedł za nią, ostentacyjnie ignorując ojca.

„Chcesz coś zjeść?” – zapytał Andriej, stojąc w drzwiach. „Mogę podgrzać…”

„Nie ma potrzeby” – Ksyusha wyjęła termos z torby. „Mamy świetną stołówkę w akademiku”.

To nie była prawda – nie raz narzekała, że ​​jedzenie jest niesmaczne. Po prostu nie chciała przyjąć jego obaw.

„Jak ci idzie nauka?” spróbował ponownie.

„W porządku” – powiedziała, odwracając się do okna. „Tato, poczekajmy na mamę, dobrze? Nie chcę powtarzać tej samej rozmowy dwa razy”.

Marina dotarła pół godziny później. Przytuliła córkę i pogłaskała ją po głowie.

— Straciłaś tak dużo na wadze…

„Mamo, wszystko w porządku. To był tylko trudny okres egzaminacyjny”.

Usiedli przy kuchennym stole – tym samym, przy którym przez tyle lat jedli razem śniadania w weekendy. Artem oparł się o parapet i skrzyżował ramiona na piersi.

„Więc” – Ksyusha wyprostowała ramiona, łudząco przypominając swoją matkę w młodości. „Chcę poznać prawdę. Całą prawdę”.

Andriej spojrzał na żonę. Marina lekko skinęła głową.

„Siedem lat temu…” zaczął.

„Przestań” – przerwała mu córka. „Najpierw odpowiedz na jedno pytanie. Czy kochasz swoją matkę?”

  • Ksyusha, to jest bardziej skomplikowane…
  • Nie, tato. To najłatwiejsze pytanie na świecie. Tak czy nie?

Andriej spojrzał na Marinę – zmęczoną, bez makijażu, w prostym stroju domowym. Pamiętał, jak się nim opiekowała, kiedy chorował. Jak dumna była z jego awansów w pracy. Jak go wspierała, kiedy zmarła jego matka. Jak wychowywała ich dzieci, łącząc pracę z domem…

„Tak” – powiedział cicho. „Kocham cię”.

„A co tam, do cholery?” Artem odsunął się od parapetu. „Dlaczego miałeś romans?”

„Bo ja…” Andriej spuścił głowę. „Bo myślałem, że tam, w innym życiu, wszystko będzie prostsze, łatwiejsze, piękniejsze. Bez codziennej harówki, bez problemów, bez odpowiedzialności…”

„I co teraz?” Ksyusha pochyliła się do przodu. „Idziesz do niej?”

  • Nie. Ona… ona wychodzi za mąż za kogoś innego.

W kuchni zapadła cisza. Wtedy Artem zaśmiał się cicho:

  • Cóż za zwrot akcji.

„Synu” – warknęła Marina.

„I co z tego?” Wzruszył ramionami. „Tata oszukiwał wszystkich przez siedem lat – ją i nas. A potem znalazła normalnego faceta i…”

„Artem!” – głos Mariny stał się surowy. „Nie mów tak o swoim ojcu”.

„Czy możesz mi wybaczyć?” – powiedział nagle Andriej, patrząc żonie w oczy.

Marina siedziała nieruchomo, tylko jej palce lekko drżały na kubku.

„Nie wiem” – odpowiedziała w końcu. „Potrzebuję czasu do namysłu. To pytanie nie jest na które można odpowiedzieć od razu”.

  • Poczekam tak długo, jak będzie trzeba.
  • Dobrze. Zadzwonię.

Minęły dwa tygodnie. Marina zadzwoniła wieczorem:

  • Przyjdź jutro. Już wszystko postanowiłem.

Przybył o umówionej porze i usiadł na swoim zwykłym miejscu przy kuchennym stole.

„Długo o tym myślałam” – zaczęła Marina. „I zdałam sobie sprawę, że nie mogę ci wybaczyć. Zawsze będę pamiętać te siedem lat, kiedy prowadziłaś podwójne życie. Każde spóźnienie, każda podróż służbowa… Nie będę już mogła ci ufać. A bez wiary nie da się niczego zbudować od nowa”.

„Rozumiem. Nie martw się o mieszkanie. Jest twoje i dzieci. To nie podlega dyskusji. Już znalazłam mieszkanie do wynajęcia.”

„Okej” – Marina wstała.

W ostatniej chwili, będąc już przy drzwiach, zwrócił się do Mariny:

  • Wszystko zepsułem. Wybacz mi.

„Idź, Andriej” – stała oparta o ścianę. „Po prostu idź”.

Wynajął mieszkanie – małe, jednopokojowe mieszkanie w dzielnicy mieszkalnej. Tego wieczoru, rozpakowując się, zdał sobie sprawę, że nie może po prostu pozwolić, by dwadzieścia lat jego życia odeszło. Wybrał numer Mariny.

— Czy mogę przyjść i porozmawiać?

Zatrzymała się, po czym spokojnie odpowiedziała:

— Przyjdź jutro. O szóstej.

Przybył punktualnie o szóstej. Marina wpuściła go, wciąż wyglądając na spokojną.

„Popełniłem błąd” – zaczął, patrząc jej w oczy. „Straszny błąd. Czy… czy mogę to wszystko cofnąć? Ostatnia szansa”.

„Nie, Andriej” – pokręciła głową. „Nie możesz”.

— Daj mi szansę. Czas. Udowodnię to…

„Widzisz” – usiadła przy kuchennym stole – „nie chodzi o to, że zakochałeś się w kimś innym. Chodzi o to, że okłamywałeś mnie przez siedem lat. Każdego dnia, każdej minuty. Spojrzałeś mi w oczy i skłamałeś. Jak mogę ci teraz zaufać?”

  • Nigdy więcej…

„Wiem” – uśmiechnęła się smutno. „Chyba naprawdę. Ale nie będę w stanie zapomnieć tych siedmiu lat. Za każdym razem, gdy na ciebie spojrzę, będę myśleć: „Czy on teraz mówi prawdę? Czego jeszcze nie wiem?”. Nie mogę tak żyć”.

  • Marina…

„Nie” – wstała. „Myślałam o tym. Dużo o tym myślałam. Nie mogę o tym wszystkim zapomnieć. I nie mogę wybaczyć. Wybacz mi”.

Wyszedł w chłodny wieczór, wiedząc, że to koniec. Prawdziwy, ostateczny. Telefon w kieszeni milczał. Wynajęte mieszkanie było puste i zimne. Został sam – bez rodziny, bez kochanka, bez domu. Pozostawiony sam sobie, bez własnych decyzji.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *