Jana Krugłowa przewróciła stronę swojej ulubionej powieści i westchnęła.
Dla bohaterki książki wszystko było proste: spotkała księcia, zakochała się i rozpoczęła szczęśliwe życie.
W wieku dwudziestu pięciu lat Janka myślała, że będzie miała to samo.
Rodzice Janny, Nikołaj Iwanowicz i Jelena Pietrowna, kochali swoją córkę jak kryształowy wazon.
Posłali ją do prestiżowego liceum, a następnie na uniwersytet ekonomiczny.
Po jej ukończeniu ojciec osobiście odpędzał nieodpowiednich adoratorów.
„Jesteś jak kwiat w szklarni” – powiedziała mama, głaszcząc córkę po włosach. „Czuła, bezbronna. Musisz się kimś takim zaopiekować”.
Yana skinęła głową i uśmiechnęła się, ale w jej wnętrzu kipiała irytacja. Tęskniła za wolnością, za prawdziwym życiem. Świat poza mieszkaniem rodziców kusił przygodą.
Misza Sokołow pojawił się w jej życiu przypadkiem. Dostała pracę jako specjalista ds. logistyki w dużym supermarkecie, a on pracował tam jako kierowca. Wysoki, z brązowymi oczami i promiennym uśmiechem, od razu przykuł uwagę Yany.
„Może napijemy się kawy po pracy?” – zapytała Misha, wpadając do swojego biura pod koniec pierwszego tygodnia pracy.
„Oczywiście” – odpowiedziała Jana bez wahania.
Miesiąc później już się spotykali, a dwa miesiące później Misza zaproponował, żeby zamieszkali razem.
„Janoczko, oszalałaś?” Elena Pietrowna zacisnęła dłonie, gdy córka ogłosiła swoją decyzję. „Co to za „zamieszkanie razem”? Przecież znasz go od tak dawna!”
„Mamo, mam dwadzieścia pięć lat! Jestem już dorosła!” – Yana tupnęła nogą.
„Córko, posłuchaj” – wtrącił się ojciec – „ten facet… On nie jest dla ciebie odpowiedni!”
„Tato!” Yana zerwała się z krzesła. „Misza jest dobrym, miłym i troskliwym człowiekiem. I kocham go!”
Kiedy Misza oświadczył się po sześciu miesiącach małżeństwa, jego rodzice wpadli w histerię. Ale po raz pierwszy w życiu Jana postawiła na swoim.
Na początku życie rodzinne było jak z bajki. Misza nosił ją na rękach, dawał kwiaty i gotował śniadanie.
„Yanka, jesteś najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu” – szeptał, całując ją rano.
Ale stopniowo coś zaczęło się zmieniać. Na początku w małych krokach.
„Yanchik, nie miałbyś nic przeciwko wyprasowaniu mi koszuli, prawda?” – zapytał pewnego dnia Misza, uśmiechając się słodko. „Jutro mam ważne spotkanie”.
„Oczywiście, kochanie” – Yana odłożyła książkę i posłusznie wzięła żelazko.
Potem było jeszcze gorzej.
„Dlaczego obiad nie jest gotowy?” – pytał ponuro Misza, wracając z pracy. „Jestem zmęczony i głodny, a ty czytasz książki?”
„Ja też właśnie wróciłam z pracy” – odpowiedziała zaskoczona Yana.
„Cóż, masz porządną pracę, siedzisz w biurze. A ja cały dzień jeżdżę samochodem”.
Z czasem prośby przerodziły się w żądania. Pranie, gotowanie, sprzątanie – wszystko spadło na barki Yany. Misza przychodził, padał na kanapę i żądał ciszy.
„Znowu przegotowane buraki?” – skrzywił się przy obiedzie. „Ile razy mam ci powtarzać, że nie lubię miękkich buraków!”
„Co ci jest?” Pewnego dnia Yana nie mogła tego znieść. „Wcześniej taka nie byłaś!”
„A ty byłeś posłuszny” – zaśmiał się Misza, wstając z kanapy. „I lepiej gotowałeś. I nie odgryzłeś się”.
Tego wieczoru po raz pierwszy Yana zastanawiała się, czy jej rodzice mieli rację.
Po pracy Yana wzięła szybki prysznic i włożyła swój ulubiony szlafrok. Pachniała świeżością i brzoskwiniowym szamponem.
Misza wpadł do mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.
„Jestem zmęczony jak pies” – mruknął, zrzucając buty na środku korytarza.
„Obiad jest na kuchence” – powiedziała cicho Yana, wycierając włosy ręcznikiem.
Misza podszedł bliżej, ściągnął mu skarpetki i rzucił je prosto w żonę.
„Umyj je, śmierdzą” – skrzywił się. „I koszulkę też”.
Yana złapała brudne skarpetki w locie, cuchnące potem. Poczuła gulę w gardle, a oczy piekły ją z żalu. Bez słowa rzuciła skarpetki mężowi.
„Nie!” – powiedziała stanowczo Yana.
Misza zamarł w bezruchu. Jego oczy się zwęziły, a twarz pociemniała ze złości.
„Co masz na myśli mówiąc ‘nie’?” – wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
Coś w niej pękło. Wcześniej Yana posłusznie wzięłaby skarpetki i poszła zrobić pranie, ale dziś coś się w jej umyśle zmieniło.
„Właśnie o to chodzi. Nie jestem twoją służącą. Masz ręce? Zrób pranie sama” – skrzyżowała ramiona na piersi, próbując powstrzymać drżenie.
Misza zrobił krok naprzód. Stali teraz tak blisko, że Jana czuła zapach potu na jego ubraniu.
„Jesteś moją żoną. Twoim obowiązkiem jest się mną opiekować” – jego głos brzmiał, jakby tłumaczył prostą prawdę tępemu dziecku.
„A twoim obowiązkiem jest mnie szanować” – odparła Yana. „Pracowałam cały dzień, tak jak ty. Nie jestem niewolnicą ani gospodynią domową!”
„Spójrz na tę piękną kobietę! Pewnie dzwonili mama i tata? Mówili okropne rzeczy o moim okropnym mężu?”
Yana odsunęła się o kilka kroków od męża.
„Co rodzice mają z tym wspólnego? Mam już dość twojego zachowania. Kiedyś byłeś inny. Mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz rzucasz we mnie brudnymi skarpetkami!”
“Dosyć tego, mam już tego dość!” Misha złapał kurtkę i zatrzasnął drzwi tak mocno, że naczynia w szafce zadrżały.
Łzy spływały jej po policzkach, ale Jana nawet nie próbowała ich otrzeć. „Kiedy to wszystko się zmieniło?” – zapytała samą siebie. „Kiedy słodki, troskliwy Misza zmienił się w tego niegrzecznego mężczyznę?”
Wrócił po północy. Po cichu poszedł do sypialni i zasnął w ubraniu. Yana położyła się na sofie w salonie.
Rano rozstali się, nie mówiąc do siebie ani słowa. I tak minęło siedem dni.
W tym tygodniu milczenia Jana zaczęła dostrzegać coś, co wcześniej skrzętnie ignorowała. Misza nigdy nie pytał, jak jej minął dzień. Wszystkie rozmowy kręciły się wokół niego. Jego problemów, jego pragnień, jego nastroju.
Pamiętała, jak w zeszłym tygodniu awansowała na starszego menedżera ds. logistyki, a on tylko mruknął: „Czy teraz zarabiasz więcej? Świetnie, kup mi nową kurtkę”. I ani słowa gratulacji.
Każdego wieczoru, gdy Misza oglądał mecz piłki nożnej, Jana w myślach przeglądał ich wspólne życie niczym stare fotografie. Jego komplementy były zawsze subtelne: „Jesteś taka piękna, szkoda, że nie gotujesz dobrze”, „Jesteś mądra, ale mogłabyś lepiej sprzątać”.
Siódmego dnia milczenia Yana postanowiła zadzwonić do matki.
„Mamo, miałaś rację co do Miszy” – wyszeptała do telefonu, siedząc w samochodzie na parkingu supermarketu.
Elena Pietrowna nie powiedziała: „Mówiłam ci”. Po prostu zapytała:
— Co się stało, kochanie?
I Yana wypłakała to wszystko. Jak bardzo zmienił się jej mąż od ślubu. Jak z kochającego stał się wymagający. Jak umniejszał wszystko, co robiła.
„Wróć do domu, Janoczko” – powiedziała cicho mama.
„Pomyślę o tym” – odpowiedziała Yana.
Tego wieczoru cisza została przerwana. Misza wrócił do domu wcześniej niż zwykle i widząc Janę pakującą swoje rzeczy do małej torby, zrobił się fioletowy.
„Dokąd idziesz?” warknął od progu.
„Do rodziców na weekend” – odpowiedziała spokojnie Jana.
„Bez mojego pozwolenia?” Podszedł do niej i wyrwał jej torbę z rąk.
„Nie potrzebuję twojego pozwolenia, żeby odwiedzić moich rodziców” – Yana próbowała odzyskać torbę.
„Musisz! Jestem twoim mężem! Nigdzie nie pójdziesz!” Misza rzucił torbę w kąt. „Zostań w domu i ugotuj porządny obiad. Chłopaki idą oglądać mecz piłki nożnej”.
„Zrób to sama. Albo zamów pizzę” – Yana próbowała mówić spokojnie, mimo że serce waliło jej jak młotem.
— Co?! Zupełnie oszalałeś!
Palce jej męża zacisnęły się na łokciu Yany.
„Puść mnie” – jej głos drżał, lecz jej oczy patrzyły stanowczo.
„Musisz mnie słuchać! Inaczej cię zostawię!” – krzyknął Misza, zaciskając mocniej palce.
Yana zamarła. Serce waliło jej jak młotem. Przez głowę przemknęła jej myśl: Czy mam obowiązek słuchać? Jak pies na smyczy? Coś, co należy wyrzucić? Powoli spojrzała na męża.
„Wiesz co, Misza?” Jana wyrwała rękę. „Nie zostawisz mnie. Bo ja pójdę pierwsza”.
Misha cofnął się, a pewny siebie uśmiech zniknął z jego twarzy.
„Co za bzdura? Nigdzie nie pójdziesz!” Ponownie spróbował złapać ją za rękę, ale Yana się cofnęła.
„Przestań!” W jej głosie słychać było napięcie. „Nie jestem twoją pasją! Jestem człowiekiem! Mam uczucia, pragnienia, opinie. A ty… ty to wszystko podeptałeś”.
„No, daj spokój, Janko” – ton Miszy nagle zmienił się na pochlebczy. „No cóż, poniosło mnie. Każdemu się zdarza. Pogódźmy się?”
Wyciągnął ramiona, chcąc objąć żonę, ale Yana się odsunęła.
„Nie, Misza. To nie pierwszy raz. Upokarzasz mnie, kontrolujesz, uważasz za swoją własność. To nie jest miłość”.
„Co? Nie rób ze mnie potwora!” Misza zachichotał nerwowo. „Za dużo telewizji oglądasz? Staram się dla ciebie, przynoszę do domu pieniądze, a ty mi mówisz takie rzeczy?”
„A ja nic nie przynoszę?” Yana poszła do sypialni, zdecydowanie otworzyła szafę i wyciągnęła walizkę. „Pracuję tak samo ciężko jak ty. Gotuję, sprzątam, piorę. I nie oczekuję, że padniesz na twarz z wdzięczności”.
Misza pobiegł za nią i wyrwał jej walizkę z rąk.
— Przestań histeryzować! Dokąd idziesz o tej porze?
„Do moich rodziców. Muszę to wszystko przemyśleć” – Yana próbowała mówić spokojnie, mimo że w środku się trzęsła.
„Zamierzasz poskarżyć się rodzicom?” syknął gniewnie Misza. „Biedna dziewczyno, czy mąż cię skrzywdził? Jesteś dorosłą kobietą, a zachowujesz się jak dziecko!”
„Nie będę narzekać” – Yana wyrwała mu walizkę z rąk. „Chcę być gdzieś, gdzie będę szanowana, gdzie nie będą we mnie rzucać brudnymi rzeczami, gdzie nie będą na mnie krzyczeć, jeśli nie spodoba mi się obiad!”
— Ty… Nigdzie nie pójdziesz bez mojego pozwolenia! Co ludzie powiedzą? Żona uciekła od męża!
„Co powiedzą, kiedy dowiedzą się, jak mnie traktujesz?” – odparła Yana, wyrywając się. „Puść mnie!”
„Nie puszczę cię!” warknął. „Zostaniesz w domu, dopóki ci nie powiem, żebyś wyszedł!”
Yana cofnęła się o krok, patrząc na mężczyznę przed sobą – mężczyznę, którego kiedyś uważała za miłość swojego życia. Teraz widziała tylko twarz zaczerwienioną od gniewu, wykrzywione usta i zaciśnięte pięści.
„Misza, posłuchaj mnie uważnie” – powiedziała Jana cicho, ale stanowczo. „Nie możesz traktować ludzi jak przedmioty i oczekiwać od nich bezwarunkowej miłości. Tak się nie robi. Miłość to szacunek, wsparcie, troska. To, co robisz, to nie miłość. To kontrola”.
— Dość już tego moralizowania!
Yana pokręciła głową. Jej mąż nie rozumiał, że postępuje źle.
„Do widzenia, Misza” – powiedziała Jana, zdecydowanie pakując niezbędne rzeczy do walizki. „Klucze zostawię na stole. Resztę odbiorę później”.
“Jeśli teraz wyjdziesz, nie wracaj!” krzyknął za nią.
Yana zamarła w drzwiach i odwróciła się.
„Wiesz, jaki masz problem, Misza? Myślisz, że miłość to wtedy, gdy ktoś całkowicie się w tobie rozpływa. Ale prawdziwa miłość to wtedy, gdy dwoje ludzi pozostaje sobą, ale staje się lepszymi ludźmi, gdy są obok siebie”.
Położyła klucze na stoliku nocnym przy wejściu i wyszła, nie oglądając się za siebie.
Padał ulewny deszcz. Yana z trudem szła w stronę domu rodziców, z trudem ciągnąc walizkę. Koła zacinały się na dziurawym chodniku, a woda wsiąkała jej do butów. Jednak fizyczny dyskomfort wydawał się nieistotny w porównaniu z bólem w środku.
Matka otworzyła drzwi. Jedno spojrzenie na córkę wystarczyło, żeby wszystko zrozumieć.
„Janoczko, moja dziewczyno” – Elena Pietrowna przytuliła ją i wciągnęła w ciepłe wnętrze mieszkania. „Nikołaj! Zagotuj wodę!”
Yana nie mogła już tego znieść. Łzy lały się strumieniami, a jej ciałem wstrząsał szloch. Ojciec wyjrzał z kuchni, sapnął i rzucił się, żeby ją przytulić.
„Córeczko, co ty…” – mruknął Nikołaj Iwanowicz, przytulając Janę. „Co on zrobił… Co on zrobił?”
„Przez te wszystkie miesiące…” szlochała Jana. „Myślałam, że mnie kocha… Ale on chciał tylko pokojówki…”
Siedzieli w kuchni. Mama nalewała herbatę, tata głaskał Janę po dłoni. Nikt nie powiedział: „Mówiliśmy”.
„Wiesz, Janoczko” – powiedziała w końcu Jelena Pietrowna – „twój tata i ja staraliśmy się chronić cię przed kłopotami przez całe życie. Ale ostatecznie nie pozwoliliśmy ci popełniać drobnych błędów i wyciągać z nich wniosków. I od razu wpakowałaś się w duże kłopoty przez tego Miszę”.
Nikołaj Iwanowicz skinął głową.
Myśleliśmy, że cię chronimy. Ale powinniśmy byli nauczyć cię, jak się bronić.
„Ale dałaś radę” – matka pogłaskała córkę po mokrych włosach. „Sama. Bez nas. Jestem z ciebie dumna, moja droga”.
Yana wzięła głęboki oddech. Wydawało się, że życie zaczyna się poprawiać.