„Marinoczko, tak sobie myślałam… może powinnyśmy przerobić twój gabinet?
I tak jest pusty przez większość czasu” – głos teściowej był łagodny i pochlebny podczas ich tradycyjnej niedzielnej herbatki.
Mam klucze do twojego mieszkania, nie musisz się ze mną spotykać, sama ci otworzę drzwi – uśmiechnęła się teściowa.
Marina zamarła z filiżanką przy ustach, czując, jak narasta w niej fala sprzecznych emocji.
Gabinet był jedynym miejscem w mieszkaniu, gdzie mogła spokojnie sprawdzić zeszyty i przygotować się do lekcji.
Ten mały, ale przytulny pokój, z widokiem na stary klon rosnący na zewnątrz, od dawna stał się jej osobistym azylem.
„Tamara Pietrowna, ale ja tam pracuję” – ostrożnie odstawiła filiżankę na spodek, starając się mówić spokojnym głosem.
„Oczywiście, oczywiście” – teściowa uśmiechnęła się znacząco – „ale możesz też sprawdzić swoje zeszyty w kuchni. A pokój jest taki jasny i przestronny…”
Andriej, który do tej pory w milczeniu patrzył w telefon, podniósł głowę:
„Mamo, nie mówmy o tym teraz? Marina ma przed sobą konkurs Nauczyciela Roku i musi skupić się na przygotowaniach”.
Przykrył dłoń żony swoją dłonią i Marina poczuła, jak napięcie nieco ustępuje. Przez pięć lat małżeństwa nauczył się wyczuwać jej stan, rozumieć ją bez słów. Ale jego relacja z matką była o wiele bardziej skomplikowana.
Tamara Pietrowna wyprostowała już idealnie położoną serwetkę:
— Ja tylko zasugerowałem… Przecież mieszkanie nie jest aż tak duże, trzeba racjonalnie wykorzystać przestrzeń.
To mieszkanie. Ich pierwszy dom, kupiony na kredyt hipoteczny pięć lat temu. Marina wciąż pamiętała, jak stała z Andriejem w pustym pokoju, trzymając się za ręce i marząc o przyszłości. I jak niespodziewanie Tamara Pietrowna zaoferowała pomoc w wpłacie zaliczki – pokaźnej sumy, którą mieli zaoszczędzić na kolejny rok.
„A tak przy okazji, wpadnę jutro po południu” – powiedziała nonszalancko moja teściowa, sprzątając ze stołu sztućce do herbaty. „Andriusza powiedział, że kran w twojej łazience przecieka. Wezwę hydraulika”.
Marina poczuła, jak coś w niej się zaciska:
- Nie ma się czym martwić, zrobimy to sami…
„O co chodzi?” Tamara Pietrowna delikatnie poklepała synową po ramieniu. „Cały dzień jesteś w pracy. A ja mam czas”.
W drodze do domu Marina milczała, roztargnionym wzrokiem wpatrując się w okno samochodu. Andriej spojrzał na nią kilka razy z troską, ale wahał się, czy rozpocząć rozmowę. Dopiero gdy jechali windą na górę, powiedział:
- Przykro mi z powodu mamy. Ona po prostu chce pomóc.
Marina oparła się o chłodną ścianę windy:
„Wiem. Ale czasami mam wrażenie, że chce kontrolować każdy aspekt naszego życia”.
W mieszkaniu było ciepło i pachniało kakao – wyraźny znak niedawnej obecności teściowej. Na kuchennym stole znaleziono notatkę, napisaną starannym pismem: „Kochani, zrobiłam wam zapiekankę; jest w lodówce. Posprzątałam też szafkę – wszystko było takie nieporządne”.
Marina otworzyła szafkę – rzeczywiście panował w niej idealny porządek. Jej ulubiony niebieski kubek, prezent od przyjaciółki, stał teraz na najwyższej półce, niemal poza zasięgiem bez drabiny. Tymczasem rzadko używany serwis do herbaty zajął swoje główne miejsce na środkowej półce.
„Andriej” – zawołała cicho do męża, patrząc na uporządkowaną szafę – „czy dałeś matce klucze do mieszkania?”
„Nie, dlaczego nie?” Podszedł bliżej i objął ją ramionami.
— Właśnie myślałam o tym, jak ona przychodzi, kiedy nas nie ma.
— Pewnie portier ich wpuszcza. Znają mamę od dawna.
Marina wyrwała się z jego objęć i weszła do sypialni. Usiadła na brzegu łóżka, mechanicznie poprawiając idealnie ułożoną narzutę. Ostatnio coraz bardziej czuła się jak gość we własnym domu.
Poranek rozpoczął się od nieprzyjemnego odkrycia: wszystkie stare ręczniki w łazience zniknęły. Ich miejsce zajęły nowe, śnieżnobiałe, z monogramami. Marina stała tam, przyglądając się nieznanym przedmiotom, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
„Dzień dobry, kochanie!” – rozpromieniła się Tamara Pietrowna. „Przyszłam wcześnie; hydraulik obiecał być o ósmej”.
— Jak… jak dostałeś się do budynku?
Teściowa wyjęła z torebki pęk kluczy:
„Mam klucze do twojego mieszkania, nie musisz się ze mną spotykać, sama otworzę drzwi” – uśmiechnęła się, wchodząc do kuchni. „Mówiłam ci wczoraj, że przyjdę. Czemu nie jesteś w pracy?”
„Mam dziś pierwszą lekcję” – powiedziała Marina, czując zawroty głowy. „Tamara Pietrowna, skąd wzięłaś klucze?”
„Zrobiłam je na wszelki wypadek” – powiedziała teściowa, rozkładając już na stole swoje liczne torby. „Proszę, kupiłam ci nowe ręczniki; stare są kompletnie zużyte. A poza tym…”
Marina opadła na krzesło, czując narastające mdłości. Od dwóch tygodni rano czuła się źle, ale to było coś innego.
„Chyba się położę” – mruknęła, kierując się do sypialni.
„Oczywiście, oczywiście, odpocznij trochę. Sama sobie z tym poradzę” – rozległ się za nią głos.
W sypialni Marina wyjęła z szafki nocnej małe pudełeczko – drugi test, który kupiła wczoraj. Pierwszy pokazał dwie kreski trzy dni wcześniej, ale chciała się upewnić. Drżącymi rękami otworzyła opakowanie.
Pięć minut później siedziała na łóżku, wpatrując się w dwie wyraźne linie. Z kuchni dobiegał brzęk naczyń i cichy śpiew teściowej. Marina instynktownie położyła dłoń na brzuchu – tam, pod jej dłonią, rodziło się nowe życie. Życie, o którym na razie wiedziała tylko ona.
Zadzwonił dzwonek do drzwi – hydraulik musiał przyjechać. Głos teściowej stawał się coraz głośniejszy, a ona tłumaczyła coś o kranie. Marina zamknęła oczy, próbując zebrać myśli. Musiała porozmawiać z Andriejem. Musiała dowiedzieć się czegoś o kluczach. Musiała…
Telefon zawibrował – wiadomość od mojego męża: „Jak się masz? Mama ci za bardzo dokucza?”
Marina się uśmiechnęła – nawet w jego wiadomości słychać było zaniepokojenie. Odpisała: „W porządku. Porozmawiamy dziś wieczorem?”
Tego wieczoru długo nie mogła nawiązać rozmowy. Zjedli zapiekankę przygotowaną przez teściową, obejrzeli wiadomości i dopiero gdy Andriej miał wziąć prysznic, Marina zdecydowała:
— Musimy odbyć poważną rozmowę.
Od razu spoważniał i usiadł obok mnie:
— Czy coś się stało?
„Jestem w ciąży” – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
Andriej zamarł, patrząc na nią przez kilka sekund, po czym na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech:
- Naprawdę? Jesteś pewien?
„Dwa testy to wykazały. Oczywiście, muszę jeszcze iść do lekarza…”
Przyciągnął ją bliżej i mocno przytulił:
- Tak bardzo cię kocham. Damy radę, zobaczysz.
„Andriej” – Marina lekko się odsunęła, patrząc mu w oczy – „jest jeszcze jedna rzecz. Twoja matka zrobiła kopię kluczy do naszego mieszkania”.
Jego uśmiech lekko zbladł:
- Gdy?
„Nie wiem. Dopiero dziś mi je pokazała. I zawsze przychodzi, kiedy nas nie ma. Przestawia rzeczy, zmienia ręczniki, porządkuje szafy…”
- Ale ona chce jak najlepiej…
„Wiem” – Marina poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. „Ale to jest nasz dom. Nasza przestrzeń. A teraz… teraz będzie dziecko i boję się, że będzie jeszcze gorzej”.
Andriej zamyślony spojrzał przez okno:
„Masz rację. Musimy z nią porozmawiać. Ale jak mam to powiedzieć, żeby jej nie urazić?”
„Może po prostu powinniśmy wyjaśnić, że ważne jest dla nas posiadanie własnej przestrzeni? Że jesteśmy wdzięczni za pomoc, ale chcemy sami decydować, kiedy jest potrzebna?”
Następnego dnia Marina wróciła z pracy wcześniej niż zwykle – jej ostatnie zajęcia zostały odwołane. W mieszkaniu unosił się zapach świeżych wypieków i proszku do prania. Tamara Pietrowna była w kuchni, prasując jakieś drobiazgi.
„Marinoczka!” – rozpromieniła się teściowa. „Właśnie przeglądałam dziecięce rzeczy Andriuszy. Wyobraź sobie, że wciąż wyglądają jak nowe!”
Marina zrobiła się zimna:
- Co?..
„Och” – Tamara Pietrowna przycisnęła dłoń do ust – „czy to miała być niespodzianka? Przepraszam, kochanie. Znalazłam test w koszu na śmieci wczoraj, kiedy sprzątałam…”
Marina powoli opadła na krzesło:
— Przeszukałeś śmieci?
„Nie kopałem! Po prostu wynosiłem śmieci, a one leżały na wierzchu. Byłem taki szczęśliwy! Poszedłem prosto do domu i wyjąłem swoje rzeczy…”
„Tamara Pietrowna” – Marina próbowała mówić spokojnie, choć w środku trzęsła się ze strachu – „Andriej i ja jeszcze nawet nie rozmawialiśmy o tej nowinie. Powiedziałam mu o tym dopiero wczoraj”.
„Ale chciałam pomóc!” – głos mojej teściowej był autentycznie urażony. „Mam doświadczenie, wiem, co trzeba…”
— Wiesz co? Poczekajmy na Andrieja i porozmawiajmy we trójkę.
Tego wieczoru siedzieli w salonie – Marina i Andriej na sofie, Tamara Pietrowna w fotelu. Herbata stygła na stole, nietknięta.
„Mamo” – zaczął Andriej – „naprawdę doceniamy twoją troskę. Ale musimy ustalić pewne zasady”.
„Jakie jeszcze zasady?” – zmarszczyła brwi teściowa. „Nie jestem obca!”
„Właśnie dlatego, że nie jest obcy” – powiedziała cicho Marina. „Chcemy, żeby nasza relacja pozostała dobra. Ale do tego ważne jest, abyśmy szanowali swoje granice”.
„Granice?” Tamara Pietrowna wypowiedziała to słowo, jakby było jej obce.
„Tak, mamo” – Andriej wziął Marinę za rękę. „Na przykład, nie możesz dorabiać kluczy bez zgody właścicieli mieszkania. I nie możesz też przychodzić bez uprzedzenia”.
Tamara Pietrowna wyjęła z torebki pęk kluczy i położyła je na stole:
„Więc mnie nie potrzebujesz? Myślałam, że jesteśmy rodziną…”
„Jesteśmy rodziną” – Marina pochyliła się do przodu. „I naprawdę chcemy, żebyś była częścią naszego życia. Ale może zróbmy to inaczej? Na przykład umówmy się na spotkanie z wyprzedzeniem?”
„A co z pomocą przy dziecku?” Łzy zalśniły w oczach teściowej. „Zawsze marzyłam o opiece nad wnukiem lub wnuczką…”
„I tak będzie” – uśmiechnął się Andriej. „Nie mówimy: „W ogóle nie wchodź”. Po prostu chcemy, żeby wszystko było sprawiedliwe. Z poszanowaniem przestrzeni osobistej każdego”. Zrobił pauzę. „Mamo, pamiętasz, jak zawsze uczyłaś mnie pukać, zanim wejdziesz do swojego pokoju?”
Tamara Pietrowna skinęła powoli głową, wygładzając nieistniejącą fałdkę na spódnicy. W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara.
„Po prostu bardzo boję się, że zostanę w tyle” – powiedziała w końcu. „Po śmierci ojca to mieszkanie… jest takie puste. A z tobą zawsze jest życie, ruch”.
Marina poczuła, jak gula w gardle stopniowo ustępuje. Nigdy nie wyobrażała sobie, jak to jest mieszkać samotnie w mieszkaniu, gdzie wszystko przypominało jej przeszłość.
„Umówmy się w tej sprawie” – zasugerowała. „Zarezerwujemy konkretne dni na spotkania. I wcześniej omówimy, jaka pomoc jest potrzebna, a jaka nie”.
„Moglibyśmy na przykład spotkać się na niedzielny obiad” – zgodził się Andriej. „A jeśli naprawdę będziemy potrzebować pomocy, na pewno o nią poprosimy. Ale…”
„Ale żadnych amatorskich występów” – dokończyła za niego Tamara Pietrowna. Wyprostowała się na krześle, wyprostowała ramiona. „Masz rację. Poniosło mnie. Po prostu…” Zawahała się, szukając odpowiednich słów.
„Wiemy” – powiedziała cicho Marina. „I jesteśmy bardzo wdzięczni za twoją troskę. Ważne jest tylko, żeby znaleźć właściwą równowagę”.
Tamara Pietrowna wstała i podeszła do okna. Na zewnątrz mżył lekki jesienny deszcz, a na parapecie siedział samotny ptak.
„Wiesz” – powiedziała niespodziewanie – „kiedy wyszłam za mąż za twojego ojca, moja teściowa przychodziła codziennie przez pierwsze kilka dni, żeby sprawdzić, czy dobrze prowadzę dom. O mało wtedy nie oszalałam. I przyrzekłam sobie, że nigdy nie zrobię tego własnej synowej”.
Odwróciła się do nich, a w jej oczach błysnęła iskra autoironii:
— A teraz spójrz na mnie. Robię dokładnie to samo.
„Ale w porę to zauważyłaś” – uśmiechnęła się Marina. „I wszystko możemy naprawić”.
Wieczór zakończył się wspólną kolacją. Rozmawiali o zbliżającym się remoncie biura – który rzeczywiście był warty uwagi, ale nie teraz, ale kiedy nadejdzie na to czas. Snuli plany na przyszłość. Uzgodnili, w który dzień tygodnia będą się regularnie spotykać.
Odprowadzając teściową, Marina zauważyła, że ta ukradkiem ociera łzę. I po raz pierwszy od dawna nie wywołało to w niej żadnego wewnętrznego napięcia.
Następnego ranka ona i Andriej jedli śniadanie w kuchni, gdy zadzwonił telefon. Na ekranie pojawiło się imię jej teściowej.
„Dzień dobry, Tamaro Pietrowna” – odpowiedziała Marina.
Dzień dobry, kochanie. Zastanawiałam się… może mogłabym pomóc ci znaleźć dobrego lekarza? Córka mojej przyjaciółki niedawno urodziła i bardzo pochlebnie wypowiadała się o swoim lekarzu. Jeśli chcesz, mogę zdobyć jego dane kontaktowe.
Marina się uśmiechnęła:
„Dziękuję. Pozwól mi najpierw pójść do kliniki prenatalnej i się przebadać. A potem, jeśli coś się wydarzy, na pewno poproszę cię o radę”.
„Oczywiście, oczywiście” – głos mojej teściowej brzmiał ze zrozumieniem. „Chciałam tylko zasugerować”.
Po rozmowie Andrzej przyciągnął do siebie żonę:
- No i bałeś się.
„Wiesz” – powiedziała zamyślona Marina – „myślę, że najtrudniej jest nauczyć się mówić o swoich uczuciach. Bezpośrednio, ale bez agresji”.
Podeszła do okna. Poranny wiatr igrał w gałęziach klonu za oknem, zdmuchując ostatnie liście. Zima wkrótce nadejdzie, a potem wiosna. I ich życie już nigdy nie będzie takie samo.