„Co to znaczy?” Tatiana wcisnęła telefon pod nos Denisa tak szybko, że bał się, że roztrzaska nos o ekran, więc odskoczył.
„Czy mógłbyś wyjaśnić, dlaczego twoja matka umieszcza moich krewnych na czarnej liście?”
„O czym mówisz?” Denis zamarł z wyrazem zdziwienia na twarzy, trzymając w dłoniach dwa ciastka, które właśnie wyjęto z gabloty.
„O liście ‘persona non grata’. Osiem osób, których twoja matka postanowiła nie wpuścić na nasz ślub” – stwierdziła panna młoda szorstko.
Słoneczna kawiarnia, która jeszcze przed chwilą wydawała się przytulnym miejscem, w którym Tatiana omawiała swoje ostatnie plany ślubne, zamieniła się w duszną klatkę.
Jasne światło wpadało przez duże okna, odbijając się od porcelanowych filiżanek i kryształowych kieliszków.
Do ślubu z Denisem pozostały trzy dni – wydarzenia, na które czekała z takim niepokojem. Sześć miesięcy przygotowań, niekończące się listy rzeczy do zrobienia, wyczerpujące przymiarki sukien, wybór restauracji, kwiatów i muzyki – wszystko to zbladło w porównaniu z tym nieoczekiwanym odkryciem.
Denis powoli położył ciasta na stole i usiadł naprzeciwko swojej narzeczonej. Jego dłonie, zazwyczaj tak pewne siebie, teraz lekko drżały. Na jego twarzy malowała się mieszanina zmieszania i irytacji.
„Grzebałeś w moim telefonie?” – zapytał cicho, poprawiając kołnierzyk jasnoniebieskiej koszuli.
Tatiana wyprostowała się ze zdumieniem.
— Serio? Tylko to cię obchodzi? Nie to, że twoja matka decyduje, kto z mojej rodziny może przyjść na nasz ślub bez naszej wiedzy, ale to, że zobaczyłem wiadomość na twoim telefonie?
„Nie tylko zobaczyłeś wiadomość, ale ją otworzyłeś i pliki w niej zawarte” – odparł Denis, demonstracyjnie odbierając mu telefon.
Goście przy sąsiednich stolikach zaczęli zerkać na nich z zaciekawieniem. Młoda para przy stoliku po prawej stronie nawet przerwała rozmowę, mimowolnie podsłuchując. Tatiana to zauważyła i zniżyła głos, ale jej oburzenie nie osłabło; zdawało się być jeszcze bardziej intensywne.
„Tak, tak. I wiesz, czego się tam dowiedziałam? Że Elizawieta Kiryłłowna uważa moją przyjaciółkę Marinę za wulgarną, a ciocię Wierę za zły przykład dla nowożeńców, tylko dlatego, że była dwa razy rozwiedziona. Mimo że jej pierwszy mąż ją bił, a drugi zapił się na śmierć! A twoja matka dodała też do tej listy mojego kuzyna Artema, opisując go jako „nierzetelnego i zaniedbanego”. Jest fotografem-freelancerem i owszem, nie nosi garniturów, ale jest moim bratem!”
Denis rozpiął, a następnie zapiął górny guzik koszuli. Ten nerwowy ruch palców, który Tatiana wcześniej uważała za tak słodki i wzruszający, tylko spotęgował jej irytację.
„Słuchaj, mama po prostu chce, żeby wszystko poszło gładko. Włożyła w ten ślub tyle pieniędzy…” – zaczął, poprawiając zegarek na nadgarstku, prezent od tej samej matki.
„Zainwestowała?” Tatiana zniżyła głos do szeptu, ale każde słowo brzmiało jak trzask bicza. „Denis, to nasz ślub. Nie jej. Moja rodzina jest częścią mnie. A jeśli jedno z nich nie jest wystarczająco dobre dla twojej matki, to ja też nie jestem wystarczająco dobry. A może o tym nie pomyślałeś?”
Z głośników kawiarni rozbrzmiewała beztroska muzyka jazzowa, tworząc absurdalny kontrast z napiętą atmosferą przy ich stoliku. Ciastka, jeszcze niedawno tak pyszne, z bitą śmietaną i świeżymi jagodami, teraz wydawały się niepasującym tłem dla ich konfliktu. Denis wziął serwetkę i zaczął ją machinalnie gnieść w dłoniach, unikając ich bezpośredniego kontaktu wzrokowego.
„Na weselu nie powinno być żadnych… niezręcznych momentów. Wszystko powinno być piękne i harmonijne” – próbował się uśmiechnąć, ale wyszło mu to krzywo.
„Niezręczne chwile?” Tatiana pokręciła głową, a promień słońca rozświetlił jej zielone oczy, w których teraz malowało się nie tylko rozczarowanie, ale i głęboka uraza.
Mój brat, Siergiej, odsiedział sześć miesięcy za wzięcie winy za kłótnię przyjaciela. Ten facet nie mógł trafić do więzienia – miał dwójkę małych dzieci. Siergiej nie jest przestępcą; jest najbardziej lojalną i godną zaufania osobą, jaką znam. A teraz trafił na listę osób oznaczonych jako „element konfliktu o nieodpowiednim statusie”. Kto wymyślił to określenie, ty czy twoja matka?
Denis zacisnął usta, a jego wzrok powędrował w stronę okna, za którym przechodzili beztroscy przechodnie, nieświadomi burzy szalejącej zaledwie kilka metrów dalej.
„Sama rozumiesz, że obecność kogoś z kryminalną przeszłością może stwarzać pewne wrażenie…” Zawahał się, dobierając słowa. „Będą tam ważne osoby, koledzy mamy, niektórzy na wysokich stanowiskach”.
— Jakie wrażenie? Przed kim? Przed ważniakami twojej matki w urzędzie skarbowym?
Denis milczał, obracając łyżeczkę w dłoniach, jakby była kluczem do prawidłowej odpowiedzi, której nie mógł znaleźć.
„Wiedziałeś o tej liście” – powiedziała, i nie było to pytanie, lecz stwierdzenie pełne goryczy. „Zgadzałeś się z nią za moimi plecami”.
Przez chwilę w kawiarni zapadła cisza, jakby nawet muzyka ucichła, by usłyszeć jego odpowiedź.
„Po prostu próbowałem znaleźć kompromis. Mama wydaje drogi bankiet, płaci za wszystko, łącznie z samochodami, fotografami, a nawet twoją sukienką, mimo że nie chciałeś, żeby przyszła. Przyjdą jej przyjaciele i koledzy; stanowią oni większość gości, nawiasem mówiąc. Zainwestowała tyle pieniędzy, że ma prawo…”
„Och, naprawdę” – powtórzyła Tatiana, a w jej głosie pobrzmiewała nowa nuta – nie tylko uraza, ale i głębokie rozczarowanie. „A ja myślałam, że ty i ja mamy prawo decydować, kto będzie na naszym ślubie. Myślałam, że to nasz dzień”.
„Rozumiem” – kontynuował pojednawczym tonem, wyciągając rękę, by dotknąć jej dłoni, ale Tatiana cicho cofnęła swoją. „Ale to tylko jeden dzień w urzędzie stanu cywilnego i sali bankietowej. Możemy umówić się na osobne spotkanie z twoimi krewnymi po ślubie, coś bardziej intymnego i ciepłego…”
„Tylko jeden dzień?” Tatiana parsknęła ponurym śmiechem, który odbił się echem od porcelanowych filiżanek na stole. „Denis, to nie jest zwykły dzień. To nasz ślub. Początek naszej rodziny. A może jutro twoja mama powie nam, gdzie będziemy mieszkać, żeby nie wstydzić się przed znajomymi? A potem powie nam, jak nazwać dzieci, tworząc własną listę imion odpowiednich i nieodpowiednich?”
„To za dużo” – powiedział Denis z irytacją, tracąc cierpliwość. „Mówimy tylko o ślubie. Pięknym, harmonijnym wydarzeniu bez żadnych przesady”.
Tatiana spojrzała na tort, który przyniósł Denis, z idealnym lukrem i starannie ułożonymi malinami na wierzchu. Tak nieskazitelny, jak ślub, który zaplanowała jego matka. Powoli przyciągnęła go do siebie.
„Załatwcie to” – zażądała, unosząc łyżkę. „Do jutra wieczora. Albo lista zniknie i cała moja rodzina zostanie zaproszona, albo…” Nie dokończyła zdania, ale w jej spojrzeniu malowało się ultimatum.
„Porozmawiam z mamą” – odpowiedział sucho Denis i schował telefon do kieszeni.
Tatiana spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy. Diament odbijał promienie słońca, rozsiewając mnóstwo iskierek. Piękny i drogi, jak wszystko, co Denis jej podarował. Ale teraz zastanawiała się, jaka była prawdziwa wartość tych prezentów i ile jeszcze listów odkryje w przyszłości.
„Nie mówmy o złych rzeczach” – powiedział Denis, ostrożnie obejmując dłoń Tatiany. „Mamy pół dnia wolnego, a potem mama zaprosiła nas na kolację”.
Tatiana zamilkła na kilka sekund, jakby sama coś decydowała, i w końcu skinęła głową. Przecież obiecał porozmawiać z matką. A ona chyba potraktowała tę listę nieproszonych gości zbyt poważnie – jak okrutny żart.
„Dobrze” – zgodziła się, wymuszając uśmiech. „Masz rację, nie ma sensu psuć sobie dnia”.
Wzięła łyżkę i spróbowała ciasta. Krem był zaskakująco lekki i puszysty, a sos malinowy miał przyjemną kwaskowatość. Denis, widząc, że burza minęła, wyraźnie się rozluźnił i zaczął z entuzjazmem opowiadać o swoim spotkaniu z organizatorką bankietu z poprzedniego dnia.
Po kawiarni Tatiana pobiegła załatwić kilka spraw – musiała odebrać buty z warsztatu i sprawdzić, czy suknia ślubna jest gotowa. Denis wrócił do domu.
Około godziny siódmej wieczorem Tatiana przyjechała taksówką pod dom Denisa, gdzie mieszkał z matką. Drzwi otworzyła jego siostra, Ola, trzy lata młodsza od pana młodego. Była drobną dziewczynką o ciemnych włosach i uważnych brązowych oczach, które odziedziczyła po matce.
„Witaj, przyszła krewna” – uśmiechnęła się Ola, pozwalając Tatianie wyjść na korytarz.
Denis wyszedł z salonu. Podszedł do panny młodej i czule pocałował ją w usta, obejmując w talii.
„Przestań, później się pocałujecie” – siostra przewróciła oczami.
“Jesteś zazdrosny?” Denis zachichotał, nie puszczając Tatiany.
„Oczywiście” – prychnęła Ola i zniknęła w kierunku kuchni.
Elizawieta Kiryłłowna wyszła z salonu. Jej drogi, kaszmirowy kostium w kolorze kości słoniowej doskonale podkreślał jej pozycję naczelnika urzędu skarbowego.
„Taneczko, kochanie, wejdź” – uśmiechnęła się serdecznie. „Właśnie nakrywamy do stołu”.
Druga siostra Denisa, Julia, dołączyła do nich w salonie. Była cztery lata starsza od brata i pracowała w tym samym dziale co ich matka, tylko na niższym stanowisku. Julia wyglądała jak młodsza wersja Elizawiety Kiryłłowej – to samo zimne spojrzenie i oficjalny sposób bycia.
„No więc, przesialiście już gości?” – zapytała nonszalancko, prostując serwetki na stole. „Mam nadzieję, że nie będzie żadnych…”
Nie dokończyła zdania, a Tatiana spojrzała pytająco na Denisa. Udał, że nie słyszy słów siostry i pospieszył, by zaprosić pannę młodą do stołu.
„Usiądź” – delikatnie popchnął Tatianę w stronę krzesła. „Mama zrobiła kaczkę z jabłkami, naszą ulubioną”.
Elżbieta Kiryłłowna nalała wina do kieliszków, uprzejmie wypytując o nastrój synowej i jej plany na przyszłość po ślubie.
„Gdzie planujesz zamieszkać po uroczystości?” zapytała, podając Tatianie kieliszek.
„Postanowiliśmy na razie zostać w mieszkaniu Tanyi” – odpowiedział za nią Denis. „Jest już po remoncie, wszystko jest gotowe”.
„Naprawdę?” Elizawieta Kiryłłowna uniosła brwi. „Chciałabym zobaczyć twoje mieszkanie. Szczerze mówiąc, nawet nie mogę sobie wyobrazić, gdzie ono jest”.
„Pokażę ci jutro, jeśli chcesz” – zaproponowała Tatiana, starając się być uprzejma. „Nic specjalnego, ale nam się podoba”.
Przez chwilę rozmowa płynęła swobodnie – rozmawiali o menu weselnym, pogodzie, najnowszych wiadomościach. Tatiana zaczęła się rozluźniać, myśląc, że być może niepotrzebnie podsycała napięcie wcześniej tego dnia. Ale potem Julia, nakładając sobie sałatkę, nagle wróciła do poprzedniego tematu:
- Dan, więc wszystko już postanowione w sprawie niepożądanych osób?
Zanim Denis zdążył odpowiedzieć, Elizawieta Kiryłłowna skinęła głową córce:
- Nie martw się, Juleczka, wszystko pójdzie gładko, bez żadnych incydentów i zbędnych elementów.
Tatiana zamarła z widelcem w ręku.
„Bez zbędnych elementów?” – zapytała ponownie. „Co masz na myśli?”
„Cóż, elementy to niepożądane osoby, które mogłyby zepsuć atmosferę w urzędzie stanu cywilnego i sali bankietowej” – wyjaśniła Elizawieta Kiryłłowna. „Denis i ja rozmawialiśmy o tym dzisiaj i zgodził się, że moja lista jest całkowicie uzasadniona”.
Tatiana powoli odwróciła się w stronę narzeczonego. Nie dość, że nie rozmawiał z matką, to jeszcze w pełni poparł jej inicjatywę.
„Masz na myśli czarną listę moich krewnych?” – zapytała wprost Tatiana.
„No weź, jaka „czarna lista”? – zaśmiała się Ola. – „Niektórzy ludzie po prostu nie pasują na porządne wydarzenie. Weźmy na przykład tego twojego fotografa, Stiopę, z brodą i niezgrabnym chodem. Co to za prezencja?”
„A wujek Tola?” – wtrąciła Julia, kręcąc głową. „Co to za człowiek, wciąż inżynier w wieku czterdziestu pięciu lat? Szczerze mówiąc, nieudacznik”.
Elizawieta Kiryłłowna pokręciła głową i wydęła usta:
„Z mojej strony zaproszono kierowników wydziałów i kilka osób z administracji miejskiej. I naprawdę nie chcę spotkać wśród gości sprzedawczyni takiej jak twoja ciocia Vika, a co dopiero kogoś, kto był w więzieniu”.
„Skąd w ogóle wzięłaś takich krewnych?” – zapytała lekceważąco Ola, patrząc na Tatianę. „Każdy jest gorszy od poprzedniego. Jeden siedział w więzieniu, drugi pracuje za ladą, trzeci to fotograf bez talentu…”
„Prawdopodobnie cała jej rodzina jest taka” – zgodziła się Julia z siostrą. „Nic dziwnego, że mama odrzuciła połowę listy”.
Tatiana zdała sobie sprawę, że rumieni się ze wstydu i upokorzenia. Czuła się, jakby sama była w więzieniu, stała za ladą i biegała z aparatem – i teraz musiała za to przepraszać.
„Rozumiesz, moja droga” – powiedziała cicho Elizawieta Kiryłłowna, zauważając zmieszanie dziewczyny. „Życie nie zawsze jest takie proste. Niestety, czasami trzeba podejmować trudne decyzje. Za trzy dni zostaniesz żoną mojego syna. On ma perspektywy, ty masz perspektywy, nowe kroki w życiu. Na ślub przyjdą ludzie, którzy pomogą ci w przyszłości – jedni w karierze, inni w mieszkaniu… Wszyscy są ważni i nie wszyscy są ideałami, ale…” – rozłożyła szeroko ramiona – „twoja rodzina jest kimś wyjątkowym”.
Tatiana spojrzała na Denisa, oczekując, że powie coś w jej obronie, ale on w milczeniu, jak zahipnotyzowany, patrzył na matkę.
„Rozumiem wszystko” – odpowiedziała cicho Tatiana, odzyskując resztki godności.
„Nie jesteś taki głupi, jak myślałam” – zaśmiała się Ola, a Denis w końcu oprzytomniał:
— Dobieraj słowa ostrożnie!
„Ojej, daj spokój” – warknęła moja siostra. „Po prostu powiedziałam ci komplement”.
Kolacja trwała dalej, ale Tatiana nie czuła smaku jedzenia. Zrobiło jej się niedobrze na myśl o swojej rodzinie, o bliskich, ciągniętych przez błoto tak bezceremonialnie. A najgorsze było to, że Denis, mężczyzna, z którym planowała spędzić życie, na to pozwolił.
Nie mogąc już tego znieść, wstała od stołu:
- Przepraszam, muszę iść. Dziękuję za kolację.
Elżbieta Kiryłłowna również wstała i podeszła do synowej. Nachylając się do jej ucha, wyszeptała:
— Czy jesteś przypadkiem w ciąży?
Tatiana pokręciła głową.
„No cóż, myślałam, że jestem w ciąży” – Ola zachichotała głośno, a Denis natychmiast klepnął ją lekko w tył głowy.
„Och!” – oburzyła się Ola. „Co w tym złego? Co z tego, że jest w ciąży? Wszyscy tak teraz robią przed ślubem!”
Nie mogąc dłużej znieść tej farsy, Tatiana odwróciła się i szybko ruszyła do wyjścia. Denis pospieszył za nią.
„Tanya, zaczekaj!” Dogonił ją na półpiętrze i złapał za rękę. „Dokąd idziesz? Nie chcą być niemili, tylko żartują. Znasz moją rodzinę”.
Na podeście Tatiana gwałtownie się zatrzymała i odwróciła twarz do narzeczonego. Oświetlenie było tu słabe, tylko jedna żarówka nad głową ledwo rozpraszała mrok. Stwarzało to dziwny efekt: twarz Denisa pozostawała w półcieniu, jakby materializując rozdźwięk między mężczyzną, którego kochała, a tym, który właśnie pozwolił, by jej rodzina została upokorzona.
„Dlaczego nie porozmawiałeś z matką?” – zapytała nietypowo niskim głosem. „Wyglądałam jak kompletna idiotka. Siedzieliście tam, zastanawiając się, którego z moich krewnych wyprosić z wesela, a ani razu nie stanęliście w mojej obronie”.
Denis spojrzał na swoje wypolerowane buty, a potem z powrotem na Tatianę.
- Tanya, chciałem porozmawiać, ale… Ta sprawa jest już rozwiązana.
„Zdecydowałaś się?” Tatiana cofnęła się o krok, jakby dostała w twarz. „Więc mówisz, że mój kuzyn drugiego stopnia nie pojawi się w urzędzie stanu cywilnego? I ciotka Wiera też? A mój brat Stiopa nie zostanie wpuszczony do restauracji?”
Zasłonięte chmurami wieczorne niebo było widoczne przez okno klatki schodowej. Denis spojrzał na Tatianę błagalnym wzrokiem, szukając wymówki, która by ją uspokoiła, nie narażając go jednocześnie na zarzut zdrajcy.
„Co za różnica? Kim oni dla ciebie są?” Rozłożył ręce, starając się wyglądać rozsądnie. „Dalecy krewni, oni nie są jak prawdziwy brat czy siostra. Wszyscy twoi bliscy krewni będą tam, a z tymi dalekimi… jeśli naprawdę chcesz, cóż, urządźmy kolejną ucztę. Przyjdę i pocałuję cię przy okrzykach „słodko-gorzki”.
Uśmiechnął się, mając nadzieję rozładować sytuację, ale Tatiana cofnęła się tylko o krok.
„Nie rozumiesz” – powiedziała cicho. „Ciocia Wiera opiekowała się mną, kiedy uczyłam się chodzić. A Wika nauczył mnie czytać. Wujek Tola dał mi rower i prawie co roku przyjeżdżałam na jego daczę. A ten fotograf, którego nienawidzisz, ten z brodą, wujek Stiopa, swoją drogą, ma mnóstwo dyplomów z wystaw, w tym jeden z ONZ”.
Zatrzymała się i spojrzała Denisowi prosto w oczy.
„I chcesz, żebym im powiedział: »Och, przepraszam, moja teściowa cię nie lubiła«? Nie, nie, kocham cię, ale jesteś obywatelem drugiej kategorii i będziesz musiał z tym żyć? To twój dar?”
„Oni nie są obywatelami drugiej kategorii!” – zaprotestował Denis, a jego głos rozniósł się echem po klatce schodowej. „Ale matka ma prawo…”
Tatiana roześmiała się ostro i nienaturalnie.
„Mamo, mamo, mamo” – lekko postukała go kostkami palców w czoło, jakby sprawdzała, czy coś się w nim kryje.
Denisowi się to nie spodobało. Cofnął się, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
„Użyj rozumu” – poradziła Tatiana, patrząc na niego z nagłym olśnieniem. „Za trzy dni będziesz mężczyzną. Nie chłopcem, nie mężczyzną – mężczyzną, który sam podejmuje decyzje. A jeśli twoja matka teraz podejmuje te decyzje za ciebie, to ja…”
„Matka nie ma z tym nic wspólnego!” – przerwał jej Denis, podnosząc głos.
Tatiana uważnie spojrzała mu w oczy.
- Czyli to pan zatwierdził tę listę?
Denis przełknął ślinę.
— My… coś razem.
Tatiana wzięła głęboki oddech, a w tym westchnieniu było tyle zmęczenia i rozczarowania, że Denis poczuł się nieswojo.
„No dobrze” – powiedziała i zaczęła schodzić po schodach.
Denis w panice rzucił się za nią.
„Więc wszystko wyjaśniliśmy?” zapytał, doganiając ją.
Tatiana w milczeniu wzruszyła ramionami.
Denis towarzyszył Tatianie, a ich kroki rozbrzmiewały echem w wieczornej ciszy dziedzińca. Ulica była prawie pusta – tylko od czasu do czasu przejeżdżały samochody i kilka osób spieszących się do swoich spraw.
Zbliżając się do domu, nagle wzięła Denisa za rękę i pociągnęła go w stronę wejścia.
„Chodźmy do mnie” – powiedziała.
Denis zatrzymał się i zaczął stawiać opór.
„Znowu masz tu masę ludzi” – mruknął niezadowolony. „Nie mam dziś nastroju na wizyty”.
Tatiana roześmiała się, a ten śmiech, choć nieco wymuszony, rozładował napięcie między nimi.
„Oczywiście, mam mnóstwo gości! Ślub już wkrótce – ciocie, wujkowie, siostry. Wszyscy przyszli pomóc w ostatnich przygotowaniach”.
Pochyliła się ku niemu i szepnęła:
„Nie martw się, mam tam swój własny pokój i nikt cię nie ugryzie. Obiecuję.”
Denis zawahał się, ale Tatiana już ciągnęła go w stronę wejścia, a on niechętnie posłuchał. Ledwo przekroczyli próg mieszkania, gdy siostra Tatiany, Wiera – energiczna dziewczyna z krótkimi włosami – wybiegła im na powitanie.
„Denis!” – wykrzyknęła, natychmiast całując oszołomionego chłopaka w policzek. „Wreszcie poznamy się lepiej!”
„Nie przeszkadzaj mojemu narzeczonemu” – Tatiana żartobliwie odsunęła siostrę na bok.
Z korytarza do holu wyszła starsza kobieta – ciotka Tatiany, o której Denis słyszał mgliście, ale której nigdy nie widział. Bezceremonialnie zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
„Więc to jest przyszły mąż naszej Tanyi?” – zapytała, przyglądając się Denisowi jak rzadkiemu okazowi. „Przystojny facet. Choć trochę chudy”.
„Ciociu Klawo!” – zawołała Tatiana z wyrzutem.
Z kuchni dobiegały głośne głosy i brzęk naczyń. Ktoś głośno się śmiał, podczas gdy inni kłócili się o właściwy przepis na ciasto. Denis nerwowo poprawiał kołnierzyk koszuli.
„Wiesz, chyba powinienem iść do domu” – cofnął się o krok w stronę drzwi. „Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia”.
Tatiana natychmiast chwyciła go za rękę i pociągnęła przez całe mieszkanie do swojego pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i odetchnęła z ulgą. Denis opadł na brzeg łóżka i ciężko westchnął.
„Nie martw się, to moja rodzina” – powiedziała Tatiana, siadając obok niego. „Zawsze jest u nas tłoczno, zwłaszcza przed ważnymi wydarzeniami. Jak spędzasz święta? Na przykład urodziny?”
Denis wzruszył ramionami, zawstydzony.
— Nic specjalnego. Zazwyczaj mama, tata i dwie siostry. Mama gotuje coś pysznego, tata daje prezent. Jemy kolację i rozmawiamy o interesach.
— To wszystko? Tak mało ludzi? A co z krewnymi? Przyjacielami?
„Cóż, koledzy z pracy mi gratulują” – dodał Denis. „Czasami chodzę do baru ze znajomymi. Ale generalnie nie jest to wielka uroczystość”.
Tatiana roześmiała się, ale jej śmiech brzmiał ciepło, bez szyderstwa.
„Nie martw się, wszyscy będą ci składać gratulacje! Od cioci Klawy po moją kuzynkę Wowoczkę. Będzie głośno, wesoło i pełno prezentów”.
Za drzwiami słychać było kroki i głośne głosy. Denis ożywił się.
„Chyba jednak pójdę” – oznajmił stanowczo, wstając. „Nie chcę zakłócać waszego rodzinnego zgiełku”.
Otworzył drzwi i prawie wpadł na Jelenę Aleksiejewną, matkę Tatiany.
„Denis! Dokąd idziesz? Właśnie zaparzyłam herbatę” – powiedziała uprzejmie.
„Przepraszam, Eleno Aleksiejewna, ale mam pilne sprawy do załatwienia. Innym razem, na pewno” – Denis uśmiechnął się uprzejmie i próbował przecisnąć się obok swojej przyszłej teściowej.
Jelena Aleksiejewna wymieniła spojrzenia z córką, a Tatiana wzruszyła ramionami. Odprowadziła pana młodego do drzwi i pocałowała go na pożegnanie.
“Buziaki, buziaki!” zaśpiewała radośnie Vera, przebiegając obok i znikając w głębi mieszkania, pozostawiając Denisa zdezorientowanego.
Kiedy drzwi zamknęły się za narzeczonym, wyraz twarzy Tatiany uległ zmianie. Wydawało się, że zrzuciła maskę obojętności i teraz wyglądała na zdenerwowaną i zagubioną. Wróciła do swojego pokoju, gdzie po kilku minutach znalazła ją Wiera.
„Mogę?” zapytała siostra, zaglądając przez uchylone drzwi.
Tatiana skinęła głową, a Wiera zamknęła za nią drzwi. Usiadła naprzeciwko siostry i spojrzała jej głęboko w oczy.
„Nie kłam i nie mów, że wszystko jest w porządku. Widzę, że coś się stało” – powiedziała stanowczo.
Tatiana westchnęła gorzko i opuściła ramiona.
„Wyobraź sobie, moja teściowa sporządziła czarną listę gości” – powiedziała w końcu.
„O, co to jest?” Vera pochyliła się ciekawie do przodu.
„To lista osób, których nie chce widzieć w urzędzie stanu cywilnego ani na przyjęciu weselnym” – wyjaśniła Tatiana. „I obejmuje ona tylko moich krewnych”.
„Ona jest głupia!” powiedziała oburzona siostra.
„Wiero! Przecież Elizawieta Kiryłłowna jest matką mojego narzeczonego” – warknęła Tatiana.
„Dokładnie, pan młody, nie mąż” – zauważyła znacząco Vera.
- Co sugerujesz?
Vera wzruszyła ramionami.
— Głośno myślę. Więc wyjaśnij, co do cholery jest tą listą?
Tatiana poprosiła siostrę, żeby nikomu o tym nie mówiła. Wiera uroczyście skrzyżowała palce na sercu, składając przysięgę. Usiadła wygodnie, gotowa wysłuchać siostry.
„Dziś w kawiarni zobaczyłem listę „niepożądanych gości” wysłaną przez jego matkę na telefon Denisa. Później, podczas kolacji u nich w domu, Elizawieta Kiryłłowna potwierdziła, że nie chce, aby niektórzy z naszych krewnych byli obecni na weselu”.
Zapadła cisza między siostrami. Vera zamyślona postukała palcami w kolano.
„A co zamierzasz zrobić?” zapytała w końcu.
Tatiana bezradnie wzruszyła ramionami.
— Może powinniśmy porozmawiać z Siergiejem, ciocią Wierą, Stiopą… wyjaśnić sytuację…
„Co się stało?” – przerwała jej ostro Wiera. „Kim oni są, żeby ci cokolwiek zabraniać? Ciocia Wiera to dobra kobieta, Stiopka to wspaniały fotograf, wujek Tola jest taki miły, zawsze daje mi czekoladki, a ciocia Wika, kiedy idę do jej sklepu, daje mi darmową paczkę cukierków”.
Tatiana ponownie wzruszyła ramionami.
„W takim razie nie wiem” – powiedziała łamiącym się głosem. „Próbowałam porozmawiać z Denisem, ale poparł moją matkę. Powiedział, że sprawa jest załatwiona”.
Następnego dnia, gdy do ślubu pozostały zaledwie dwa dni, Tatiana zdecydowała się na krok, który być może powinna była podjąć znacznie wcześniej. Bez uprzedzenia i, co ważniejsze, bez Denisa udała się do domu Elizawiety Kiryłłowej.
Ranek wstał pogodny, a Tatiana, idąc do domu swojej przyszłej teściowej, ćwiczyła przemowę, która miała skłonić ją do ponownego rozważenia swojej decyzji. Zbliżając się do drzwi, wzięła głęboki oddech i zadzwoniła.
Elizawieta Kiryłłowna nie otworzyła drzwi od razu. Kiedy to zrobiła, na jej twarzy malowało się szczere zdziwienie.
— Tatiana? Co się stało? Denis jest dziś w pracy.
„Wiem” – odpowiedziała stanowczo Tatiana. „Przyszłam cię zobaczyć”.
Elizawieta Kiryłłowna zawahała się, ale potem gestem zaprosiła dziewczynę do mieszkania. Tatiana z ulgą zauważyła, że nikogo nie ma w domu – ani sióstr Denisa, ani jego ojca. Dało jej to szansę na prywatną rozmowę z przyszłą teściową.
Gdy już zajęli miejsca w salonie, Elizawieta Kiryłłowna od razu zabrała się do pracy:
- Więc co cię tu tak wcześnie sprowadziło?
Tatiana wyprostowała plecy i spojrzała prosto w oczy kobiety, która za dwa dni miała zostać jej teściową.
„Chcę porozmawiać o twojej czarnej liście” – powiedziała tak spokojnie, jak to tylko możliwe.
Kąciki ust Elizawiety Kiryłłowej lekko drgnęły. Wskazała gestem krzesło naprzeciwko.
- Usiądź, słucham.
Tatiana opadła na krzesło, zbierając w myślach wszystkie argumenty, które przygotowywała przez całą podróż.
„Elizawieto Kiriłłowno, osoby, które umieściłaś na czarnej liście jako niepożądane, to moi krewni. To dobrzy i życzliwi ludzie. Owszem, mogą mieć swoje wady: niektórzy są bardziej pulchni, niż się uważa za atrakcyjnych, inni nie odnieśli sukcesu zawodowego, ale to moja rodzina. Nie mogę ich usunąć z listy gości tylko dlatego, że nie pasują do twojego wyobrażenia o tym, kto jest godny obecności na weselu”.
Elżbieta Kiryłłowna słuchała synowej, nie przerywając. Kiedy Tatiana skończyła, starannie poprawiła kołnierzyk bluzki i zaczęła odpowiadać równie spokojnie:
„Rozumiem twoje uczucia, Tatiano, naprawdę. Ale bankiet to nie rodzinne spotkanie z sałatkami i karaoke. To raczej spotkanie dyplomatyczne. Zaproszeni są nie tylko bliscy krewni, ale także wpływowe osoby – osoby, które będą przydatne Denisowi w przyszłości, a tobie również, jeśli tylko dobrze się zaprezentujesz”.
Zatrzymała się na chwilę, by ocenić reakcję synowej.
„Ci ludzie należą do pewnej klasy, jeśli tak można powiedzieć. Mają swoje własne zasady, swoje własne kręgi towarzyskie. A twoi… krewni po prostu będą wprowadzać dysharmonię. Zrozum, to nie kaprys, ale konieczność”.
„Ale to też mój ślub. I moja rodzina ma prawo…”
„Naprawdę?” Elizawieta Kiryłłowna wciąż mówiła spokojnie, ale w jej głosie słychać było nutę irytacji. „Rozumiesz, moja droga, musisz się przyzwyczaić do myśli, że tych ludzi nie będzie w urzędzie stanu cywilnego ani na bankiecie. Denis już ci to powiedział, prawda?”
Tatiana skinęła głową, nie ufając swojemu głosowi.
„Widzisz” – kontynuowała Elizawieta Kiryłłowna z triumfalnym uśmiechem. „Ale nie jestem potworem. Jestem gotowa ponieść dodatkowy koszt rezerwacji osobnej sali bankietowej na następny dzień, gdzie będziesz mogła zaprosić wszystkich… nieproszonych gości”.
To była ostatnia kropla. Tatiana zerwała się na równe nogi.
„Jak możesz to zrobić? To moi krewni, nie twoi! Nie masz prawa odmawiać im możliwości wzięcia udziału w moim i Denisa ślubie!”
Elizawieta Kiryłłowna od razu się zmieniła. Maska dobroci zniknęła z jej twarzy.
„Tak, mam i będę mieć!” – warknęła, również wstając. „A ty, Tatiano, będziesz musiała się z tym pogodzić. Czy ci się to podoba, czy nie, zaakceptuj rzeczywistość. I tak już zostało”.
Wyciągnęła szufladę biurka i wyjęła listę, którą Tatiana już znała. Pomachała nią dziewczynce przed twarzą, jakby żartobliwie.
- I nawet nie myśl o zaproszeniu tych ludzi na uroczystość mojego syna.
Tatiana chciała odpowiedzieć, że to ceremonia i jej również, ale słowa utknęły jej w gardle. Zamiast tego po prostu ruszyła do wyjścia.
„Pomyśl dobrze i nie bądź głupia” – zawołała za nią Elizawieta Kiryłłowna.
Tatiana odwróciła się tuż przy drzwiach:
- Wszystko zrozumiałem.
Drzwi zatrzasnęły się za nią, a Elizawieta Kiryłłowna uśmiechnęła się z zadowoleniem.
„Dobrze” – powiedziała w pustkę. „Mój syn wybrał sobie kiepską żonę. Będzie mi z nią ciężko”.
Podniosła słuchawkę i wybrała numer syna.
— Denis? Tak, właśnie miałem twoją narzeczoną.
„Tatiana?” – zapytał zaskoczony Denis po drugiej stronie linii. „Dlaczego?”
„Zdenerwowała cię ta lista?” Elizawieta Kiryłłowna pokręciła głową, choć jej syn tego nie widział. „Chciałeś, żebym pozwoliła tym wszystkim ludziom przyjść na bankiet”.
„Czy nie rozmawiałeś z nią wtedy zbyt ostro?” – zapytał zaniepokojony Denis.
„Co ty mówisz, synku! Rozmawiałem z nią bardzo życzliwie. Wyjaśniłem sytuację z każdej strony. I wiesz co? Powiedziała: »Rozumiem wszystko«. Myślę, że wszystko jest w porządku”.
- Poważnie?
- Oczywiście. Ale na wszelki wypadek daj jej jakiś prezent. Ułagodź ją trochę.
— Który na przykład?
Elizawieta Kiryłłowna zastanowiła się przez chwilę.
„Pamiętasz ten naszyjnik, który widzieliśmy w sklepie jubilerskim? Patrzyła na niego tak długo”.
„Mamo, to kosztuje fortunę!” – zaprotestował Denis.
„To niewiele w porównaniu ze wstydem, jaki moglibyśmy ponieść, gdyby jej motłoch nagle pojawił się na bankiecie” – odpowiedziała chłodno Elżbieta Kiryłłowna. „Uwierz mi, synu, lepiej wydać je teraz, niż później rumienić się przed całym miastem”.
„Okej” – Denis niechętnie się zgodził.
„Wyślę ci teraz pieniądze. Idź i oddaj mi je dzisiaj. Do ślubu zostało niewiele czasu”.
Elizawieta Kiryłłowna rozłączyła się i odchyliła na krześle, zadowolona. Wszystko szło zgodnie z planem. Jej syn wkrótce miał poślubić tę Tatianę – oczywiście nie było to idealne rozwiązanie, ale przynajmniej pochodziła z szanowanej rodziny, nie licząc licznych krewnych o wątpliwej reputacji. I jakoś poradzi sobie z temperamentem synowej.
Tatiana wróciła do domu późnym wieczorem. Dzień był dla niej wyczerpujący i marzyła tylko o tym, by paść na łóżko i zasnąć. Zgasiwszy światło w korytarzu, na palcach przeszła do swojego pokoju, mając nadzieję uniknąć pytań rodziny. Ale gdy tylko przebierała się w piżamę, drzwi lekko się uchyliły i w progu pojawiła się Wiera.
„No, powiedz mi!” – zażądała siostra, opadając na łóżko. „Jak minął ci dzień?”
Tatiana uśmiechnęła się zmęczona i wyciągnęła z torebki aksamitne pudełko.
„Proszę, spójrz” – otworzyła, a Vera aż westchnęła ze zdziwienia.
Luksusowy naszyjnik, wysadzany opalami, leżał w pudełku na satynowej poduszce. Kunsztownie wykonane kamienie mieniły się nawet w słabym świetle pokoju.
„O cholera!” – zagwizdała Vera, ostrożnie wyjmując naszyjnik z pudełka. „Mogę go przymierzyć?”
Nie czekając na pozwolenie, podbiegła do lustra i założyła naszyjnik na szyję.
„Tanya, tak ci zazdroszczę! Twój narzeczony jest po prostu niesamowicie fajny!” – powiedziała Vera z podziwem, patrząc na siebie w lustrze. „Skąd twój Denis w ogóle bierze tyle pieniędzy?”
Tatiana siedziała na skraju łóżka i obserwowała siostrę.
„To nie Denis” – powiedziała cicho. „A raczej to on mi to dał, ale pomysł na pewno należał do jego matki”.
„Co cię tak skłania do takiego myślenia?” Vera odwróciła się, nadal podziwiając naszyjnik.
„Byłam dziś rano u Elizawiety Kiryłłowej” – zaczęła Tatiana, splatając palce na kolanach. „W sprawie tej głupiej czarnej listy. Rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych”.
Vera ostrożnie wyjęła biżuterię i schowała ją z powrotem do pudełka.
- I co?
„A potem Denis niespodziewanie zadzwonił. Zaprosił mnie do kawiarni, potem do kina. I tego wieczoru nagle dał mi ten naszyjnik. To wszystko ma swój cel” – Tatiana zatrzasnęła pudełko. „To tylko łapówka, żeby mnie uciszyć i przestać się oburzać”.
Vera chwyciła pudełko z naszyjnikiem i wybiegła z pokoju.
- Mamo! Mamo! Zobacz, co dał mi narzeczony Tanyi!
Z salonu dobiegały okrzyki zachwytu Eleny Aleksiejewny. Minutę później matka zajrzała do pokoju córki.
„Tanya, to prawdziwe opale!” wykrzyknęła, trzymając pudełko w dłoniach. „Denis z pewnością cię rozpieszcza. Co za wspaniały wybór”.
„Dziękuję, mamo” – odpowiedziała zmęczona Tatiana.
Jelena Aleksiejewna usiadła obok córki i pogłaskała ją po głowie.
„Nie martw się, córko. Wkrótce skończy się zamieszanie i normalne życie rodzinne powróci.”
„Tak, masz rację” – zgodziła się Tatiana, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądało to „zwyczajne życie rodzinne” z Elizawietą Kiryłłowną jako teściową.
Matka pocałowała córkę w czoło i życząc jej dobrej nocy, wyszła z pokoju, zabierając ze sobą Verę.
Pozostawiona sama sobie, Tatiana podeszła do okna. Gwiazdy były widoczne na ciemnym niebie, dalekim i zimnym. Przypomniała sobie, jak poznała Denisa. To było na wykładzie z ekonomii. Usiadł obok niej i zaproponował jej małą tabliczkę czekolady. Od tamtej chwili wszystko ruszyło – spotkania, randki, wyznania miłosne. Zakochała się jak w powieści. Oto był, jej książę – może bez konia, ale wciąż książę.
Tatiana wzięła zdjęcie Denisa z nocnej szafki. Kochała go, ale coś się zmieniło po incydencie z czarną listą. Przypomniała sobie, że przez cały ich związek Denis ani razu nie bronił swojego zdania przed matką. Ani razu. Zawsze zgadzał się z Elizawietą Kiryłłowną, niezależnie od tego, co mówiła.
„Zajęło mi trzydzieści lat, żeby zbudować grono przyjaciół. I to sporo kosztowało” – wspominała Tatiana słowa swojej przyszłej teściowej.
Ale jej teściowa traktowała z pogardą nie tylko swoich bliskich, ale i siebie! A Denis… Denis to popierał. Co oznaczało, że on też miał o niej złe zdanie.
Tatiana wzięła pudełko na naszyjnik, które matka zostawiła na stole, i położyła je na półce. To była zwykła łapówka, nic więcej. Próba uciszenia jej drogim drobiazgiem.
Ponownie wzięła do ręki zdjęcie Denisa i spojrzała na jego uśmiechniętą twarz.
„Kim jesteś, Denis?” zapytała na głos. „A kim ja jestem dla ciebie?”
Nie było odpowiedzi. Tylko zdjęcie Denisa nadal uśmiechało się do niej z lodowatą uprzejmością.
Dzień przed ślubem.
Południowe słońce zalało kawiarnię, do której przybyli Tatiana i Denis, promiennym blaskiem. Dzień był ciepły, ale nastrój panny młodej daleki był od wiosennego. Dzień przed ślubem myślała, że powinna czuć podekscytowanie, radość i oczekiwanie – ale zamiast tego ogarnęła ją dziwna pustka.
Denis zamówił dla niej sałatkę owocową i herbatę, a dla siebie kawę i kanapkę. Rozmawiał właśnie swobodnie o ostatnich przygotowaniach do bankietu, gdy drzwi kawiarni się otworzyły i w progu stanęły jego siostry, Ola i Julia.
„Idą nowożeńcy!” – zawołała głośno Ola, kierując się w stronę ich stolika. Julia podążyła za nią z powściągliwym uśmiechem.
Tatiana spięła się. Naprawdę nie chciała widzieć sióstr pana młodego, ale Denis już do nich machał, zapraszając je, by do niej dołączyły.
„Jaki szczęśliwy dzień, że cię złapaliśmy” – Ola opadła na krzesło obok brata. „Jul, usiądź”.
Starsza siostra ostrożnie usiadła na krześle i wygładziła spódnicę swojego kostiumu, który był tak podobny do ubrań jej matki.
„Dostałam dziś rano wiadomość od cioci Asi” – zaczęła Ola, nawet nie witając się z Tatianą. „Naprawdę przyjeżdża na ślub! Uwierzysz? Nawet przebukowała lot z Mediolanu”.
„Ciocia Asya jest projektantką wnętrz” – wyjaśnił Denis Tatianie, mimo że nie pytała. „Ma własne studio we Włoszech”.
„Wujek Walentin też to potwierdził – przyjechał prosto z konferencji w Soczi” – kontynuowała Ola. „A tak przy okazji, to profesor”.
Tatiana w milczeniu mieszała herbatę, starając się nie okazywać, jak bardzo irytowała ją ta rozmowa.
„A tak przy okazji” – wtrąciła Julia, zwracając się do Denisa – „czy wszystko gotowe na jutro? Czy lista jest już gotowa?”
Spojrzała znacząco na brata i Tatiana od razu zrozumiała, o jakiej liście mówią. Czarna lista jej krewnych – to właśnie interesowało jej starszą siostrę.
„Tak, wszystko już wyjaśniliśmy” – Denis machnął ręką i ścisnął dłoń Tatiany pod stołem, jakby chciał przekazać jej jakąś tajną wiadomość.
Tatiana obdarzyła go zimnym uśmiechem, którego on zdawał się nie zauważać.
„Jesteś mądra” – Ola nagle zwróciła się do niej. „To dobrze, że przycinasz nadmiar gałęzi. Po co ci głupi krewni? Tyle wstydu!”
„Zgadzam się” – zgodziła się Julia z siostrą. „Musimy wybrać najczystszych, najbardziej godnych. Wliczając w to krewnych. W przeciwnym razie to hańba”.
Przez wszystkie te dni Tatiana trzymała się, starała się być rozsądna i spokojna, ale teraz coś się zmieniło.
„A kto dał ci prawo upokarzać moich krewnych?” – zapytała podniesionym głosem. „Są moi, nie twoi! Nie będę grzebać w twoim drzewie genealogicznym. Pewnie jest tam mnóstwo brudu, tylko go upiększasz. Pewnie są jakieś kartoteki kryminalne, może nawet złodziejskie. A żony milczą, gdy są bite, a mężowie udają, że są zamożni.
“Jak śmiesz!” wyszeptała Ola.
„Tanya, proszę cię, nie mów tego” – wtrącił się Denis, rozglądając się ze strachem.
„To niech twoje siostry też nie mówią tak o moich!” Tatiana ostro zwróciła się do narzeczonego. „Bo są moje! Nie dość, że je wpisałeś na czarną listę, to jeszcze z nich kpisz. Kim ty jesteś?”
Twarz Denisa się zmieniła. Szybko wstał i wziął Tatianę za ramię.
„Pójdziemy na spacer” – powiedział do sióstr i niemal wyciągnął swoją narzeczoną zza stołu.
Ola i Julia pozostały na swoich miejscach, z ustami ściągniętymi w ten sam sposób. Kiedy drzwi kawiarni zamknęły się za parą, Julia spojrzała na siostrę:
- Co za psychol.
„Mój brat był głupcem, wybrał taką kobietę” – westchnęła Ola. Nagle pochyliła się w stronę siostry i zapytała: „Jesteś pewna, że nie przyprowadzi swoich brudnych dziewczynek?”
Julia skrzywiła się pogardliwie:
- Denis na to nie pozwoli.
Siostry wymieniły porozumiewawcze uśmiechy i powróciły do menu.
Pozostał jeden dzień do ślubu.
Wieczorne słońce już zachodziło, gdy telefon Tatiany zadzwonił znajomą melodią. Na ekranie pojawił się numer teściowej, co sprawiło, że zatrzymała się na chwilę. Wzięła głęboki oddech, zanim nacisnęła „Odbierz”.
„Dobry wieczór, Tatiano” – głos Elizawiety Kiryłłowej był zwodniczo cichy. „Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło w naszych planach?”
Tatiana uśmiechnęła się słabo.
— Nie do końca rozumiem twoje pytanie.
Elizaveta Kirillovna parsknęła krótkim śmiechem.
— Oczywiście! Mówiłem o gościach. Czy będą jakieś incydenty z niepożądanymi elementami w urzędzie stanu cywilnego i na przyjęciu?
Tatiana nadal się uśmiechała i było w tym coś dziwnego, wręcz przerażającego. Zerknęła na swoją siostrę Wierę, która stała nieopodal i bez trudu słyszała rozmowę, tak głośny był głos jej przyszłej teściowej.
„Nie martw się, Elizawieto Kiriłłowno. Nie zobaczysz tych ludzi” – powiedziała Tatiana, zachowując zadziwiający spokój.
„Grzeczna dziewczynka” – teściowa przeciągnęła z zadowoleniem. „Do zobaczenia jutro! Samochód będzie pod twoimi drzwiami punktualnie o jedenastej”.
Połączenie się zakończyło. Tatiana powoli odłożyła słuchawkę i zwróciła się do siostry.
„Czy plan B działa?” zapytała Vera, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho.
Tatiana skinęła głową, a w jej skinieniu było tyle smutku, że Wiera mimowolnie podeszła i przytuliła siostrę.
„Już ostrzegałam wujka Tolję i kuzynkę Vikę” – powiedziała, cofając się. „Oni… no cóż, wszystko zrozumieli”.
Wiera wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Tatiana została sama. Usiadła na skraju łóżka i pozwoliła, by wspomnienia zalały ją niczym fala.
Pamiętała oczy Denisa – jak błyszczały szczęściem, gdy się jej oświadczył. Pamiętała jego usta, czułe pocałunki, silne ramiona, które ją obejmowały, i cichy szept do ucha: „Kocham cię, Taniu”. Tatiana zadrżała, jakby jej narzeczony był tuż obok, ale iluzja natychmiast prysła.
Ciepłe wspomnienia ustąpiły miejsca innym: zimnemu, obojętnemu głosowi Denisa, mówiącemu o czarnej liście. Jego odległemu spojrzeniu, gdy omawiali listę „niepożądanych” gości. Lodowatemu spojrzeniu Elżbiety Kiryłłowej, nakazującemu jej wykreślić krewnych i zakazać im wstępu do sali bankietowej.
„A ty nigdy mnie nie chroniłeś” – szepnęła Tatiana do pustego pokoju, myśląc o Denisie. „Nigdy mnie nie chroniłeś”.
Wstała i podeszła do szafy. Powoli otwierając drzwi, Tatiana wyciągnęła swoją suknię ślubną. Śnieżnobiała, z koronkami i perłami, wyglądała wspaniale. Przymierzała ją dziesiątki razy, marząc o tym, jak podejdzie do narzeczonego, a potem jak razem pójdą do urzędu stanu cywilnego. Teraz, patrząc na nią, czuła jedynie ciężar w piersi.
Tatiana ostrożnie powiesiła sukienkę na wieszaku i przesunęła dłonią po miękkim materiale.
„Cóż, plan B jest realizowany” – powiedziała cicho do siebie.
Nadszedł dzień ślubu. Jasne czerwcowe słońce skąpało plac przed Urzędem Stanu Cywilnego, gdzie zebrał się już niewielki tłum elegancko ubranych osób. Denis nerwowo poprawiał krawat, zerkając na zegarek. Jego matka, ubrana w drogi, jasnoliliowy garnitur, przyjmowała gratulacje od kolegów i przyjaciół. Promieniała, jakby była gwiazdą uroczystości.
„Elizabeth Kirillovna, jakiegoż masz cudownego syna!” – zachwycała się pulchna dama w kapeluszu z piórami. „A panna młoda, jak mówią, jest piękna?”
„Tak, moja droga, Tatiana jest atrakcyjną dziewczyną” – Elizawieta Kiryłłowna skinęła głową z gracją. „Trochę prosta, ale to naprawimy”.
Denis stał z boku, wpatrując się w strumień przejeżdżających samochodów. Nigdzie nie było widać samochodu ślubnego, którym miała przyjechać Tatiana. Co chwila zerkał na telefon, ale nie było żadnej wiadomości.
Podeszła do niego jego siostra Ola, radosna i ubrana w jaskrawoniebieską sukienkę.
„Co straciłeś, braciszku?” zachichotała, szturchając go łokciem. „Nie martw się, panny młode zawsze się spóźniają. To tradycja”.
„Tak, ale już od piętnastu minut” – mruknął Denis, ponownie spoglądając na zegarek.
Dołączyła do nich jego starsza siostra, Julia, ubrana w elegancki kostium w kolorze kości słoniowej, tak podobny do stroju jej matki.
„Nie martw się” – powiedziała, poprawiając wysoko upiętą fryzurę. „Zaraz tu będzie, to tylko korek. Dzisiaj w mieście jest jakiś marsz, wszystkie drogi są zablokowane”.
Ale w głębi duszy Denis czuł, że coś jest nie tak. To uczucie nasiliło się, gdy zadzwonił telefon. Na ekranie pojawił się numer kierowcy samochodu ślubnego.
„Halo?” Denis odsunął się, żeby nie być słyszanym.
— Przybyłem pod wskazany adres pół godziny temu, ale nikogo tam nie ma.
Denis zamarł, czując, jak wszystko w nim staje się zimne.
„Jesteś pewien, że to właściwy adres?” – zapytał, choć wiedział, że pytanie jest absurdalne. Oczywiście, że tak.
„Tak, ten, który pan zamówił. Budynek 196, wejście numer dwa” – potwierdził kierowca. „Czekam tu już trzydzieści minut, ale wygląda na to, że nikt nie wychodzi”.
„Czekaj dalej” – poprosił Denis i się rozłączył.
Do zameldowania pozostało dwadzieścia minut. Przełykając nerwowo ślinę, wybrał numer Tatiany. Po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka.
„Witaj, mój drogi Denisie!” – rozległ się głos Tatiany, niespodziewanie radosny. „Dziękuję za telefon. Pewnie czekałeś na mnie już od jakiegoś czasu, prawda? Ale właśnie teraz mam bankiet! Tak, prawdziwy bankiet w ośrodku turystycznym! Dobrze usłyszałeś – nie w urzędzie stanu cywilnego ani u twojej matki, ale w ośrodku turystycznym. I nie z twoimi kłamliwymi przyjaciółmi, ale z moimi ukochanymi krewnymi. Tymi z czarnej listy”.
Denis stał tam, nie wierząc własnym uszom, gdy głos Tatiany kontynuował:
„Och, Denis, wyglądasz na zdenerwowanego? Nie, nie, nie obraź się. Nigdy nie pomyślałeś o tym, jak bardzo się zdenerwowałem, kiedy twoja matka ogłosiła nieproszonych gości, a ty ją poparłeś. Denis, nie denerwuj się – ślubu nie będzie! Po co mi taki udawany słabeusz? Nie jesteś mężczyzną, nie jesteś mężem, jesteś nieudacznikiem. Tak, nie boję się nazwać cię nieudacznikiem, bo nie kocham cię już od trzech dni. Myślałem, że przeprosisz, ale zamiast słów, wcisnąłeś mi naszyjnik. Myślałeś, że się zamknę? Nie, mój chłopcze, gardzę tobą. I tak, chcę to powiedzieć jeszcze raz: ślubu nie będzie! Pozdrów mamę i niech się cieszy – na jej bankiecie nie będzie gości z czarnej listy”.
Nagranie się zakończyło, a telefon zapiszczał, sygnalizując koniec wiadomości. Denis stał tam, blady jak ściana, niezdolny do ruchu. Jego siostra, Julia, pierwsza zorientowała się, że coś jest nie tak.
„Co się dzieje?” zapytała, podchodząc do brata i wpatrując się w jego twarz. „Denis? Wszystko w porządku?”
Ale Denis nie mógł odpowiedzieć. Po prostu stał, ściskając telefon w dłoni i patrząc gdzieś poza siostrę. Ola, nie mogąc już tego znieść, wyrwała mu telefon z ręki i nacisnęła ostatni przycisk połączenia. Przyciskając telefon do ucha, wysłuchała wiadomości. Jej twarz stopniowo poczerwieniała.
„Ona kompletnie oszalała!” – wykrzyknęła Ola, podając telefon Julii. „Ta suka nas zostawiła!”
Julia podniosła słuchawkę i również odsłuchała wiadomość. Jej twarz zamarła w masce zimnej złości.
Elizawieta Kiryłłowna podeszła do nich, wciąż uśmiechając się do swoich gości.
„Co tu się dzieje?” zapytała, patrząc to na jednego, to na drugiego. „Denis, dlaczego tak patrzysz? Czy twoja narzeczona się spóźnia?”
Denis milczał, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Julia podała matce telefon.
„Posłuchaj, co ta suka powiedziała” – powiedziała.
Elizawieta Kiryłłowna ostrożnie podniosła słuchawkę i przyłożyła ją do ucha. Słuchała w milczeniu, a jej twarz bledła z każdym słowem. Kiedy wiadomość się skończyła, odsunęła telefon od ucha i patrzyła prosto przed siebie.
„Głupiec!” – powiedziała w końcu głośno Elizawieta Kiryłłowna, a kilku gości odwróciło się, żeby na nich spojrzeć. „Ona nas wszystkich wydymała! A ty” – zwróciła się do syna – „jesteś głupcem!”
Tymczasem Tatiana i jej siostra Wiera były w ośrodku turystycznym, idąc ramię w ramię drewnianą ścieżką prowadzącą do dużego, dwupiętrowego domu otoczonego sosnami. Wiera mocno trzymała siostrę za rękę, choć nastrój Tatiany nie wymagał już wsparcia – z jej twarzy nie znikał delikatny uśmiech.
Na ganku czekali na nich ich brat Siergiej, mężczyzna o szerokich ramionach i odkrytej twarzy, oraz ciocia Wiera, ubrana w jaskrawoczerwoną letnią sukienkę, która sprawiała, że wyglądała jak duży kwiat maku.
„Nasza bohaterko!” Siergiej rozłożył szeroko ramiona i objął Tatianę. „Wiedziałem, że nie pozwolisz nikomu zrobić sobie krzywdy”.
„Sierioża, udusisz mnie” – zaśmiała się Tatiana.
Wujek Stiopa wyłonił się zza Siergieja – ten sam „niestosowny element” z brodą i pogniecioną koszulą. Ale trzymał w ręku profesjonalny aparat, a dwa kolejne wisiały mu na szyi.
„No, uśmiechnij się, przyszła panno młoda!” – rozkazał, unosząc aparat. „Chcę uchwycić moment wyzwolenia!”
Tatiana uśmiechnęła się radośnie i nacisnęła spust migawki.
„Poczekaj, poczekaj” – wujek Stiopa podniósł rękę – „jeszcze jeden strzał, tylko tym razem z naturalnym wyrazem twarzy”.
Tatiana odetchnęła i pozwoliła sobie być sobą – bez udawania emocji, bez pretensjonalności. Klik.
„To jest idealne” – pochwalił fotograf, przeglądając rezultaty. „To będzie moja najlepsza seria: »Nieudana panna młoda, czyli droga do wolności«”.
Ciotka Wika – ta sama „ekspedientka”, którą Elizawieta Kiryłłowna uznała za niegodną uczestnictwa w ślubie syna – zeszła na werandę. Niosła dużą tacę z kanapkami.
„Tanya!” – zawołała, stawiając tacę na najbliższym stoliku. „Dobrze zrobiłaś, dziewczyno!”
Ciocia Wika przytuliła Tatianę i lekko ją kołysała w ramionach.
„Nie odważyłabym się” – dodała ciszej. „Ale jesteś dobrym człowiekiem. Taki człowiek nie jest wart twoich łez”.
Jelena Aleksiejewna podeszła do córki. Na jej twarzy malowała się mieszanka dumy i macierzyńskiej troski.
„Nie denerwuj się, moja droga” – powiedziała, głaszcząc Tatianę po włosach.
„Nie jestem zła” – odpowiedziała Tatiana, prostując ramiona. „Już nie jestem zła, nie byłam zła od dawna. I do diabła z jego czarnymi listami! Może mnie też tam umieści”.
Wujek Stiopa wybuchnął głośnym śmiechem, odrzucając głowę do tyłu. Jego śmiech był tak szczery i zaraźliwy, że po chwili dołączyli do niego pozostali. Ciocia Wika śmiała się, trzymając się za brzuch; Mama śmiała się, zakrywając usta dłonią; wujek Tola śmiał się, wyłaniając się zza rogu domu z naręczem drewna na opał. Brat Siergiej śmiał się, ten sam „element konfliktu z kryminalną przeszłością”, który okazał się oddanym i troskliwym bratem, pierwszym, który przybył na pole namiotowe, aby wszystko przygotować.
Vera nachyliła się do ucha siostry:
„Wyobrażam sobie, co teraz dzieje się z twoją teściową” – wyszeptała, z trudem powstrzymując śmiech.
„Moja była teściowa” – poprawiła Tatiana – „i mój były narzeczony”.
„Pewnie już wszyscy zaczynają wychodzić” – zasugerował Siergiej, puszczając oko do siostry. „Wyobrażam sobie ich kwaśne miny”.
Wszyscy znów się roześmiali, a Tatiana roześmiała się razem ze wszystkimi, bez żadnego udawania.
Tymczasem w mieście, niedaleko urzędu stanu cywilnego, Elizawieta Kiryłłowna wciąż próbowała wytłumaczyć gościom, dlaczego ślub się nie odbył, wymyślając nowe wymówki i oskarżenia pod adresem Tatiany. Prawda była jednak prosta: poznała mężczyznę, który nie bał się powiedzieć „nie”. I to był chyba pierwszy raz w jej życiu.
Denis siedział w samochodzie, gapiąc się na nią bez wyrazu. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Tatiana go porzuciła. Nie mógł pojąć, jak mogła wybrać dalekich krewnych zamiast niego. Nie rozumiał. I prawdopodobnie nigdy nie zrozumie.
„Prawdziwa miłość nie znosi żadnych warunków ani list.” – Oscar Wilde