Vika poszła na koncert bez męża. Nie wiedziała, że ​​będzie. Była pewna, że ​​jest w pracy.

„Dzień dobry, Matwiej Fiodorowiczu” – odpowiedział Giennadij, patrząc znacząco na żonę.

„Czy to coś pilnego? Idziemy z żoną na koncert? O czym ty mówisz?! No cóż, nigdy! Oczywiście, że będę. Będę za godzinę”.

Giennadij wyłączył telefon, spojrzał na żonę, westchnął i rozłożył ręce.

„Niestety” – powiedział.

„Co, niestety?” pomyślała Vika. „Mówisz, że koncert został odwołany?”
Giennadij spojrzał na żonę z poczuciem winy.

„Nie mów mi, że wezwano cię pilnie do pracy i dlatego nigdzie nie jedziemy?” – zapytała Vika.

Gelendżyk, nabrzeże, zachód słońca, Morze Czarne. © Mikhail Lex, autor kanału i historii

„No cóż, sama słyszałaś” – odparł Giennadij, pokazując żonie telefon jako niezbity dowód prawdziwości swoich słów. „Matwiej Fiodorowicz! Osobiście!” Giennadij stuknął palcem w ekran. „Dzwoniłem! Powiedziałem, że jest problem na stronie. Prosiłem cię o jego naprawę”.

„Po pierwsze” – odpowiedziała zirytowana Wika – „nie słyszałam, żeby Matwiej Fiodorowicz dzwonił. Osobiście! Może to jego młoda żona, Ałła, do ciebie dzwoniła. Czemu nie? I też nie wiem, o czym rozmawialiście”.

„Co ty mówisz, Vika?!”. Giennadij wybuchnął gniewem. „Jaka młoda żona? Co ona ma z tym wspólnego? Przysięgam, że to on! Czemu miałbym kłamać? Dzwoniłem, żeby zgłosić problem w siódmym komisariacie. Prosił mnie, żebym się tym zajął”.

„Po co zawracać sobie głowę tymi wszystkimi szczegółami z numerem działki?” – pomyślała Vika. „Jakby mnie to obchodziło. A on nawet coś wyjaśnia. Zwykle w takich przypadkach nic nie wyjaśnia. Odchodzi bez słowa i tyle. A tutaj? Tyle słów! I do tego przeklina. Podejrzane”.

„A po drugie” – kontynuowała – „nawet gdyby to była prawda, to po co Matwiej Fiodorowicz miałby cię wzywać do pracy w niedzielę? I to wieczorem!”

— Mówię ci. Fundament jest na swoim miejscu. Jest popękany. Na całej długości.

„No, spójrz na niego” – pomyślała Vika – „znów omawia szczegóły techniczne. Czy on to robi celowo? Żebym coś podejrzewała?”

“Czy oni sobie bez ciebie nie radzą?!” zapytała Vika z ironicznym uśmiechem.

„Jestem głównym inżynierem” – odpowiedział Giennadij spokojnie i z godnością. „I w takich przypadkach moja obecność (jako kierownika odpowiedzialnego) jest obowiązkowa. Dziwne, że takie rzeczy pana zaskakują. Po prostu muszę być obecny, gdy dochodzi do takich sytuacji. To mój obowiązek”.

„Nie musisz kontynuować” – Vika nie chciała już niczego więcej słyszeć, bo wszystko stało się dla niej jasne.

„Nigdzie się dziś nie wybieramy” – pomyślała. „I to wszystko na nic. Szykowałam się cały tydzień. Wszystko na nic – nowa sukienka, nowe buty. Fryzurę zrobiłam nie wiadomo dla kogo. A do tego ta torba. Wszystko na nic”.

„Jeśli musisz, to oczywiście” – powiedziała Vika. „Idź!”

„Czy poczułeś się urażony?” zapytał Giennadij.

„Wcale nie” – odpowiedziała dumnie Vika. „Czemu miałabym się obrazić?”

  • Czy to prawda?

„To prawda” – odpowiedziała Vika z wyzwaniem, ledwo powstrzymując się od krzyknięcia na męża.

Z tonu żony Giennadij wywnioskował, że to nieprawda, i to ją uraziło.

„Musisz zrozumieć” – zaczął się usprawiedliwiać Giennadij. „Fundament jest poważny. Chodzi o wszystko. Rozumiesz? Pęknięcie! Czy wiesz, jakie są tego konsekwencje? I jeśli nie przyjadę tu osobiście i tego nie załatwię, nie wiem, co jeszcze mogłoby się wydarzyć”.

„Co?” zapytała poważnie Vika, choć już jej to nie obchodziło.

„Cokolwiek to jest” – pomyślała z goryczą – „mam to gdzieś. Wszystko złe w moim życiu już się wydarzyło. I gorzej być nie może”.

„Wszystko!” – odpowiedział Giennadij, zupełnie poważnie. „Zrobią taką straszną rzecz beze mnie! A wtedy to będzie moja wina. Jako główny inżynier”.

— A oprócz ciebie w twoim biurze nie ma innych inżynierów, prawda?

„O czym mówisz, Vika? O jakiej firmie? Jesteśmy renomowaną firmą. A o jakich innych inżynierach mówisz?”

„Ludzie tacy jak ty, Gena. Inżynierowie budownictwa! Czy w waszej prestiżowej instytucji nie ma innych specjalistów od fundamentów?”

Gorzki uśmiech przemknął przez twarz Giennadija.

„O czym ty mówisz, kochanie?” – powiedział żałośnie. „Inżynierowie budownictwa! Specjaliści od fundamentów! Skąd oni się wzięli? Inżynierowie, tylko z nazwy. Nie wiem, do czego zostali przeszkoleni. Gdyby nie ja, to wszystko dawno by przestało działać. W końcu to moja wina. Myślisz, że Matwiej Fiodorowicz zadzwoniłby do mnie, gdyby sytuacja potoczyła się inaczej?” Giennadij ponownie pokazał telefon żonie i stuknął w ekran. „Osobiście! No i co?!”

„To dlaczego u ciebie pracują?” – zapytała Vika, obrażona. „Skoro się do niczego nie nadają? Powinni ich wywalić”.

„Mówisz tak, Vika, jakbym to ja ich zatrudniła. To pytania do działu HR. Co to ma wspólnego ze mną? Gdybym mogła, zwolniłabym ich wszystkich. Znasz mnie.”

I wtedy Vika wpadł na genialny pomysł.

„Dobra, dobra” – powiedziała spokojnie Vika. „No dalej. Ratuj swój fundament. A ja mogę iść na koncert bez ciebie. Sama!”

„I okaże się, że było warto” – pomyślała – „że sukienka, buty, torebka i fryzura nie poszły na marne. Boże, jaka ja jestem mądra”.

Nastrój Viki wrócił do normy. Znów poczuła się szczęśliwa.

„Życie jest cudowne” – pomyślała radośnie Vika. „Nieważne, co się stanie, zawsze można pokonać każdy problem. I nie ma trudnych, beznadziejnych sytuacji. Bo z każdej jest wyjście”.

Giennadij spojrzał ze zdziwieniem na swoją szczęśliwą żonę.

„Idziesz na koncert?” zapytał surowo.

  • No cóż, tak!
  • Beze mnie?

„Nie chciałabym marnować biletów” – odpowiedziała Vika radośnie.

„Nie pójdą na marne” – powiedział Giennadij. „Zaproponuję bilety moim znajomym”.

“Dlaczego do cholery miałbyś im to oferować?” Vika nie rozumiała.

„Nie mam wątpliwości, że ktoś z nich na pewno się zgodzi. I z przyjemnością pójdzie na ten koncert”.

„Też chętnie pójdę na ten koncert” – powiedziała spokojnie Vika. „Więc nie przeszkadzaj swoim znajomym”.

„Nie ma się czym martwić. O czym ty mówisz? Jeden telefon i bilety znikną.”

— Nie ma potrzeby dzwonić do nikogo. No, daj spokój. Idę na koncert.

„Co za bzdura!” – wykrzyknął Giennadij. „Beze mnie nie pójdziesz na żaden koncert. Nie puszczę cię!”

„Co to, do cholery, jest?” – pomyślała Vika, patrząc ze zdziwieniem na męża. „Czy ja dobrze usłyszałam? Powiedział, że mnie nie puści?”
Vika dobrze usłyszała. Giennadij naprawdę nie mógł pozwolić żonie pójść na ten koncert. Dlatego tak powiedział. I nie mógł na to pozwolić z jednego prostego powodu. Bo jechał na ten koncert. I nie sam. Z Allą!

Tak, tak. Z tą samą Allą, młodą żoną Matwieja Fiodorowicza. I cała ta historia z nagłym wezwaniem do pracy była pomysłem Alli. Bo ona też chciała iść na ten koncert z Giennadijem. Zadzwoniła więc do Giennadija z telefonu męża o umówionej godzinie. I nawet mówiła do niego głębokim głosem, starannie naśladując męża. Na wszelki wypadek. Nigdy nic nie wiadomo! A co, jeśli Wika będzie chciała zobaczyć, kto dzwoni, albo usłyszy głos?

Okazało się, że Giennadij może zostać bez biletów na koncert, który obiecał Alli, bo Vika również wyraziła chęć pójścia na niego!

„Co powiem Alli?” – pomyślał. „Ona mi tego nigdy nie wybaczy”.

„Dlaczego mnie nie wpuścisz?” zapytała zaskoczona Vika.

„Bo…” Giennadij zastanowił się przez chwilę, szukając sensownej odpowiedzi, od której zależało wszystko. „Bo ci zazdroszczę!” – odpowiedział Giennadij z przekonaniem.

Nic bardziej inteligentnego nie przyszło mu w tej chwili do głowy.

„To coś nowego” – pomyślała Vika. „On jest zazdrosny! Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. A przez dwadzieścia lat małżeństwa nie było zazdrości. A potem nagle się pojawiła. Jak tylko nasza córka dorosła, wyszła za mąż i przeprowadziła się do męża w innym mieście, on nagle zrobił się zazdrosny?! Podejrzliwy”.

„Jesteś zazdrosny i dlatego mnie nie wpuszczasz?” zapytała Vika.

— I nie tylko z tego powodu.

— Dlaczego jeszcze?

„Bo!” – odpowiedział zdecydowanie Giennadij i zastanowił się chwilę nad kolejnym powodem. „Bo koncert kończy się dziś późno. A ty jesteś sam. Będę się martwił, jak sam wrócisz do domu”.

„Często chodzę sama na zakupy późno w nocy” – pomyślała Vika – „i do tej pory mu to nie przeszkadzało. Dlaczego teraz? Podejrzane”.

„Nie idę sama” – powiedziała Vika. „Zabiorę ze sobą koleżankę”.

  • Jakiego innego przyjaciela?

— Lucy. Na pewno zgodzi się pójść ze mną na ten koncert.

„Nie waż się!” – powiedział surowo Giennadij. „Pójdzie na koncert. Zabierze ze sobą koleżankę. Przestań o tym myśleć”.

  • Co? Dlaczego miałbym cierpieć przez ciebie?

— Co ty mówisz, Vika? Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Będzie cierpieć. Mój mąż będzie pracował całą noc. Jest tam mnóstwo problemów. Fundament pęka w szwach! Nie wiesz, czego się złapać! A ona? Zamiast wspierać mnie dobrym słowem, idzie na koncert. I z kim? Z Lucy. Lucy niedawno się rozwiodła! Pewnie teraz szuka nowego męża! A ty? Idziesz z nią na koncert? Nie możesz wymyślić niczego mądrzejszego? Już sobie wyobrażam ten koncert. To znaczy, że muszę pracować całą noc! A ty? Baw się dobrze? Może powinniśmy się od razu rozwieść? Czemu nie?

„Planujesz zostać poza domem całą noc czy coś?” zapytała zaskoczona Vika.

„Do końca, moja droga, do końca” – odpowiedział Giennadij.

„Tego właśnie nie rozumiem” – pomyślała Vika. „Całą noc? Z powodu pękniętego fundamentu?”

„A kiedy wrócisz?” zapytała.

„Wrócę jutro wieczorem” – odpowiedział Giennadij, ani trochę nie zawstydzony. „Jeśli wszystko w porządku. Jeśli nie, cóż… Będziemy musieli pracować dalej, aż wszystko naprawimy”.

„Czy to naprawdę możliwe, że tak mówi?” – pomyślała Vika. „Może tak, może nie. Ale skąd mam mieć pewność? Nie możemy go po prostu szpiegować! Nie pozostaje nam nic innego, jak uwierzyć mu na słowo”.

„Dobrze” – powiedziała Vika. „Przekonałeś mnie. Będę siedzieć w domu. Sama. I się nudzić”.

„Uwielbiam cię” – wykrzyknął radośnie Giennadij. „Obiecuję, że w przyszły weekend na pewno gdzieś razem pójdziemy. Na przykład do cyrku. Chcesz iść do cyrku? To mi poprawi humor!”

  • Chcieć.

— To wszystko. Wyjeżdżamy za tydzień. Na razie zostań w domu i oglądaj telewizję. Twój ulubiony program wkrótce się zacznie.

Po pożegnaniu męża Vika miała właśnie usiąść przed telewizorem, gdy zadzwoniła jej przyjaciółka Lucy i zaprosiła Vikę na koncert. Lucy miała akurat dwa bilety na ten sam koncert, na który Vika miała się wybrać z Giennadijem.

„To przeznaczenie!” – pomyślała Vika. „Nie sądzę, żeby Giennadij obraził się, jeśli złamię jego zasady. Przecież nie planuję zrobić nic złego”.

Tak się złożyło, że dopiero po zakończeniu koncertu Vika zobaczyła, kto siedział na miejscach, na których ona i jej mąż powinni siedzieć.

„A co z fundamentem?” – zastanawiała się Wika, widząc Giennadija z Allą. „A co z tą rysą dookoła? Czy on już wszystko naprawił, a Matwiej Fiodorowicz w dowód wdzięczności pozwolił mu zabrać żonę na koncert?”

Vika podzieliła się informacją z Lucy. Zaczęły rozważać kolejne kroki.

„Najpierw musimy zadzwonić do Matwieja Fiodorowicza” – zasugerowała pewnie Lusia – „żeby dowiedzieć się, gdzie jest i co robi. Dowiemy się też, czy wie, gdzie teraz jest jego młoda żona. Może naprawdę prosił Giennadija, żeby zabrał ją do teatru”.

I tak zrobili. Okazało się, że Matwiej Fiodorowicz był w domu i oglądał serial. A jego młoda żona, Ałła, tego dnia pojechała odwiedzić matkę na wieś. Od dwóch tygodni. I fundamenty nie pękały. A Giennadij też miał jutro urlop.

„Teraz śledźmy, dokąd jadą kochankowie” – zasugerowała Łucja. „Prawdopodobnie wynajmują mieszkanie. Musimy się dowiedzieć, gdzie. Potem zadzwonimy tam do Matwieja Fiodorowicza. Ale zanim do niego zadzwonimy, spakuj wszystkie rzeczy męża”.

Było już późno w nocy, gdy w mieszkaniu, które wynajmowali Alla i Giennadij, zadzwonił dzwonek do drzwi.

„Ktoś dzwoni do drzwi” – ​​powiedziała Alla, budząc się i przestraszona.

„Kto to może być?” zapytał sennie Giennadij, zaskoczony.

„Boję się” – powiedziała Alla.

„Nie masz się czego obawiać, jeśli o mnie chodzi” – powiedział Giennadij pewnie. „Poczekaj tu. Zaraz to załatwię”.

Spojrzał przez wizjer i zobaczył swojego szefa, a za nim żonę. Giennadij od razu zrozumiał, że to on – koniec.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *