„Połóżcie miecze na stole, mała panno młoda! Podróżowaliśmy i oboje jesteśmy głodni jak psy!” Teść opadł na sofę, szeroko rozstawiając nogi, głośno pierdnął i radośnie wykrzykiwał polecenia do synowej.
„Kolka, co ty mówisz?” – teściowa zaśmiała się cicho, siadając ostrożnie obok niego. „Spójrz na Polinę, jaka śliczna.
Co ona planuje? Pewnie gotuje jedzenie raz w tygodniu. Pójdę i zobaczę, co mają w lodówce do jedzenia”.
Polina usiadła tam, gdzie stała.
Dobrze, że za nią było krzesło.
Teściowa wstała z sofy i rzeczywiście skierowała się do kuchni. Polina mrugnęła, wstała i poszła za nią. Szafki kuchenne były już otwarte, a teściowa zajęta była przeglądaniem zawartości lodówki.
Polina odchrząknęła. Jej teściowa nie zwróciła na to uwagi.
— Maria Siergiejewna! Czego szukasz?
„Oczywiście!” – teściowa wynurzyła się z lodówki. „Szukam czegoś dla Kolenki, bo był w podróży i potrzebuje czegoś do jedzenia. Co to jest?”. Wyciągnęła słoik serka śmietankowego.
„To ser. Nie szukaj go, Maria Siergiejewna, zupa jest na kuchence. Idź się umyć po podróży, przebierz się, sam nakryję do stołu”.
„No i co? O czym ty mówisz?” – zapytała zaskoczona teściowa. „Jaka zupa?
” „Rassolnik” – odpowiedziała Polina.
„Dobrze, Kolenka je rassolnika. Ale nie je grochówki i nie je jej z fasolą, więc nie musimy tego gotować – pamiętasz?” – poinformowała teściowa. „I rzeczywiście, pójdę się przebrać”.
Polina zaczęła kroić warzywa na sałatkę. Z salonu dobiegły przenikliwe okrzyki: „Kolka! Zmień spodnie! Miałaś je na sobie w pociągu, zmień je! Nie te, załóż niebieskie rajstopy, ty tępaku! Nie te niebieskie, weź inne!”. Teść mruknął coś w odpowiedzi.
Okazuje się, że ma ze sobą mnóstwo spodni. Czy zostaną na długo? Polina wzdrygnęła się.
Jej mąż poszedł kupić nowe słuchawki, zostawiając Polinę samą z pracami domowymi. Nie spodziewała się nikogo oprócz Jegora, więc była zaskoczona, gdy zobaczyła rodziców męża w drzwiach.
* * *
Oczywiście, jeszcze przed ślubem słyszała stary dowcip: „Powinieneś poślubić sierotę”. Słyszała go i uśmiechnęła się ironicznie, ale tak naprawdę w niego nie wierzyła – czy rodzice jej ukochanego naprawdę mogli być takimi wrednymi draniami? Jednak z czasem Polina poznała rodziców Jegora i zrozumiała, ile prawdy było w tym żarcie.
Nie, Maria Siergiejewna i Nikołaj Pietrowicz nie byli łajdakami. Byli dobroduszni, głośni i bezceremonialni, jak pięciolatki.
Polina wciąż pamiętała, jak Nikołaj Pietrowicz, w dniu ich spotkania, klepnął ją w pupę i głośno oznajmił Jegorowi przy wszystkich: „Twoja narzeczona jest piękna, gładka!”.
Polina myślała, że wybuchnie skandal, a przynajmniej cała obecna rodzina będzie zawstydzona. Nic takiego – tylko Polina była zawstydzona.
Wtedy Jegor objął ją ramieniem i powiedział stanowczo: „Tato, to ja muszę to sprawdzić”. Potem Jegor szepnął do niej: „Nie bój się, to tylko jego żart”.
Maria Siergiejewna nie odzywała się wcale, ale przy stole głośno rozmawiała z krewnymi o tym, jak chuda jest Polina i czym trzeba ją karmić.
Rodzice męża mieli jedną niezaprzeczalną zaletę: mieszkali daleko, w sąsiednim regionie.
Mieli więc nadzieję, że nowi krewni nie będą ich odwiedzać zbyt często. W końcu Polina planowała poślubić Jegora, a nie ich. I nie miała pretensji do Jegora.
Na weselu Nikołaj Pietrowicz powstrzymał się od spuszczenia klapsów pannie młodej – chwała Bogu za to. Ale przeraził krewnych Poliny swoimi uporczywymi propozycjami picia ze wszystkimi, nawet z trzynastoletnią siostrą panny młodej.
Maria Siergiejewna kontynuowała swój dotychczasowy sposób postępowania – narzekając na szczupłość synowej i głośno martwiąc się o to, jak Polina urodzi. Jednak ślub się zakończył, nowi krewni wyjechali, a Polina i Jegor zadomowili się w spokojnym życiu w wynajętym jednopokojowym mieszkaniu.
* * *
A teraz Maria Siergiejewna podpowiadała Polinie, co im ugotować, a Mikołaj Pietrowicz miał ze sobą spory zapas spodni. Zadzwonił domofon i Polina pobiegła do drzwi. Okazało się, że Jegor wrócił.
„Mamy dla ciebie niespodziankę” – szepnęła mężowi.
Jegor uniósł brwi ze zdziwienia – Polina nie słynęła z zaskoczeń. W tym momencie na korytarzu pojawili się Maria Siergiejewna i Nikołaj Pietrowicz.
„Egoruszka, kochanie! Cześć, kochanie!” – matka rzuciła mu się na szyję.
„Cześć, mamo” – Jegor ją przytulił. „Tato, skąd się wziąłeś?”
„Skąd, skąd? Z dworca kolejowego” – zaśmiał się Nikołaj Pietrowicz. „Postanowiliśmy sprawdzić, co u ciebie, bo nie widzieliśmy się prawie pół roku, a twoja matka była kompletnie wyczerpana”.
„Jegoruszka, schudłeś?!”. Maria Siergiejewna złapała go za policzki. „Nic tu nie jadłeś?…”
„O czym ty mówisz, mamo? Przytyłem już pięć kilogramów od ślubu” – zaprotestował Jegor.
„Pięć to za mało dla żonatego mężczyzny!” –
oświadczyła teściowa, patrząc z dezaprobatą na Polinę.
„Nic krótkiego” – odprawił Jegor. „Jak długo tu jesteś?”
– Tak, przyszliśmy jakieś dziesięć minut temu.
„Wszystko gotowe, chodźmy do stołu” – zawołała Polina.
Wieczór minął stosunkowo spokojnie. Krewni narzekali na brak telewizora, ale Jegor włączył im serial na laptopie. Goście położyli się spać na małżeńskiej sofie, a Jegor i Polina nadmuchali materac i usiedli w kuchni.
Półprzytomna Polina zdała sobie sprawę, że słyszy kroki w pobliżu, ale nie mogła otworzyć oczu. Więc zasnęła.
Następnego dnia, w niedzielę, Jegor zaproponował swoim rodzicom rozrywkę:
— Dokąd chcesz iść? Do kina? A może do teatru? A może po prostu na spacer?
„Nie chcemy nigdzie iść, Jegoruszka” – Maria Siergiejewna machnęła lekceważąco ręką. „Możesz iść do kina albo do zoo. Tata i ja zostaniemy tutaj i odpoczniemy”.
Jegor i Polina skorzystali z oferty – mieli właśnie iść do kina z przyjaciółmi. Nie poszli jednak potem do kawiarni; wymienili spojrzenia i wrócili do domu. Okazało się, że ich pośpiech się opłacił.
„Kolka, kto tam?” krzyknęła Maria Siergiejewna, gdy Jegor i Polina weszli do mieszkania.
„Właściciele wrócili” – spokojnie odpowiedział Nikołaj Pietrowicz, wyglądając z pokoju.
– Ojej! A ja jeszcze wszystkiego nie posprzątałam…
Polina zdjęła buty i wbiegła do pokoju, nie zdejmując płaszcza. Na sofie leżał kolorowy stosik jej bielizny, którą Maria Siergiejewna pakowała do podejrzanie wyglądającej torby.
– Maria Siergiejewna, co ty tu robisz?
„Przeglądam tylko twoją szafę.
Spójrz, jakie wszystko jest cienkie” – powiedziała, unosząc palcem koronkowe majtki i machając nimi w powietrzu. „Kobieta nie powinna nosić czegoś takiego, Polina. Zamarzniesz tam na dole, a jak urodzisz?”
„Mario Siergiejewno, to moje rzeczy. Sama zdecyduję, co założyć, a czego nie.”
„No tak! Ty zdecydujesz, a potem będziemy musieli żyć bez wnuków! Nie, potrzebujesz pomocy doświadczonej kobiety – a ja ci mówię: natychmiast wyrzuć tę szkodliwą bieliznę!
”. „A ja mówię: niech dziewczyna nosi, co chce” – wtrącił Nikołaj Pietrowicz. „A co z tego, że majtki są prześwitujące? Przynajmniej ładne. Jegorka pewnie to pochwala…”
Polina oniemiała. Czy oni razem oglądali jej bieliznę? Jegor zajrzał do pokoju.
– Po co się tu kłócicie?
„Tak, mówię Poleczce, że trzeba jej zmienić bieliznę, ale ona się z tego nie cieszy…” Maria Siergiejewna rozłożyła ręce.
„No cóż, Poleczka ewidentnie nie jest zadowolona” – powiedział Jegor, uświadamiając sobie swoją sytuację. „Zapłaciliśmy za to, mamo, więc jak możemy to nagle zmienić? Zmienimy to, kiedy się zużyje. Zamiast tego, zrobię ci nową komedię; czegoś takiego jeszcze nie widziałaś!”
Obiecana komedia odwróciła uwagę rodziny od dyskusji na temat bielizny.
Nikołaj Pietrowicz chętnie obejrzałby mecz piłki nożnej, ale jak miałby to zrobić bez telewizora? Sama Polina nie była pewna, czy chce krzyczeć, czy wybuchnąć śmiechem. Pobiegła więc do kuchni, żeby ugotować obiad. Na szczęście jej krewni nie narzekali na jej gotowanie.
Tej nocy, gdy wszyscy już położyli się do łóżek – krewni na sofie, Polina i Jegor w kuchni – Polina sięgnęła po telefon i wysłała mężowi SMS-a:
„A co, jeśli jutro wyjdziemy do pracy, a oni postanowią coś zmienić?” –
natychmiast pojawiła się odpowiedź: „Nie zrobią tego. Już ich ostrzegałem, żeby niczego z naszych nie wyrzucali
”. „Wciąż czuję się nieswojo” – napisała Polina.
„Paul, oni są szaleni, ale nie szaleni” – odparł jej mąż.
„To jedyne, co mnie uspokaja” – napisała Polina, wtulając nos w ramię Jegora i zasypiając.
Znów zdawało jej się, że słyszy, jak ktoś chodzi w pobliżu w nocy, i znów nie mogła się obudzić.
W poniedziałek Polina próbowała wyjść z pracy wcześniej, ale się nie udało – ciężki dzień to ciężki dzień, a jeśli wypadnie pod koniec miesiąca, to pogrzebie wszystkich pod gruzami. Zatrzymała się w sklepie, zaopatrzyła w artykuły spożywcze i z obawą podeszła do domu.
Kto wie, co wyprawiali ci troskliwi krewni?
Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się normalne. Polina zajrzała do szafy, wyciągając strój domowy – wszystko było na swoim miejscu, łącznie z bielizną.
Zerknęłam na słoiczki z kosmetykami w łazience — nic nie zostało wyrzucone, chociaż moja teściowa wczoraj kręciła głową, pytając, do czego służy ten czy tamten słoiczek.
Apteczka pierwszej pomocy może nie została tknięta? Polina przebrała się, wzięła torbę z zakupami, którą przyniosła, i poszła do kuchni. Otworzyła szufladę, w której trzymała płatki śniadaniowe i makaron, i zaklęła pod nosem – teraz były tam talerze. Otworzyła szafkę – półki były pełne paczek mąki, cukru i kaszy gryczanej.
Otwierała po kolei każdą szufladę w szafce nocnej – zawartość każdej została przeorganizowana. Każda szuflada, każda szafka! Kiedy im się to udało?
Maria Siergiejewna wpadła do kuchni.
„Podoba ci się?” skinęła głową w stronę wysuwanych szuflad i otwartych drzwi.
„Uh-uh…” mruknęła Polina.
Kolka i ja przestawialiśmy rzeczy cały dzień, żeby było ci wygodniej. Kto to kiedyś widział – garnki i patelnie w szafce bocznej? Jest tak daleko od kuchenki, że trzeba by po nie biec. A suche rzeczy lepiej stawiać na górze, gdzie myszy nie mają do nich dostępu.
– Nie mamy żadnych myszy, Maria Siergiejewno!
„Cóż, jeśli ich nie ma, to dobrze. Ale jeśli zaczną, nigdy nie dotrą na szczyt”.
Polina jakoś ugotowała obiad, grzebiąc między szufladami i szafkami. Jegor wrócił z pracy. Spojrzał na zmarszczone czoło żony i szeptem zapytał:
— Znów to wyrzuciłeś?
– Nie. Cała kuchnia została przemeblowana.
– Rozumiem. Coś wymyślę, Pauline.
Co on wymyśli?
Polina wiedziała, że Jegor nie skrzywdzi rodziców. Wybrała go na męża ze względu na jego dobroć i takt. I nigdy tego nie żałowała. Poza tym, starzy ludzie zawsze starają się czynić dobro, nawet jeśli robią to niezdarnie. Co mogłaby wymyślić?
Po obiedzie Jegor usiadł w najdalszym kącie i otworzył komunikator w swoim telefonie. Pół godziny później zadzwonił telefon jego teścia.
„Tak… Tak… Odwiedzamy syna i synową… O czym wy mówicie?… Wy pasożyty… Oczywiście…” Polina usłyszała.
„Musimy jutro wyjechać, Jegorka” – powiedział poważnie Nikołaj Pietrowicz, wchodząc do kuchni. „Chcieliśmy zostać u ciebie przez kilka tygodni, ale nam się nie udaje. Dzwonił miejscowy policjant. Mówi, że w garażu kręcą się bandyci. Co jeśli się włamią i ukradną samochód? Albo coś uszkodzą? Właściciele muszą być w pobliżu, żeby złożyć zawiadomienie, póki jeszcze żyją”.
„Cóż, jeśli tak jest, to musimy iść” – Jegor skinął głową.
Tej nocy Polina ponownie usłyszała kroki, które wcześniej sobie wyobrażała. Z wysiłkiem otworzyła oczy. Maria Siergiejewna stała nad materacem w długiej koszuli nocnej, niczym duch. Szósty zmysł Poliny podpowiedział jej, co musi powiedzieć.
„Mario Siergiejewno, nie martw się” – wyszeptała Polina. „Dobrze karmię Jegora. Zupę codziennie. I danie główne. A wnuki będziesz miała, nie martw się. Dopiero później”.
Teściowa skinęła głową w milczeniu i odeszła na sofę.
Wczesnym rankiem Jegor i Polina odwieźli swoich bliskich na dworzec, wsadzili ich do pociągu i długo machali ręką za odjeżdżającym wagonem.
„Jak to się stało z tym policjantem?” – zapytała Polina, gdy stukot kół w końcu ucichł. „Zadzwonił w samą porę…”
„To nie był miejscowy policjant” – powiedział Jegor, zawstydzony. „Zapytałem Lyochę, mojego kolegę z klasy. On nawet udepcze śnieg w pobliżu garażu, żeby wyglądało to przekonująco”.
„Ojej! Okazuje się, że wyszłam za mąż za mistrza intryg!” Polina wybuchnęła śmiechem.
„No, coś w tym stylu” – puścił oko mąż.
„Dobra, intrygancie, do roboty. A wieczorem przygotujemy coś ciekawego tylko dla nas dwojga!”