„Sasza!” zawołała Sofia do męża.
Cisza w odpowiedzi.
„Sasza!” zawołała go ponownie, tylko trochę głośniej.
„Co?” – usłyszała żona niezadowolony głos męża.
— Jesteś czymś zajęty? Czemu tak długo nie odpowiadasz?
„Tak, Soph! Jestem zajęta! Czego chcesz?” – znów usłyszała niezadowolenie w swoim głosie.
Sofia nie chciała już krzyczeć przez ścianę i poszła do salonu, gdzie teraz przebywał Aleksander.
„Co robisz?” zapytała, zanim jeszcze weszła. „Siedzisz i grasz? To właśnie robisz?” Sofa oburzyła się, widząc gamepada w rękach męża.
— No i co? No, gram! A co, nie umiem, czy co?
— Po prostu uzgodniliśmy, że dopóki nie skończysz domowych obowiązków, nie usiądziesz, żeby pobawić się zabawkami!
„Tylko siedziałeś przy komputerze, a ja się nie denerwowałem! W czym jestem gorszy od ciebie?”
„Siedziałam za nim w celach zawodowych, nie dla zabawy!” odpowiedziała z nutą buntu.
„No cóż, chcę się bawić! I nie obchodzą mnie te wszystkie ograniczenia!” – oznajmił Sasza żonie.
„Co zakazy mają z tym wspólnego? To, że się w czymś zgadzamy, wcale nie jest zakazem, to zwykła rodzinna rozmowa! Zwłaszcza, że to było wczoraj wieczorem, a ty sam mówiłeś, że nie będziesz siedział i grał, dopóki…”
„Dopóki co?!” – podniósł głos. „Dopóki nie posprzątamy całego domu? Dopóki nie naprawię podłóg w tym wyimaginowanym pokoju dziecięcym? Albo co?!”
„Właściwie tak! I to były twoje słowa, nie moje! Ja też nie będę siedzieć bezczynnie, na wypadek gdybyś nie zauważył! Wysłałam wczorajsze raporty i biorę się do roboty! Myślałam, że ty też już zacząłeś coś robić…” – wyjaśniła rozczarowana Sofia.
„I nic dziś nie zrobię! Nie chcę i nie zrobię! Koniec! Jeśli chcesz, możesz sam zacząć układać parkiet, ale to zupełnie nie leży w moim interesie!” – powiedział i celowo wznowił grę, aby kontynuować swoją wirtualną przygodę.
Sofia nie kontynuowała tej kłótni z mężem; nie chciała się kłócić ani podnosić głosu na Saszę. Przecież nie był małym chłopcem i nie mogła go przekonać do tego, co obiecał, nawet jeśli jego praca tego nie sugerowała. Ale był też dorosłym mężczyzną i powinien rozumieć różnicę między zabawą a obowiązkami domowymi. A Sofia nie była jego mamą, która biegała i próbowała przekonać dorosłego mężczyznę.
Rzecz w tym, że Sofia chciała mieć dzieci. Mówiła o tym Saszy wielokrotnie. Początkowo kategorycznie odmawiał. Nie chciał obarczać ukochanej taką odpowiedzialnością. Ale wciąż byli w związku i nie było mowy o ślubie. A potem, kiedy Sasza zdał sobie sprawę, że nie chce rezygnować z tak atrakcyjnej żony, która już miała mieszkanie i samochód, i całkiem nieźle zarabiała, po co się trudzić? Mógł jej obiecać wszystko, czego zapragnie, a potem zobaczyć, jak potoczą się sprawy.
Dokładnie to zrobił.
Sama Sofia nie od razu zauważyła to u męża. Dopiero po ślubie zaczął zaprzeczać słowom, które wypowiedział, zanim zostali rodziną.
A teraz Sofia znowu zaczęła ględzić o dzieciach. Rozmawiali o tym od ponad roku i na początku, tak jak na początku ich związku, zaczął odmawiać, mówiąc, że ich nie potrzebuje, a potem powoli zaczął ustępować. Jego żona, oczywiście, była z tego zadowolona; kochała Saszę. Kochała go nie tylko z jego powodów, ale i pomimo nich, jak przystało na każdy związek. W końcu każdy ma jakąś wadę, którą jego partner chętnie by skorygował lub zastąpił.
Zaczął się wycofywać, nie dlatego, że zaczynał się ekscytować posiadaniem dzieci, nie. Po prostu zaczął zauważać, że jego żona zamyka się w sobie i kto wie, może coś w jej głowie pęknie i wyrzuci go z domu tylko z powodu jego zachowania.
Ale wraz z faktem, że Sasza zaczął ustępować w sprawie dzieci, zaczął też czynić drobne aluzje wobec żony odnośnie mieszkania, w którym obecnie mieszkali.
Sofia musiała ciężko pracować, żeby dostać to mieszkanie. Sama zarobiła na wkład własny na kredyt hipoteczny, a kiedy w końcu je dostała, prawie wszystko straciła, bo została zwolniona z pracy i nie mogła spłacić długów. Wtedy wkroczył jej ojciec. Przez jakiś czas utrzymywał córkę, aż stanęła na nogi, znalazła nową pracę i odnalazła stabilizację.
Ale nawet po tym wszystkim nadal pomagał jej finansowo, choć ona o to nie prosiła, dlatego też fakt, że miała mieszkanie, uważała za zasługę ojca.
Sam Sasza miał okazję wynająć mieszkanie przed ślubem. Zaraz po studiach pracował na zmiany jako alpinista przemysłowy. Udało mu się nawet zaoszczędzić całkiem sporą sumę z zarobków, mniej więcej równowartość dwóch zaliczek. Ale gdy tylko rzucił tę pracę, wpadł w szał zakupów i szybko wszystko roztrwonił. Zaczął robić zakupy w najdroższych sklepach, wyjeżdżał na kilka wakacji za granicę i zabierał ze sobą tymczasowe dziewczyny, żeby miło spędzić czas. Pieniądze skończyły się tak szybko, że nawet nie zdążył zorientować się, co się dzieje.
Kiedy poznał Sofię, zostały mu tylko ładne markowe ubrania, konsola do gier i kilka innych osobistych gadżetów, takich jak telefon, smartwatch i słuchawki. Nie chciał więc spuszczać Sofii z oczu, bo znalezienie tak atrakcyjnej żony z własnym mieszkaniem i samochodem nie byłoby trudne. I nie musiał się już tak bardzo martwić o swoją przyszłość, bo miał już gdzie mieszkać.
Gdy tylko Aleksander poznał swoją przyszłą żonę, natychmiast dostał pracę w sklepie z częściami samochodowymi, żeby na początek mieć jakieś zajęcie. Musiał ją pięknie oczarować, żeby ją zdobyć. I udało mu się. Wydał wszystkie swoje pieniądze właśnie na zdobycie Sofii. Nie od razu jednak zdał sobie sprawę, że nie była jedną z jego przelotnych romansów, z którymi latał na wakacje. Najważniejsze dla niej były relacje z nim, jego rodzina, jego dzieci i jego przyszłość, a nie kosztowne, piękne czy puste gesty. Oczywiście, wszystko to było przyjemne, ale szybko zaczął rozumieć pragnienia swojej przyszłej żony i wiedzieć, jak skutecznie nią manipulować, żeby nie uciekła. Jednak od dawna nękał Sofię z powodu dzieci i ustąpił dopiero wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że jeśli będzie tak dalej postępował, odejdzie na dobre. Działał więc przebiegle i uległ jej pragnieniom, trzymając, że tak powiem, skrzyżowane palce za plecami.
A teraz, gdy żona Saszy zaczęła już urządzać przyszły pokój dziecięcy, mając nadzieję, że wkrótce zajdzie w ciążę, Sasza początkowo zdawał się zgadzać z nią, ale potem zaczął stopniowo mówić o swoich prawach w tym mieszkaniu i o tym, że on również powinien być współwłaścicielem, tak jak Sofia.
Nie wiedział jednak o jednym podstępie, do którego ojciec Sofy ją namówił. Mieszkanie było zarejestrowane na jego nazwisko, więc gdyby coś się stało, podobnie jak jej ojciec, miało później przejść na nią jako najbliższą krewną.
A wczoraj, kiedy Sofia i jej mąż rozmawiali o różnych sprawach, on sam zaczął mówić o tym, co musi zrobić w domu i powiedział, że nadszedł czas, by uczynić go ich wspólnym domem. Na co jego żona celowo milczała. Ale Sasza odebrała jej milczenie jako odmowę, że to mieszkanie nigdy nie będzie do niego należeć, i zmienił zdanie na temat całej rozmowy.
„Czemu się tak od razu obraziłeś? Nie lubisz, jak ktoś łamie słowo, prawda?” – zapytał Sasza kpiąco żonę, która właśnie wychodziła z salonu, rozczarowana.
— Którego słowa nie dotrzymuję? Przypomnij mi chociaż jedną obietnicę, której nie dotrzymałem! No dalej!
„Rozmawialiśmy o tym mieszkaniu tak wiele razy, że pewnie już o nim zapomniałaś!” – powiedział do żony.
„Nie, Sasza! Pamiętam wszystko, i to nawet lepiej, niż możesz sobie wyobrazić! Pamiętam prawie każdą naszą rozmowę, w której zacząłeś się do niej zgłaszać! I pamiętam też, co ci mówiłem o wspólnym mieszkaniu! Jeśli chcesz być współwłaścicielem mieszkania, to znajdźmy wspólne! To wszystko!”
„Po co to całe zamieszanie, skoro już masz gdzie mieszkać? Znowu zaczynasz te bzdury, Soph? Czy po prostu lubisz, jak jestem tu gościem i jednocześnie lubisz mnie wykorzystywać?”
„To ty teraz bredzisz, Sasza!” odpowiedziała Sofia i opuściła salon.
Sasha natychmiast przerwał grę i pobiegł za żoną.
„Dlaczego tak szybko uciekłeś? Co, nie lubisz, jak coś nie idzie po twojej myśli?” – powtórzył pytanie.
„Po prostu nie chcę już z tobą o tym rozmawiać, Sasza! Jeśli chcesz porozmawiać o tym mieszkaniu, poczekajmy na mojego ojca i porozmawiamy razem! Co ty na to? Ma tu być za godzinę!”
„Po co nam on w tej rozmowie? Czy ty po prostu próbujesz się w to wciągnąć?” – zapytał mąż ze złością Sofię.
„Masz niezłe słownictwo, oczywiście…” Zadrżała na dźwięk tego, co usłyszała. „Zdecydowałaś się wrócić do swojego ulicznego życia?”
— Nie odchodź od tematu!
– A ja ci już mówiłam, że tata przyjedzie i o wszystkim porozmawiamy!
— Co on ma z tym wspólnego? To twoje mieszkanie!
– Tak, mój! Ale on też odgrywa tu ważną rolę!
„Co masz na myśli? Że pomógł ci zapłacić? To był jego rodzicielski obowiązek! Wypełnił swoją rolę i teraz może iść do… lasu!” Sasza nie miał czasu na przekleństwa, ale natychmiast się poprawił, wiedząc, że byłby to dla niego niewybaczalny błąd, bo Sofia bardzo kochała swojego ojca.
Ale zaledwie skończył mówić, zadzwonił dzwonek do drzwi.
„Pamiętali go…” – mruknął niezadowolony Sasza, zdając sobie sprawę, kto przyszedł.
Sofia spiorunowała męża wzrokiem i poszła otworzyć drzwi. Po upewnieniu się, że to rzeczywiście jej ojciec, otworzyła je.
„Tato! Cześć! Miałeś przyjechać dopiero godzinę temu!” – powitała go córka Władimira Aleksiejewicza, jednocześnie radośnie i nieco zdziwiona.
– Tak, miałem zamiar, ale udało mi się wcześniej dostać wolny czas, dzwoniłem i dzwoniłem, ale nie było cię, więc po prostu przyszedłem!
– To dziwne… Bateria chyba padła…
„Nie mogłeś do mnie zadzwonić? Tak?” – zięć wyjrzał z salonu, skąd zdążył już uciec.
„Nie pomyślałem o tym, Sasza…” Władimir Aleksiejewicz był zdezorientowany. „Czemu jesteście oboje tacy źli?”
„Nic się nie stało…” Sofia machnęła ręką.
„Nic, kochanie! Porozmawiajmy już, skoro twój ojciec przyjechał wcześniej! Porozmawiajmy z nim o wszystkim, tak jak chciałaś!” – naciskał Sasza na żonę.
— No więc! Chłopaki! Wszystko w porządku? Coś się stało? Czy jestem w złym momencie?
„Tak, jesteśmy tu z twoją córką i omawiamy kwestię naszego wspólnego mieszkania!” odpowiedział Sasza za swoją żonę.
„Więc chcesz wziąć wspólny kredyt hipoteczny? Po co ci ja do tego? Jesteście oboje dorośli…”
„Nie, tato!” – przerwała mu Sofia. „Sasza chce zostać współwłaścicielem tego mieszkania, a ja już mu kilka razy mówiłam, że to się nie stanie, ale on nie rozumie!”
„Czemu to się nie stanie? Dlaczego? Mieszkam tu! Chcesz dzieci! Dobra, już się zgodziłem! Ale nie zamierzam tu dłużej być gościem!!!” – podniósł głos na żonę tuż przy jej ojcu.
Co natychmiast wywołało napięcie u Władimira Aleksiejewicza.
„To nie twoje mieszkanie, Sasza, tylko moje! Ojciec mi je kupił i jeśli ci się nie spodoba, to ci zaraz wytłumaczy!”
— On ci właśnie pomógł z kredytem hipotecznym! To wszystko!
„Sasza, oczywiście wszystko rozumiem, ale to mieszkanie nigdy tak naprawdę nie będzie twoje! Prawnie to nawet nie należy do Zofii, tylko do mnie, więc nie zawracaj sobie głowy tą rozmową! A jeśli chcesz dzielić mieszkanie z moją córką, to znajdź sobie nowe mieszkanie z kredytem hipotecznym! Jasne?” – powiedział teść Aleksandra spokojnie, ale bardzo przekonująco, choć miał ochotę od razu mu przywalić w twarz, ale wiedział, że teraz to niepotrzebne; przecież nie popełnił żadnego przestępstwa.
„A co twoje?” Sasza od razu się zdziwiła. „Ale Sofia je wzięła… Co oznacza, że musi być…”
„Tak, ale ona przekazała mi mieszkanie, żeby chronić swoją własność przed tym, co teraz próbujesz zrobić! A to ja na to nalegałem!”
„Ale… Jak to możliwe… Nawet o tym nie pomyślałem… Co mam teraz zrobić?…” Sasza zaczął mówić więcej do siebie, w odpowiedzi na nowe informacje, które otrzymał.
„Pozwól, że zapytam: czy ożeniłeś się z moją córką, czy z jej mieszkaniem? I z kim właściwie planowałeś założyć rodzinę? Co masz na myśli, co teraz masz zrobić?!” – Władimir Aleksiejewicz zapytał zięcia, tym razem bardziej opryskliwie.
— Po prostu pomyślałem, że…
„Że możesz jej odebrać naiwne mieszkanie, póki jeszcze czeka na twoje obietnice? Czy myślisz, że uwierzyłem ci od początku?”
Sasza nie odpowiedział, ale jego wyraz twarzy bardzo dobrze oddawał jego emocje i strach.
„Masz teraz trzy możliwości, zięciu!” – powiedział Władimirowicz, nie czekając na odpowiedź Saszy. „Wszystko pozostaje bez zmian: mieszkasz tu i budujesz swoją rodzinę i swoje życie! Albo, jeśli naprawdę chcesz wspólnego mieszkania, bierzesz nowy kredyt hipoteczny! Albo…”
– Lub?
“Albo spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd!” – warknął ojciec Sofii na zięcia.
Sasza natychmiast się uspokoił, cała bezczelność zniknęła z jego twarzy i wszedł do pokoju, który Sofia chciała przekształcić w pokój dziecięcy.
A Sofia, obserwując to wszystko, otworzyła oczy na męża jeszcze szerzej. Dopiero z pomocą ojca welon, który mąż tak pieczołowicie tkał przez ostatnie kilka lat ich małżeństwa, w końcu opadł.
Ale i tak małżeństwo to nie trwało długo.
Gdy tylko Władimir Aleksiejewicz wrócił wieczorem do domu, Sasza wpadł w furię na żonę, bo od początku nic mu nie powiedziała o tym mieszkaniu. Twierdził, że celowo go zwodziła, bo chciała zdobyć tak pięknego męża jak on. Ale nie zamierzał dłużej tolerować takiego upokorzenia. Szybko spakował swoje designerskie rzeczy i, nie biorąc kluczy do mieszkania, odszedł w stronę zachodzącego słońca.
On sam nie wniósł pozwu o rozwód; widocznie czekał, aż Sofia opamięta się i by móc sprowadzić męża do domu, spełni wszystkie jego warunki.
Ale tak się nie stało. Sofia nawet do niego nie zadzwoniła. Była tak zła na Saszę, że obwiniał ją o swoje przewinienia. To ona złożyła pozew o rozwód dwa tygodnie później, ale nie wcześniej niż Władimir Aleksiejewicz wymienił zamki w jej domu, na wszelki wypadek.
Ponieważ nie mieli nic do podziału, szybko się rozwiedli, choć Sasza próbował coś wycisnąć z Sofii, ale sąd odrzucił wszystkie żądania, bo cała nieruchomość została kupiona przez Sofię i jej ojca przed ślubem, a to, że zaczął remontować jeden pokój w mieszkaniu i wydał na to jakieś trzydzieści tysięcy z własnej kieszeni… Cóż, to jego prywatna sprawa. I tak nigdy nie dostał za to odszkodowania.
A po procesie w przypływie wściekłości rzucił pracę i wrócił do poprzedniego miejsca pracy, tylko po to, żeby pokazać byłej żonie, jak wspaniałego męża straciła…