„Mamo, Natasza knuje przeciwko tobie złe rzeczy” – ostrzegł Marię Siemionownę zmarły syn. – Nie przyjmuj od niej żadnego jedzenia ani napojów. Ona potrzebuje naszego domu, mamo. Ona chce cię zniszczyć. Wynieście ją stamtąd tak szybko jak to możliwe…
Dzień wcześniej Maria Siemionowna zobaczyła we śnie swego zmarłego syna. Grigorij podszedł do niej, wziął ją za rękę i powiedział, że bardzo za nią tęskni.
„Mamo” – powiedział cicho – „wiem, że ty też za mną tęsknisz”. Pamiętaj, że zawsze jestem, nawet jeśli mnie nie widzisz. Ochronię cię.
Maria Siemionowna odsunęła się, by spojrzeć synowi w oczy. W jego spojrzeniu widać było czułość i troskę, a ona nie potrafiła powstrzymać łez.
„Tak bardzo za tobą tęsknię, synu” – wyszeptała, ocierając policzki. – Nie mogę uwierzyć, że już cię tu nie ma.
– Przychodź do mnie częściej, mamo. Czuję się tak dobrze, kiedy jesteś blisko…
Maria Siemionowna skinęła głową, czując, jak ciepło rozlewa się po jej wnętrzu. Ponownie przytuliła syna, próbując zapamiętać każdą sekundę tej chwili. Gregory uśmiechnął się, pogłaskał ją po policzku i powiedział:
„Kocham cię, mamo” – powiedział, po czym zniknął w jasnym świetle. – I zawsze będę kochać.
Maria Siemionowna obudziła się z lekkim uśmiechem na ustach. W jej duszy zrodziła się nadzieja, że jej syn rzeczywiście nadal się nią opiekuje. Rano emeryt postanowił udać się na cmentarz, aby spełnić swoją prośbę.
Po nagłym podmuchu chłodnego wiatru Maria Siemionowna mocniej zapięła płaszcz i powoli podniosła się z niskiej ławki. Patrząc na drewniany krzyż ze zdjęciem syna, wyszeptała ledwie słyszalnie:
– Pójdę synu… Wpadnę innym razem…
Poruszała się między grobami i wkrótce znalazła się przy wyjściu z cmentarza. Odwróciła się po raz ostatni, szybko przeżegnała się i ruszyła do domu. Powtarzała tę trasę przez kilka miesięcy, odkąd nagle zmarł jej syn.
Gregory miał zaledwie trzydzieści lat. Ostatnie lata życia spędził w mieście ze swoją żoną Natalią, której Maria Siemionowna szczerze nie lubiła. Uważała, że to przez tę kobietę jej syn zmarł przedwcześnie. Miało to swoje przyczyny: ciągłe kłótnie z powodu tego, że Natalia nie pracowała i nie dbała o dom, stały się przyczyną poważnej choroby Grigorija. Nawet po dwóch operacjach jego stan szybko się pogarszał, gdyż Natalia, jak twierdził, nie tylko ignorowała zalecenia lekarzy, ale również nie przygotowywała mu odpowiedniego pożywienia. Wspomnienia te tylko zwiększyły wrogość Marii Siemionowny do synowej, która po śmierci syna przerodziła się w prawdziwą nienawiść.
Na pogrzebie Grigorija Maria Siemionowna nawet nie spojrzała na Natalię, stojącą z boku wraz ze swoimi przyjaciółmi i współpracownikami. Sama Natalia, która również nie żywiła ciepłych uczuć do swojej teściowej, nieustannie z niej szydziła i rozsiewała plotki. Potem już nigdy się nie spotkali.
Po pewnym czasie do Marii Siemionowny dotarły pogłoski, że Natalia znalazła nowego mężczyznę i wyjechała do Moskwy. Nie sprawdziła jednak, czy to prawda i wkrótce zapomniała o istnieniu swojej synowej.
Zbliżając się do domu, Maria Siemionowna zauważyła swojego sąsiada, Pawła Jegorowicza, siedzącego przy furtce. Czytał gazetę, opierając się plecami o ogródek przed domem. Nie słysząc jej kroków, wzdrygnął się, gdy gazeta nagle zniknęła mu z rąk. Ponieważ starzec był lekko przygłuchy, Maria Siemionowna nachyliła się ku niemu i zapytała głośno:
– Co tu robisz, Jegoryczu?
Paweł Jegorowicz wstał, rozprostował zdrętwiałe nogi i machnął ręką gdzieś na bok.
„Czekam na ciebie” odpowiedział, również podnosząc głos. — Chciałem cię ostrzec: będziesz miał gościa. Właśnie wyszedłem. Młoda dziewczyna przedstawiła się jako Natalia.
Maria Siemionowna zbladła, zdając sobie sprawę, o kim mówią. Złapała sąsiada za rękaw, pociągnęła go za sobą i wyjęła klucz do furtki. Kiedy wrócili do domu, postawiła czajnik na kuchence i zaprosiła Pawła Jegorowicza, żeby usiadł.
– Kiedy powiedziałaś, że ta Natalia przyjechała? — zapytała po długiej ciszy. — Nie wyjaśniła, dlaczego musiała się ze mną spotkać?
Paweł Jegorowicz pokręcił głową.
„Nie wiem” – odpowiedział. — Pukałem do twojej bramy przez pół godziny, aż wyszedłem i powiedziałem, że cię nie ma. Twierdziła, że pilnie musi się z tobą zobaczyć. Posiedziała ze mną chwilę, a potem wyszła, prawdopodobnie po to, żeby pójść do sklepu.
Paweł Jegorowicz zawahał się chwilę, ale włożył swoją zniszczoną czapkę z nausznikami, którą nosił przez cały rok, i ruszył do drzwi.
„Pójdę, Siemionowno” – mruknął. — Owsianka na kuchence nie była dostatecznie ugotowana. Może wpadnę później.
Kiedy odszedł, Maria Siemionowna zdjęła z pieca wrzący czajnik, nalała mleka głodnemu Barsikowi i usiadła przy oknie, zastanawiając się, czego mogłaby potrzebować jej synowa. Ale nie minęło nawet dziesięć minut, gdy ktoś niecierpliwie zapukał do furtki. Zbliżając się do okna, Maria Siemionowna zobaczyła Natalię. Westchnęła, zarzuciła płaszcz, wyszła na podwórze i otworzyła furtkę.
– Dlaczego przyszedłeś? — zapytała chłodno Maria Siemionowna.
Natalia wyprostowała kosmyki włosów, które wypadły jej spod szalika, i z ponurym wyrazem twarzy uśmiechnęła się z poczuciem winy.
„Miałam tu… kłopoty” – powiedziała, wskazując na walizkę i dużą kraciastą torbę u swoich stóp. — Wczoraj był pożar. Pozostało tylko to. Czy mógłby mi Pan pozwolić zostać u Pana na noc przez co najmniej tydzień?
Maria Siemionowna znów skrzywiła się z niezadowolenia, ale niespodziewanie dla siebie machnęła ręką, zapraszając Natalię do wejścia.
„Spędź noc…” mruknęła, wchodząc po schodach. – Dokąd indziej mógłbyś pójść? Dlaczego podróżowałeś tak daleko?
Natalia nagle się zatrzymała i zrobiła obrażoną minę.
– Jeżeli nie jesteś zadowolony, po prostu to powiedz! Pójdę do innych, skoro jestem tu niezaproszony. Myślałam, że jesteśmy spokrewnieni, ale okazało się… No weź!
Zabrawszy swoje rzeczy, zdecydowanie odeszła, ale Maria Siemionowna złapała ją za rękę.
„Okej, nie obraź się” – uśmiechnęła się pojednawczo. – Żyj tak długo, jak potrzebujesz, nie przeszkadza mi to. Chodźmy, zrobię ci herbaty.
Słysząc to Natalia rozpromieniła się i zaczęła dziękować swojej teściowej za pomoc w trudnych chwilach. Potem szybko weszła do domu i zaczęła czekać, aż Maria Siemionowna podgrzeje obiad. Gdy stół został nakryty, Natalia łapczywie rzuciła się na swoją porcję zupy i nie przestawała, dopóki talerz nie został opróżniony.
– Może opowiesz mi o pożarze? — zapytała Maria Siemionowna po obiedzie. — Jak to się wszystko stało?
Natalia zarumieniła się, jakby nie spodziewała się tego pytania i zakryła twarz dłońmi.
„No więc obudziłam się w nocy, bo poczułam zapach spalenizny: paliły się zasłony, potem ogień przeniósł się na tapety i meble…” – opowiadała drżącym głosem. „Złapałem wszystko, co mogłem znaleźć i wybiegłem z mieszkania. Potem straciłem przytomność z powodu dymu i zabrano mnie do szpitala. Mówią, że to przez stare okablowanie. Może gdzieś było zwarcie…
Maria Siemionowna uśmiechnęła się i podejrzliwie spojrzała na synową.
– Dziwny. Grigorij wymienił instalację elektryczną całkiem niedawno, niecałe dwa lata temu. Pożyczył ode mnie pieniądze, bo powiedział, że nie ma ich wystarczająco dużo na lampy.
Natalia zrobiła się fioletowa i głośno prychnęła, przez co Barsik, który siedział obok niej, podskoczył i czmychnął pod stół.
– Skąd mam wiedzieć? Może zrobił coś złego! Albo nastąpiło przepięcie, albo sąsiedzi potajemnie się podłączyli. Jeśli mi nie wierzysz, pojedź do miasta i przekonaj się sam!
Maria Siemionowna spojrzała na nią surowo, prosząc, aby się uspokoiła.
– Dobra, nie denerwuj się. „Po prostu marudzę jak stara baba” – powiedziała spokojnie. — Wszystko może się zdarzyć. Nie oskarżam cię o nic. Chodźmy spać, jest już późno.
Zaprowadziła Natalię do pokoju na zapleczu, pościeliła stare łóżko, a gdy synowa się położyła, wróciła do domu. Długo siedziałem przy oknie, słuchając gwizdu słowika dochodzącego gdzieś z oddali i zastanawiając się, co robić dalej. Nadal nie znajdując odpowiedzi, poszedłem spać.
Następnego ranka, zostawiając Natalię pod opieką, Maria Siemionowna udała się tam, gdzie jeździła co dwa tygodnie – do sierocińca położonego niedaleko wioski. Tam czekała na nią dziewięcioletnia Warja, dziewczynka o czarnych włosach i smutnych zielonych oczach, wnuczka zmarłej na raka przyjaciółki Marii Siemionowny, Olgi.
Kupiwszy słodycze w sklepie, wsiadła do autobusu i po pół godzinie była na miejscu. Gdy tylko Maria Siemionowna weszła do schronu, spotkała ją Waria, która podbiegła do niej i przytuliła ją tak mocno, że musiała się mocno postarać, żeby się uwolnić. Odprowadziwszy dziewczynę na bok, wręczyła jej torbę z prezentami i posadziła ją sobie na kolanach.
„Wowa i Miszka mnie dręczą” – poskarżyła się Warja, łapczywie pochłaniając tabliczkę czekolady. – Wczoraj schowali mi torbę szkolną i nauczyciel mnie zrugał. Czuję się tu źle! Chcę iść do domu…
Maria Siemionowna pogłaskała ją po włosach i uśmiechnęła się smutno.
„Wiem” – powiedziała cicho. – Proszę o chwilę cierpliwości. Może zabiorę cię stąd. Do tego czasu… bądź silny jak Twoja babcia.
Varya oblizała palce umazane czekoladą i uniosła nos.
– Naprawdę mnie zabierzesz? — wyszeptała gorąco. — Czy będę mieszkać z tobą?
Aby nie zachęcać dziewczyny za bardzo, Maria Siemionowna tylko skinęła głową i uszczypnęła ją w policzek. Po chwili spojrzała na zegarek i położyła Varyę na podłodze.
„Muszę iść, Varyusha” – uśmiechnęła się, poprawiając kołnierz swetra. – Będę tam niedługo. Czy mam ci przynieść coś specjalnego? Lalka czy książka?
Varya zastanowiła się przez chwilę, po czym energicznie pokręciła głową.
„Nie, mam wszystko” – odpowiedziała, patrząc w dół. – Po prostu przyjdź. Będę czekać…
Maria Siemionowna otarła łzę, pożegnała się i szybko ruszyła w stronę wyjścia. Choć chciała zabrać biedactwo, komisja odmówiła przyznania jej opieki ze względu na jej wiek i samotność. Ale za każdym razem, gdy okłamywała Warię, że wkrótce ją zabierze, Maria Siemionowna czuła się winna. Jednak bez tego kłamstwa dziewczyna straciłaby nadzieję, a na to staruszka nie mogła pozwolić.
Wracając do domu, Maria Siemionowna zastała Natalię na podwórzu, gdzie rozwieszała wyprane ubrania. Poprosiwszy synową, aby usiadła, opowiedziała jej o Varyi i zaproponowała pomoc w zorganizowaniu opieki nad nią.
– Może powinieneś ją zabrać dla siebie? „zasugerowała ostrożnie, patrząc na Natalię z nadzieją. – Możesz tu zostać, dom jest duży. Zapłacą za Varyę, i to niemałe pieniądze…
Wysłuchawszy teściowej, Natalia spojrzała na nią dziwnie i uśmiechnęła się pogardliwie.
„Nie ma mowy” – pokręciła głową. — Bóg nie dał mi własnych dzieci, więc na pewno nie zabiorę cudzych. Po co mi to bezdomne dziecko? A jak można wychować dziecko bez mężczyzny?
Maria Siemionowna, wyczerpana, drżącymi rękami szarpała swój stary beret.
„Cóż, mężczyznę można nabyć, a takich jest tu wielu…” – zaprotestowała słabo. — A ja zajmę się Varią. Zgodnie z dokumentami będzie on zarejestrowany wyłącznie na Twoje nazwisko. Chciałbym Cię tutaj zarejestrować…
Kiedy Natalia usłyszała słowo „rejestracja”, jej oczy zabłysły chciwie i szybko rozejrzała się po domu. Oceniła jego wielkość, podskoczyła i wróciła do prania w misce.
„Nie wiem, muszę się zastanowić” – powiedziała, unikając wzroku teściowej. – To nie jest kwestia, na którą można odpowiedzieć tak po prostu.
„Pomyśl dobrze” – poprosiła Maria Siemionowna, również wstając. — Varya przeżywa w schronisku bardzo trudne chwile. Każdego dnia wydaje się, że jest nas dwoje. Zapamiętaj to.
Zdecydowanie ruszyła w stronę domu, zostawiając Natalię samą z mokrym praniem.
Czas mijał, a Natalia nadal mieszkała ze swoją teściową i nie miała zamiaru nigdzie się wybierać. Jej ostentacyjna pracowitość rozpłynęła się jak poranna mgła. Całymi dniami albo leżała na kanapie przed telewizorem, albo robiła sobie manicure, albo znikała gdzieś do wieczora i wracała wstawiona. Już dawno zapomniała o prośbie Marii Siemionowny o adopcję Wari. Myśl o otrzymaniu pozwolenia na pobyt w domu przestała ją niepokoić, żyła więc beztrosko kosztem innych, nie odczuwając ani krztyny współczucia ani do sieroty, ani do teściowej.
Kiedy cierpliwość Marii Siemionowny się wyczerpała, przyparła synową do muru i postawiła jej surowe ultimatum.
„Albo zaczniesz szukać pracy, albo spakuj swoje rzeczy i wynoś się” – powiedziała przez zaciśnięte zęby, patrząc gniewnie na zdezorientowaną Natalię. – Siedziałeś mi na karku przez trzy miesiące! W tym czasie można było zająć się czymś innym, niż włóczeniem się po wiosce lub leżeniem przed telewizorem.
Natalia z dumą podniosła głowę, usiadła na krześle i skrzyżowała nogi.
– A gdzie ja tu znajdę pracę? – prychnęła, patrząc z pogardą na teściową. — Czy powinienem zostać sprzątaczem?
Twarz Marii Siemionowny wykrzywiła się ze złości, a ona tupnęła nogą tak mocno, że podłoga zadrżała.
„Och, spójrz na nią, jaka księżniczka” – zażartowała. — Widzisz, ona wstydzi się, że jest sprzątaczką. Przez całe życie pracowałam jako pielęgniarka w szpitalu i nic się nie wydarzyło. I przyzwyczaisz się do tego.
Natalia prychnęła pogardliwie i ugryzła się w wargę.
„Zobaczmy, kto tu jest księżniczką” – mruknęła, odwracając się w stronę okna.
Na szczęście dla niej, Maria Siemionowna nie usłyszała ostatniego zdania. Natalia szybko zniknęła za drzwiami, a jej teściowa długo siedziała w ciemnościach, rozmyślając, jak wpłynąć na synową.
Wszelkie próby Marii Siemionowny, aby sprowadzić Natalię na ziemię, były bezskuteczne. Nie chciała pracować ani pomagać w domu. Wkrótce zaczęła być otwarcie niegrzeczna i zachowywać się tak, jakby dom należał do niej. Nawet wyrzuty Pawła Jegorowicza, częstego gościa Marii Siemionowny, nie odniosły skutku.
„To nie twoja sprawa” – odpowiedziała Natalia ze złością, gdy starzec próbował sprowadzić ją na ziemię. – Idź do swojego miejsca i tam wydaj rozkazy. Poradzimy sobie z tym sami.
Jednak uparta sąsiadka nadal przywoływała ją do porządku, ignorując jej ataki. Pewnego dnia, nie zastawszy Natalii w domu, zaproponował Marii Siemionownie, aby wyrzuciła bezczelnego pasożyta.
„Wyrzuć jej rzeczy na ulicę i po sprawie” – powiedział, zauważając zmęczenie sąsiada. – Dlaczego ją tolerujesz? Już dawno bym ją pobił paskiem i wyrzucił za drzwi. Ona jest prawdziwą jędzą.
Maria Siemionowna machnęła rękami.
„To nie jest zbyt dobre” – mruknęła zawstydzona. — Przecież ona jest krewną. Miała problem, pożar. A ona nie ma dokąd pójść: jej rodzice nie żyją już od dłuższego czasu. Nadal mam nadzieję, że dojdzie do siebie…
Paweł Jegorowicz parsknął śmiechem, ale potem spojrzał poważnie na Marię Siemionownę.
„Ostatnio spotkałem twoją Natalię w sklepie z narzędziami” – wspominał, pocierając brodę. — Wybierałem łopatę, gdy usłyszałem, jak prosi sprzedawczynię o trutkę na szczury. Sprzedawczyni dała jej butelkę płynnej trucizny, a Natalia rozejrzała się ukradkiem i wsadziła ją do torby. Czy wiesz, dlaczego tego potrzebowała?
Maria Siemionowna poczuła wewnętrzny chłód.
„Nie wiem” – wyszeptała. — Już dawno nie miałem szczurów, Barsik wszystkie udusił. To jest dziwne. Czy jesteś pewien, że nie popełniłeś błędu?
Paweł Jegorowicz pokręcił głową.
„Nie, nie ma tu żadnego oszustwa” – machnął ręką. — Ja sam niedawno kupiłem taką samą truciznę. Pięć szczurów padło w ciągu 24 godzin. Upewnij się, że nie będzie Cię częstować niczym. Wszystko może się zdarzyć. Rozgrzałeś węża na swojej szyi…
Po jego wyjeździe Maria Siemionowna zażywała krople nasercowe: wieść o dziwnym zakupie jej synowej sprawiła, że jej serce zaczęło walić jak szalone. Uspokoiwszy się, postanowiła nie przyspieszać sytuacji i poczekać.
Marii Siemionownie znów przyśnił się jej syn Grisza. Stał w drzwiach i patrzył na nią z niepokojem.
„Mamo” – powiedział cicho – „nie przyjmuj niczego z rąk Natalii”.
– Dlaczego, synu? — zapytała Maria Siemionowna, czując, jak jej serce się kurczy.
„Ona… ona nie jest tą, za którą się podaje” – odpowiedział Grisza drżącym głosem. – Uważaj.
Maria Siemionowna obudziła się zlana zimnym potem, serce waliło jej jak szalone. Zrozumiała: to nie był tylko sen. Przez całe życie polegała na swojej intuicji, a teraz ona krzyczała do niej: „Niebezpieczeństwo!”
Już następnego dnia, kiedy Maria Siemionowna wróciła ze schroniska, Natalia poczęstowała ją herbatą, którą wcześniej przygotowała. Poczekawszy, aż teściowa usiądzie przy stole, nalała jej pełną filiżankę i wrzuciła kilka kostek cukru.
— Co cię dzisiaj napadło? – uśmiechnęła się Maria Siemionowna mieszając napój. — Po prostu cię nie poznaję…
Natalia uśmiechnęła się zadowolona i wciągnęła aromatyczną parę z herbaty.
„No cóż, po prostu postanowiłam zrobić dla ciebie coś miłego” – powiedziała szybko, bez cienia szczerości. – Kłócimy się cały czas: to jest złe, to nie jest rodzinne. Musimy znaleźć kompromis. Pomyślałem o tym i postanowiłem pójść z tobą do tej Varyi. Dlaczego dziecko powinno być trzymane w domu opieki publicznej? Dopełnimy formalności i przywieziemy ją do nas. Już niedługo nadejdzie jesień – przygotujmy dziewczynkę do szkoły, zróbmy coś miłego dla niej i dla siebie.
Maria Siemionowna, udając, że cieszy się z tych słów, błogo zamknęła oczy i odchyliła się na krześle. Ale nagle, jakby słysząc jakiś dźwięk dochodzący z ogrodu, przywarła do okna i krzyknęła:
– O mój Boże, jakiś pies rozszarpuje Barsika! On cię ugryzie na śmierć! Po co tam siedzisz, Natalio? Uciekaj, wyrzuć ją!
Natalia zerwała się z miejsca, chwyciła pogrzebacz z pieca i wybiegła na ulicę, a Maria Siemionowna szybko zamieniła filiżanki i zaczęła czekać na jej powrót. Natalia, pobiegawszy po ogrodzie i nie znajdując nikogo, ani Barsika, ani psa, wróciła do domu i rzuciła pogrzebacz na podłogę.
„Nikogo tam nie ma” – mruknęła, biorąc łyk z kubka. — Wyobraziłeś to sobie!
Wypiwszy herbatę, wstała i znów ruszyła w stronę wyjścia, ale tuż przy drzwiach nagle upadła i złapała się za głowę.
– Pali! — krzyknęła, tarzając się po podłodze. – Jakie bolesne! O mój Boże, umieram!
Jej twarz zbladła, oczy zrobiły się czerwone, a głos chrypliwy i przerywany.
— Doktorze! – wychrypiała, błagalnie patrząc na teściową. — Zadzwoń po karetkę!
Maria Siemionowna podbiegła do niej i mocno potrząsnęła ją za ramiona.
— Chciałeś mnie otruć? „krzyknęła, ignorując jęki synowej. – Odpowiedz! Chciałeś mnie zabić?
Natalia pokręciła głową i zwiotczała.
„Chciałam…” wyszeptała, tracąc przytomność.
Maria Siemionowna ostrożnie opuściła ją na podłogę, po czym podeszła do telefonu i wezwała karetkę.
„To prawda, rozgrzała węża na szyi” – mruknęła, odkładając słuchawkę. — Do czego zaufanie może prowadzić…
Godzinę później, gdy ratownicy medyczni zabrali Natalię, Maria Siemionowna opowiedziała wszystko policjantom, którzy przybyli na wezwanie. Wezwała na świadka Pawła Jegorowicza. Sąsiad potwierdził, że widział Natalię kupującą truciznę. Policja, po przeprowadzeniu krótkiego przesłuchania, odjechała, nie stawiając Marii Siemionownie żadnych zarzutów.
„Dziękuję za uratowanie mi życia” – uśmiechnęła się, zostając sama z sąsiadką. — Ze swoim chorym sercem na pewno nie przeżyłbym tego przyjęcia herbacianego. A Natalia… Jest młoda, da sobie radę. Po prostu już jej więcej nie wpuszczę.
„I słusznie” – poparł ją Paweł Jegorowicz. – Od dawna ci powtarzałem, żebyś pozbył się tego pasożyta.
Maria Siemionowna ze wstydem spuściła wzrok i zaczęła nakrywać do stołu, a sąsiad zapalił starą fajkę, wypełniając kuchnię niebieskim dymem.
„Wiesz, o czym myślałem” – powiedział niepewnie, wydmuchując kółka z dymu. – Od ilu lat mieszkasz sam? Ja też jestem sam… Może powinniśmy…
Zawahał się i spojrzał na sąsiadkę, mając nadzieję, że ona zrozumie jego myśl.
– Co, proponujesz, żebyśmy się spotkali? Na starość? – zaśmiała się Maria Siemionowna.
Paweł Jegorowicz omal nie upuścił telefonu i nie zarumienił się.
– I co? „To dobry pomysł” – nagle się zaśmiała. — Szkoda, że nie pomyśleli o tym wcześniej. Varya już dawno zostałaby zabrana.
Paweł Jegorowicz odetchnął z ulgą, wytrząsnął popiół z fajki na spodek i podniósł filiżankę z herbatą.
– No to wypijmy za nasze wspólne życie! — oznajmił zwracając się do Marii Siemionowny.
– Dla nas! — odpowiedziała ze śmiechem.
Kilka miesięcy po wszystkich wydarzeniach los w końcu uśmiechnął się do Marii Siemionowny: komisja pozwoliła jej objąć opiekę nad Warią. Nie było jasne, kto był szczęśliwszy, dziewczyna czy starsza kobieta, ale obie promieniały szczęściem przez całą drogę do domu i nieustannie się do siebie uśmiechały. Natalia już się nigdy nie pojawiła. Maria Siemionowna wiedziała, że ona żyje, lecz nie chciała się z nią spotkać. Niech Bóg ją osądzi.