„Andriej, znowu?” Marina rzuciła telefon na kanapę. „To samo co weekend”.
Nie ma dla ciebie dodatkowego miejsca w naszym mieszkaniu – oświadczyła synowa swojej teściowej.
– Co się stało?
„Dzwoniła twoja mama. Pytała, czy przyjedziemy w niedzielę. Zgodnie z planem – wtorek, godzina 17:00, teściowa dzwoni.”
— I co z tego? Nie było nas tu od dwóch tygodni.
„Już trzy weekendy z rzędu nas nie było!” Marina opadła na kanapę. „Czemu nie mogę po prostu odpocząć w domu? Siedzę na nogach sześć dni w tygodniu w tym cholernym sklepie. W niedzielę chcę tylko być foką, leżeć i oglądać seriale”.
– No to zatrzymajmy się na przynajmniej godzinkę.
„Właśnie o to chodzi, ‘przynajmniej’. To tak, jakbyś przynosiła jałmużnę. ‘O, mój syn przyjechał!’” – przedrzeźniała teściową. „A potem zaczyna się: ‘Zostań na lunch’, ‘Zrobiłam pierogi’, ‘Jak tam w pracy?’”.
– Marin, cóż, to normalne, że jesteś zainteresowany.
— Tak, zwłaszcza gdy za każdym razem zadawane są te same pytania. Słuchaj, idź sam, dobrze? Mam trochę ból głowy.
Andriej westchnął. Te nagłe bóle głowy zaczęły się podejrzanie regularnie, tuż przed wizytami żony u matki.
— Przynajmniej ją wtedy ostrzegę.
„I zróbmy to bez tego wyrzutu!” – warknęła Marina. „Co, mamy teraz poświęcać każdy weekend mojej teściowej? Czy my nie mamy własnego życia?”
— Tak. Teraz marnujesz go na skandal, zamiast pójść na godzinę do starszej osoby.
„Starsza kobieta?” prychnęła Marina. „Ma sześćdziesiąt dziewięć lat! Przeżyje ciebie i mnie. A tak w ogóle, to szłam do sklepu”.
— Ile razy w tym tygodniu?
— Mam prawo! To mój weekend i moje życie.
Następnego dnia, gdy Andriej był w pracy, zadzwoniła sąsiadka jego matki:
„Andriusza! Wezwałam karetkę dla Wiery. Przyszła prosić o sól i była blada jak ściana. Trzymała się za brzuch i ledwo mogła mówić.
— Co się z nią stało? Do którego szpitala ją zabrali?
— Do pierwszego szpitala miejskiego. Powiedziałem karetce, że tam będziesz.
Na oddziale ratunkowym unosił się zapach wybielacza, lęku i Corvalolu. Marina ostentacyjnie przewijała telefon, podczas gdy jej mąż biegał między recepcją a gabinetem lekarskim na oddziale ratunkowym.
„Może powinieneś iść do domu?” Andriej nie mógł się powstrzymać. „Ja zostanę tutaj”.
„Wreszcie jakiś rozsądny pomysł” – powiedziała, wstając. „Siedzę tu już dwie godziny i nic nie robię. Zadzwoń, jak tylko się czegoś dowiesz”.
Kiedy Marina wyszła, z gabinetu wyszedł lekarz:
— Czy Nikołajewa ma jakichś krewnych?
– Tak, jestem synem.
„Potrzebuję pilnej operacji. Zapalenie otrzewnej. Powinieneś był poczekać jeszcze parę godzin, na Boga…”
Następne trzy tygodnie minęły jak w mgnieniu oka.
Andriej codziennie chodził do szpitala, biorąc wolne w pracy. Marina wpadała kilka razy, przynosząc teściowej czystą koszulę nocną i pojemnik z jedzeniem, którego nie wolno jej było jeść.
„Czemu tam tkwisz całymi dniami?” – zapytała męża. „Są tam pielęgniarki i lekarze”.
Kiedy Wierę Nikołajewnę przeniesiono z oddziału intensywnej terapii na oddział stacjonarny, zdjęto jej wszystkie dreny i szwy, a pojawiła się kwestia wypisu ze szpitala.
„Mama zostanie z nami, dopóki nie wyzdrowieje” – powiedział Andriej żonie. „Nie może być sama. Nie może chodzić; to była skomplikowana operacja, pełna operacji”.
Marina zamarła z filiżanką kawy w dłoniach:
– Co?!
„Ona potrzebuje opieki. Trzeba ją zabrać na opatrunki, a teraz trudno jej o siebie zadbać…”
„Może i mamy dwupokojowe mieszkanie, ale jest malutkie! Gdzie je upchniesz?”
– Tymczasowo, dopóki nie stanie na nogi.
„Nie musisz pytać mnie o zdanie? To przecież też mój dom!”
„Marina, czemu tak mało się zachowujesz? Ten facet naprawdę potrzebuje pomocy”.
„Dokładnie – pomóż! I nie tylko zamieszkaj z nami. Możesz przynieść zakupy i się oczyścić.”
— Ona potrzebuje stałej opieki.
— Świetnie! Zajmij się nią sam. Tylko pamiętaj – będziesz spał w kuchni.
Następnego dnia Andriej przyprowadził matkę. Wiera Nikołajewna, która znacznie schudła i wyglądała na wycieńczoną po pobycie w szpitalu, cicho usiadła na brzegu sofy:
„Nie martw się, nie będę długo. Tylko dopóki nie wyzdrowieję.”
Marina zatrzasnęła drzwi sypialni.
Pierwszy dzień minął stosunkowo spokojnie – Marina ostentacyjnie ignorowała teściową, zamykając się w swoim pokoju. Drugiego dnia zaczęły się prowokacje.
„Marino, chcesz herbaty?” – nieśmiało zapytała rano Wiera Nikołajewna.
„Jakoś sobie poradzę” – warknęła synowa, głośno brzęcząc kubkami. „Właściwie jestem w domu, nie w odwiedzinach. Na razie jestem w domu”.
Tego wieczoru podgłośniła muzykę, udając, że sprząta. Wiera Nikołajewna siedziała w kącie sofy, starając się zajmować jak najmniej miejsca.
„Marin, proszę, zachowaj trochę zdrowego rozsądku” – błagał Andriej. „Człowiek potrzebuje odpoczynku po operacji”.
„Ale ja potrzebuję przestrzeni osobistej!” krzyknęła. „Gdzie mam ją znaleźć? W łazience? Na balkonie?”
Rano celowo głośno trzaskała drzwiami. Rozmawiała przez telefon w kuchni, opowiadając znajomym, jak to „niektóre teściowe kompletnie oszalały”. Umyślnie zaniedbywała odkładanie naczyń, jakby chciała powiedzieć: „Jestem w domu, mogę robić, co chcę”.
Wiera Nikołajewna starała się nie wychodzić z pokoju bez potrzeby. Rozumiała, że jej synowa celowo prowokuje skandal.
Po tygodniu takiego życia zadzwoniła do syna:
– Andriusza, zabierz mnie do domu. Już czuję się lepiej.
— Do jakiego domu? Jeszcze nie możesz iść sam!
– Tak, tak. Dam sobie radę.
Nie powiedziała synowi, że słyszała nocną rozmowę.
Marina syknęła: „Mam dość życia jak na podwórku! To moje mieszkanie! Mam prawo do przestrzeni osobistej!”
W dniu wyjazdu Wiera Nikołajewna powoli pakowała swoje rzeczy. Każdy ruch był dla niej walką – blizny wciąż ją bolały i szczypały. Andriej zszedł na dół, żeby ogrzać samochód.
Marina stała w drzwiach, obserwując przygotowania:
„Wreszcie” – mruknęła. „Zrobili z tego miejsca hotel. Myślisz, że możesz sobie tak po prostu wtargnąć do czyjegoś domu tylko dlatego, że jesteś chory?”
Wiera Nikołajewna w milczeniu wkładała rzeczy do torby.
„A tak w ogóle, to wszystko jest trochę dziwne. Nie mieszkamy razem od pięciu lat, a potem nagle się spieszymy. Nawiasem mówiąc, Andriej i ja mamy własne życie”.
Wiera Nikołajewna podniosła oczy:
„Nigdy nie zamierzałem tu zostać. Zobaczysz sam – wyjeżdżam”.
— Naprawdę? Myślę, że celowo zaaranżowałeś tę całą szopkę z chorobą. Jak w zegarku — twój syn miał kupić mieszkanie, a ty nagle zachorowałeś.
„To tak, jakby wybierali czas na chorobę. A co do mieszkania – nie o tym rozmawialiśmy z Andriejem” – odpowiedziała cicho teściowa.
– Jakby! Pewnie ciągle mu gadałaś o tym, jaka jesteś samotna i nieszczęśliwa.
– Marin, jestem… od pięciu lat…
— Dokładnie! Przez pięć lat udawałaś, że jesteś idealną teściową. A potem, kiedy sytuacja się pogorszyła, przyszłaś prosto do nas. Wiesz co? Nie ma dla ciebie miejsca w naszym mieszkaniu. Ani teraz, ani nigdy.
„Dobrze, że w końcu powiedziałeś to wprost” – rozległ się głos Andrieja.
Stał w drzwiach. Po jego twarzy było widać, że słyszał całą rozmowę.
„Co ja powiedziałam?” Marina skrzyżowała ramiona na piersi. „Prawdę! Mam prawo mieszkać we własnym mieszkaniu, bez obcych!”
„Obcy?” Andriej powoli wszedł do pokoju. „Czy teraz mówisz o mojej matce?”
„Nawet o Papieżu! To nasz dom i nie muszę…”
„Wiesz co?” przerwał jej Andriej. „Przez pięć lat nigdy, słyszysz, nigdy nie powiedziałem nic złego twoim rodzicom. Chociaż był ku temu powód”.
– O czym ty mówisz! Przynajmniej moi rodzice nie mieszkają z nami tygodniami!
— Dokładnie. Przychodzą tylko w weekendy i siedzą tam do późna w nocy, twój ojciec pali w kiblu, mimo że wie o mojej astmie. A ja siedzę cicho. A ty nie tolerujesz mojej matki, która naprawdę potrzebuje pomocy?
„Nie zachowuj się jak święty! Masz już dość swojego perfekcjonizmu! Skoro jesteś takim wzorowym synem, to zamieszkaj z mamusią!”
– Wiesz… Myślę, że tak właśnie zrobię.
„Andriuszo, nie!” – przestraszyła się Wiera Nikołajewna. „Nie rób nic głupiego”.
„To nie bzdura, mamo. Właśnie w końcu zrozumiałem, z kim żyję. Z osobą niezdolną do elementarnej empatii”.
„O, zaczynamy” – Marina przewróciła oczami. „Teraz będziecie wszyscy szlachetni”.
„Nie, Marin. Właśnie wychodzę. Człowiek, który potrafi tak mówić do chorego. Który robi awanturę przez dwa tygodnie niedogodności. Który…”
„To spadaj!” krzyknęła Marina. „Znalazłeś wymówkę! Myślisz, że nie mogę bez ciebie żyć?”
Wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że zadzwonił żyrandol.
„Synu, nie rób tego” – Wiera Nikołajewna wzięła Andrieja za rękę. „To moja wina. Nie powinnam była się zgadzać na zamieszkanie z tobą”.
„Mamo, przestań” – powiedział, przytulając matkę. „To wcale nie twoja wina. Po prostu czasami ludzie potrzebują czasu, żeby pokazać swoje prawdziwe oblicze. Dwa tygodnie wystarczyły Marinie”.
Trzy dni później Andriej odebrał swoje rzeczy. Marina nie wychodziła z sypialni, gdy się szykował.
Już przy drzwiach powiedział:
— W poniedziałek złożę pozew o rozwód. Myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko.
Przez pierwszy tydzień Marina udawała, że nic się nie stało. Wysyłała SMS-y do znajomych, jak bardzo cieszy się, że „pozbyła się maminsynka”. Publikowała w mediach społecznościowych zdjęcia z kawiarni i klubów.
Potem zaczęła dzwonić do wspólnych znajomych:
„Wyobraź sobie, ta stara wiedźma celowo to wszystko zaaranżowała! Udawała, że jest chora, żeby nas poróżnić! I Andryusha dała się nabrać”.
Miesiąc później próbowała się pogodzić. Napisała do Andrieja w mediach społecznościowych i zadzwoniła do niego do pracy:
„No cóż, przepraszam, poniosło mnie. Po prostu byłam na krawędzi. Tyle pracy, byłam po prostu taka zmęczona…”
Andriej milczał.
„Spróbujmy wszystkiego od nowa?” – zasugerowała. „Jestem nawet gotowa pogodzić się z twoją matką”.
„Marin” – odpowiedział w końcu. „Nie chodzi o mamę. Chodzi o to, żeby zobaczyć prawdziwego ciebie. I żadne przeprosiny tego nie naprawią”.
“Zmarnowałaś sobie całe życie przez swoją matkę!” zaczęła się znowu złościć.
– Nie. Ratuję swoje życie przed mężczyzną, który nie umie kochać.
Rozwód przebiegł szybko. Marina nie stawiła się na rozprawie, mimo że swoją zgodę przesłała za pośrednictwem przedstawiciela.
Wspólni znajomi byli podzieleni. Ktoś zganił Andrieja:
— Zniszczył rodzinę z powodu jakiejś domowej kłótni!
„Naprawdę rozstałeś się z powodu matki?” – zapytał jego przyjaciel z dzieciństwa, Witalij. „Marina powiedziała mi, że twoja matka celowo to wszystko zaaranżowała”.
„Jak można udawać zapalenie otrzewnej?” odpowiedział zmęczony Andriej.
Inni wspierali:
„Zawsze wiedziałam, że jest samolubna” – powiedziała jego koleżanka Natasza. „Pamiętasz, jak zmarł twój ojciec? Nawet nie poszła na pogrzeb – urządziła imprezę firmową, rozumiesz”.
Marina aktywnie odgrywała rolę ofiary:
„Wymienił mnie za moją mamusię! Wyobrażasz sobie? Żyliśmy normalnie przez pięć lat, a potem moja teściowa postanowiła zamieszkać z nami na starość”.
„Co masz na myśli, przeprowadzka?” – Swieta, nasza wspólna przyjaciółka, nie mogła się powstrzymać, żeby nie zapytać pewnego dnia. „Mieszkała z tobą dwa tygodnie po szpitalu!”
– Jasne! To była tylko wymówka. Zapewniam cię, że później by się nie wyprowadziła.
Wiera Nikołajewna była zmartwiona:
„Andriuszu, może powinieneś się pogodzić? Widzę, że się nudzisz”.
„Wiesz, mamo” – odpowiedział jej syn, układając jej tabletki według dnia tygodnia. „Tęsknię za osobą, którą sobie stworzyłem. I za prawdziwą Mariną… Nie mogłem z nią mieszkać”.
Minęło sześć miesięcy. Marina rozpoczęła nowy związek, demonstracyjnie publikując zdjęcia ze swoim nowym chłopakiem. Pisała posty o „prawdziwych mężczyznach, którzy nie biegają do mamusi”. Ale czasami, późnym wieczorem, po kolejnym drinku pisała do Andrieja:
„Wrócisz do mnie. Kiedy twoja matka w końcu przestanie tobą manipulować”.
Andriej po cichu usunął wiadomości. A potem po prostu ją zablokował.
Pewnego dnia wpadli na siebie w centrum handlowym. Marina była z jakimś mężczyzną.
„Och, były!” powiedziała głośno, trzymając się towarzysza. „Poznaj tego maminsynka”.
Andriej skinął głową w milczeniu i poszedł dalej.
„Odejdź! Zrozumiałeś?” krzyknęła za nim. „Nawet nie rozumiem, jak mogłam z tobą żyć!”
Jej nowy towarzysz odwrócił się zawstydzony.
Tego samego wieczoru Marina napisała do Svety:
– Słuchaj, widziałem dzisiaj Andryukhę.
– No i co teraz?
— Nic. Już nic. Spotkałam go. I zdałam sobie sprawę, że nigdy mi nie wybaczy. A ja… naprawdę go nie kochałam. Po prostu przyzwyczaiłam się do jego obecności, do tego, że wszystko odbywa się według moich zasad.
Wiera Nikołajewna powoli wracała do zdrowia. Znów zaczęła pielęgnować swój ogródek na balkonie. Andriej wpadał często – już nie według ustalonego harmonogramu, tylko dla przyjemności.
„Wiesz, mamo” – powiedział kiedyś – „jestem ci wdzięczny”.
– Po co?
„Bo nigdy nie próbowałeś wpływać na moje życie. Nie mówiłeś mi, jak mam żyć. Po prostu mnie kochałeś i wspierałeś”.
„To normalne, synu. Na tym polega miłość – kiedy nie próbujesz zmienić kogoś, żeby pasował do ciebie”.
Marina nigdy nie zrozumiała, że problem nie tkwił w jej teściowej. Był w niej samej – w jej niezdolności do dostrzegania bólu innych, pragnieniu kontrolowania wszystkiego, braku elementarnej empatii.
Mówią, że przeciwności losu ujawniają prawdziwe oblicze człowieka. Dwa tygodnie po ślubie, po chorobie teściowej, ujawniły prawdziwą twarz Mariny. A ta twarz okazała się zbyt odrażająca, by ją zapomnieć.