„Lena, oszalałaś?” Nina Michajłowna odstawiła filiżankę herbaty na starą ceratę.
„Co masz na myśli, po prostu oddać mieszkanie? I gdzie je zabierzesz?”
Dałeś najstarszemu synowi mieszkanie, ale postanowiłeś zamieszkać z nami?
Synowa nie mogła uwierzyć w zachowanie teściowej.
Jelena Pietrowna w zamyśleniu mieszała łyżeczką herbatę rumiankową.
Na zewnątrz padał lekki jesienny deszcz, przez co stara kuchnia wydawała się wyjątkowo przytulna.
W kącie cicho szumiała potężna lodówka, która wiernie służyła od czasów jej męża.
Na parapecie rozkwitały bujne fiołki, jedyne pozostałości po pasji śp. Siergieja Iwanowicza do ogrodnictwa kwiatowego.
„Nin, podjęłam decyzję” – odpowiedziała spokojnie Elena Pietrowna, wygładzając i tak już idealnie płaski obrus. „Jak długo będziemy mogli patrzeć, jak Andriej i jego rodzina cierpią w wynajętych mieszkaniach? Tułają się już od dwunastu lat”.
„A co powie młodsza?” Nina Michajłowna pokręciła głową, a jej siwe loki, ułożone zgodnie z najnowszą modą, kołysały się w rytm jej ruchów. „Jak Pawlik to przyjmie?”
Elena Pietrowna westchnęła ciężko. Zadawała sobie to pytanie setki razy w ciągu ostatniego miesiąca.
„Zamieszkam z nim. Mają córeczkę, Sophię, i potrzebują pomocy. Olga chce wrócić do pracy, a babcia u boku oznacza, że będzie mogła opiekować się dzieckiem, gotować i sprzątać”.
„I planujesz mieszkać w pięć osób w jednopokojowym mieszkaniu?” Nina Michajłowna wydęła usta z dezaprobatą.
„Mieszkanie jednopokojowe?” Elena Pietrowna uśmiechnęła się smutno. „Byłaś ostatnio u Pawlika? Trzy lata temu się rozszerzyli i wynajęli dwupokojowe mieszkanie w sąsiednim budynku. Jest trochę ciasno, oczywiście, ale na razie wystarczy…”
Nie dokończyła, odwracając się do okna. Krople deszczu spływały po szybie, łącząc się w kręte ścieżki. Zupełnie jak łzy, które ukradkiem ocierała wczoraj, przeglądając stare fotografie.
„Lena, może ci się spieszy?” Nina Michajłowna podeszła bliżej, obejmując dłoń przyjaciółki. „Siergieja nie ma już pięć lat, a ty dopiero co oprzytomniałaś. Po co takie poświęcenia?”
„Jakie poświęcenia, Nino?” Głos Eleny Pietrowna nabrał stalowego tonu. „Jestem matką, czy co? Andriej i Marina od lat oszczędzają na wkład własny, a ceny ciągle rosną. Dimka zaczyna siódmą klasę, wkrótce studia, a oni mają korepetycje. I nadal mieszkają w wynajmowanych mieszkaniach. Nie mogę spać po nocach, sama sobie to wyobrażam…”
Zamilkła, próbując opanować drżenie głosu. Nina Michajłowna czekała cierpliwie, znając charakter przyjaciółki – gdy Elena Pietrowna już podjęła decyzję, nie dało się jej zmienić.
„Wiesz” – kontynuowała Jelena Pietrowna po chwili – „czuję się winna z powodu Andrieja. Kiedy był mały, ciągle pracowałam. Na dwóch etatach, w szkole wieczorowej, udzielałam korepetycji. Siergiej był wtedy na studiach magisterskich, a pieniądze były desperackie. A potem urodził się Pawlik…”
„Lena, chodź!” przerwała jej Nina Michajłowna. „Jesteś najlepszą matką, jaką można sobie wyobrazić. Obaj twoi synowie wyrośli wspaniale”.
„Dorośli” – skinęła głową Jelena Pietrowna. „I wciąż pamiętam, jak Andriusza był ostatnim dzieckiem w przedszkolu. Jak prosił mnie, żebym się z nim bawiła, a ja powtarzałam: »Nie mam czasu, nie mam czasu«. Jak dostał świadectwo ukończenia pierwszej klasy, a ja nie poszłam na ceremonię – miałam egzaminy w szkole wieczorowej…”
Wstała, podeszła do pieca i zaczęła podgrzewać czajnik, chociaż oba kubki były nadal pełne.
„Z Pawlikiem było łatwiej” – kontynuowała, nie odwracając się. „Dostaliśmy to mieszkanie, Siergiej obronił dyplom i przeniósł się do instytutu. Rzuciłam jedną pracę. Miałam więcej czasu…”
„A teraz, trzydzieści lat później, postanowiłeś spłacić stare długi?” W głosie Niny Michajłowny słychać było mieszankę wyrzutu i podziwu.
Elena Pietrowna w końcu zwróciła się do przyjaciółki. W jej oczach pojawiły się łzy, ale uśmiech był stanowczy.
„Wiesz, Nino, podjąłem tę decyzję dawno temu. Kiedy Siergiej był chory. Rozmawialiśmy o tym. Powiedział: »Lena, poczekaj, aż zdasz sobie sprawę, że jesteś gotowa«. I wtedy to zrozumiałem”.
Nina Michajłowna pokręciła głową:
„A co na to Marina? Synowe zazwyczaj są niechętne takim prezentom. Boją się, że teściowa będzie im później robić wyrzuty”.
„Marina…” Elena Pietrowna zrobiła pauzę. „Marina jeszcze nie wie. Chcę najpierw porozmawiać z Pawlikiem. Jest wrażliwy, zrozumie. A potem…”
Dzwonek do drzwi przerwał jej w pół zdania. Elena Pietrowna podskoczyła, szybko zerkając na zegarek.
„O mój Boże, to Pavlik! Umówiliśmy się na pięć, a ja nawet nie zauważyłam, jak ten czas zleciał”. Krzątała się po kuchni, zbierając kubki. „Nina, tak mi przykro, muszę…”
„No, daj spokój, Lenoczko” – powiedziała Nina Michajłowna, szybko narzucając płaszcz. „Rozumiem. Pomyśl jeszcze chwilę, nie spiesz się…”
Telefon rozległ się ponownie, tym razem bardziej natarczywie.
„Idę, idę!” krzyknęła Elena Pietrowna i zniżając głos, dodała: „Nina, podjęłam decyzję. Po prostu mnie wspieraj, dobrze?”
Przyjaciele uściskali się na korytarzu. Nina Michajłowna szepnęła:
— Zadzwoń do mnie, jeśli coś się stanie. W każdej chwili.
Gdy Elena Pietrowna otworzyła drzwi, na progu stał Paweł – wysoki, jak jego ojciec, równie wysportowany, ale w jego oczach widać było już wczesne zmęczenie trzydziestopięcioletniego mężczyzny, który wspiera rodzinę w tych trudnych chwilach.
„Mamo, przepraszam” – pocałował ją w policzek. „Jestem zawalony pracą, ledwo się wyrwałem”.
„W porządku, wejdź” – zaniepokoiła się Elena Pietrowna. „Właśnie wstawiłam czajnik”.
Nina Michajłowna, mrucząc coś na pożegnanie, wymknęła się za drzwi. W jej oczach malowała się troska o przyjaciółkę.
Paweł wszedł do kuchni, jak zwykle z pochyloną głową w drzwiach – wzrost jego ojca wiązał się z problemami ojca w typowym mieszkaniu. Jelena Pietrowna spojrzała na jego szerokie plecy, odziane w formalną marynarkę, a jej serce zamarło z czułości i niepokoju.
„Mamo, wyglądasz na trochę spiętą” – Paweł odwrócił się, uważnie przyglądając się matce. „Coś się stało?”
Elena Pietrowna wzięła głęboki oddech. „Teraz wszystko się rozstrzygnie” – pomyślała, siadając przy stole.
- Synu, musimy porozmawiać…
Paweł usiadł naprzeciwko matki, wciąż mając na sobie kurtkę. W każdej innej sytuacji z pewnością by go zganiła – tyle razy kazała mu się przebrać w domu – ale teraz nie był na to czas.
„Pawle” – zaczęła, zwracając się do syna pełnym imieniem po raz pierwszy od wielu lat – „długo się nad tym zastanawiałam i podjęłam decyzję.
Zatrzymała się, zbierając myśli. Paweł czekał cierpliwie, jedynie bębnienie palcami o blat stołu zdradzało jego niepokój.
„Postanowiłam oddać nasze mieszkanie Andriejowi” – powiedziała w końcu i zamarła, patrząc na syna.
Paweł przestał stukać w stół. Jego twarz, zazwyczaj tak żywa i ruchliwa, wydawała się zastygła.
„Andriej?” zapytał po długiej pauzie. „Całe mieszkanie?”
Elena Pietrowna skinęła głową, nie odrywając wzroku:
„Tak, synu. Przemyślałem to wszystko. On i Marina potrzebują własnego mieszkania. Dimka dorasta, a wynajęte mieszkanie jest ciasne…”
„A ty?” przerwał jej Paweł. „Dokąd idziesz?”
Oto najtrudniejszy moment. Elena Pietrowna wyprostowała ramiona:
„Zamieszkam z tobą, jeśli mnie zaakceptujesz. Sofia potrzebuje babci w pobliżu, a ja też pomogę Oldze…”
„Mamo” – Paweł wstał i zaczął chodzić po kuchni – „rozumiesz, co mówisz? Mamy dwupokojowe mieszkanie, jest ciasno…”
„Rozumiem, synu” – odpowiedziała cicho. „Ale to tymczasowe. Jesteś młody, dasz sobie radę. Przynajmniej Andriej i jego rodzina w końcu będą mieli własne mieszkanie”.
Paweł odwrócił się gwałtownie:
„Dlaczego nie odwrotnie? Czemu my nie weźmiemy mieszkania, a ty pójdziesz do Andrieja?”
Elena Pietrowna uśmiechnęła się smutno:
„Bo masz już dach nad głową. Może i mały, ale twój. A oni…”
„Mamo” – Paweł usiadł z powrotem i pochylił się do przodu – „nie powinnaś obwiniać się za to, co wydarzyło się trzydzieści lat temu. Andriej zrozumiał wszystko dawno temu”.
Elena Pietrowna wzdrygnęła się. Jak on się domyślił? Czy to naprawdę takie oczywiste?
„Nie chodzi tylko o to” – pokręciła głową. „To po prostu słuszne. Czuję to”.
Paweł patrzył na matkę przez dłuższą chwilę. Nagle zauważyła, jak bardzo przypomina ojca – wyglądał dokładnie tak samo, gdy podejmował ważną decyzję.
„Olga mnie zabije” – powiedział w końcu ze smutnym uśmiechem.
„Ona mnie nie zabije” – Elena Pietrowna zakryła jego dłoń swoją dłonią. „Sama z nią porozmawiam”.
„Nie, mamo” – Paweł pokręcił głową. „Muszę z nią porozmawiać. Damy radę”.
Zatrzymał się, po czym dodał:
„Wiesz, zawsze zazdrościłam Andrieja. Widział u ciebie więcej surowości, ale też więcej uwagi. A ja byłam najmłodsza, rozpieszczona…”
- Pash…
„Zaczekaj, mamo. Daj mi dokończyć”. Ścisnął jej dłoń. „Cieszę się, że tak zdecydowałaś. Naprawdę. Andriej na to zasłużył. A ty zasługujesz na to, żeby w końcu przestać się obwiniać”.
Elena Pietrowna poczuła zdradliwe pieczenie w oczach. Zamrugała szybko, próbując powstrzymać łzy.
„Tylko ty…” Paweł zawahał się, szukając odpowiednich słów. „Nie spiesz się z przeprowadzką. Daj Oldze i mnie czas na przygotowanie. Wyjaśnij Sofiyce. Może uda nam się zrobić jakiś drobny remont…”
„Oczywiście, synu” – z wdzięcznością uścisnęła mu dłoń. „Rozumiem wszystko”.
Siedzieli w milczeniu, aż herbata wystygła. Na zewnątrz deszcz wciąż mżył, ale Elena Pietrowna poczuła, że w kuchni robi się jaśniej. Jakby ciężar, który nosiła latami, powoli się unosił.
„Dobrze, mamo” – Paweł pierwszy przerwał ciszę. „Muszę iść. Obiecałem odebrać Sofijkę ze szkoły muzycznej”.
Wstał, poprawił marynarkę i nagle, jak w dzieciństwie, mocno przytulił matkę:
- Jesteś najlepszy, słyszysz?
Po tym, jak syn zamknął drzwi, Elena Pietrowna długo siedziała w kuchni. Pierwsza, najtrudniejsza rozmowa dobiegła końca. Teraz musiała wytłumaczyć się Andriejowi i Marinie. I z jakiegoś powodu to właśnie ta rozmowa przerażała ją najbardziej.
Tydzień później, w sobotni wieczór, Jelena Pietrowna przygotowywała się na przybycie najstarszego syna i jego rodziny. Na stole stał już placek z kapustą – ulubione danie Andriejewa – a w piekarniku piekł się pasztet mielony po francusku – danie firmowe na specjalne okazje. Co chwila zerkała na zegarek, poprawiała zasłony i przenosiła wazon z jabłkami z jednego końca stołu na drugi.
Dzwonek do drzwi zadzwonił ostro o szóstej. Słychać było kroki i radosny głos mojego wnuka:
- Babciu, to my!
Drzwi otworzyła Elena Pietrowna. Dima, wysoki jak na swoje dwanaście lat, stał w drzwiach. Za nim Marina z pojemnikiem – pewnie przyniosła sałatkę – i Andriej, jak zawsze, z teczką – nawet w weekendy nie mógł się obejść bez papierów służbowych.
„Wejdź, wejdź” – wtrąciła Elena Pietrowna. „Dima, umyj ręce!”
„Wiem, wiem” – wnuczek zrzucił trampki i pobiegł do łazienki.
Marina poszła do kuchni, Andriej pozostał na korytarzu, uważnie przyglądając się matce:
— Coś się stało, mamo? Tak uporczywie dzwoniłaś…
„Wszystko w porządku, synu” – Elena Pietrowna poklepała go po dłoni. „Musimy tylko porozmawiać”.
Przy stole Dima, zajadając się ciastem, rozmawiał o szkole, swojej nowej grze komputerowej i o tym, jak w końcu dostał się do drużyny koszykarskiej. Elena Pietrowna słuchała jednym uchem, zbierając myśli.
„Dim” – przerwała w końcu wnukowi – „czy mógłbyś pójść do swojego pokoju? Musimy porozmawiać z twoimi rodzicami”.
„Bah-ah-ah” – wycedził chłopiec – „znowu sekrety?”
„Dima” – powiedział stanowczo Andriej – „idź”.
Gdy drzwi zamknęły się za wnukiem, Elena Pietrowna zwróciła się do syna i synowej:
— Muszę ci coś powiedzieć.
Marina spięła się, mechanicznie poprawiając włosy. Andriej odłożył widelec.
— Co się stało, mamo? Wszystko w porządku?
„Tak, tak, wszystko w porządku” – westchnęła głęboko Elena Pietrowna. „Podjęłam decyzję. Chcę ci oddać to mieszkanie”.
W kuchni zapadła cisza. Dima włączył tablet i słyszał stłumioną muzykę dochodzącą z salonu.
„Co?” Marina pierwsza się opamiętała. „Co… dawać mi to?”
„Oddaj to całkowicie” – powiedziała stanowczo Elena Pietrowna. „Zarejestruj to na swoje nazwisko. W końcu przestań się włóczyć po wynajmowanych mieszkaniach”.
„Mamo” – Andriej wstał i zaczął chodzić po kuchni – „zwariowałaś? Gdzie będziesz mieszkać?”
— Zamieszkam z Pawłem.
„Do Pawła?” Marina pokręciła głową z niedowierzaniem. „W ich dwupokojowym mieszkaniu? Już jest tam tłoczno, a ty…”
„Damy radę” – uśmiechnęła się Elena Pietrowna. „Już z nim rozmawiałam. Zgadza się”.
„Nie” – Andriej odwrócił się gwałtownie. „Nawet o tym nie myśl. Nie weźmiemy tego”.
„Dlaczego?” zapytała spokojnie Elena Pietrowna.
„Bo to jest złe!” Podniósł głos, a potem, opanowawszy się, powiedział ciszej: „Mamo, całe życie pracowałaś na to mieszkanie. Ty i tata…”
„Dokładnie” – przerwała Elena Pietrowna. „Ojciec i ja pracowaliśmy, żeby nasze dzieci miały własny dom. Żeby nasze wnuki mogły dorastać we własnych pokojach, a nie w wynajmowanych mieszkaniach. Myślisz, że łatwo mi patrzeć, jak cierpisz?”
„Nie cierpimy” – powiedziała cicho Marina. „Radzimy sobie”.
„Oczywiście, że możesz” – Elena Pietrowna spojrzała na synową. „Jesteś wspaniałą gospodynią domową, Marinoczko. Z każdego wynajętego kojca robisz prawdziwy skarb. Ale czy o tym marzyliśmy z Siergiejem? Czy na to pracowaliśmy?”
„A co z Pawłem?” Andriej znowu usiadł przy stole. „Dlaczego nie oddasz mu mieszkania?”
„Pavlik ma swój, ale dostał od babci. Może i mały, ale jest. A ty…”
„Mamo” – Andriej objął ją swoją dłonią – „wiem, co myślisz. Zawsze będziesz się obwiniać za to, że nie byłaś ze mną wystarczająco często, kiedy byłam dzieckiem. Ale ja wszystko zrozumiałem dawno temu. Pracowałaś, żeby nas wychować. Jestem z ciebie dumny”.
Elena Pietrowna poczuła gulę w gardle. Po raz drugi w tym tygodniu jej dzieci czytały w jej myślach…
„Nie chodzi tylko o to” – Elena Pietrowna pokręciła głową. „Chcę tylko, żebyś mieszkała w swoim domu. Nie kiedyś, ale teraz. Póki mogę pomóc, póki mam siłę”.
Marina nagle wybuchnęła płaczem. Teściowa i mąż spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
„Wybacz mi” – powiedziała, wyjmując serwetkę i ocierając oczy. „Po prostu… Eleno Pietrowna, wiem, jak bardzo kochasz to mieszkanie. Każdą rzecz, każdy najmniejszy szczegół. Siergiej Iwanowicz jest tu wszędzie… jego fotografie, książki, fiołki…”
Elena Pietrowna poczuła, jak ściska jej się serce. A więc to wszystko. Okazuje się, że jej synowa wszystko rozumiała.
„Marinoczka” – powiedziała, wyciągając rękę przez stół i ściskając dłoń synowej. „Siergiej pierwszy by mnie wspierał. Zawsze powtarzał: »Najważniejsze, żeby dzieci stały na własnych nogach«”.
„Ale wprowadzenie się do Pawła…” zaczął Andriej.
„A co z Pawłem?” Głos Eleny Pietrowna nabrał znajomego, nauczycielskiego tonu. „On i Olga potrzebują pomocy. Sofia idzie do szkoły muzycznej, potem do szkoły artystycznej. Olga chce wrócić do pracy. A babcia jest tuż obok – ugotuje obiad i odbierze ją do szkoły”.
Na korytarzu słychać było kroki – Dima był najwyraźniej zmęczony siedzeniem w pokoju.
“Babciu, możemy już iść?” Wsunął głowę przez drzwi.
„Poczekaj jeszcze trochę, kochanie” – Elena Pietrowna uśmiechnęła się do wnuka. „Już prawie skończyliśmy”.
Gdy drzwi się zamknęły, zwróciła się do syna:
„Andriuszu, podjęłam decyzję. Pawlik się zgadza. A Olga…” zawahała się. „Olga zrozumie”.
„Jeszcze z nią nie rozmawiałeś?” zapytała ostrożnie Marina.
„Paweł sam chciał z nią porozmawiać” – westchnęła Elena Pietrowna. „Miał to zrobić wczoraj…”
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, zadzwonił telefon. Na ekranie widniał napis: „Pawlik”.
„Tak, synu?” Elena Pietrowna podniosła słuchawkę do ucha. Słuchała przez chwilę, a potem jej wyraz twarzy się zmienił. „Co masz na myśli mówiąc „nie mogę”? Ach… Rozumiem… Nie, nie, to nie twoja wina… Oczywiście, sam z nią porozmawiam…”
Położyła telefon na stole. W kuchni zapadła ciężka cisza.
„Olga jest przeciwna?” zapytała cicho Marina.
Elena Pietrowna skinęła powoli głową:
„Mówi, że nie jest gotowa. Że już im ciasno. Że Sofia przyzwyczaiła się do posiadania własnego pokoju…”
„Widzisz!” Andriej uderzył dłonią w stół. „To nie zadziała. Zapomnij o tym pomyśle”.
„Nie” – wyprostowała się Elena Pietrowna. „Porozmawiam z Olgą. Wyjaśnię. Ona zrozumie”.
„Mamo…” Andriej potarł twarz ze zmęczeniem. „Znasz Olgę. Jeśli coś postanowiła…”
„Wiem” – Elena Pietrowna wstała i zaczęła zbierać naczynia ze stołu. „Ale ja też podjęłam decyzję. I nie zamierzam się wycofać”.
Marina także nagle wstała:
- Porozmawiam z nią.
Teściowa i mąż spojrzeli na nią zaskoczeni.
„Olga i ja… nie jesteśmy bliskimi przyjaciółkami” – Marina nerwowo zacisnęła palce – „ale może mogę to wyjaśnić. Jak synowa synowej”.
Elena Pietrowna poczuła, że łzy napływają jej do oczu:
- Marinoczka…
„Nie ma potrzeby” – Marina uniosła rękę. „Po prostu… rozumiem, jak ważne jest dla ciebie, żebyś to zrobiła. I dla nas…” – zawahała się – „to ważne również dla nas”.
Dima znów spojrzał przez drzwi:
- No więc, czy skończyliśmy dzielić się sekretami?
Jelena Pietrowna spojrzała na wnuka – był wierną kopią Andrieja w jego wieku, tylko jego oczy były takie same jak u Mariny, szare i uważne.
„Tak, kochanie, wejdź” – uśmiechnęła się. „Chcesz herbaty i ciasta?”
Późnym wieczorem, po pożegnaniu syna z rodziną, Elena Pietrowna siedziała w kuchni, analizując rozmowę z minionego dnia. Na zewnątrz zapaliły się latarnie, rzucając dziwne cienie na ścianę. Gdzieś w oddali zaszczekał pies.
Telefon zadzwonił cicho – wiadomość od Mariny: „Umówiłam się z Olgą na spotkanie jutro w kawiarni. Wszystko będzie dobrze, mamo”.
Elena Pietrowna uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od tylu lat synowa nazwała ją „mamo”.
Kawiarnia Aquarelle znajdowała się na parterze nowego centrum handlowego. Marina celowo wybrała to miejsce – było to neutralne miejsce, wystarczająco głośne, by zachować prywatność rozmowy, ale nie na tyle zatłoczone, by jej nie zakłócać.
Olga spóźniła się piętnaście minut. Wpadła do kawiarni zdyszana, z rozczochranymi włosami, zdejmując po drodze szalik.
- Przepraszam, Sofia spóźniła się na próbę, musieliśmy czekać…
„W porządku” – Marina podsunęła jej menu. „Właśnie przyszłam”.
To było kłamstwo – siedziała tam już pół godziny, nerwowo mieszając herbatę. Ale Olga nie musiała o tym wiedzieć.
Nie widzieli się od dwóch miesięcy, od ostatniej rodzinnej kolacji. Marina zauważyła, że jej synowa jest wychudzona, ma cienie pod oczami. „Ciężko jej z pracą i dzieckiem” – pomyślała.
„Słuchaj” – Olga nawet nie otworzyła menu – „bądźmy szczerzy. Elena Pietrowna to wszystko wymyśliła, prawda? Żebyś ze mną rozmawiała?”
Marina pokręciła głową:
- Nie, to mój pomysł. Ona nawet nie wie, że ze sobą randkujemy.
- Dlaczego więc?
W głosie Olgi słychać było nieufność i Marina zrozumiała. Nigdy nie były sobie bliskie – ich osobowości były zbyt różne, a zainteresowania zbyt rozbieżne. Tylko rodzinne wakacje i rzadkie spotkania, kiedy dzieci bawiły się razem.
„Bo chcę, żebyś mnie posłuchała” – Marina odsunęła kubek. „Nie jako bratowej, ale jako kobiety, która wiele lat temu również stała się częścią tej rodziny”.
Olga zachichotała, ale milczała. Do stolika podeszła kelnerka i zamówiły kawę – Olga podwójne espresso, Marina cappuccino.
„Wiesz” – zaczęła Marina, gdy kelnerka odeszła – „ja też byłam początkowo przeciwna. Pomyślałam: »Po co nam to mieszkanie? Przecież sami sobie jakoś poradzimy…«”
„Dokładnie!” przerwała Olga. „Wszyscy żyją dobrze, nikt nie narzeka. Po co wszystko zmieniać?”
„Bo jest matką” – powiedziała cicho Marina. „I chce zrobić wszystko, co w jej mocy, dla swoich dzieci”.
„Kosztem innych dzieci?” Olga uśmiechnęła się gorzko. „Kosztem mojej Zofii, która zostanie bez własnego pokoju?”
„A mój Dimka?” – kontynuowała Marina równie cicho. „Dwanaście lat w wynajmowanych mieszkaniach. Zmienił cztery szkoły, bo ciągle przeprowadzamy się do tańszych miejsc…”
Kelnerka przyniosła kawę. Milczeli, kiedy stawiała filiżanki.
„Wiesz” – powiedziała Olga, bawiąc się saszetką cukru w dłoniach. „Rozumiem ją. Naprawdę. Ale…”
Zamilkła, a Marina dostrzegła łzy w oczach synowej.
- Ale co?
„Nie mogę sobie z tym poradzić” – powiedziała Olga niemal szeptem. „Praca, Sofia, teściowa, wspólne mieszkanie… To tak, jakbym cały czas musiała być idealna, zawsze się dopasowywać…”
„A teraz nie starasz się być idealna?” Marina uśmiechnęła się smutno. „Nie gotujesz codziennie, nie dbasz o porządek w domu, nie zabierasz córki na zajęcia dodatkowe?”
Olga spojrzała zaskoczona:
- Skąd jesteś…
„Bo ja jestem taka sama” – Marina wzruszyła ramionami. „Wszystkie takie jesteśmy. Staramy się być idealnymi żonami, matkami, synowymi. A Elena Pietrowna… ona po prostu chce pomóc. Naprawdę, bez żadnych warunków”.
„Tak myślisz?” Po raz pierwszy w głosie Olgi pojawiła się wątpliwość.
„Jestem pewna” – Marina upiła łyk cappuccino. „Wiesz, ona nigdy nie ingerowała w życie Andrieja i mnie. Nie mówiła nam, jak wychowywać Dimkę ani jak prowadzić dom. Była po prostu przy nas, kiedy potrzebowaliśmy pomocy”.
Olga zamyślona spojrzała przez okno. Na zewnątrz spieszyli się przechodnie, matki pchały wózki, uczniowie z plecakami.
„A twój Dimka?” – zapytała nagle. „Jak on zareaguje na przeprowadzkę?”
Marina się uśmiechnęła:
— Wiesz, co powiedział, kiedy się dowiedział? „Super, teraz będę miał własny pokój! I będę mógł zapraszać znajomych!”
„A Sofia…” Olga przygryzła wargę. „Ona jest tak przyzwyczajona do swojego pokoju…”
„Może to i lepiej?” – zasugerowała ostrożnie Marina. „Nauczy się dzielić, troszczyć się o innych. A obecność Babci – to wspaniale. Będzie komu czytać bajki, z kim będzie mógł sprawdzić pracę domową…”
Olga milczała, bawiąc się pustym kubkiem. Potem, nagle i zdecydowanie, wyciągnęła telefon: „Halo, Pasza? Możesz teraz przyjść do Aquarelle? Tak, jestem z Mariną. Musimy porozmawiać. Wszyscy razem”.
Paweł przybył dwadzieścia minut później, rozczochrany, z poluzowanym krawatem – najwyraźniej prosto z pracy.
„Co się stało?” Spojrzał z niepokojem to na żonę, to na synową. „Coś nie tak z mamą?”
„Wszystko w porządku” – Olga podeszła, robiąc mu miejsce. „Usiądź. Musimy wszystko omówić”.
Marina zaczęła się przygotowywać:
- Chyba pójdę…
„Nie” – powiedziała Olga stanowczo. „Zostań”.
Paweł zamówił sobie kawę, patrząc na żonę z zakłopotaniem. Siedziała prosto, wyprostowana, z wyprostowanymi ramionami, jak zawsze, gdy podejmowała ważną decyzję.
„Pasza” – zaczęła – „myślałam… Może mama ma rację?”
„Co masz na myśli?” Prawie się zakrztusił kawą, którą właśnie przyniósł.
— No, a co do mieszkania. I przeprowadzki.
Marina wstrzymała oddech. Zobaczyła, jak ramiona Pawła napinają się, a palce drżą na kubku.
„A co z Sofią?” zapytał ostrożnie. „Powiedziałaś…”
„Sofia da sobie radę” – Olga położyła dłoń na jego dłoni. „Wszyscy damy radę. Tylko…” Wzięła głęboki oddech. „Po prostu się bałam. Że nie dam rady, że będzie ciężko, że…”
„Dlaczego miałbym cię porównywać do mamy?” – dokończył cicho Paweł.
Olga skinęła głową i spuściła wzrok.
„Głupota” – ścisnął jej dłoń. „Wiesz, dla mnie…”
„Wiem” – uśmiechnęła się słabo. „Teraz już wiem”.
W tym momencie Marina poczuła się nieswojo. Zaczęła znowu wstawać, ale Olga ją powstrzymała:
- Poczekaj. Mam pomysł.
Wszyscy na nią spojrzeli.
„Pamiętasz, Pash, rozmawialiśmy o remoncie? Że dobrym pomysłem byłoby powiększenie kuchni o spiżarnię?”
Paweł skinął głową.
„A co, jeśli…” Olga mówiła z coraz większą pewnością siebie, „a co, jeśli przebudujemy tę przestrzeń? Sofia może dzielić z nami sypialnię – jest tam wystarczająco dużo miejsca na dwa łóżka. A my oddamy jej pokój mamie. I powiększymy kuchnię, żeby wszyscy czuli się komfortowo…”
„To tyle pracy” – wycedził Paweł. „I pieniędzy…”
„Ale wtedy będzie wygodnie dla wszystkich” – Olga zwróciła się do Mariny. „A ty możesz do nas przyjechać. Z Dimą. Będziemy mieli dużą kuchnię”.
Marina poczuła, jak ściska ją w gardle. Przez tyle lat trzymali się od siebie z daleka, a teraz…
„Tylko nie mów jeszcze mamie” – Olga nagle sobie przypomniała. „Chcę jej powiedzieć sama. I muszę porozmawiać z Sofią…”
„Mogę pomóc” – zaproponowała Marina. „Przy remoncie. Mój brat jest budowlańcem, zrobi to tanio”.
„Naprawdę?” – ożywił się Paweł. „Już obliczałem, ile to będzie kosztować…”
Siedzieli w kawiarni jeszcze dwie godziny, omawiając szczegóły, szkicując plany na serwetkach, kalkulując budżet. Kiedy w końcu wyszli na zewnątrz, było już ciemno.
„Wiesz” – powiedziała Olga, żegnając się z Mariną – „cieszę się, że porozmawiałyśmy. Naprawdę”.
Przytulili się po raz pierwszy od tylu lat.
Tego wieczoru Elena Pietrowna usłyszała dzwonek do drzwi. Olga stała na progu, trzymając ogromny bukiet białych chryzantem.
„Czy mogę wejść… Mamo?” zapytała niepewnie.
Elena Pietrowna w milczeniu przytuliła swoją synową, czując, jak łzy spływają jej po policzkach.
Miesiąc później w ich rodzinie narodziła się tradycja: coniedzielne spotkania przy dużym stole w nowej kuchni. Jelena Pietrowna piekła pierogi z wiśniami, które tak uwielbiała jej wnuczka, Marina przynosiła sałatki, a Olga zaskakiwała ich nowymi przepisami. Dima nauczył Sofię grać w gry komputerowe, a ona pokazała mu, jak malować akwarelami.
I za każdym razem, gdy patrzyła na swoją liczną rodzinę, Elena Pietrowna myślała, że czasami wystarczy zrobić pierwszy krok, by wszystko zmienić. Nawet jeśli ten krok wydaje się szalony.