„Kristino Siergiejewno, jesteś zwolniona!” – ogłosił głośno Wiktor Andriejewicz, właściciel firmy i teść Kristiny, na walnym zgromadzeniu.
„Najlepsze, co potrafią tacy ludzie, to szorować podłogi! Założę się, że twój dyplom kupił na Rynku Czerkizowskim?”
Sala wybuchnęła śmiechem. Kristina spojrzała na męża, Michała, dziedzica firmy. Twarz mu zbladła, a szczęka zacisnęła się.
„Dość” – rozległ się stłumiony, ale wyraźny głos Michała. „Przekroczyłaś granicę. Kristina jest najlepszą finansistką, jaką kiedykolwiek miała ta firma. Dzięki niej zaoszczędziłaś miliony”.
W sali zapadła cisza. Nikt nigdy nie słyszał, żeby Michał sprzeciwił się ojcu. „Chłopcze, to MOJA firma” – zaśmiał się Wiktor Andriejewicz. „To ja decyduję, kto tam pracuje. A twoja żona nigdy ci nie dorównywała. Prowincjonalna dziewczyna…
Tolerowałem ją tylko dla ciebie. A teraz – dość. To koniec”. Kristina wybiegła z pokoju pośród szeptów kolegów. Gdy dotarła do toalety, usłyszała ostatnie słowa męża skierowane do ojca: „Było twoje towarzystwo, tato. Było…”
Telefon zawibrował. Wiadomość od Michaiła: „Kochanie, nie odchodź. Poczekaj na mnie. Powinienem był to zrobić dawno temu…”. Zza drzwi dobiegły głosy: „Mówią, że od dawna planował założyć własną firmę… Przecież miesiąc temu zaczął wycofywać środki…”. Kristina wzięła się w garść. Nie była słaba. Zbudowała swoją karierę od podstaw.
W kawiarni po drugiej stronie ulicy Michaił wziął ją za rękę. „Przepraszam. Powinienem był to zrobić wcześniej. Żeby cię chronić. Ale czekałem… na odpowiedni moment”. „Na odpowiedni moment na co?” „Żeby odebrać mu wszystko. Dwa lata, Chris. Dwa lata budowałem równoległą strukturę. Stworzyłem nową strukturę prawną, przeniosłem część aktywów. Negocjowałem z kluczowymi klientami. Przekonałem moich najlepszych pracowników, żeby odeszli ze mną. On sam dał mi broń – publicznie cię zawstydzając. Upokarzając cię, podpisał na siebie wyrok śmierci”. Kristina milczała, przetwarzając to, co usłyszała. „Nasi ludzie będą tu za godzinę” – kontynuował Michaił. „Andriej, Marina, cały dział IT, połowa działu finansowego – wszyscy już złożyli rezygnacje. Zaczynamy od nowa”. Telefon Michaiła zaczął migać od powiadomień od odchodzących pracowników. Nawet Wiera Pawłowna, prawa ręka jej ojca, przeszła na ich stronę. „Ale dlaczego mi nie powiedziałaś?” Zapytała Kristina. „Bo wiedziałam, że tego nie zaakceptujesz. Jesteś zbyt zasadniczy. I musiałam zachować pewną równowagę”. Nie chciałam, żebyś czuła się częścią tego wszystkiego. Ale teraz maski zniknęły.
Ich zwolennicy zaczęli gromadzić się w kawiarni, rozmawiając o przeniesieniu kluczowych klientów i zatwierdzeniu kredytu dla nowej firmy. Telefon Kristiny zawibrował – dzwonił jej teść. Michaił pokręcił głową: „Nie odbieraj. Musi zrozumieć, że stracił kontrolę”.
Ale rano wszystko się zmieniło. „Mamy kłopoty” – usłyszał w telefonie głos prawnika Mariny. „Wiktor Andriejewicz obdzwonił wszystkich klientów w nocy. Umowy zostały anulowane. Bank cofnął decyzję kredytową. A pracownikom grożą pozwy sądowe”. Zespół zebrany w kawiarni był przygnębiony. Kilka osób odmówiło dalszej pracy, przestraszonych groźbami i brakiem pieniędzy. „Przestań!” – powiedziała nagle głośno Kristina, wstając. „On myśli, że nas przechytrzył. Ale zapomniał: jestem jego byłą dyrektor finansową. I za dużo pamiętam”. Otworzyła laptopa. „Trzy miesiące temu był dziwny przelew zagraniczny. A potem pojawiły się fikcyjne umowy. Zaczęłam zbierać informacje. Mam dowody na pięć lat unikania podatków i prania brudnych pieniędzy”. „Pamiętasz kontrolę z urzędu skarbowego?” – wtrąciła się Wiera Pawłowna. Wyjęła z torby teczkę. „Nie mogłam ich zniszczyć. Zachowałam je na wszelki wypadek”. Kristina sprawdziła zawartość: podpisy, pieczęcie, faktury. Niepodważalne dowody. „No więc” – powiedziała z przekonaniem. „Mamy w rękach materiały, które mogą zniszczyć jego interesy. Ma wybór: pozwolić nam odejść po cichu – albo stać się przedmiotem najgłośniejszej sprawy karnej”. Zadzwonił telefon Michaiła. Na ekranie pojawił się napis „Ojciec”. Spojrzał na Kristinę. „Odbierz” – powiedziała spokojnie. „Ale tym razem to my dyktujemy warunki”.
Wiktor Andriejewicz siedział w swoim biurze, pewny zwycięstwa. Spodziewał się, że syn wróci na kolanach, żeby przeprosić. „Więc, moje gołąbki, zmieniliście zdanie co do zabawy w rewolucję?” zaśmiał się, gdy Michaił i Krystyna weszli. „Przyszliśmy z propozycją” – powiedziała spokojnie Krystyna, kładąc na stole teczkę i pendrive. „To kompletna teczka na temat waszego imperium. Fikcyjne kontrakty, pranie brudnych pieniędzy, sfałszowane sprawozdania finansowe… Szczegółowa analiza z pięciu lat”. Twarz Wiktora Andriejewicza bladła. „Blefujesz!” Krystyna otworzyła pierwszą stronę i zaczęła odczytywać szczegóły intryg. Michaił stał obok żony. „Zawsze mówiłeś, że biznes to szachy. Przegrałeś, bo niedoceniłeś królowej”. „Czego chcesz?” Głos Wiktora Andriejewicza stał się ochrypły. „Po pierwsze: odejdziemy bez gróźb. Po drugie: podpiszecie umowę o nieingerencji”. Po trzecie: wynagrodzenie dla każdego pracownika – roczna pensja. Po czwarte: dwuletnia umowa o zakazie konkurencji. — To rozbój! To ja cię urodziłam! — Nie. Tylko mnie nastraszyłaś. Resztę zrobiliśmy sami. — Masz godzinę — dodała Krystyna. — Kopie dokumentów są już u prawnika i w banku. Jeśli nie podpiszesz, materiały trafią do urzędu skarbowego, Komitetu Śledczego i mediów. Para skierowała się do drzwi. — Postaraj się udowodnić, że to fałszywka — uśmiechnęła się Krystyna w progu. — Pamiętaj tylko: jeśli coś nam się stanie, obciążające dowody automatycznie staną się publiczne. Wyszli. Wiera Pawłowna czekała na nich w recepcji. — Zgodzi się — powiedziała cicho. — Umowa z tobą to jego jedyna szansa, żeby uniknąć więzienia. — A teraz — Michaił wziął głęboki oddech — czas wracać do pracy. Mamy biznes. Prawdziwy. Na zewnątrz czekał na nich ich zespół, z błyszczącymi oczami. — Jesteśmy gotowi. Co dalej? — Zaczynamy od zera. Ale na własnych warunkach. Para wsiadła do samochodu. „Słuchaj…” Michaił zerknął w lusterko wsteczne. „Ten czarny samochód bez tablic rejestracyjnych… Jeździ za nami już trzeci zakręt z rzędu”. „Myślisz, że to on?” zapytała Kristina. „Nie sądzę, żeby gra się jeszcze skończyła” – odparł ponuro Michaił. „Dopiero zrobiliśmy pierwszy krok”.