Jeżeli Twój mąż nazwał Cię leniwą, bo postanowiłaś rzucić pracę, gdy byłaś w siódmym miesiącu ciąży, a Ty dałaś mu nauczkę, której nigdy nie zapomni, to ewidentnie jest to historia z dobrym morałem!

Myślałam, że moja pierwsza ciąża przebiegnie bez problemów, głównie dzięki wsparciu, jakiego oczekiwałam od męża. Ale kiedy potrzebowałam jego spostrzeżeń na temat trudności związanych z ciążą, wytłumaczył mi je jak mężczyzna, zmuszając mnie do udzielenia mu cennej lekcji!

Mam 30 lat, jestem w siódmym miesiącu ciąży z moim pierwszym dzieckiem i jestem bardzo zmęczona. Nie tylko „nie spałem dobrze”. Mam na myśli to, że ledwo mogę chodzić, bolą mnie plecy, mam rwę kulszową, nogi mnie kurczą. Ale moje cierpienie nie miało żadnego znaczenia dla mojego ignoranta, męża.

Widzisz, jestem taki zmęczony. Do tego stopnia, że ​​czuję się jak niezdarny wózek z jednym zepsutym kołem, a dziecko we mnie najwyraźniej pomyliło mój pęcherz z workiem do kickboxingu! Doug, mój mąż od czterech lat, ma 33 lata. Pracuje w branży technologicznej. Pracuję w dziale HR.

Oboje pracujemy długie godziny i przed ciążą myślałam, że tworzymy silną relację partnerską. Zawsze dzieliliśmy się obowiązkami, razem jedliśmy obiady i wspieraliśmy się wzajemnie w dążeniu do celów.

Jednak ciąża zmienia wszystko – fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. I z jakiegoś powodu zmieniła także Douga.

Ostatnio każda mała rzecz sprawia wrażenie, jakbym taszczyła ze sobą dziesięciokilogramowy ciężar. Mam tak duży obrzęk i skurcze, że mój ginekolog zasugerował mi, że powinnam rozważyć albo pracę zdalną w pełnym wymiarze godzin, albo wcześniejsze pójście na urlop macierzyński.

Zastanawiałam się nad tym przez kilka dni, po czym postanowiłam porozmawiać z mężem.

Aż pewnego wieczoru, przy kolacji składającej się z klopsików, smażonych ziemniaków i spaghetti, które sam ugotowałem, powiedziałem mu, że musimy porozmawiać.

„Kochanie” – zaczęłam, starając się zachować spokój – „myślałam, że może powinnam wyjść wcześniej z pracy, żeby trochę odpocząć. Tymczasowo. Moje ciało po prostu nie daje rady, a lekarz…”

Nawet nie pozwolił mi dokończyć.

Śmiał się tak, jakby rzeczywiście wydawał jakiś dźwięk! Potem uśmiechnął się i powiedział: „Jesteś dramatyczna. Moja matka pracowała do dnia, w którym mnie urodziła”.

Mrugnęłam.

Kontynuował: „Po prostu jesteś leniwa. Przyznaj się, nie chcesz już pracować. To nie lata 1800. Kobiety ciągle żonglują pracą i ciążą. A ty używasz tego jako wymówki!

A potem przychodzi cios: „Nie oczekuj, że wezmę na siebie ciężar finansowy tylko dlatego, że jesteś zmęczony!”

Siedziałem tam w milczeniu, z widelcem w połowie drogi do ust, a spaghetti stygło na naczyniach i talerzu!

Miałam ochotę krzyczeć! Chciałem zaprotestować, ale zamiast tego zmusiłem się do uśmiechu i powiedziałem: „Masz rację. Dam sobie z tym radę”.

I tak narodził się plan!

Miałem pokazać temu człowiekowi, jak wygląda „lenistwo” i czym jest prawdziwa praca!

Nie rzuciłem pracy.

NIE!

Zamiast tego chodziłam do pracy każdego dnia przez cały następny tydzień, wstając wcześnie rano, aby wykonać wszystkie prace domowe.

Następnego ranka wstałam o 6 rano, gdy on jeszcze chrapał. Posprzątałam kuchnię, zrobiłam mu lunch, umyłam podłogę w łazience na kolanach (cześć, Braxton Hicks) i poszłam do pracy, jakby nic się nie zmieniło.

Przez następne sześć dni przemieniłam się w Superwoman!

Wstałam wcześnie i wykonałam wszystkie prace domowe: pranie, mycie podłóg, zmywanie naczyń, wynoszenie śmieci, sprzątanie spiżarni, wycieranie kurzu z łopatek wentylatora, a nawet układanie alfabetyczne przypraw na półce.

Dałem z siebie wszystko! Wyprałam ręcznie jego spocone ubranie sportowe i powiesiłam je w odpowiedniej kolejności. Codziennie wieczorem gotowałam świeże obiady: grillowanego kurczaka piccata, makaron z czosnkiem i cytryną, a nawet domową lasagne, która niemal sprawiła, że ​​zemdlałam, stojąc tam tak długo!

Doug oczywiście to zauważył.

„Wow, ostatnio masz mnóstwo energii” – powiedział pewnego wieczoru, żując z zadowoleniem. „Mówiłem ci, że to wszystko siedzi w twojej głowie!”

Uśmiechnęłam się słodko. „Po prostu staram się być silną kobietą, za którą mnie uważasz”.

Skinął głową z dumą. „To jest duch!”

Prawie się zakrztusiłem sałatką.

Ale nie wyczerpuję się tylko dla drobnej satysfakcji. Planowałem coś większego, coś niezapomnianego.

Zrobiłam coś jeszcze, o czym mój mąż nie wiedział. Zamówiłem mu zasłużoną „niespodziankę”!

Mój położnik skierował mnie do douli i trenerki poporodowej o imieniu Shannon. Jest bezwzględną kobietą, która prowadzi również intensywne warsztaty rodzicielskie dla przyszłych ojców. Zapytałem ją, czy byłaby skłonna pomóc mi w małej… lekcji.

Shannon parsknęła śmiechem i odpowiedziała: „Żyję dla tego”.

Potem wysłałam SMS-a do mojej koleżanki ze studiów, Maddie, której synowie bliźniacy mieli już trzy miesiące i byli w fazie największego rozbrykania.

„Potrzebuję przysługi” – powiedziałem jej. „Pewnego dnia. Całkowity chaos. Czy się zgadzasz?

Mój znany ze swojego psotnego zachowania przyjaciel się zaśmiał. “Dziewczyno, czekałem na ten moment!”

Wszystko uzgodniliśmy na nadchodzący piątek. Myślałam, że mój mąż nie będzie już niczego podejrzewał, bo pogodził się już z myślą, że będę jednocześnie wykonywać wszystkie prace domowe i pracować.

Tego dnia powiedziałam mu, że mam wizytę przedporodową i że musi zostać w domu i pracować, ponieważ „przyjadą hydraulicy i eksterminatorzy”. Oczywiście, nie była to prawda.

Dodałem: „Dali nam przedział czasowy od 9 rano do 3 po południu, więc proszę nie umawiać połączeń”.

Przewrócił oczami, ale się zgodził. „Chyba usiądę przy zmywarce.”

Nie miał pojęcia, co go czeka!

W piątek rano pożegnałam go pocałunkiem i wręczyłam mu starannie napisaną na kartce papieru listową „listę zadań do wykonania”: „Bądź uprzejmy wobec swoich pracowników!” — i wyszedł z domu.

O 9:15 Shannon zadzwoniła do drzwi. Doug przyznał później, że otworzył drzwi, mając na sobie spodnie od piżamy i trzymając w ręku kawę, myśląc, że pochodziła ona z wodociągów.

“Cześć!” — powiedziała radośnie. „Przyszedłem na twój dzień modelowania ojcostwa!”

Doug mrugnął. „Czekaj, na co?”

75 minut później przyjechała Maddie, żonglując torbami z pieluchami, butelkami i dwójką niemowląt, które już płakały niczym alarmy przeciwpożarowe.

W tym momencie Doug wpadł w panikę i wysłał mi SMS-a!

Doug: „Co się dzieje? Jakaś kobieta gada o pieluchach i regresji snu, podczas gdy każe mi owijać sztuczne dziecko! A w salonie są DWA prawdziwe dzieci krzyczące?!»

Ja: „Oni to zrobili! To twój dzień, żeby udawać prawdziwego tatę! Dasz radę, mistrzu ”.

Brak reakcji. W ciągu siedmiu godzin.

O szóstej wieczorem wkroczyłem w apokalipsę!

Jedno dziecko płakało. Doug siedział na kanapie z serwetką przerzuconą przez ramię i zatroskanym wyrazem twarzy. Shannon siedziała ze skrzyżowanymi nogami na dywanie, popijając herbatę rumiankową, jakby medytowała nad chaosem.

Pierwszą rzeczą, jaką poczułem, były pieluchy i rozpacz.

Doug stanął na nogi niczym potwór Frankensteina. Wyglądał, jakby nie spał przez trzy dni! „Oboje zrobili kupę. Dwa razy w ciągu kilku godzin. Jeden z nich zwymiotował na mnie! Nie jadłam! Krzyczeli na zmianę! Chyba jednemu z nich wychodzą ząbki!

Mrugnęłam. „Dziwne. Powiedziałaś, że kobiety potrafią sobie poradzić z ciążą i karierą. Miałaś osiem godzin. Żadnej ciąży. Plus pomoc”.

Otworzył usta. Zamknięte ponownie. Potem po prostu opadł na sofę, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z gniazdka. Nic nie powiedział, tylko patrzył na ścianę, zaintrygowany.

Ale jeszcze nie skończyłem.

Później tego wieczoru, po wyjściu Maddie (puszczając do mnie oczko i mówiąc: „Zadzwoń, jeśli będziesz chciał drugą kolejkę”), wręczyłem Dougowi zapakowane pudełko. W środku znajdował się mały album, któremu zatytułowałem „Czego nie widziałeś”.

Wyglądał na zdezorientowanego, ale powoli otworzył drzwi.

W środku znajdowały się zrzuty ekranu wiadomości tekstowych, które wysyłałem do jego mamy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, prosząc ją o radę i starając się informować ją na bieżąco. Obok odkurzacza leżały zdjęcia moich opuchniętych stóp, paragony ze sklepów spożywczych i karteczki, które mu zostawiłam, życząc mu powodzenia na ważnych spotkaniach, a także drobne rzeczy, na które nie zwracał uwagi.

Na końcu była przyklejona notatka:

„Myślisz, że jestem leniwy? Myślisz, że jestem słaby? Mam nadzieję, że dziś pokazałeś, jak bardzo się mylisz”.

Długo się na nią patrzył.

Potem podniósł na mnie swoje zaczerwienione oczy.

„Przepraszam bardzo” – wyszeptał. „Nie zrozumiałem. „Dopiero dziś” – powiedział przepraszająco.

I po raz pierwszy od wielu tygodni poczułam, że naprawdę mnie zauważył.

Kiwnąłem głową. „To wszystko, co potrzebowałem usłyszeć”.

Ale ten rozdział nie był jeszcze zamknięty.

Tutaj sprawy zaczynają się naprawdę dziać!

Następnego ranka obudził się wcześnie i zrobił mi naleśniki. Prawdziwe, puszyste, złociste, z truskawkami i bitą śmietaną! A potem zadzwonił, czego się zupełnie nie spodziewałam.

Zadzwonił do swojej matki.

„Cześć” powiedział. „Chciałem tylko przeprosić. Wykorzystałem historię o tym, że pracowałeś, dopóki się nie urodziłem, przeciwko Cindy, ale… nie powinienem był tego robić. Chyba wykorzystałem ją jako standard dla wszystkich, zapominając, że jesteśmy inni”.

„Nie wyobrażam sobie, przez co musiałaś przejść, pracując na pełen etat i donosząc mnie do końca ciąży. Widziałam, przez co przeszła Cindy, więc przykro mi, że musiałaś przez to przejść, mamo”.

Jego matka zatrzymała się, a potem powiedziała coś, czego się nie spodziewałam (włączył głośnik, żebym mogła usłyszeć jego przeprosiny i jej odpowiedź).

„Kochanie, to nieprawda! Przestałam pracować po czterech miesiącach! Twój tata i ja zdecydowaliśmy, że muszę odpocząć. Po prostu ci nie powiedziałam, bo nie chciałam, żebyś myślała, że ​​jestem mniej silna, bo zostałam w domu”.

Doug mrugnął.

„Czekaj, CO?”

Wziąłem duży łyk herbaty i się uśmiechnąłem. „Wygląda na to, że uwierzyłeś w niewłaściwą wersję Mocy”.

Od tego czasu stał się inny. Bardziej uważny. Bardziej zrozumiałe. Nie używa już słowa „lenistwo”!

A wczoraj wieczorem, gdy kuśtykałam do łóżka, pocałował mnie w czoło i wyszeptał: „Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś”.

Nic nie odpowiedziałem.

Ale się uśmiechnąłem.

Ponieważ czasami najlepszym sposobem, by pokazać komuś, jak wygląda siła… jest pozwolić mu zamieszkać w twojej skórze – z kupą, wymiocinami i wszystkim innym!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *