Syn oligarchy celowo zaprosił biedną dziewczynę na obiad, by sprowokować kłótnię z matką. Gdy tylko weszła, goście zamarli – nie spodziewali się czegoś takiego.

Kirył bardzo się dziś spieszył. Była już ósma wieczorem, a on nie miał nawet czasu, żeby wybrać prezent, kupić kwiaty, a nawet się przebrać.

Dziś urodziny obchodziła jego matka, Swietłana Eduardowna Krasilnikowa. Z tej okazji zebrało się wielu gości.

Uroczystość miała się odbyć w wiejskiej rezydencji rodziny milionerów.

Na kolację zaproszono tylko krewnych, a w sobotę miały się pojawić VIP-y, partnerzy biznesowi i dziennikarze.

Te „rodzinne spotkania” od dawna doprowadzały Kiryła do szału. Znajomi jego matki nieuchronnie zaczynali zadawać nietaktowne pytania: kiedy się ożeni, kiedy da mu spadkobierców imperium Krasilnikowów.

Ale co go najbardziej irytowało, to fakt, że liczne ciotki, przyjaciele i swatki prześcigały się między sobą, aby znaleźć męża dla swoich bratanic i znajomych, chwaląc się przy tym kolejną „idealną panną młodą”.

Kiedyś nękali jego młodszą siostrę, dwudziestoletnią Camillę, ale odkąd zaczęła spotykać się z synem wydawcy Jeremowa, zostawili ją w spokoju, podziwiając jedynie jej wybór. Teraz cała uwaga skupiła się na Kiryłle.

Starał się unikać tych irytujących kobiet, ale dziś to nie zadziałało. Nieobecność na urodzinach matki oznaczałaby narażenie się na jej długotrwałą niechęć.

Zamyślony Kirill podjechał pod kwiaciarnię. Małe stoisko przy rynku centralnym nie było jego stałym miejscem. Mało prawdopodobne, żeby codziennie dostarczali kenijskie róże czy holenderskie tulipany pokryte poranną rosą, ale nie miał wyboru. Pilnie potrzebował kwiatów.

Wchodząc do środka, zastał sklep pusty. Rozglądając się, Kirył zauważył, że kwiaty były całkiem przyzwoite – musiał tylko poczekać na sprzedawcę.

Ale nikogo nie było.

„Dobry wieczór! Jest tu ktoś?” – zawołał w stronę pomieszczenia gospodarczego.

„Sprzedawco! Hej, kto jest za ladą? Mogę na pana zaczekać, czy nie?” Jego głos zabrzmiał głośniej, niż zamierzał, a Kirill nawet zarumienił się z irytacji. Zwykle nie pozwalał sobie na taki ton.

W butikach i salonach, które zazwyczaj odwiedzał, kilku konsultantów natychmiast podbiegało do niego. „Wygląda na to, że dziś nie jest mój dzień” – pomyślał milioner.

I właśnie w tym momencie z pomieszczenia gospodarczego wyszła dziewczyna w ciemnoniebieskim szlafroku.

„Czemu krzyczysz, jakbyś był na targu? Nie mogłeś poczekać?” – zapytała ostro.

„Dlaczego miałbym czekać? Twoim zadaniem jest przyciągać klientów, sprzedawać towary i zapewniać im obsługę, żeby wracali” – protestował Kirill. „Na targu kwiatowym jest tłoczno, konkurencja jest zacięta, a ja mogę po prostu pójść do innego sklepu”.

„No to śmiało, po co krzyczeć?” dziewczyna wzruszyła ramionami. „Dobra, skoro niczego nie potrzebujesz, to idę”.

Odwróciła się, szykując się do wyjścia.

— Czekaj! Dobra, spieszę się, nie mam czasu jeździć po mieście. Co masz dla kobiety w średnim wieku? Dla pięknej, szykownej, bogatej kobiety? Mama ma urodziny.

„Skoro to moja mama, to ile ona ma lat? To ważne przy wyborze kwiatów” – odpowiedziała dziewczyna rzeczowo.

„Nie wiem” – powiedział zdezorientowany Kirill.

„No cóż, widzisz” – skrzywiła się.

„Nie, nie rozumiesz. Mama ukrywa swój wiek. Nie sądzę, żeby w ogóle pamiętała, ile ma lat.”

„Och, wierzę” – dziewczyna nagle szczerze się roześmiała. „Babcia Matriona też nie pamiętała swojego wieku, a to nas rozśmieszało, kiedy byliśmy dziećmi. Mówiliśmy, że ma szesnaście lat, a miała prawie siedemdziesiąt”.

Kirill pozostał poważny.

— Co twoja babcia ma z tym wspólnego? Moja mama wygląda świetnie i po prostu nie chce się zestarzeć. Daj mi kwiaty.

„Czy róże wystarczą?” – nadąsała się dziewczyna.

„Tak, róże” – westchnął. „Ułóż bukiet, a ja już pójdę. Spóźnię się”.

„Nie umiem układać kwiatów” – wzruszyła ramionami. „Jestem sprzątaczką. Antonina, kwiaciarnia, od dwóch dni siedzi w toalecie z bólem brzucha. Zajmuję się sklepem”.

Kirył patrzył na nią w milczeniu, nie mogąc znaleźć słów. Był w szoku. Nigdy w życiu nie zdarzył mu się bardziej absurdalny scenariusz.

„Dobra. Udekoruj to, jak możesz. Przynajmniej zwiąż kwiaty razem i przewiąż je wstążką. Dasz radę?” Wyciągnął chusteczkę i otarł pot z czoła.

„Dam sobie radę” – dziewczyna ożywiła się i zaczęła zręcznie zbierać róże.

Kirył spojrzał na nią. Miała piękne włosy, idealne rysy twarzy, nieskazitelną cerę i wyraziste oczy. Długie palce, smukłe nadgarstki – jak u pianisty.

„Ona jest piękna!” – przemknęło mu przez myśl. „Może powinienem zaprosić ją na wieczór, żeby zagrała moją narzeczoną? Z jej wyglądem z łatwością mogłaby uchodzić za arystokratkę. Jej postawa, włosy, naturalne piękno… Nawet jej prosta sukienka mogłaby uchodzić za haute couture. Ciekawe, czy nasze fashionistki uwierzą, że pochodzi z bogatej rodziny? Oczywiście, że tak”.

„Jak masz na imię?” zapytał niespodziewanie.

  • Lisa. Lisa Śnieżina.
  • Piękne imię i nazwisko.

„Och, dali mi to w sierocińcu. Znaleźli mnie na śniegu, więc oto Snezhina” – zaśmiała się.

„Co… na śniegu?” – zdziwił się.

„No cóż, nie dosłownie w zaspie” – wyjaśniła Lisa. „Na sankach. Zostawili go pod drzwiami sierocińca. Była śnieżna zima, stąd ta nazwa”.

Zamilkła, patrząc na jego zszokowaną twarz.

— No, co cię to obchodzi? Nie wiesz, że dzieci są czasem porzucane?

„Wiem” – mruknął zdezorientowany.

„Proszę, weź swój bukiet” – Lisa wyciągnęła całkiem okazały bukiet.

„Słuchaj, Liso, czy chciałabyś zarobić równowartość kilku twoich pensji w jeden wieczór?” Kirill uśmiechnął się.

„Co?! Jesteś… wariatem! Zadzwonię natychmiast na policję!” Chwyciła wiadro.

„Nie, czekaj! Nie o to mi chodzi. Oferuję pieniądze za drobną przysługę. Dziś wieczorem będziesz musiała wcielić się w rolę mojej żony. Tylko kilka godzin u moich rodziców, a potem odwiozę cię do domu”.

„Po co ci to?” Lisa opuściła wiadro.

Rzecz w tym, że krewni przyjdą na obiad, a ciocie znowu zaczną pytać, dlaczego wciąż jestem singlem. Chcę im zrobić psikusa: przedstawię cię jako moją żonę, a dadzą mi spokój.

Po pewnym czasie przyznam, że to był żart, ale przynajmniej nauczy ich to, żeby w przyszłości zajmowali się swoimi sprawami.

„A tak naprawdę, dlaczego jeszcze się nie ożeniliście?” – zapytała Lisa z ciekawością.

„No cóż”, zaśmiał się Kirill. „Prawdopodobnie dlatego, że jeszcze nie znalazłaś prawdziwej miłości. Czy to nie oczywiste?”

„Hmm, ale myślałem, że miłość nie jest najważniejsza dla bogatych. Ważniejsze są interesy, łączenie kapitałów i tak dalej”.

„Dla mnie miłość jest najważniejsza, uwierz mi” – uśmiechnął się.

„Dobrze, pomogę” – zgodziła się dziewczyna niespodziewanie i swobodnie, ponownie zaskakując Krasilnikowa. „Poczekam tylko na kwiaciarnię i się przebiorę”.

„Liza, już jestem spóźniona i mama pewnie się martwi. Jesteś już przyzwoicie ubrana? Masz coś do przebrania oprócz szlafroka?”

„Zawsze jestem przyzwoicie ubrana” – powiedziała urażona.

„Nie gniewaj się, Elizawieto Snieżyno. Jestem pewien, że zawsze wyglądasz wspaniale, chciałem tylko sprawdzić. Oto pieniądze i adres. Daj mi swój numer telefonu, a zaraz do ciebie zadzwonię – w ten sposób będziesz miała mój numer”.

Zakończ swoje sprawy, wezwij taksówkę, a spotkam się z tobą u siebie, dobrze? A, i jeszcze jedno: będziemy mówić do siebie po imieniu i spróbujemy patrzeć na mnie z miłością.

„Postaram się, nie martw się. Byłam gwiazdą kółka teatralnego w sierocińcu” – powiedziała Lisa.

„Serio? W takim razie jestem spokojny” – zaśmiał się.

Kirill uśmiechał się przez całą drogę, wspominając rozmowę ze sprzątaczką. Nie mógł zrozumieć, dlaczego myśli o niej poprawiały mu humor. Było w niej coś promiennego, jakby sprawiała, że ​​miał ochotę śpiewać.

Włączył radio i zaśpiewał: „Jesteś jedyna, jesteś jedyna, znam cię… Nie ma na świecie drugiego takiego jak ty…”

Ledwo dotarł na kolację. Bukiet został dobrze przyjęty – ciocia Rita nawet zauważyła, że ​​włoski miliarder podarował jej podobny w Palermo. Goście kiwali głowami z podziwem, nazywając kompozycję „wyrafinowanym luksusem”, a Kirill ledwo powstrzymywał śmiech.

Potem rozmowa płynnie zeszła na ślub Camilli i oczywiście na „nieszczęsnego” kawalera Kirilla.

„Kirylu, kiedy zobaczymy następcę tronu Krasilnikowa?” westchnęła ciocia Zina. „Dopóki jesteśmy młodzi, chcemy zaopiekować się małym księciem”.

„No i zaczyna się” – pomyślał, lecz tylko się uśmiechnął.

„Trudno zrozumieć dzisiejszą młodzież” – wtrąciła ciocia Rita. „Trudno znaleźć w dzisiejszych czasach porządną dziewczynę”.

„Zostawcie go w spokoju!” 79-letni Boris Pietrowicz, emerytowany generał, uderzył pięścią w stół. „Mam już dość waszego swatania! Wkrótce będziecie musieli sami się pilnować, stare mięczaki!”

„Jesteś pierwszy w kolejce, Borysie Pietrowiczu” – odparła ciotka Rita.

„Tato, dość tych koszarowych żartów!” – wściekła się Swietłana Eduardowna. „Zero taktu!”

„Czy nękanie faceta pytaniami jest taktowne?” – warknął dziadek. „Ty, Ritka, ty, Zinka, i ty, Swietłana – byłaś takim samym wieśniakiem z Kukuszkina, jak ty. Mój adiutant, Szura Aliabijew, mawiał: «Dziewczynę można wywieźć ze wsi, ale wsi z dziewczyny nigdy nie wywieziesz»”.

Kirill i jego ojciec pospieszyli z interwencją:

„Tato, nie psujmy tej uroczystości. Dziś są urodziny Swietłany”.

„Jestem za!” Dziadek wzruszył ramionami. „Mów o solenizantce, a nie o ślubie wnuka. On sam się domyśli. A tak przy okazji, ile masz lat, Swietoczka?”

„Czterdzieści pięć” – wymamrotała przez zęby.

„Czwarty rok z rzędu?” – zaśmiał się generał.

„Witaliju, uspokój ojca” – syknęła Swietłana.

„Ale kiedy poznamy narzeczoną Kirilla?” zapytała głośno ciotka Rita.

Dziadek zmarszczył brwi, ale wnuk go wyprzedził:

— Z narzeczoną nie. Ale z żoną proszę.

Cisza zapadła nad stołem. Nawet Camilla podniosła wzrok znad telefonu.

„Wspaniale. Kiryukha, jesteś mężatką?!” – wyszeptała.

W tym momencie zadzwonił dzwonek.

  • Tak, moi drodzy, jestem żonaty. A to moja żona. Przybyła.

Odszedł od stołu.

„No to zobaczmy, co to za żaba w pudełku” – zaśmiał się dziadek. „Jestem pewien, że mój wnuk wybrał najlepszą dziewczynę”.

Panie wymieniły spojrzenia, a Swietłana przewróciła oczami.

Przy bramce Kirył zobaczył taksówkę i… zamarł.

„Liza, o co chodzi z tymi barwami wojennymi? I z tymi „indyjskimi koralikami”? Dwie godziny temu wyglądałaś świetnie!”

— To droga biżuteria! A florystka zrobiła mi makijaż.

— Czemu kulejesz? Boże, nie mogę sobie wyobrazić, żebyś tak wyglądał dla swojej rodziny!

„Buty są za duże, dlatego utykam.”

Liza była zdenerwowana. Tak bardzo liczyła na zarobienie pieniędzy – jutro był dzień wolny, a ona chciała zabrać Sonię do zoo i kupić jej prezenty…

— Mam czółenka w plecaku, mogę zmienić buty.

— Szybko! I zdejmij te koraliki. A teraz chodźmy do szklarni – umyj się. Wyglądasz lepiej bez tego makijażu.

Dziesięć minut później weszli do salonu. Goście patrzyli na nich z zachwytem.

„Nie bój się, jestem z tobą” – szepnął Kirył, prowadząc ją do stołu.

Posadził Lisę obok siebie i dyskretnie założył jej na palec pierścionek z ogromnym diamentem (skąd się wziął, pozostaje zagadką).

„Głupcze, powinieneś był chociaż zapytać o rozmiar” – zaklęła bezgłośnie Lisa, starając się nie upuścić pierścionka. „Teraz muszę pilnować tego bruku…”

  • To jest Lisa. Moja żona.

Wszyscy osłupieli ze zdumienia. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw…

„Witaj, moja droga. Jaka jesteś piękna!” – ucieszył się dziadek, podchodząc do dziewczyny i obejmując ją. Liza wstała, zdezorientowana, a emerytowany generał natychmiast pocałował ją trzy razy. „Jestem dziadkiem twojego męża – Borys Pietrowicz Krasilnikow. Możesz mówić do mnie po prostu „dziadku”.

„Liza, powiedz mi, gdzie poznałaś mojego syna?” – zapytała Swietłana Eduardowna.

„W sklepie” – odpowiedziała po prostu dziewczyna, ale Kirył natychmiast szturchnął ją łokciem, żeby nie wygadała się.

„Naprawdę? Który konkretnie? Nie wiedziałam, że mój siostrzeniec poszedł na zakupy” – zaśmiała się ciocia Rita. Lisa była kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała, jak się zachować w tym towarzystwie ani co jest akceptowalne. „Oszust” postanowił porozmawiać o czymś, co przynajmniej trochę znała:

— W sklepie z artykułami artystycznymi. Kupowałem płótna, a Kirył…

„W dziale artystycznym?!” Ciocia Zina szeroko otworzyła oczy i zaczęła cmokać jak ryba na brzegu. „Kiryusha, co tam robiłaś?”

„Yyy… ja… byłem tam z przyjacielem. Wybierał prezent dla córki, więc wpadliśmy” – powiedział Kirill, gorączkowo improwizując, ale brzmiało to nieprzekonująco. Lisa postanowiła pomóc – w końcu dostawała za to wynagrodzenie:

Przechodziłem obok, pogrążony w myślach, i zderzyliśmy się. Moje pędzle rozsypały się, zaczęliśmy je zbierać. Nagle nasze dłonie się zetknęły i spojrzeliśmy na siebie. W tym momencie w mojej duszy zapłonął płomień. Kirill czuł to samo. Od razu zdał sobie sprawę, że nie przeżyje beze mnie ani jednego dnia.

Krasilnikow cały czas szarpał Lisę za rękę, kopał ją pod stołem, próbował ją uciszyć, ale ona już dała się ponieść emocjom.

Powiedział: „Dziewczyno, gdybym umiał rysować, malowałbym twój portret każdego dnia. Ale nie umiem. Pozwól mi chociaż zrobić sobie z tobą zdjęcie”. A ja odpowiedziałam: „Co ty mówisz, co ty mówisz, nie jestem gwiazdą, żeby pozować”. A on na to: „Jesteś gwiazdą, tylko bardzo odległą, nieznaną nikomu, ale najpiękniejszą we wszechświecie”.

Wszyscy słuchali z otwartymi ustami, ale dziadek tylko się uśmiechał.

„Och, jakie romantyczne!” wykrzyknęła ciocia Rita, przyciskając dłonie do piersi. „Lizo, wiesz, jedna z moich wielbicielek też…”

„Ale Kirył nie jest jednym z wielbicieli” – przerwała jej „żona oszustka”. „To mój mąż, mój jedyny. Nie zauważamy nikogo innego wokół nas. Żałuję, że nie przedstawił mnie wcześniej – nie byłam gotowa. Przez cały ten czas nie mogłam uwierzyć, że kocha mnie najwspanialszy mężczyzna na świecie. Teraz rysuję go każdej nocy: kiedy wraca zmęczony z pracy i kiedy śpi zwinięty w kłębek jak dziecko.

„Och, jak cudownie!” westchnęła ciocia Zina. „Lizo, jesteś artystką? Masz własną galerię? Gdzie wystawiasz?”

„Dość” – Kirill nie wytrzymał. „Mamo, jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Lisa i ja musimy iść”. Złapał dziewczynkę za łokieć i pociągnął ją w stronę wyjścia.

Ciotki i matka Kiryła zerwały się na równe nogi, szykując się do wyjścia „nowożeńcom”:

„Nie, Kirył, to niemożliwe!” zaprotestowała jego matka. „Co ludzie powiedzą? Dziedzic Krasilnikowa się ożenił, a nie ma ślubu, nie ma ogłoszenia w prasie!”

„Liza, przyjdziesz na imprezę w sobotę? Kiriłł, pamiętasz – o siódmej, w Rosyjskim Domu?” Ciotka Zina pospieszyła.

„Lizoczka, kim są twoi rodzice? Koniecznie musimy ich poznać!” – krzyknęła za nimi ciocia Rita.

W końcu wsiedli do samochodu. Kirył gwałtownie ruszył i zatrzymał się na najbliższym zjeździe, żeby złapać oddech:

„Co to było, Liso?!” Wściekł się. „Jaki sklep? Jakie gwiazdy? Prosiłem cię, żebyś po prostu tam była, a nie robiła z siebie widowisko! Co teraz? Mam cię zaciągnąć na przyjęcie też w sobotę? Będą tam dziennikarze!”

„Nie ma sensu tego przeciągać” – Lisa wzruszyła ramionami. „Powiedziałeś, że później się do wszystkiego przyznasz. Więc powiedz im, że to był żart. Przepraszam, po prostu mnie poniosło. Pomyślałam sobie – pieniądze nie przychodzą łatwo, trzeba na nie zapracować”.

„O, racja” – sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął plik banknotów. „Proszę, zasłużyłeś”.

„To za dużo. Nie zniosę tego” – powiedziała Lisa, szeroko otwierając oczy.

„Tylko głupcy odmawiają pieniędzy” – warknął. „Czy ty jesteś głupcem?”

„Nie, nie jestem głupia. Naprawdę potrzebuję pieniędzy” – wzięła banknoty i wcisnęła je do torby. „Do widzenia, Kirył. A raczej żegnaj”. Pociągnęła za klamkę, ale drzwi ani drgnęły.

„Usiądź. Zawiozę cię do domu” – mruknął, a samochód szarpnął do przodu.

Zatrzymawszy się przy obskurnym pięciopiętrowym budynku na obrzeżach, Kirill, wykazując się dobrymi manierami, wyszedł, aby otworzyć drzwi dziewczynie.

Lisa wysiadła, opierając się o jego ramię, ale nagle się poślizgnęła i złapała go za koszulę. Okazało się, że zaparkował obok kałuży.

Sekundę później leżał już w błocie, a ona była na nim.

“Czy ty kompletnie oszalałeś?!” krzyknął.

“To ty stanąłeś w złym miejscu!” warknęła.

— Tutaj jest ciemno, nic nie widać!

Wstali. Cały jego garnitur był brudny.

„Chodźmy do mnie” – powiedziała Lisa. „Właścicielka nie będzie zadowolona, ​​ale tym razem to nic. Przecież nie jesteś byle jakim mężczyzną, jesteś moim „mężem na jeden wieczór”.

Kirył się nie śmiał. Był gotów ją udusić za wszystkie kłopoty tego wieczoru, ale poszedł za nią.

W mieszkaniu powitała ich surowa emerytka Anna Stepanowną:

„Lizka, czemu tak późno? Kto to jest? Próbujesz oszukać facetów?”

Baba Anya, to mój „mąż”. No cóż, nie do końca, po prostu przedstawiliśmy się w ten sposób jego rodzicom…

Gospodyni była oszołomiona:

— Czy ty oszalałeś?

  • Anno Stepanowno, czy on może się umyć i wyjść?

Stara kobieta machnęła ręką:

„Niech idzie do łazienki. Zaraz przyniosę mu rzeczy zmarłego Iwana Siergiejewicza”.

„Nie ma potrzeby!” – przestraszył się Kirył. „Posprzątam i wyjdę”.

Godzinę później jego ubrania suszyły się na balkonie, a oni pili herbatę w pokoju Lisy. Kirył rozglądał się po płótnach, sztalugach i farbach.

„Czy naprawdę jesteś artystą?” – zapytał. „Czy mogę zobaczyć twoją pracę?”

  • Patrzeć.

— Nie znam się za bardzo na sztuce, ale mi się podoba. Sprzedasz mi jedną?

  • Już mi dobrze zapłaciłeś. Nie ma potrzeby.

„Ale to naprawdę mi się podoba” – wskazał na płótno. „Idealnie pasuje do mojego biura”.

„Weź je” – odpowiedziała obojętnie Lisa.

Kirill sięgnął po portfel, ale przypomniał sobie, że ma na sobie cudze ubrania.

„Nie potrzebuję pieniędzy” – dziewczyna pokręciła głową.

„Liza, mogę cię o coś zapytać? Dlaczego pracujesz jako sprzątaczka, skoro jesteś artystką? I moim zdaniem, bardzo utalentowaną.

„Dziękuję” – uśmiechnęła się słabo. „Ale komu to potrzebne? Owszem, sprzedaję obrazy na targu przy fontannie, czasami biorę zlecenia, ale… To się zdarza raz na jakiś czas, raz na chybił trafił. Nie wystarcza na życie. Materiały są drogie, mam mało wolnego czasu. A w sklepie, choć pensja jest niewielka, jest stabilna. Nasza właścicielka jest miła, daje premie”.

Zatrzymała się, po czym dodała niepewnie:

— Jest jeszcze jedna rzecz… Odwiedzam dziewczynkę w domu dziecka. Sonię. Ma sześć lat. Jest bardzo samotna.

„Twój krewny?” zapytał cicho Kirill.

— Nie. Tylko… przyjaciółka. Uczę ją rysować. Chcę ją adoptować, ale jeszcze się nie udało.

— Dlaczego? Jeśli chodzi o pieniądze, pomogę.

„Nie chodzi o pieniądze. Nie mam gdzie mieszkać ani wystarczająco dużo miejsca dla dziecka. Nie jestem żonaty… Chociaż to nie jest teraz najważniejsze. Ale nad tym pracuję. Na razie tylko odwiedzam”.

Kirył spojrzał na nią uważnie:

— Jesteś sierotą? Nie masz żadnych krewnych?

Lisa skinęła głową w milczeniu.

— Ale należy ci się mieszkanie od państwa?

„Tak” – uśmiechnęła się gorzko. „Sprzedałam je, żeby pomóc komuś spłacić długi. A potem on… zniknął. I tak żyjemy – wszyscy mnie porzucają, począwszy od mojej matki”.

Jej śmiech brzmiał nienaturalnie. Kirył wpatrywał się w dziewczynę w milczeniu, czując dziwną mieszaninę gniewu i litości.

Lisa wstała i skierowała się w stronę balkonu:

„Twoje rzeczy są suche. Wyjdź, zanim sąsiedzi się obudzą. Nie chcę żadnych plotek o nocnych wizytach w drogim samochodzie”.

„Tak, oczywiście” – Kirill ubrał się, podniósł zapakowany obraz i wyszedł. W milczeniu uścisnęli sobie dłonie przy drzwiach.

Po wejściu do samochodu, siedział za kierownicą przez długi czas, patrząc przez okno. Lisa wyjrzała i gniewnie machnęła ręką, żeby odjechał.

W domu Kirył spał do wieczora. Obudził się, gdy siostra woła:

  • Camilla, co się stało?

— Gdzie byłeś?! Daj mi numer Lisy, muszę z nią pilnie porozmawiać!

  • Powiedz mi, to przekażę dalej.

„Żartujesz sobie? Czemu miałabym komunikować się z twoją żoną przez ciebie?!”. – wybuchnęła Camilla. „Gdzie ona teraz jest?”

„U mnie! Pod prysznicem!” skłamał, zdezorientowany. „Zadzwoni później”.

Po rozłączeniu się Kirill pobiegł do sklepu, w którym pracowała Lisa. Po zakupieniu wszystkich kwiatów przekonał właściciela, żeby pozwolił jej wyjść wcześniej.

„Zwariowałaś? Gdzie ja mam położyć te wszystkie kwiaty?” – wykrzyknęła oburzona Lisa na parkingu.

  • Moja siostra chce twój numer.
  • No to przyznaj, że to żart!

„Chciałbym ich jeszcze trochę pomęczyć” – mruknął niepewnie.

„Oszukiwanie ludzi nie jest zabawne. Obiecałeś mówić prawdę”.

— Powiem ci! Ale najpierw porozmawiaj z Camillą. Ona prosi o radę.

„Dobrze” – westchnęła Lisa. „Ale w zamian podwieź mnie do sierocińca. Niech tam też wyślą kwiaty, dla personelu”.

W sierocińcu Liza została przyjęta jak rodzina. Starsza szatniarka, Matriona Iwanowna, zmrużyła oczy i spojrzała na Kiryła:

— Czy jesteś narzeczonym naszej Lizoczki?

„Można tak powiedzieć” – uśmiechnął się.

„Nie przeszkadzajcie mi! Znam ją od niemowlęcia – nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić”.

Kirył nagle zdał sobie sprawę, że to była ta sama „babcia Matriona”, o której opowiadała mu Lisa, gdy się poznali.

— Nie zrobię jej krzywdy. A ty… opowiesz mi o niej?

„Czemu miałabym ci nie powiedzieć?” – szatniarka rozsiadła się wygodniej. „Słuchaj…”

Zimą, tuż przed Nowym Rokiem 2004, na ganku sierocińca znaleziono nowo narodzoną dziewczynkę. Była głęboka noc – choć była dopiero szósta wieczorem, wszystko już spowiła ciemność.

Matriona Iwanowna spieszyła się do pracy: tego dnia uczelnia przygotowywała uroczysty poranek i „Bal maskowy” na Nowy Rok. Uczniowie wymagali szczególnej uwagi.

Brama na dziedziniec była zamarznięta, więc kobieta weszła głównym wejściem. Tam dostrzegła sanki z zawiniątkiem. Podbiegając bliżej, Matriona zdała sobie sprawę, że to niemowlę, owinięte w kocyk. Ogarnęła ją panika: czy dziecko oddycha? Nie tracąc ani chwili, zostawiła sanki na zewnątrz, wzięła dziecko i pobiegła do środka.

Okazało się, że znalazła zdrowe, silne dziecko – słodką dziewczynkę, zaledwie kilkudniową. Nie miała przy sobie żadnej notatki ani dokumentów. Nie było też żadnych oznak, że ktoś po nią wróci.

Personel sierocińca natychmiast wezwał karetkę. Podczas gdy lekarze przygotowywali się do odebrania dziecka, Matryona podeszła do dyrektora i poprosiła go o nadanie dziewczynce imienia.

Ratownik medyczny zarejestrował dziecko jako Elizawietę Śnieżynę. Sześć lat później los ponownie zetknął Lizę z tą samą kobietą – dziewczynka trafiła do tego samego sierocińca, w którym została znaleziona.

Życie Lisy nie było łatwe. Straciła rodziców i do szóstego roku życia mieszkała w rodzinie zastępczej. Jednak po śmierci ojca jej nowa matka ponownie wyszła za mąż, a jej nowy mąż nie chciał mieć nic wspólnego z dziećmi innych ludzi. W ten sposób Lisa ponownie trafiła do sierocińca.

To był dla dziewczynki straszny cios. Uważała się za pełnoprawną córkę Yolkinów i ledwo pamiętała, jak trafiła do sierocińca. Nikt nie śmiał jej przypomnieć, że została porzucona jako noworodek. Baba Matriona czekała, aż Liza trochę podrośnie.

W wieku siedmiu lat dziewczynka ponownie trafiła do rodziny zastępczej. Jednak cztery lata później wszystkie dzieci z tej rodziny zostały odebrane, a opiekunowie aresztowani. Lisa ponownie wróciła do sierocińca.

Po tych wydarzeniach przestała mówić, ale zaczęła rysować. O dziwo, rysowała tak, jakby całe życie poświęciła nauce sztuki. Była szczególnie dobra w rysowaniu ludzkich twarzy, potrafiąc przekazać wszelkie emocje.

Dopiero gdy Elżbieta skończyła osiemnaście lat, Matriona Iwanowna odważyła się wyznać jej prawdę o swoim pochodzeniu. Liza słuchała uważnie, ale odpowiedziała gorzko:

„Porzucano mnie wiele razy. Co mógłby zmienić jeden incydent?”

„Mylisz się” – zaprotestowała kobieta. „Kiedy cię znalazłam, byłeś owinięty w bardzo drogie prześcieradła. To nie są zwykłe szmaty. Twoja matka ewidentnie pochodziła z zamożnej rodziny. Może miała ku temu powody”.

Lisa tylko się zaśmiała:

„Skoro mnie nie szukała, to znaczy, że mnie nie potrzebuje”.

Matryona chciała dodać coś jeszcze, ale kontynuowała nieco później:

„Następnego dnia, odśnieżając, znalazłem obok sań biały jedwabny szal. Wyszyty liliową nicią, z napisem „Lew Kudritsky”. Nadal go mam. Może należał do mojego ojca albo krewnego?”

Ale Lisa nie okazała zainteresowania. Nie chciała poznać tych, którzy ją porzucili. Mimo to babcia nadal pielęgnuje szalik, mając nadzieję, że pewnego dnia dziewczynka zechce odkryć swoją przeszłość.

Pewnego dnia młody mężczyzna, który zaczął spotykać się z Lisą, zasugerował jej, żeby sama zaczęła szukać:

— Daj mi spojrzeć na ten szalik. Zrobię zdjęcie i postaram się znaleźć jakieś informacje.

Matriona obiecała pokazać mu szalik następnego dnia.

Tymczasem Liza spędzała czas z przyjaciółmi: odwiedzali zoo, chodzili do kina, jeździli na przejażdżki i jedli lody. Tego wieczoru Kirill odwiózł ją do domu i odbyli wzruszającą rozmowę:

„Powinniśmy się umówić?” zapytał.

„Miliarderzy nie umawiają się ze sprzątaczkami” – uśmiechnęła się Lisa.

— Więc będziemy pierwsi. Łamiemy stereotypy?

  • Dobra, jedziemy.
  • No to może się pocałujemy?

„Przyjedź jutro, to zobaczymy” – puściła oko i wysiadła z samochodu.

Kirill wyszedł szczęśliwy. Pamiętał każdą minutę spędzoną z Lisą. To było dla niego zupełnie nowe doświadczenie emocjonalne. Był już wcześniej w związkach, ale Lisa była wyjątkowa. Jak melodia, która grała tylko dla niego.

Następnego ranka Cyryl zamierzał odwiedzić Matrionę Iwanownę. Nie tylko obiecał odnaleźć krewnych Lisy – jego uwagę przykuło wyhaftowane na szaliku nazwisko „Lew Kudritsky”. Przypomniawszy sobie, że w osiedlu domków letniskowych, w którym mieszkali jego rodzice, mieszkał artysta o tym nazwisku, postanowił sprawdzić zbieżność.

Lew Michajłowicz Kudricky był znanym artystą, cenionym zarówno w Rosji, jak i za granicą. On i jego żona Jekaterina Nikołajewna żyli spokojnie, z dala od społeczeństwa. Nie mieli dzieci, choć kiedyś marzyli o rodzinie. Sąsiedzi rzadko ich widywali – para wolała samotność i zamiast ludzi otaczała się zwierzętami. Para prowadziła kojec dla zwierząt i małe schronisko dla bezdomnych zwierząt.

Kirill nie wiedział, od czego zacząć rozmowę, więc postanowił od razu przejść do rzeczy: pokazał mu zdjęcie szalika i zapytał, czy wygląda znajomo.

Zaledwie dziesięć minut po zadzwonieniu do bramy, młody mężczyzna został wprowadzony do środka. Artysta powitał gościa w swoim biurze. Po krótkim powitaniu Krasilnikow podał mu telefon ze zdjęciem szalika.

„Znam ten szalik” – przyznał Lew Michajłowicz, ledwo kryjąc ekscytację. „To był prezent od starego przyjaciela z Włoch. Zostały zrobione specjalnie dla mnie, mojej żony i naszej córki. Teraz zostały nam tylko dwa. Gdzie go znalazłeś?”

Kirył poprosił o czas i opowiedział całą historię – o odnalezionym noworodku, o sierocińcu, o Lizie i jej życiu. Artysta słuchał uważnie, a w miarę jak opowiadał, jego twarz coraz bardziej bladła. Wstał, wyszedł z pokoju i wrócił z żoną i portretem dziewczynki.

„To nasza córka Ewa” – powiedział z bólem. „Zmarła trzy lata temu. Straciliśmy ją, kiedy wyjechała do Turcji”.

Ewa była trudnym dzieckiem. Choć dorastała w rodzinie z pełnym bezpieczeństwem finansowym, wciąż pragnęła czegoś więcej. Ciągłe poszukiwanie mocnych wrażeń, narkotyki, ucieczki z domu i spotkania z motocyklistami – wszystko to stało się częścią jej życia. Po zajściu w ciążę w wieku 17 lat, ukrywała się, a po powrocie twierdziła, że ​​dziecko nie żyje. Później znów zniknęła, a kilka lat później jej rodzice dowiedzieli się o jej śmierci w nadmorskim hotelu.

Kiedy Cyryl podał rok urodzenia Lisy, para nie miała już wątpliwości: spodziewają się wnuczki.

„Przyprowadzę ją do ciebie” – obiecał młody mężczyzna. „Ale najpierw musimy przygotować Lisę do tego spotkania”.

Rozmowa z dziewczyną była trudna. Długo płakała, nie mogąc pojąć, dlaczego została porzucona, skoro jej rodzina mogła ją kochać i wychowywać. Ale Cyryl przekonał ją, że przeszłości nie da się zmienić, ale teraźniejszość może być początkiem nowego szczęścia.

„To dobrzy ludzie” – zapewnił ją. „Twoja babcia prowadzi schronisko dla zwierząt, a dziadek jest znanym artystą. Być może to po nim odziedziczyłaś talent do rysowania”.

„Może” – zgodziła się Lisa. „Ale niech zrobią test, na wypadek gdyby nie uwierzyli”.

„Zrobimy to, nie martw się. Ale jestem pewien, że nie mają wątpliwości. Jesteś bardzo podobny do swojej matki i dziadka”.

Następnego dnia Liza, Kirył i szczęśliwi Kudritscy zebrali się przy stole. Dla starszego małżeństwa był to dzień, który dawno już porzucili. Mocno przytulili wnuczkę, gotowi zrobić wszystko, by nadrobić stracone lata.

Dziewczyna przedstawiła Kirilla jako swojego przyszłego męża i powiedziała, że ​​chce przejąć opiekę nad dziewczynką o imieniu Sonia. Rodzice Lisy poparli ten plan.

„Czy władze opiekuńcze muszą zatwierdzić dom?” – zapytał dziadek.

„Oczywiście” odpowiedziała Lisa.

— Potem załatwimy papierkową robotę i zrobimy pokój dziecięcy. Ile tylko zechcesz!

„Dlaczego aż tyle?” zapytała zaskoczona babcia.

„Cóż, młodzi jeszcze będą mieli dzieci” – zaśmiał się dziadek, puszczając oko do zakochanych.

Ślub Kiryła i Lizy był tematem rozmów w całym mieście. Rodzice Krasilnikowa byli zachwyceni synową. Wszyscy znajomi rodziny słyszeli, jak matka pana młodego mówiła:
„Lizoczka pochodzi z dobrej rodziny. Intelektualiści, arystokraci, nie tacy, którzy urodzili się bez korzeni”.

W ten sposób historia samotnej dziewczyny odnalezionej w sylwestra znalazła szczęśliwe zakończenie. Los zetknął ją z tymi, którzy zawsze pragnęli jej obecności u boku – jej biologiczną rodziną, która czekała na nią od lat.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *